czwartek, 4 marca 2021

074. Wujek Shannon ma zawsze rację, nawet wtedy, gdy jej nie ma

 Kelly:

    Gdy Jared był w trasie, ja spędziłam sporo czasu z jego mamą. Była przemiłą i bardzo zadbaną kobietą. Podobnie jak jej młodszy syn, wyglądała bardzo młodo, nie uciekając się do operacji plastycznych, czy innych mających na celu pomóc zachować wieczną młodość zabiegów. Szczerze mówiąc, strasznie się sobie dziwiłam, że aż tak bardzo bałam się naszego pierwszego spotkania.
    Tego dnia dostałam telefon od swojej agentki, w którym poinformowała mnie o zmianie harmonogramu. Zdjęcia miały zacząć się dwa tygodnie szybciej niż przewidywał pierwotny plan, co wyprowadziło mnie z równowagi, gdyż miałam nadzieję spędzić te dni ze swoim narzeczonym. Niestety plan wziął w łeb. Poza tym miałam mniej czasu na przygotowanie się do dodanej niedawno do scenariusza sceny gwałtu. Żeby już go więcej nie marnować, pojechałam do wypożyczalni po dwa filmy, w których perfekcyjnie ukazany był motyw, z którym przyjdzie mi się zmierzyć: The Accused i Boys Don’t Cry. Ten pierwszy oglądałam, gdy byłam jeszcze nastolatką, przez jakiś czas bałam się później chodzić na imprezy i czułam ogromną niechęć do mężczyzn. Drugiego nie miałam okazji oglądać, ale poleciła mi go moja agentka Angie. Oksana wybierała się do kina na nocny maraton ze znajomymi, więc mogłałam na spokojnie przeanalizować oba obrazy. 
    Z The Accused poszło gładko, bo wiedziałam, czego się spodziewać, jednak przy Boys Don't Cry nie było już tak lekko. Scena gwałtu była brutalna i tak wstrząsająca, że nie mogłam na nią patrzeć. 
    Włączyłam pauzę, wzięłam kilka głębokich oddechów i puściłam to jeszcze raz, tym razem skupiając się na grze Hilary Swank. Oscar za tę rolę zdecydowanie jej się należał. 
    Wynotowałam wszystkie istotne rzeczy i powoli zaczynałam próbować czuć emocje, które towarzyszyły Sarze i Teenie. 
    Nie byłam specjalnie zaskoczona, gdy przez całą noc śniły mi się koszmary. Rano wzięłam szybki prysznic i poszłam oddać filmy. Gdy wróciłam, zadzwonił do mnie Jared, mówiąc, że za piętnaście minut wylatuje z Londynu. Ucieszyłam się, zdążyłam się już za nim piekielnie stęsknić.





***





Dwa tygodnie później:

    - Leć ze mną – powiedziałam, wtulając się w ramiona Jareda. 
    - Wiesz, że nie mogę. Poza tym, jak już mówiłem, będziesz pracować, więc nawet nie będziesz miała kiedy tęsknić – odpowiedział i pocałował mnie w czoło. 
    - A właśnie, że będę. Już za tobą tęsknię. 
    - Przecież jeszcze tu jestem. 
    - Ale za chwilę cię nie będzie. – Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej, czując, że zbierają mi się pod powiekami łzy. – Jakby nie mogli tego nakręcić w Los Angeles.
    - No już, kochanie, nie marudź. Nowy Jork to piękne miasto. Będziesz się tam wspaniale bawić po pracy. 
    - Wątpię – wydukałam, przecierając oczy.
    - No tylko mi tu nie płacz. Będę do ciebie dzwonił. – Pocałował mnie na pożegnanie, co oczywiście zostało sfotografowane przez bandę dzieciaków bawiących się w paparazzi. 



***



    Na lotnisku w Nowym Jorku czekał na mnie asystent reżysera, który zawiózł mnie do hotelu, gdzie tymczasowo pomieszkiwali wszyscy członkowie ekipy.
    - Śniadanie o siódmej, a o ósmej zaczynamy zdjęcia.
    - Tak wcześnie? – spytałam nieco zrezygnowana.
    - No niestety, kochana, taka praca. – Berck wszedł do windy, a ja otworzyłam drzwi swojego pokoju. Był bardzo przestronny i jasny. Na stoliku stały świeże kwiaty i kosz z owocami. Wzięłam do ręki jabłko i poszłam zwiedzać łazienkę. Kafelki w kolorze morskiej wody prezentowały się naprawdę bardzo ciekawie. Wanna z hydromasażem, eleganckie szafki i wielkie lustro. Nie pożałowali na nas pieniędzy.






***



 
    Pierwszy dzień pracy minął nam w bardzo przyjemnej atmosferze, ale to dlatego, że kręciliśmy jedną z niewielu przyjemnych scen w tym filmie. Pierwsza randka Beth i Roberta. Przez cały dzień ja i Evan tuliliśmy się do siebie, całowaliśmy i udawaliśmy zakochanych. Na początku byłam nieco skrępowana, ale już po kilku minutach się rozluźniłam. Ekipa stworzyła miłe warunki, poza tym Ev świetnie całował, więc nie miałam na co narzekać. 
    Po pracy razem z filmowym chłopakiem i dwoma innymi współpracownikami wybraliśmy się na pizzę. Rozmawialiśmy ze sobą tak, jakbyśmy znali się od lat.
    - Osobiście nie mogę się doczekać dnia, kiedy Cameron Diaz przyjedzie kręcić swoje sceny – rzucił Frank, gdy zaczęliśmy rozmawiać o aktorach, którzy mieli zagrać epizodyczne role w naszym filmie.
    - Ja też chcę ją zobaczyć na żywo – dodał Ev z charakterystycznym uśmieszkiem. 
    - Fajna laseczka z niej, ale ty, Kell, pewnie jej nie lubisz – zwróciła się do mnie grająca najlepszą przyjaciółkę mojej postaci Amy. 
    - Ładna jest, to trzeba jej przyznać, ale aktorka z niej marna. A tak w ogóle, to dlaczego myślisz, że jej nie lubię?
    - Bo to przecież była twojego faceta.
    - Jareda? – zapytałam zdziwiona. 
    - No tak, nie wiedziałaś? 
    Szczerze mówiąc, zanim go poznałam, nie interesowałam się jego życiem prywatnym. Wiedziałam, że spotykał się z jakimiś aktorkami, ale nie wiedziałam, z którymi. 
    - Nie rozmawiamy o swoich dawnych związkach – powiedziałam, biorąc do ręki szklankę coli. 
    - Może to i dobrze. Nie ma co wracać do przeszłości, ale jakby nie patrzeć, ty i Cameron będziecie miały już jakiś wspólny temat. 
    - O nie, nie, nie! Nie zamierzam rozmawiać o swoim związku z Jayem z jego byłą dziewczyną. To byłoby co najmniej dziwne. 
    Po zjedzonej kolacji trochę pozwiedzaliśmy i wróciliśmy do hotelu. Jared miał rację, Nowy Jork to piękne miasto, szczególnie nocą. 
    Spojrzałam na zegarek, dochodziła jedenasta. W Los Angeles była ósma, więc mogłam swobodnie zadzwonić do Jaya.
    - No i jak tam pierwszy dzień w pracy? – zapytał po tym, jak się z nim przywitałam.
    - Bardzo dobrze. Praktycznie cały dzień obściskiwałam się z przystojnym Australijczykiem.
    - Przystojniejszy ode mnie? 
    - Może – zaczęłam się z nim droczyć.  – Nie no, kochanie, wiesz, że nikt nie jest przystojniejszy od ciebie. No może jedna osoba. 
    - Kto? – zapytał z udawanym oburzeniem.
    - Johnny Depp – rzuciłam rozmarzonym tonem.
    - No tak, ten przeklęty Depp. 
    Oboje zaczęliśmy się śmiać. Jared wiedział, że od piętnastego roku życia wielbiłam Johnny’ego i czasem wykorzystywał to, by mi dokuczyć. 
    - Tak przy okazji, to będę pracować z twoją byłą.
    - Moją byłą?
    - Z Cameron Diaz. 
    - Jezu, od razu mówię, nie wierz we wszystko, co ci powie!
    - Aż tak źle ją traktowałeś?
    - Nie no, tak tylko żartuję. Pozdrów ją ode mnie. 
    - Pozdrowię, jeśli zagwarantujesz, że na dźwięk twojego imienia nie wpadnie w szał i nie rzuci się na mnie z pazurami. 
    - Tego nie mogę ci zagwarantować. – Roześmiał się, po czym skończyliśmy rozmowę. Po usłyszeniu jego głosu mogłam spokojnie zasnąć. 







Jared: 

    Po rozmowie z Kelly poszedłem wziąć prysznic, a następnie zajrzałem do Scotty’ego. Marion i Harry byli tak pochłonięci przygotowaniami do ślubu, że często mi go podrzucali, co niezwykle mnie cieszyło. Dzięki temu zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej. Kiedy zobaczyłem, że mój syn śpi jak zabity, poszedłem do sypialni i sam zapadłem w głęboki sen. 
    Rano Scotty siedział  nad miską swoich ulubionych płatków z bardzo skupioną miną.
    - A co ty taki poważny? – zapytałem, siadając obok niego.
    - Będę starszym bratem, to poważna sprawa.
    - No też fakt. Będziesz musiał pogadać z wujkiem Shannonem, on ma doświadczenie w byciu starszym bratem. 
    - Konieczliwie.
    Uśmiechnąłem się pod nosem. W życiu nie spodziewałem się, że będę miał takiego świetnego dzieciaka. Cholerny ze mnie szczęściarz…
    Po śniadaniu, jak zwykle w niedzielę, oglądaliśmy bajki. Seans przerwało nam pukanie. Wstałem z kanapy i otworzyłem drzwi. 
    - Cześć, nie przeszkadzamy? – Przed moim progiem stała Mary, a obok niej w wózku leżała jej córeczka. 
    - Pewnie, że nie. Wchodźcie. – Przywitałem ją pocałunkiem w policzek i zaprosiłem do środka. – Zaraz zrobię coś do picia. Kawa czy herbata?
    - Kawa – odpowiedziała z uśmiechem i wyjęła Courtney z wózka.
    - No, a to mój syn Scotty, którego jeszcze nie miałaś okazji poznać.
    - Cześć, Scotty – powiedziała, podając mu rękę. – Ja jestem Mary.
    - Cześć, Mary - odpowiedział jej z tym swoim uroczym uśmieszkiem.
    - A to jest moja córka Courtney.
    - Jaki śliczny dzidziuś! – Scott od razu złożył pocałunek na policzku prawie czteromiesięcznej Courtney.
    - Marion jest w ciąży i mały tak się tym podekscytował, że ma teraz obsesję na punkcie malutkich dzieci – powiedziałem i poszedłem do kuchni. - A co cię sprowadza do Los Angeles? – zapytałem, gdy wróciłem do salonu. 
    - Tata miał wczoraj urodziny i organizował przyjęcie.
    - Świetnie, że w końcu zaczęliście się dogadywać. 
    - No, też się z tego cieszę – powiedziała, patrząc, jak mój syn wpatruje się w jej córkę. – Śliczny ten twój Scotty. Wygląda jak mały aniołek. 
    - Ale zachowuje się jak diabełek. Jakiś czas temu wyrzucił mi wszystkie sałatki z lodówki, Marion mówiła, że w domu bawił się kuchenką. 
    - Przynajmniej macie z nim wesoło.
    - Niby tak, ale czasami, aż strach go spuścić z oka, bo gotowy wysadzić dom w powietrze. – Zaśmiałem się i odłożyłem kubek na stół.
    - Już nie mogę się doczekać, kiedy moja Courtney zacznie chodzić i mówić.
    - Szybko zleci. Ja pamiętam, jak zabierałem Scotty’ego ze szpitala, a tu już proszę, za miesiąc kończy dwa latka. 
    - Trochę się boję tego, że zanim się obejrzę, Court będzie nastolatką. Jak sobie pomyślę, że może robić to, co ja robiłam, to aż mi się słabo robi.
    - Mam tak samo – powiedziałem, przypominając sobie swoje wysoki. – Ale ty masz gorzej, bo masz córkę. Gdybym to ja miał córkę i pomyślałbym, że jakiś facet może jej dotykać… Nie no, zabiłbym gnoja. 
    - No tak, ale samemu lubiło się młode dziewczyny  – rzuciła Mary ze śmiechem. 
    - A no lubiło, lubiło. 
    - A teraz muszę cię na chwilę przeprosić, bo mała właśnie spuściła bombę.
    Nie wiedzieć czemu, rozśmieszyło to mojego syna.
    - A czego ty się tak śmiejesz?
    - Bo ja mówię, kiedy zrobię, a ona nie. 
    - Courtney jest jeszcze malutka i nie umie mówić. 
    - Ja zawsze umiałem.
    - Zdziwiłbyś się. 
    Spojrzał na mnie z oburzeniem i poszedł za Mary do łazienki.
    - Tato! – zawołał mnie po chwili.
    - Słucham cię.
    - Chodź tutaj! Musisz coś zobaczyć!
    - Co takiego? – spytałem, podchodząc do niego.
    - Ona nie ma siusiaka! 
    Zarówno ja jak i Mary zaczęliśmy się głośno śmiać.
    - Mama nie mówiła ci, że dziewczynki nie mają siusiaków? 
    Mały pokręcił przecząco głową. 
    -  No to ja ci to teraz mówię.
    - Ja już bałem, że jej ucięli. 
    - Nikt nic nikomu nie ucinał. 
    Po łazience rozniósł się dźwięk telefonu Mary. Zanim odebrała, poprosiła mnie bym dokończył przewijać jej córkę. Kiedy wykonałem swoje zadanie, wziąłem ją na ręce i zacząłem lekko podrzucać. Lubiła to tak samo jak Scotty. 
    - Nie powiedziałam. Nie, nie zamierzam. Wcale nie musi wiedzieć – usłyszałem głos King, gdy tylko wszedłem do salonu. Kiedy ta mnie zobaczyła, szybko zakończyła rozmowę. – Dziękuję – powiedziała, zabierając ode mnie małą.
    - Kto nie musi o czym wiedzieć?
    - A, takie tam rodzinne sprawy. Nic ciekawego.
    - Aha. A gdzie Scotty? – zapytałem, nie widząc i nie słysząc swojego syna.
    - Przed chwilą czołgał się po dywanie. 
    Domyśliłem się, że właśnie stosuje swój ulubiony numer.
    - Udawaj przestraszoną – wyszeptałem szybko blondynce do ucha i wtedy spod stołu wyskoczył z krzykiem mój syn. Uwielbiał mnie tak straszyć. Razem z Mary udaliśmy przerażonych, jednak Courtney wystraszyła się naprawdę i zaczęła głośno płakać. 
    Podczas gdy Mary próbowała ją uspokoić, ktoś zapukał do drzwi. Gościem okazał się być Harry.
    - Cześć, wpadłem po Scotty’ego. Właśnie przyjechały kuzynki Marion i chcą go koniecznie zobaczyć. 
    Zawołałem syna i nałożyłem mu buty. Oczywiście nie obyło się bez płaczu. I takim oto sposobem, miałem w domu dwa płaczące dzieciaki. Harry’emu udało się uspokoić małego tym, że przywiezie go tutaj, jak pojadą goście. Court niestety nadal dawała swój koncert. Harry i Scotty odjechali, a ja wróciłem do salonu.
    - Kochanie, już dobrze, nie płacz. – Mary robiła co mogła, jednak na nic to się zdało.
    - Poczekaj, ja spróbuję. – Usiadłem z nią na kanapie i zacząłem śpiewać. Na mojego syna to działało, więc może i teraz pomoże. Nie myliłem się. Courtney nagle ucichła.
    - No tak, dzieci zawsze się uspokajają, gdy słyszą śpiew rodziców.
    - Rodziców? Mary czy...
    -  Nie no, tak tylko mi się powiedziało – przerwała mi zmieszana.
    - Mary, spójrz mi w oczy.
    - Muszę już iść.
    - Mary. – Położyłem Court na kanapie, a sam wstałem i podszedłem do byłej dziewczyny, kładąc jej dłonie na twarzy. – Spójrz na mnie.
    - No patrzę i co?
    - Czy to ja jestem ojcem Courtney? – zapytałem bardzo powoli.
    - Już tyle razy ci mówiłam...  – zaczęła i automatycznie odwróciła wzrok. 
    - Patrz mi w oczy. 
    - Nie mogę! – rzuciła i odsunęła się od mnie. 
    - Czego nie możesz?
    - Nie mogę kłamać, kiedy patrzę ci w oczy. 
    - W takim razie powiedź prawdę.
    - Chcesz prawdy? Proszę bardzo. Courtney jest twoją córką! – krzyknęła i zaczęła płakać.
    - Ale dlaczego płaczesz?  – zapytałem spokojnie.
    - Nie chciałam, żebyś o tym wiedział. Nie chciałam niszczyć twojego związku. Wiedziałam, że gdybyś dowiedział się, że Court jest twoją córką, rzuciłbyś wszystko i... 
    Tu jej przerwałem, całując w usta.
    - Tato, tato! Bajka się skończyła!  – usłyszałem i poczułem szturchanie.
    - Co jest? – pytałem zdezorientowany. Przecież Scotty pojechał do domu i przed chwilą była tu Mary.
    - Spałeś. – Scotty zsunął się z kanapy, a ja zdałem sobie sprawę, że odwiedziny Mary i jej wyznanie to był tylko sen. 







Shannon:

    - Oksi, kochanie, nie możemy przemalować sypialni na różowo – powiedziałem, kiedy razem ze swoją dziewczyną szukałem odpowiedniej farby.
    - Niby dlaczego?
    - A dlatego, że jestem facetem i nie uśmiecha mi się spanie w pokoju rodem z domku dla lalek.
    - Ale mi się zawsze marzyła różowa sypialnia – odpowiedziała, gdy przeszedłem do działu z tapetami. Postanowiłem odnowić swoje stare mieszkanie, więc potrzebowałem materiałów. 
    - Mi się marzył spacer po księżycu.
    - Ale spacer po księżycu jest niemożliwy, a różowa sypialnia tak.
    - Kotku, proszę, skończmy ten temat. – Nie miałem zamiaru spełniać jej dziecinnych zachcianek. Chciałem, żeby była szczęśliwa, ale nie kosztem mojej godności.
    - Shanny, no w czym ci to będzie przeszkadzać?
    - Mówiłem ci. Po pierwsze spanie w różowym pokoiku uwłacza mi jako mężczyźnie, a po drugie wyobrażasz sobie reakcję mojego brata, gdy zobaczy, że mam pomalowaną na różowo sypialnię? Gnojek mi nie da żyć. 
    Oj tak, Jared miałby wtedy dożywotni powód do naśmiewania się ze mnie.
    - Okey, rozumiem, nie kochasz mnie – powiedziała z miną urażonego dziecka.
    - Co ty wygadujesz?
    - Gdybyś mnie kochał, spełniłbyś moje marzenie.
    - Skarbie, mogę spełnić wszystkie inne twoje marzenia.
    - Jasne – rzuciła i zaczęła płakać. – Nie zależy ci na mnie. Nie chcesz, żebym była szczęśliwa. 
    - Tylko mi tutaj nie płacz.
    - Zostaw mnie. Jesteś totalnie niewrażliwą i nieczułą męską...
    - Dobra! – przerwałem jej. – Weź tę farbę.
    - Jesteś kochany! – rzuciła mi się na szyję i pocałowała w usta, a ja już wyobrażałem sobie docinki Jaya. 





***

 


    Po niezbyt udanych dla mnie zakupach, pojechałem do brata.
    - A co ty taki wściekły? – zapytał mnie, gdy tylko przestąpiłem jego próg.
    - Nie pytaj. Oksana zmusiła mnie do kupienia różowej farby, którą będę musiał pomalować sypialnię.
    - Będziesz miał różową sypialnię? – Jared zaczął się śmiać.
    - Nie denerwuj mnie, człowieku.
    - Słyszysz, Scotty, wujek będzie miał różową sypialnię, jak mała dziewczynka. 
    Mały, słysząc to, również zaczął się śmiać. No proszę i nawet mój bratanek się ze mnie nabijał.
    - Zdrajca – rzuciłem do Scotty’ego, a ten roześmiał się jeszcze głośniej.
    - Jak dobrze, że mi się trafiła ta normalna siostra. Kelly, na całe szczęście, nie ma obsesji na punkcie koloru różowego.
    - Szczęściarz.
    - Widziały gały, co brały – dodał, poklepując mnie po ramieniu. 
    Po dwóch godzinach wygłupów Scotty zasnął, a ja mogłem na spokojnie pogadać z jego ojcem.
    - I kiedy rozwód? – zapytał, przynosząc z lodówki dwa zimne piwa.
    - Za miesiąc – odpowiedziałem, otwierając puszkę.
    - Oj Shannon, Shannon, tyle lat się w niej kochałeś, nie szkoda ci tak tego kończyć?
    - Sam dobrze wiesz, że czasami nawet największa miłość się kończy, takie jest życie.
    - A jak dzieciaki Cassie?
    - Z Rose często rozmawiam przez telefon, ale Matt nie chce mnie znać.
    - Nie dziwię się. Byłeś dla niego jak ojciec, a potem ot tak sobie odszedłeś. 
    To była nasza pierwsza poważna rozmowa od czasu ogłoszenia mojej decyzji o rozwodzie. W trasie nie było warunków na takie dialogi. 
    - A tobie przeszła już ta obsesja związana z dzieckiem Mary? – zapytałem, by zmienić temat.
    - Weź nic nie mów. Dzisiaj śniło mi się, że tu przyjechała i powiedziała, że Courtney jest moją córką. To było takie autentyczne. 
    - Za dużo o tym myślisz, dlatego ci się śni. 
    - Chyba dzisiaj do niej zadzwonię.
    - Zwariowałeś?! Daj już sobie z tym spokój.
    - Próbowałem, ale nie mogę.
    - Możesz, możesz, wystarczy, że przestaniesz się nakręcać. Skup się na Scottym, bo on na pewno jest twoim synem. Poza tym musisz się ogarnąć, bo Kelly na pewno nie będzie miło, gdy dowie się, czym zaprzątasz sobie tę swoją śliczną główkę.
    - Masz rację – powiedział, po czym wziął łyk piwa.
    - Wujek Shannon zawsze ma rację, nawet wtedy, gdy jej nie ma. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz