środa, 17 lutego 2021

069. Najzwyczajniej w świecie cię nie kocham

 Mary:

    - Lily, zrób mi kawę, bo padam – rzuciłam, wchodząc półprzytomna do kuchni.
    - Mała znowu nie dała ci spać?
    - No. Ona chyba jest jakaś nadpobudliwa – odpowiedziałam, biorąc do ręki kubek.
    - A Emily śpi?
    - No coś ty. Już od dwudziestu minut siedzi u mnie w pokoju z Courtney.
    - To trochę cię odciąży – powiedziała Lily, a ja wzięłam łyk kawy, która okazała się być kawą bezkofeinową.
    - Co to jest?! – wzdrygnęłam się i wyplułam zawartość ust z powrotem do kubka.
    - Nie powinnaś pić teraz kawy, Jean już ci o tym mówił.
    - Ale ja umieram – dodałam, kładąc głowę na blacie.
    - Nie umierasz.
    - Sadystka z ciebie. 
    W końcu jednak się przełamałam i wypiłam to, co zaserwowała mi siostra. 
    - Dobra idę się wykąpać. 
    Po zakończeniu czynności higienicznych poszłam do swojego pokoju, gdzie Emily bawiła się z Court, a ściślej mówiąc, machała jej nad głową pluszakami. 
    - Mamo, ona jest jakaś dziwna.
    - Czemu tak uważasz? – spytałam, poprawiając pościel.
    - Bo cały czas się patrzy i nawet nie reaguje, kiedy do niej mówię. No i mało co się rusza.
    - Bo jest jeszcze malutka. Takie dzieci jeszcze nie rozumieją niektórych rzeczy.
    - A już się bałam, że może coś jej jest.
    - Nic jej nie jest. – Uśmiechnęłam się i zeszłam na dół, słysząc dzwonek. 
    - Cześć, nie przeszkadzam?
    - Pewnie, że nie. Wchodź. – Wpuściłam Hugh do środka.
    - Tęskniłem za tobą. – Przytulił mnie, gdy tylko weszliśmy do salonu.
    - Przecież widzieliśmy się dwa dni temu.
    - No niby tak, ale mimo to mi ciebie brakowało.
    Zaskoczył mnie takimi słowami. Wyglądało na to, że chyba zbyt poważnie potraktował to, co ostatnio między nami zaszło.
    - Napijesz się czegoś?
    - A masz cappuccino?
    - Mam – odpowiedziałam i poszłam do kuchni.
    - Nic nie mówiłaś, że ty i Hugh jesteście parą – usłyszałam głos siostry, która właśnie karmiła swoją córkę.
    - Bo nie jesteśmy.
    - Jasne. Widziałam, jak się do siebie przytulaliście.
    - To on mnie przytulił. Niedawno się z nim przespałam i chłopak myśli, że coś do niego czuję – rzuciłam, podchodząc do ekspresu do kawy. 
    - A nie czujesz?
    - Nie. To dobry chłopak, ale nie dla mnie.
    - Musisz sobie znaleźć faceta.
    - Nie muszę – powiedziałam, biorąc do ręki filiżankę. – Jest dobrze tak, jak jest...
    - Dziękuję. – Hugh wziął ode mnie cappuccino i usiedliśmy na sofie.
    - A jak ci poszła wczorajsza sesja?
    - Dobrze. Miłe towarzystwo, tylko mało przerw. 
    Po półgodziny rozmowy musiałam opuścić swojego towarzysza w celu przewinięcia swojej młodszej córki.
    - Mamo, ja chcę ją przewinąć – oznajmiła mi Emily.
    - Następnym razem. Teraz przypatrz się, jak to się robi. 
    - Ale ja umiem to robić. Ćwiczyłam na swojej lalce!
    - Nie wątpię, a teraz podaj mi te chusteczki. 
    Nieco zawiedziona spełniła moją prośbę. 
    Kiedy Courtney była już przewinięta, nakarmiłam ją i położyłam spać. Emily dołączyła do Lily, a ja wróciłam do swojego gościa. 
    - Przepraszam, że tak długo, ale musiałam ją jeszcze nakarmić.
    - Nie szkodzi. – Hugh uśmiechnął się i przysunął bliżej mnie. – Jesteś piękna. – Jego usta delikatnie musnęły moje wargi.
    - A ty słodki.
    - Długo zastanawiałem się, czy powinienem to zrobić, ale po dłuższym rozmyślaniu stwierdziłem, że jednak powinienem.
    - Ale co takiego? 
    Zamiast odpowiedzieć, zanurzył dłoń w kieszeni i wyjął z niej małe pudełeczko. 
    - Mary, wyjdziesz za mnie? 
    Tego się nie spodziewałam.
    - Hugh... – zaczęłam, jednak mi przerwał.
    - Obiecuję, że będę dla ciebie dobrym mężem.
    - Proszę cię, już mówiłam ci, że jesteś za młody.
    - Co nie oznacza, że niedojrzały. Zajmę się tobą i Courtney najlepiej jak tylko potrafię. Będę dla niej wspaniałym ojcem.
    - Nie jesteś jej ojcem! – wrzasnęłam niespodziewanie. 
    - No praktycznie może i nie, ale po co ma się wychowywać bez ojca, skoro jestem ja?
    - Jared jest jej ojcem, nie ty. Rozumiesz? Nigdy nie będziesz nawet w połowie tak dobry jak on! – Okropnie mnie w tym momencie poniosło. Świadomość tego, że Hugh chciał nam zastąpić Jareda, doprowadzała mnie do szału. Tak samo jak fakt, że nawet pomyślał o tym, iż mógłby to zrobić. 
    - Mary, spokojnie – dodał niepewnym głosem i wyciągnął dłoń w moją stronę.
    - Przestań mnie uspakajać! – powiedziałam, odpychając jego rękę. – Nie wyjdę za ciebie, bo cię nie kocham. Najzwyczajniej w świecie cię nie kocham. Już raz wpakowałam się w małżeństwo z rozsądku i nie popełnię drugi raz tego samego błędu.
    - Rozumiem – wydukał, spuszczając głowę. – Byłem ci tylko potrzebny do seksu. 
    - Nieprawda – powiedziałam już nieco spokojniej. – Jesteś dobrym przyjacielem, kimś na kim mogę polegać, ale między nami nic nie było i nigdy nie będzie. Przykro mi.
    - Mi też. – W jego oczach zaszkliły się łzy, a ja poczułam się jak największa suka na świecie. Po rzuceniu narkotyków stałam się zbyt emocjonalna. – Lepiej będzie jak już pójdę. – Zabrał swój płaszcz z wieszaka i wyszedł.
    - Mamo, dlaczego nie powiedziałaś mi, że Jared jest tatą Courtney? – usłyszałam głos Emily i zmarłam.





Kelly:

    Przerzuciłam kolejną kartkę scenariusza i wściekła rzuciłam nim o stół.
    - Co jest, siostra? – zapytała Oksana.
    - Nic, po prostu nie mogę tego wszystkiego zapamiętać. Nie potrafię wczuć się w Beth.
    - Potrafisz, jesteś świetną aktorką. 
    - Cholera no, nie mogę się skupić na byciu kimś innym, kiedy widzę, jak moja siostra niszczy czyjąś rodzinę! – W końcu wyrzuciłam z siebie to, co dręczyło mnie od kilku dni. Nie mogłam spokojnie patrzeć na to, co robiła, jak krzywdziła niewinną kobietę i jej dzieci. 
    - Kiedy wreszcie pogodzisz się z tym, że my się kochamy? Dlaczego na każdym kroku mnie atakujesz?!
    - Nie atakuję, po prostu nie mogę zrozumieć, dlaczego robicie to sobie nawzajem.
    - Co takiego sobie robimy? – spytała zaskoczona.
    - Oksi, proszę cię, przecież sama dobrze wiesz, że ten wasz związek nie ma przyszłości. 
    - Niby dlaczego? Bo ty tak mówisz?
    - Nie. Dlatego, że ani ty, ani Shann nie jesteście w stanie być wierni. Wystarczy, że spotkasz jakiegoś przystojnego Latynosa i Leto pójdzie w odstawkę. A on zdradza swoją żonę, więc myślisz, że ciebie nie będzie zdradzał?
    - Okropna jesteś, wiesz? Shanny sypia ze mną, bo mnie kocha. Owszem, zdradza Cassie, ale robi to w imię miłości.
    - Tak i to faktycznie go rozgrzesza. A myślisz, że w trasie zachowuje celibat?
    - To samo mogę powiedzieć o twoim Jaredzie. Wierzysz, że on nie sypia z fankami? - Oksana zrobiła to, co potrafiła najlepiej, gdy ktoś mówił jej gorzką prawdę prosto w oczy: odpowiedziała na atak atakiem. 
    - Jared się zmienił. Widzę to w jego oczach, w jego zachowaniu. Nie jest już taki, jaki był wcześniej – odpowiedziałam z ogromną pewnością w głosie.
    - Skoro Jay się zmienił, to niby dlaczego Shannon nie może? Skoro jednemu dałaś szansę, to i drugiemu powinnaś.  
    Wzięłam głęboki oddech, by nie wykrzyczeć jej w twarz, jak bardzo jest głupia.
    - Po prostu nie wierzę, że ktoś, kto zdradza żonę, będzie wierny kochance.
    - Jesteś do niego uprzedzona. Nienawidzisz go.
    - Co ty wygadujesz? Przecież dobrze wiesz, że bardzo go lubię. Nienawidzę tylko takiego zachowania. Nie ukrywajmy, że jesteś tylko jedną z wielu, przy których nie potrafi zapanować nad swoim penisem. A to, że naraża dla ciebie swoją rodzinę, jest dla mnie głupie!
    - On nie ma rodziny. Ma tylko żonę. Miałby rodzinę, gdyby miał dzieci.
    - Przecież wychowuje dzieci Cassie.
    - Cassie, a nie swoje.
    - Tym większym okaże się draniem, gdy opuści dzieciaki, które już raz zostały opuszczone przez ojca.
    - A może on chciałby mieć swoje własne dzieci, co?
    - To tym bardziej dziwi mnie, że jest z tobą. Przecież ty nienawidzisz dzieci. Ciąża byłaby dla ciebie końcem świata.
    - Myślisz, że jestem, aż tak samolubna?
    - Tak właśnie myślę – odpowiedziałam, patrząc jej  w oczy. 
    - Nie ma to jak wsparcie rodzeństwa – rzuciła i zamknęła się w łazience. 
    Zbyt dobrze ją znałam by uwierzyć w to, że byłaby w stanie założyć rodzinę z Shannonem. To tylko głupia fascynacja, ale zaślepionym kretynom nie przemówisz do rozsądku.




 


***




    - Kotku, wpadniesz do mnie dzisiaj wieczorem? – usłyszałam w słuchawce głos Jareda.
    - Wiesz, jakoś nie jestem w nastroju. Trochę się posprzeczałam z Oksaną.
    - W sprawię jej związku z moim bratem?
    - No – odpowiedziałam, rzucając się na łóżko.
    - Też z nim o tym gadałem i ustaliliśmy, że wszystko przemyśli i po powrocie z Paryża podejmie ostateczną decyzję.
    - Mam nadzieję, że on okaże się mądrzejszy od niej. Wiesz, że ona twierdzi, że mogłaby z nim założyć rodzinę?
    - On myśli tak samo. Oni mają oboje zbyt luźne podejście do związków, by móc stworzyć coś trwałego.
    - Mam dokładnie to samo zdanie! - ożywiłam się. - Przez to wszystko nie mogę skupić się na roli, a za miesiąc zaczynamy wstępne próby. 
    - No to mówię ci, wpadnij do mnie, to pomogę ci się zrelaksować – powiedział bardzo seksownym tonem. 
    - W sumie to czemu nie. To, o której mogę wpaść?
    - Teraz jadę na próbę, więc tak koło dziewiątej. Jeszcze do ciebie zadzwonię.
    - Okey.
    - To do zobaczenia, ślicznotko.
    - Pa. – Uśmiechnęłam się i rozłączyłam. Trochę czasu z Jaredem na pewno mi pomoże.
    Zerknęłam na zegarek. Dochodziła czwarta, więc postanowiłam wziąć długą, odprężającą kąpiel.  
    W przedpokoju minęłam się z Oksaną, która nadal się do mnie nie odzywała. To jej naturalna reakcja na prawdę. Pieprzona prima balerina. 
    Weszłam do łazienki, przekręciłam kluczyk i zaczęłam napełniać wannę gorącą wodą, do której wsypałam sól do kąpieli i wlałam olejek zapachowy. Kiedy już była pełna, rozebrałam się i wygodnie ułożyłam. Z zamkniętymi oczami powtarzałam jedną z wielu filmowych kwestii. 
    Reżyser stwierdził, że jeśli uda się zrealizować wszystko po jego myśli, mamy, to znaczy film miał szansę na Oscara. Scenariusz faktycznie miał potencjał, pozostawała kwestia tego, jak my to zagramy. Nie znałam jeszcze obsady, ale miałam nadzieję, że będą to naprawdę zdolni ludzie, a nie pseudo aktorzyny, które mają zapewnić dużą oglądalność.  





Shannon:

    - Nie no, stary, nie wierzę. Naprawdę chcesz to zrobić? – spytałem zszokowany.
    - Naprawdę, tylko nie wiem, czy teraz, czy po trasie – odpowiedział Jared, odkładając gitarę.
    - No ja proponuję przed trasą, wtedy nie będzie cię ciągnąć do seksownych fanek.
    - Racja, ale poczekam z tym jeszcze ten tydzień. Teraz ma trochę dużo ciśnień przez tę całą akcję z tobą i jej siostrą.
    - Tylko nie zaczynaj – ostudziłem jego zapał do bezsensownej dyskusji na temat moralności.
    - Nawet nie mam zamiaru. Powiedziałem, daję ci czas do dwunastego. Do tego dnia nie usłyszysz ode mnie żadnego kazania.
    - No i chwalmy pana.
    - Nie chcę wam przerywać, ale, Piękny, musisz wykonać jeszcze kilka telefonów, by wszystko dokładnie poustalać – zwrócił się do mojego brata Tomo.
    - Tak, wiem. Już się za to zabieram.
    - Czyli ja już nie jestem tu potrzebny. W takim razie żegnam panów. Do zobaczenia jutro – pożegnałem się z towarzyszami i wyszedłem. Od razu wsiadłem w samochód i pojechałem do restauracji Silver Moon. To jedno z niewielu miejsc, gdzie można było zachować anonimowość. Nie było tam żadnych paparazzi czy innych prześladowców. 
    Zerknąłem jeszcze w lusterko, poprawiłem włosy i wszedłem do lokalu. Oksana już tam na mnie czekała, nie była jednak w zbyt dobrym nastroju.
    - Cześć, kochanie. – Przywitałem ją delikatnym pocałunkiem.
    - Cześć – odpowiedziała bez większego entuzjazmu.
    - Coś się stało, że jesteś taka przygaszona? – zapytałem, zajmując swoje miejsce.
    - Pokłóciłam się z Kelly. Ona jest okropna.
    - Wiem, co czujesz, Jared też bywa czasami tak wredny, że mam ochotę rozwalić mu tę jego piękną buźkę.
    - Jak myślisz, dlaczego aż tak bardzo negują nasz związek? – spytała, biorąc łyk wody mineralnej.
    - Nie mam pojęcia, ale nie rozmawiajmy teraz o tym. Lepiej zamówmy coś do jedzenia, bo umieram z głodu.
    Po zjedzonej kolacji - solidnej porcji steku z pieczonymi warzywami - odwiozłem Oksi do domu.
    - Zaprosiłabym cię do środka, ale, z tego co widzę, Kelly jeszcze nie wyszła.
    - Jasne, lepiej jej nie prowokować – rzuciłem i pocałowałem swoją partnerkę, której język sprawnie poruszał się w moich ustach, a dłoń dotykała krocza. – Może będzie lepiej jak już wrócisz do domu, bo jeszcze chwila i rozerwie mi rozporek. 
    - W takim razie do zobaczenia. 
    Już miała wychodzić z auta, gdy ją zatrzymałem.
    - Jutro po próbie czekaj na mnie w moim starym mieszkaniu.
    - Próbę kończysz tak jak dzisiaj?
    - Tak.
    - To do jutra. – Oksi wyszła, a ja oparłem się o fotel. 
    Dlaczego wszyscy są przeciwko nam? Życie jest popieprzone.

 


***




    W domu byłem o dziewiątej. Dzieciaki oglądały telewizję, a Cassie zmywała po kolacji.
    - Rose, ty chciałaś tę lalkę z różowymi włosami czy niebieskimi? – zwróciłem się do dziewięciolatki.
    - Różowymi – odpowiedziała, odrywając wzrok od ekranu telewizora.
    - Ufff, całe szczęście, bo musiałbym wymieniać – rzuciłem i podałem Rose lalkę, o którą prosiła Cassie już od miesiąca.
    - Wow! Dziękuję, wujku! – niemal krzyknęła i rzuciła mi się na szyję. – Mamo, mamo, zobacz, co wujek Shannon mi kupił! – Mała pobiegła do kuchni, a ja usiadłem obok jej starszego brata.
    - A dla ciebie, stary, mam dwadzieścia dolców. Kupisz sobie, co będziesz chciał. 
    - Dzięki! – Matt z wielkim uśmiechem wziął ode mnie pieniądze. W końcu dla jedenastolatka dwadzieścia dolarów to był majątek.
    - Dobra, dzieciaki, kładźcie się spać, jutro musicie wstać do szkoły.
    - Ale mamo – rzucili chórkiem.
    - Żadnych ‘ale’, za pięć minut widzę was w łóżkach. 
    Cassie, mimo iż była delikatną kobietą, potrafiła utrzymać dyscyplinę, co bardzo mi imponowało, ale czasem też irytowało. Ileż to razy musiałem przerywać grę na konsoli, by wynieść śmieci, bo jej władczy ton przyprawiał mnie o dreszcz przerażenia.   
    - Miałeś wrócić wcześniej – powiedziała, gdy tylko zostaliśmy sami w salonie.
    - Próba nam się przedłużyła – odpowiedziałem i podniosłem jabłko leżące na stole.
    - Miałam nadzieję, że zjemy razem kolację. 
    - No ja też, ale sama wiesz, jakim perfekcjonistą jest Jared. Nie chciał nas wypuścić, dopóki wszystko nie brzmiało idealnie. 
    - Istny sadysta – rzuciła z uśmiechem i wtuliła głowę w moje ramię. Szybko jednak ją oderwała.
    - Coś nie tak?
    - Dlaczego pachniesz damskimi perfumami? 
    Shannon, spokojnie, zachowaj zimną krew...
    - Przed studiem koczowała grupka fanów. Jedna dziewczyna nie chciała się ode mnie oderwać. Sama wiesz, jakie one są.
    - Już to widzę. Pewnie masz kogoś na boku.
    - Zwariowałaś?! Dobrze wiesz, że jesteś jedyną i najważniejszą kobietą w moim życiu, zaraz po mojej mamie, oczywiście. - Kłamstwa zawsze przechodziły przez moje usta z niebywałą lekkością, zwłaszcza te, którymi karmiłem kobiety. 
    - Shann, już wcześniej czułam na tobie te perfumy.
    - Bo to jakaś psychofanka jest. Codziennie jest pod naszym studiem i nie daje mi spokoju, dopóki jej nie przytulę.
    - Oczywiście – rzuciła ironicznie. 
    - Nie wierzysz mi?
    - Nie – odpowiedziała pewnym tonem.
    - To proszę, zadzwoń do Jareda i go zapytaj. 
    - A żebyś wiedział, że zadzwonię. 
    - Proszę bardzo. – Podałem jej swój telefon, wcześniej wybierając numer brata. Przyłożyła komórkę do ucha, a ja modliłem się, żeby brat potwierdził moją wersję. 
    Jako że mój głośnik działał nadzwyczaj dobrze, słyszałem całą ich rozmowę.
    - Co jest, Shann? – rzucił Jay, przerywając dźwięk sygnału połączenia.
    - Tu Cassie.
    - O, część. Przepraszam, myślałem, że to Shannon.
    - Nie szkodzi. Mam do ciebie takie pytanie: co zamierzacie zrobić w sprawie tej fanki, która prześladuje Shanna?
    - Fanki, która prześladuje Shanna? 
    Serce mało co mi nie stanęło, po chwili jednak braciszek zorientował się w czym rzecz i użył swoich genialnych umiejętności aktorskich. 
    – Aaaa, mówisz o tej blondynce, która za nim łazi? 
    Cassie przytaknęła, a on ciągnął dalej. 
    – Rozmawiałem w tej sprawie ze znajomym policjantem. Ma ją trochę nastraszyć, a jak to nie poskutkuje, zwrócimy się do prawników.
    - No to super. Wiesz, trochę się bałam, że ta dziewczyna może okazać się chora psychicznie, czy coś w tym stylu.
    - Nie no, rozumiem. Też się bałem, że zacznie go nachodzić w domu, więc postanowiłem zadziałać.
    - W takim razie bardzo ci dziękuję.
    - Nie ma za co. Pozdrów ode mnie dzieciaki. 
    Na myśl cisnęło mi się tylko jedno: Jared, jesteś bogiem! Brat po raz kolejny uratował mi tyłek. Nie wiedziałem, jak ja mu się za to odwdzięczę.
    - I co, zdradzam cię? – zwróciłem się do żony.
    - Przepraszam, że tak pomyślałam, ale sam wiesz, że jestem okropną zazdrośnicą.
    - Wiem, skarbie – dodałem i mocno ją do siebie przytuliłem.
    - Mam pomysł. Ty idź do sypialni, ja sprawdzę czy dzieci już śpią, a kiedy wrócę, będziemy się kochać tak jak nigdy wcześniej – wyszeptała mi do ucha, po czym musnęła moje wargi językiem i wyszła do przedpokoju. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz