piątek, 15 stycznia 2021

067. Gdybym spojrzała w zielone oczy Hugh, magia by prysła

 Kelly:

    Rozmowa z Shannonem tylko utwierdziła mnie w tym, że jednak powinnam dać Jaredowi drugą szansę. Każdy z nas miał jakąś przeszłość, lecz nie każdy potrafił się z nią sam uporać. Tak właśnie było z Jaredem. On potrzebował kogoś, kto pomoże mu porzucić wspomnienie o byłej partnerce, a fakt, że tą osobą mogłam być ja, sprawiał, że czułam się mu potrzebna. Wiedziałam, że on mimo żywego wspomnienia Mary mnie kochał. Mimo wszystko mnie kochał, a ja kochałam jego, więc nie widziałam sensu w dalszej rozłące.
    - Oksi, ja wychodzę – rzuciłam do siostry, zabierając swoją torebkę z jej pokoju.
    - A Shannon już poszedł? – zapytała, wstając ze szpagatu.
    - Tak, a czemu pytasz?
    - Mam kilka jego płyt i chciałam mu je oddać.
    - Nie no, już dawno wyszedł.
    - W sumie fajny z niego facet – dodała, siadając na łóżku.
    - Ale żonaty. – Uśmiechnęłam się i lekkim krokiem opuściłam mieszkanie. Jak nigdy, od razu udało mi się złapać taksówkę, którą dostałam się do Jareda. 
    Wchodząc na podwórko, zauważyłam otwarty garaż, więc tam się właśnie udałam. Widok, który zastałam, niezwykle mi się spodobał: samochód z otwartą maską i dłubiący przy nim, pozbawiony koszulki i pobrudzony smarem Leto. 
    - Pieprzone gówno! – wycedził przez zęby i rzucił kluczem, który miał w ręku. 
    - Spokojnie, to tylko samochód – odezwałam się, a on spojrzał w moją stronę.
    - Kelly? Nie zauważyłem cię – odpowiedział zaskoczony. 
    - Dopiero weszłam. Coś nie tak z autem? – spytałam, stając bliżej niego i zaglądając pod maskę. 
    - Próbowałem go odpalić i coś mi strzeliło pod maską – odpowiedział, przeczesując swoje niedawno co przystrzyżone, brązowe włosy. 
    - Pomogłabym, ale się na tym nie znam. – Robiłam wszystko, by nie patrzeć na jego zroszony kroplami potu tors. 
    - W sumie to wiem, jak to naprawić, ale coś mi nie wychodzi.
    - Bo się denerwujesz. Podejdź do tego na luzie, z totalnym spokojem – powiedziałam, imitując ton, jakiego zwykle sam używał do motywowania innych. Zaśmiał się i wrócił do pracy.
    - Jak dobrze pójdzie, skończę za pięć minut, więc możesz poczekać na górze. 
    - Zostanę tutaj i porozglądam się.
    - Czuj się jak u siebie. 
    Podczas gdy on zmagał się z typowo męskim zadaniem, ja przechadzałam się wzdłuż półek i lustrowałam ich zawartość.
    - Ohyda – rzuciłam z obrzydzeniem, przyglądając się jednemu z kilkunastu egzemplarzy magazynu dla panów.
    - Męska słabość – odpowiedział z szerokim uśmiechem. 
    - Oczywiście. – Odłożyłam to samcze pismo i zapatrzona w górną półkę, poczułam coś przed swoją nogą. Spojrzałam w dół i zobaczyłam karton wypełniony po brzegi zdjęciami, płytami, kartkami i ubraniami. Przykucnęłam i bez słowa zaczęłam przeglądać wszystko, co w nim było.
    - To rzeczy Mary – usłyszałam za sobą.
    - Zauważyłam.
    - Zostawiła je u mnie i nie miałem co z nimi zrobić.
    - Nie musisz mi się tłumaczyć – powiedziałam, wstając z podłogi. – Przyszłam tu, żeby ci o czymś powiedzieć.
    - O czym? – zapytał, przygryzając dolną wargę.
    - Przemyślałam sobie to wszystko, co mi powiedziałeś i zdecydowałam, że przeszłość nie może niszczyć teraźniejszości.
    - Czyli nie zostawisz mnie? – W jego oczach zapłonęła nadzieja.
    - Nie. Chcę być z tobą. Kocham cię. 
    Po tych słowach przyciągnął mnie do siebie i zaczął namiętnie całować. I właśnie tego mi brakowało przez te dwa tygodnie: jego dotyku i pocałunków.
    - Pobrudziłem cię – powiedział, ścierając czarną maź z mojej twarzy.
    - Nie szkodzi. – Położyłam dłoń na jego brzuchu i złożyłam delikatny pocałunek na szyi. Zachichotał i kładąc mi dłonie na pośladkach, znów zaczął mnie całować. – Już nie możesz się doczekać? – wyszeptałam mu kokieteryjnie do ucha.
    - Pewnie. 
    Poczułam, jak moje ciało się unosi. Trzymając mnie na rękach, zrobił kilka kroków w tył i posadził mnie na masce swojego BMW, po czym zaczął rozpinać spodnie. 
    By nie marnować czasu, pozbyłam się jasnej bielizny spod jeansowej spódniczki.
     Już po chwili jego dłonie uniosły materiał, by mieć dostęp do tego, co się pod nim znajdowało. Gdy już we mnie był, poczułam przyjemny dreszcz, który wzrastał z każdym jego ruchem. 
    Wtuliłam twarz w jego ramię i cicho pojękiwałam, podczas gdy jego dłonie zaciskały się na moich udach. 
    Czułam na szyi jego przyspieszony oddech. Przyłożyłam rozchylone wargi do jego otwartych ust i oboje doszliśmy.




***




    - Jak chcesz, mogę to wyrzucić, albo spalić – powiedział, wskazując na leżący na dolnej półce karton.
    - Nie, niech to sobie tu stoi, ale za to ja mam coś do spalenia. – Mówiąc to, zanurzyłam dłoń w swojej torebce, po czym wyjęłam z niej blond perukę. Jay się uśmiechnął i wziął z szafki buteleczkę z benzyną. Poszliśmy za dom i rzuciliśmy nieszczęsny przedmiot do otoczonego kamieniami, małego paleniska, polaliśmy go benzyną i rzuciliśmy zapałkę. 
    Objęci patrzyliśmy, jak teatralny rekwizyt płonie w niebiesko-żółtych płomieniach.
    - I nie farbuj się na blond. Dogadaj się jakoś z twórcami tego filmu.
    - Drobne zmiany w wyglądzie postaci chyba nikomu nie zaszkodzą.





***




    Od Jareda wróciłam dopiero na drugi dzień rano. Po drodze wypiłam butelkę coli, więc mój pęcherz pilnie potrzebował opróżnienia.
    - Cześć, siostrzyczko! – krzyknęłam, widząc unoszącą się znad kabiny prysznicowej parę i słysząc spływającą wodę. 
    Załatwiłam swoją potrzebę i podeszłam do zlewu umyć ręce, akurat Oksana skończyła swój poranny prysznic. 
    – Nawet nie wiesz, jak mi brakowało jego ciała. Kochaliśmy się kilkanaście razy. Najpierw na masce jego auta...
    - Co mówiłaś, kochanie? Woda wleciała mi do uszu i nic nie słyszałem – usłyszałam męski głos, który zdecydowanie nie należał do mojej siostry. Odwróciłam się i zobaczyłam obwiązanego ręcznikiem Shannona. Byłam w takim szoku, że zaczęłam krzyczeć.
    - Co ty robisz w mojej łazience?! 
    - Kelly?! Ten, tego no, brałem prysznic – wydukał już nieco zakłopotany.
    - W mojej łazience?! I dlaczego mówisz do mnie kochanie?! 
    - Myślałem, że to ktoś inny... - Ledwo co panował nad swoim głosem.
    - Ktoś inny?! 
    - Twoja koszula już wyschła, skar... – Oksanę dosłownie zamurowało na mój widok.
    - Ja się pytam, co tu się, do cholery, dzieje?! Dlaczego mówisz na mnie kochanie? A ty, Oksi, dlaczego mówisz do Shannona skarbie?! 
    Oboje patrzyli na mnie zszokowani. 
    – Będziecie się tak gapić jak jacyś debile, czy któreś z was w końcu mi to wszystko wyjaśni?! 
    - No więc, jakby ci to powiedzieć... – zaczął nieudolnie Leto.
    - Spaliście ze sobą? – przerwałam mu.
    - No wiesz... – zaczął się jąkać. Pociągnęłam go za ramię i zaprowadziłam do salonu.
    - Jezu, czy was już totalnie pogięło?! Przecież ty masz żonę! – kontynuowałam swój wywód, gdy zostałam sam na sam z bratem swojego faceta.
    - Ale twoja siostra jest taka piękna.
    - Piękna, niepiękna, ale jesteś żonaty, do cholery! Czy to w ogóle coś dla ciebie znaczy?! – Nienawidziłam niewiernych drani, stąd też u mnie takie zdenerwowanie zachowaniem Shannona.
    - Sama wiesz, jak to jest.
    - Nie, nie wiem. Nigdy nie mogłabym zdradzić ukochanej osoby! Chcesz narażać swoje małżeństwo dla seksu?! 
    - Między mną i Oksaną jest coś więcej niż tylko seks. Ona jest taka urocza, jest jak dziecko, którym musi zająć się prawdziwy mężczyzna.
    - Shannon, proszę cię, nie osłabiaj mnie – wtrąciłam mu się w zdanie.
    - Kiedy taka jest prawda.
    - Kiedy to się zaczęło? – zapytałam, siadając na rogu kanapy.
    - W sylwestra – odpowiedział, bawiąc się palcami.
    - Jared wie?
    - Nie. To znaczy wie, że przespałem się z nią w sylwestra, ale myśli, że to był tylko jednorazowy wyskok.
    - Zdradzanie żony nazywasz wyskokiem? Nie no, ja nigdy nie zrozumiem facetów...





Mary:

    - Bardzo za nim tęsknisz? – zapytała Lily, widząc, jak ukradkiem ścieram łzę spod oka.
    - A skąd pomysł, że w ogóle za nim tęsknię? – rzuciłam, udając kompletnie niewzruszoną widokiem Jareda bawiącego się z małą dziewczynką.
    - Oglądasz film, w którym gra jedną z głównych ról i płaczesz.
    - Bo mnie wzrusza ta historia.
    - Jasne. Para mordująca niewinne kobiety, faktycznie bardzo wzruszające  – rzuciła ironicznie moja siostra. 
    - Dobra, Lily, cicho, bo oglądam. 
    Na końcówce filmu znów uroniłam kilka łez i z szybkim biciem serca wpatrywałam się w nazwisko JARED LETO na napisach końcowych. Sam widok jego imienia wywoływał u mnie skrajne emocje, nad którymi nie mogłam zapanować. 
    – Tęsknię jak cholera – rzuciłam ni stąd, ni zowąd.
    - To dlaczego z nim szczerze nie pogadasz? Założę się, że gdyby wiedział, że to jego dziecko, rzuciłby wszystko i przyleciał tutaj, by przy was być.
    - Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że on ma już nowe życie? Ma dziewczynę, z którą jest szczęśliwy, a ja nie chcę tego niszczyć – odpowiedziałam, wyjmując płytę z odtwarzacza.
    - Na pewno nie jest z nią tak szczęśliwy, jak był z tobą.
    - Skąd ta pewność? – zapytałam nieco złośliwie.
    - Stąd, że z nim rozmawiałam. Kiedy mówił o swojej dziewczynie, mówił w normalny sposób, a gdy temat zszedł na ciebie, zaświeciły mu się oczy. Nagle jakby cały rozpromieniał.
    - Zdawało ci się. Dobra, teraz ty wybierasz film. – Im dłużej mówiłam o Jaredzie, tym bardziej za nim tęskniłam, więc musiałam to przerwać. 
    - Wrogowie publiczni?
    - Jasne... 





***




    Drugiego dnia rano zadzwonił do mnie Tim.
    - Mary, nie przeszkadzałoby ci, jakbym podrzucił ci Emily na kilka dni?
    - Pewnie, że nie będzie m przeszkadzać.
    - To dobrze, bo już mi żyć dziewczyna nie daje. Całymi dniami tylko „tato, zabierz mnie do Paryża.” Jutro lecę do Francji w interesach, więc ją zabiorę. I tak ma teraz ferie zimowe. 
    - Nie ma problemu. Prawdę mówiąc, to przyda nam się jeszcze ktoś do dziecka.
    - No, a Emily cały czas tylko mówi o tym, jak będzie zajmować się twoją córką.
    - W takim razie widzimy się jutro.
    - Do zobaczenia. 
    Odłożyłam telefon i wróciłam do zabawy z młodszą córką. 
    – Słyszałaś, Courtney? Przyjedzie do ciebie twoja siostrzyczka.
    Mała leżała na brzuszku i śliniła podaną przeze mnie grzechotkę. 
    - Tatuś by cię pewnie uwielbiał – rzuciłam, głaszcząc ją po główce. Była najśliczniejszym dzieckiem na świecie, ale to chyba nic dziwnego, skoro miała tak pięknego ojca. – Szkoda, że go nigdy nie poznasz. Na pewno byś go pokochała, to wspaniały facet. Nawet jesteś do niego podobna. - Mimowolnie się rozpłakałam. Myśl, że moja Court nigdy nie dowie się, kto był jej ojcem, ogromnie mnie bolała.
    - Mary, przyszedł Hugh – usłyszałam głos siostry i zobaczyłam w drzwiach pokoju swojego przyjaciela. 
    - Wejdź – rzuciłam z uśmiechem i chłopak wszedł do środka. Szybko otarłam łzy i przeczesałam włosy palcami. 
    - Przepraszam, że dopiero teraz, ale miałem dużo roboty. Dwa tygodnie byliśmy w Mediolanie, potem miałem kilka sesji reklamowych – wytłumaczył się, siadając obok mnie i mojej córki na rozłożonym na podłodze grubym kocu.
    - Nie szkodzi, przecież nie musisz mi się tłumaczyć.
    - Wiem, ale nie chciałem, żebyś pomyślała, że o tobie, to znaczy o was, zapomniałem.
    - Wiem, że masz dużo pracy, więc nawet mi to przez myśl nie przeszło – odpowiedziałam, poprawiając spodnie. Po ciąży moja waga dobiła do sześćdziesięciu kilo, co było dla mnie dość niekomfortowe, bo nigdy wcześniej nie ważyłam więcej niż pięćdziesiąt. Nie licząc obu ciąż, oczywiście. Chciałam to jak najszybciej spalić, ale ciężko mi było znaleźć czas na ćwiczenia przy małym dziecku.
    - Mogę ją wziąć na ręce? – zapytał nieśmiało Hugh.
    - Pewnie. – Podniosłam Court i podałam ją przyjacielowi.
    - Leciutka jest – rzucił z uśmiechem.
    - Ma niecały miesiąc, więc nie ma co się dziwić.
    - Śliczna jesteś, wiesz? – zwrócił do mojej córeczki. – Tak jak mamusia.
    - Jest bardziej podobna do Jareda – odezwałam się.
    - Ale do ciebie też. Taki mały mieszaniec.
    - Poza tym i tak zdąży się jeszcze zmienić.
    - Ale mając tak piękną mamę, na pewno będzie super laską – dodał i złapał jej maleńką dłoń.
    - Zaraz zaśnie – powiedziałam, widząc, jak mruży oczka.
    - Na to wygląda. Wiesz, zawsze podobał mi się zapach małych dzieci.
    - Mi też – odpowiedziałam i wzięłam od niego śpiąca już córkę.
    - Skoro Courtney śpi, to może wybrałabyś się ze mną na mały spacer?
    - No nie wiem, jakoś nie bardzo mam ochotę.
    - Z tego co mówiła Lily, cały czas siedzisz w domu. Przyda ci się trochę świeżego powietrza. Ubieraj ciepły sweter, kurtkę i wychodzimy  – rzucił tonem nieznoszącym sprzeciwu. 
    - No dobra. – Odeszłam od łóżeczka małej, wzięłam z szafy ciuchy i po pięciu minutach byłam już gotowa do wyjścia. – Lil, idę z Hugh na spacer. Zerknij od czasu do czasu do Court. 
    - Jasne. Miłej zabawy. Pa, Hugh.
    - Pa. 
    Wolnym krokiem szliśmy po zaśnieżonym chodniku i rozmawialiśmy o różnych, mało istotnych rzeczach. Po godzinie spaceru na chłodzie naszła mnie chęć na gorącą herbatę z miodem. 
    - Może wstąpimy do jakiejś kawiarni? – zaproponowałam.
    - Wiesz co, mam lepszy pomysł. Mieszkam tu niedaleko, więc napijemy się herbaty u mnie i zjemy pyszne ciasto za darmo.
    - Brzmi zachęcająco.
    - A więc kierunek moje mieszkanie. Madame pozwoli. 
    Złapałam go pod rękę i skierowaliśmy się w stronę zabytkowej kamienicy. Nigdy wcześniej nie byłam w jego mieszkaniu, więc cały czas podziwiałam uroki okolicy. 
    - Witam w moich skromnych progach. – Otworzył drzwi i moim oczom ukazało się bardzo nowoczesne wnętrze, kontrastujące z historycznym wyglądem budynku.
    - Ładnie tu masz – rzuciłam, ściągając zmoczony śniegiem płaszcz.
    - Dzięki, ale nie ja to urządzałem. Przede mną mieszkał tu dekorator wnętrz, który był tak miły i sprzedał to mieszkanie mojemu szefostwu razem z umeblowaniem. Wszystko tu jest naprawdę szpanerskie i cieszę się, że nie muszę za to płacić. 
    - Każdy by się cieszył. – Mówiąc to, usiadłam w fotelu, który swoim kształtem przypominał skorupkę jajka.
    - Istnieje szansa, że przedłużą ze mną kontrakt i będę mógł zostać tu na dłużej. Herbata z miodem, tak?
    - Zgadza się – przytaknęłam i wbiłam się głębiej w miękki materiał.  




***



    - A teraz pokażę ci moją ulubioną rzecz. - Pociągnął mnie za rękę i zaprowadził do pomieszczenia, na którego środku stało spore jacuzzi.
    - Wow.
    - Jak chcesz, możemy do niego wskoczyć.
    - Chętnie, ale nie mam stroju.
    - Poczekaj chwilę. – Wyszedł i wrócił po chwili z jeszcze zapakowanym, niebieskim bikini.
    - Kupujesz damskie stroje? – zapytałam z delikatnym uśmiechem.
    - Kupiłem to w Mediolanie dla siostry.
    - No to skoro dla siostry, to raczej nie powinnam tego zakładać.
    - Spokojnie, kupiłem kilka w różnych kolorach. – Podał mi strój i wskazał łazienkę, w której mogłam się przebrać. 
    Piersi ledwo mieściły się w miseczkach, ale jakoś udało mi się je ułożyć. Blizna po cesarce, dzięki maści od Jeana, była już ledwie widoczna. Związałam włosy i wróciłam do Hugh.
    - Wow. Świetnie na tobie leży.
    - Dzięki – odpowiedziałam i weszłam do ciepłej wody. 
    Hugh, jak mały dzieciak, zaczął mnie ochlapywać i podtapiać, tak w ramach zabawy.
    - No jak małe dziecko – rzuciłam i wynurzyłam się z wody, siadając na brzegu jacuzzi. Teraz zanurzona byłam od łydek w dół. 
    - W końcu, jakby nie patrzeć, jestem jeszcze dzieckiem – dodał z łobuzerskim uśmiechem i podszedł do mnie, opierając łokcie na moich udach. – Mary?
    - Słucham?
    - Mogę cię pocałować? – Nie czekając na odpowiedź, przyssał się do moich ust. Nie protestowałam, wręcz przeciwnie, pogłębiłam pocałunek. – Jesteś cudowna. - Z powrotem zanurzył swoje ciało w wodzie tak, że znajdował się teraz na wysokości mojego brzucha.
    - Jestem dla ciebie za stara – powiedziałam w nieco żartobliwy sposób.
    - Nieprawda. Jesteś prawdziwą kobietą i takie są najcudowniejsze. – Mówiąc to, odchylił materiał dolnej części niebieskiego stroju kąpielowego.
    - Hugh, co ty robisz?
    - Cichutko – uciszył mnie i po chwili jego język musnął moje krocze. Poczułam przyjemny dreszcz i pozwoliłam mu kontynuować. Robił to wszystko z tak ogromnym wyczuciem, że jęk sam cisnął mi się na usta. 
    Kiedy skończył, ledwo co łapiąc oddech, zsunęłam się do wody i zaczęłam go całować. Już po chwili stałam przyciśnięta do rogu zbiornika i czułam, jak wsuwa się we mnie jego męskość. Brakowało mi tego i nawet nie było co zaprzeczać.
    Jego rytmiczne ruchy sprawiały mi ogromną przyjemność, jednak unikałam kontaktu wzrokowego. Głównie dlatego, że wyobrażałam sobie, że właśnie kocham się z Jaredem i gdybym spojrzała w zielone oczy Hugh, magia by prysła. 
    Kiedy zbliżał się orgazm, byłam bliska wykrzyknięcia imienia swojego byłego, jednak w ostatniej chwili przygryzłam wargi.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz