Mary:
W środku nocy obudził mnie silny ból. Na szczęście Jean miał nocny dyżur i co jakiś czas zaglądał do mojej sali. Wszedł w momencie, gdy ból był już nie do wytrzymania. Szybko zawołał lekarza, który nadzorował moją ciążę. Nie bardzo rozumiałam, co mówili, bo ból utrudniał mi skupienie się. Moreau podniósł moją kołdrę, w tej samej chwili odeszły mi wody.
Przewieziono mnie na porodówkę i tam pojawiły się problemy. Dziecko było we właściwej pozycji, skurcze były regularne, jednak rozwarcie było za małe. Pojawiła się jeszcze kwestia tego, że zarówno ja jak i Courtney, nie miałyśmy wystarczająco dużo siły. W końcu od tygodnia żyłam na samych kroplówkach i sokach marchwiowych.
Mimo największych starań, nie byłam w stanie urodzić w sposób naturalny.
- Robimy cesarkę.
Podano mi znieczulenie i zabroniono patrzeć na brzuch. Nie miałam zamiaru ich słuchać i już miałam spojrzeć, gdy straciłam przytomność.
***
- Gdzie jest moje dziecko?! – zapytałam nerwowo, gdy tylko się ocknęłam.
- Spokojnie. Leży razem z innymi noworodkami na sali – odpowiedziała mi pielęgniarka, która właśnie weszła.
- Jest zdrowa?
- Zaraz przyjdzie lekarz i wszystko pani powie.
W zniecierpliwieniu czekałam na jego przyjście. Bałam się, że coś było nie tak z moim dzieckiem.
- Jean, jak ona się czuje? – spytałam, widząc swojego szwagra.
- Przede wszystkim ma bardzo niską wagą, co raczej nas nie dziwi ze względu na twoje problemy.
- Ale to nie będzie miało wpływu na jej zdrowie?
- Nie, raczej nie. Za kilka dni powinna dojść do prawidłowej wagi, jednak jest coś jeszcze.
- Co?! – Byłam dosłownie przerażona, szczególnie, że ton jego głosu nie był zbyt optymistyczny.
- Mała ma problemy z oddychaniem. Kiedy ją wyciągnęliśmy, w ogóle nie oddychała, jednak udało nam się przywrócić tę funkcję. To jest dosyć częste u noworodków, więc nie spodziewaliśmy się już później żadnych problemów.
- Ale pojawiły się? – Głos mi drżał, a oczy napełniły się łzami.
- Tak. Cztery godziny temu znowu przestała oddychać. Podłączyliśmy ją do odpowiedniego sprzętu i czekamy, aż wszystko się ureguluje.
- Chcę ją zobaczyć.
- Mary, nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. Nie możesz wstawać, bo mogą puścić szwy.
- Mam w dupie te zasrane szwy, chcę zobaczyć swoje dziecko! – wrzasnęłam i rozpłakałam się.
- No dobra, tylko wezmę wózek.
Po trzech minutach dojechaliśmy do szyby, za którą leżały noworodki, które podobnie jak moja córeczka, miały problemy z oddychaniem.
- Jaka ona maleńka – rzuciłam, gdy tylko zobaczyłam Courtney. Wyglądała jak wcześniak, mimo iż urodziła się jedynie dwa tygodnie przed terminem. Ten widok znów napełnił moje oczy łzami. Emily po urodzeniu była okrąglutka jak pulpecik, a Courtney była nie dość, że krótka, to jeszcze strasznie chudziutka. Pieluszka praktycznie pokrywała całe jej ciało i jeszcze dodatkowo ta maska tlenowa.
- Spokojnie, Mary, za kilka dni wszystko będzie dobrze – powiedział Jean, kładąc dłonie na moich ramionach.
- Przecież ona wygląda jak... – Nie dokończyłam. Atak płaczu mi to uniemożliwił. Lane odwiózł mnie z powrotem do sali. – To moja wina.
- Takie coś się zdarza.
- Nie, Jean, ja na początku ciąży brałam kokainę, a później jeszcze nie jadłam i pewnie stąd te problemy.
- Połóż się spać, a jak się obudzisz, to twoją córeczkę już pewnie będzie można przynieść do karmienia.
- Mam nadzieję – odpowiedziałam i przyłożyłam głowę do poduszki, jednak nie mogłam zasnąć. Spojrzałam na swój telefon leżący na szafce koło łóżka i wzięłam go do ręki. Weszłam w kontakty, wybrałam numer i przyłożyłam komórkę do ucha.
- Tak?
- Cześć, Jared, tu Mary.
- No hej. Co tam u ciebie?
- Zeszłej nocy urodziłam – odpowiedziałam, cały czas zastanawiając się, po co w ogóle do niego zadzwoniłam.
- Tak szybko? No to gratuluję, a jak się czuje dziecko?
- Courtney, to znaczy na… yyyy, moja córka – nie wiedzieć czemu, nie mogłam ułożyć sensownego zdania.
- Coś z nią nie tak? – spytał zatroskanym głosem.
- Robili mi cesarkę, straciłam przytomność, dopiero teraz ją zobaczyłam i... – W tym momencie po raz kolejny się rozpłakałam. – Jest strasznie maleńka i podłączyli ją do jakieś maszyny, bo nie może sama oddychać.
- O cholera, strasznie mi przykro.
- Jean mówi, że do wieczora oddech się unormuje, a masy nabierze w ciągu kilku dni, ale to jakoś mnie nie pociesza.
- Wiesz, to oczywiste, że się martwisz o swoje dziecko, ale skoro lekarz mówi, że wszystko będzie dobrze, to na pewno tak będzie. Musisz w to uwierzyć.
- Wiem – rzuciłam i zapadła ta niezręczna cisza. – Dziękuję – powiedziałam w końcu.
- Za co? – zapytał zaskoczony.
- Za to, że odebrałeś i że ze mną rozmawiasz.
- To ja dziękuję, że zadzwoniłaś i chcę, żebyś wiedziała, że możesz dzwonić za każdym razem, gdy będziesz potrzebowała rozmowy, czy chociażby wspólnego milczenia.
- Będę pamiętać.
- To zadzwoń do mnie, jak już będziesz wszystko wiedziała. Dobranoc, Mary.
- Dobranoc.
Jared się rozłączył.
– Kocham cię. – Musiałam to powiedzieć. Nie usłyszał tego, ale nie przeszkadzało mi to. Po prostu musiałam to powiedzieć na głos.
***
- Mary, popatrz, kto cię odwiedził – usłyszałam głos szwagra. Spojrzałam do góry i zobaczyłam, że na rękach trzyma moją córkę. – Ktoś jest bardzo głodny.
Uśmiechnęłam się, a pielęgniarka pomogła mi zmienić pozycję na siedzącą. Zsunęłam koszulę, a Jean położył małą tak, by mogła swobodnie chwycić ustami moją pierś.
Przez chwilę bałam się, że nie będę miała pokarmu, jednak tym razem obawy były bezpodstawne. Jeszcze raz spojrzałam na twarzyczkę Courtney. Bez tej maski nie wyglądała już tak strasznie. Wręcz przeciwnie, była śliczna.
Moje oczy znów zrobiły się wilgotne, jednak tym razem były to łzy szczęścia. Pierwszy raz w życiu karmiłam piersią. Po urodzeniu Emily odmówiłam wykonywania tej czynności. Byłam wtedy głupia i wcale nie chciałam zostawać matką. Ciąża i poród były dla mnie koszmarem i jeszcze długo po tym nie chciałam zajmować się Mily. Tym razem będzie inaczej. Od początku będę dobrą mamą i nie pozwolę, by ktoś wychowywał za mnie moją piękną laleczkę.
Po skończonym karmieniu Court leżała na mojej piersi i powoli zasypiała.
- Mamusia bardzo cię kocha i nie pozwoli, by stało ci się coś złego – mówiłam, głaszcząc jej maleńką główkę. Kilka razy jakby zapłakała i zasnęła. Pielęgniarka odniosła ją do jej sali, a ja znowu zadzwoniłam do Jareda.
- Mów, co z małą – rzucił, gdy tylko odebrał.
- Właśnie ją zabrali. Nakarmiłam ją, jest cudowna. Lekarze mówią, że najgorsze ma już za sobą i teraz będzie już tylko lepiej.
- Widzisz, mówiłem ci, że tak będzie. Poza tym wiem, że to nie jest odpowiedni moment, ale chciałbym o coś spytać.
- Słucham.
- Czy to na pewno dziecko Hugh? Bo z tego, co obliczyłem, wyszło, że zaszłaś w ciąże, gdy byłaś jeszcze w Stanach, więc wiem, że to głupie, ale przeszła mi przez głowę taka myśl, że może to ja...
- Nie, Jared. To jest na pewno dziecko Hugh. Już pierwszego dnia mojego pobytu w Paryżu przespaliśmy się ze sobą.
- Nie, no, wiesz, tak tylko chciałem się upewnić. – W jego głosie słyszałam lekkie zmieszanie zmiksowane z rozczarowaniem.
- Teraz już masz pewność.
- Tak, mam. No, a jak ty się czujesz? – dodał po krótkiej chwili milczenia.
- Całkiem dobrze, tylko trochę boli mnie miejsce, w którym mnie cieli.
- Nic dziwnego. – Silił się na śmiech, jednak mimo tego, iż był świetnym aktorem, słabo mu to wychodziło.
- Pozdrów Kelly – dodałam i zakończyłam połączenie.
Kelly:
- Kto to był? – zapytałam, gdy Jared wrócił do sypialni po rozmowie telefonicznej.
- Znajomy – odpowiedział, kładąc się z powrotem do łóżka.
- O czwartej nad ranem?
- Mieszka w Europie – rzucił i objął mnie ramieniem. – A teraz śpimy, bo musisz być wypoczęta przed castingiem.
- I tak nie dostanę tej roli.
- Kelly, czy ja mam ci skopać ten twój seksowny tyłek? Na pewno dostaniesz tę rolę, więc nie marudź, tylko śpij. – Pocałował mnie i położył się na plecach.
- A jeśli nie dostanę? – rzuciłam nieco zdenerwowanym głosem.
- Kelly!
- No dobra, dobra, już śpię. – Położyłam się na boku, starając się zasnąć, jednak stres mi na to nie pozwalał. Jeśli dobrze mi pójdzie na castingu, to będzie to moja pierwsza główna rola i to w filmie jednego z moich ulubionych reżyserów. To przesłuchanie to moja wielka szansa, dlatego aż tak bardzo się go obawiałam.
Było w pół do szóstej. Jared już dawno spał, a ja nadal wierciłam się w jego łóżku. Wiedząc, że nie zasnę, po cichu przeszłam do kuchni i wstawiłam wodę na kawę. Miałam wrażenie, że zaraz zwrócę wczorajszą kolację. Zawsze denerwowałam się przed przesłuchaniami, ale tego dnia poziom stresu sięgał maksimum.
Po ledwo co wypitej kawie wzięłam prysznic i weszłam do pokoju Jaya po ciuchy.
- Już nie śpisz? – zapytał, przebudzając się.
- Jakoś tak nie mogłam zasnąć – odpowiedziałam, wyciągając stanik spod łóżka.
- Która jest?
- Siódma.
- O której masz ten casting?
- O dziesiątej.
- Dobra, to poleżę jeszcze z godzinkę, zjem śniadanie, ogolę się i cię zawiozę.
- O ile do tej pory nie umrę z nerwów.
- Kotku, naprawdę nie masz czym się denerwować.
- Jasne – rzuciłam niespokojnym tonem.
- Chodź, usiądź koło mnie – powiedział i wskazał mi miejsce obok siebie. – Posłuchaj mnie uważnie. Jesteś piękna, zdolna i bystra, więc tylko kretyn nie zatrudniłby cię do swojego filmu. Nie masz się czego bać – mówił, trzymając mnie za dłoń.
- Łatwo ci mówić.
- Skarbie, sam nieraz przez to przechodziłem, więc domyślam się, co czujesz, ale nie możesz pozwolić na to, by stres przejął nad tobą kontrolę, bo wtedy będzie po tobie.
- Wiem.
- Skoro wiesz, to się wyluzuj – dodał, całując mnie w szyję. Zaśmiałam się i ułamek stresu opuścił mój organizm.
***
- Pamiętaj, zadzwoń do mnie i powiedź, jak ci poszło.
- O ile będę w stanie – rzuciłam i go pocałowałam.
- Trzymam kciuki. Jak coś, będę na próbie.
Wyszłam z auta Jareda i niepewnym krokiem weszłam do budynku. Przed salą numer dwadzieścia siedziało około stu osób, ja miałam wejść jako dwudziesta trzecia.
Usiadłam na jednym z niewielu wolnych krzeseł i rozejrzałam się w celu zbadania konkurencji. Nieco dziwnym był dla mnie fakt, że o rolę narkomanki przyszły starać się dziewczyny wyglądające jak kopie lalki Barbie. Wielkie sztuczne cycki, długie tipsy i ta opalenizna rodem z solarium. Przez chwilę miałam wrażenie, że pomyliłam godziny i teraz odbywał się casting do podrzędnego filmu porno.
Po godzinie usłyszałam swoje nazwisko. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do pokoju, w którym za długim stołem siedziało pięć osób.
- Pani Kelly Tucker, zgadza się?
- Tak – odpowiedziałam, stając na naklejonym na podłodze iksie.
- Ma pani wykształcenie aktorskie?
- Tak. Dwa lata temu skończyłam Lee Strasberg Theatre & Film Institute.
- Widzę, że grała pani dwie role drugoplanowe w filmach i jedną w przedstawieniu. Jakieś reklamy czy teledyski?
- Jeden teledysk – odpowiedziałam, podając jednemu z mężczyzn płytę, na której znajdował się klip Carla i fragmenty filmów, w których miałam okazję wystąpić.
- No dobra, tu masz fragment tekstu. Dajemy ci pięć minut na przygotowanie.
Wzięłam do ręki kartkę i zaczęłam zapoznawać się z tekstem, w tym czasie komisja oglądała teledysk.
- Gotowa?
- Tak. – Serce waliło mi jak szalone, ale starałam się skupić na roli.
- W porządku. Mamy pani numer, jak coś, to zadzwonimy.
Ten tekst znałam już na pamięć. Słyszałam go na pięćdziesięciu castingach, a telefony dostałam tylko trzy, no ale nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Zaraz po przesłuchaniu zadzwoniłam do Jareda i umówiłam się z nim w studiu, gdzie Marsi szykowali się do pierwszego promocyjnego występu.
Jared:
Pożegnałem się z Kelly i pojechałem prosto do studia. Pojutrze mamy pierwszy koncert promocyjny. To całe wydanie płyty potoczyło się tak szybko, że nawet nie wybraliśmy singla. Brotherhood już jutro trafi na sklepowe półki, a my nie mamy klipu ją promującego. Trzeba będzie w najbliższym czasie zebrać siły i pomysły i nagrać kolejny z serii epickich teledysków.
Gdy dojechałem do studia, wszyscy już tam na mnie czekali z nastrojonymi instrumentami. Na rozgrzewkę zagraliśmy trzy stare kawałki, a potem wszystkie nowe utwory. Miałem jeszcze drobne problemy w sferze tekstowej, ale powinno być dobrze.
- Chłopaki, musimy wybrać singiel – rzuciłem po skończonej próbie.
- Ja proponuję coś, wiecie, takiego z porządnym kopem – powiedział Shannon, odkręcając butelkę wody. Ostatnimi czasy był podejrzanie wesolutki i przez cały czas wymieniał z kimś SMSy.
- Popieram – odezwał się Tomo.
- Ale wszystkie kawałki, nie licząc dwóch ballad, mają porządnego kopa, więc tytułami proszę.
- Ja proponuję Public Enemy – padło z ust mojego brata.
- Nie. Na klip do tego kawałka mam pewną koncepcję, ale teraz mamy za mało czasu na jej realizację – zanegowałem propozycję Shannona.
- Wybierzmy coś, co najlepiej oddaje klimat płyty, czy chociażby sytuację, w jakiej znaleźliśmy się jako ludzie czy zespół.
- Reborn – powiedziałem z uśmiechem, który zawsze pojawiał się na moich ustach, kiedy wpadałem na genialny pomysł.
- W sumie to odradzamy się jako zespół, zmieniamy brzmienie. Jak dla mnie bomba – Shannonowi spodobał się mój pomysł.
- Tomo, Tim? – zwróciłem się do pozostałych członków naszego marsowego grona.
- Super – oni również nie mieli nic przeciwko, więc nasze dzisiejsze zebranie mogłem uznać za zakończone. Teraz czekałem tylko na Kelly.
- Shannon, musimy pogadać. – Podszedłem do szykującego się do wyjścia brata.
- Teraz? Trochę się spieszę.
- Powiedź mi, ale tak szczerze, czy ciebie i Oksanę coś łączy?
- Zwariowałeś? To była tylko taka jednorazowa akcja.
- Mam nadzieję. Cassie to dobra dziewczyna, drugiej takiej nie znajdziesz.
- Wiem, braciszku. – Mówiąc to, położył mi dłonie na twarzy. – W moim małżeństwie wszystko jest w jak najlepszym porządku, więc nie masz się co martwić, a teraz lecę. Na razie.
- Na razie.
Zaraz po wyjściu Shannona dostałem telefon od Kelly. Czekała na mnie na parkingu. Zabrałem bluzę i poszedłem do samochodu.
– I jak casting? Nie zjedli cię?
- No bardzo śmieszne. Dali mi fragment scenariusza, zadali kilka pytań i powiedzieli, że w razie co zadzwonią, czyli standardowo. Chociaż biorąc pod uwagę konkurencję, wydaje mi się, że mam spore szanse.
- No i takie myślenie mi się podoba. – Pocałowałem ją i pojechaliśmy do mnie.
***
Tydzień później:
- Słonko, twój telefon – rzuciłem, słysząc dzwonek jej wysłużonej Noki.
- Zerknij, kto to! – odkrzyknęła z łazienki.
- Numer prywatny – odczytałem z ekranika i zaniosłem Kelly komórkę.
- Tak? Tak, to ja. Naprawdę? Świetnie. Tak, tak, za cztery miesiące. Dobrze. Do zobaczenia.
- Co jest? – zapytałem ciekawy, z kim rozmawiała moja dziewczyna.
- Dostałam tę rolę! – niemal krzyknęła i rzuciła mi się na szyję.
- Gratuluję, kochanie. Musimy to uczcić!
- Muszę się przefarbować – powiedziała, stając przed lusterkiem.
- Na jaki kolor?
- Na blond – odpowiedziała, przeczesując palcami włosy. Ze względu na moją słabość do złotowłosych, bardzo mnie to ucieszyło. – W scenariuszu było napisane, że Beth jest blondynką – dodała i poszła do swojego pokoju, z którego wyszła z ukradzioną, a raczej pożyczoną bez wiedzy właściciela peruką, którą nosiła, grając Lucy. – Zastanawiam się, czy nie lepszy będzie jaśniejszy odcień.
- Później się nad tym pozastanawiasz – rzuciłem i zaszedłem ją od tyłu. W tej peruce działała na mnie jeszcze bardziej niż zwykle.
Włożyłem dłonie pod jej sukienkę i zacząłem dotykać jej ud. Nasze spojrzenia spotkały się w tafli lustra. Ten błysk w jej oczach sprawił, że znów przypomniała mi się Mary. Znów chciałem się kochać tak, jak kochałem się z nią.
Zdjąłem Kelly bieliznę i wszedłem w nią pewnym i szybkim ruchem. Zadrżała i przygryzła wargi. Zsunąłem sukienkę z jej ramion, obnażając biust. Zanurzyłem się w nią do końca, czując, jak jej ciało stawia opór.
- Jared, zwolnij.
- Cichutko, maleńka – wyszeptałem jej do ucha, nie zmieniając tempa i intensywności ruchów. Moja lewa dłoń zacisnęła się na jej piersi, a prawa na szyi. Słyszałem jej ciche jęki, które niekoniecznie były jękami rozkoszy. - Przecież wiem, że lubisz, kiedy jestem niegrzecznym chłopcem. Uwielbiasz to, mój blond aniołku. – Przycisnąłem ją do ściany i w ostatnie ruchy włożyłem tyle energii, na ile było mnie stać.
Mój oddech powoli się wyrównywał, a siły zaczęły wracać, więc wyszedłem z niej, czując nieziemskie zaspokojenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz