wtorek, 5 stycznia 2021

060. Uwielbiam ten twój optymizm

Jared:

    Musiałem jakoś pozbyć się tych wszystkich myśli, które spadły na mnie po rozmowie z Sue. Nie chciałem pić, więc wziąłem gitarę i na kilka godzin oddałem się muzyce. 
    Na drugi dzień rano zadzwoniłem do Marion, by dowiedzieć się, co u Scotty’ego. Aktualnie przebywali w New Jersey u kuzyna Harry’ego. Scott pochwalił mi się, że był w cyrku i ma zdjęcie z prawdziwym niedźwiadkiem, no i że nauczył się nowych słów. Żałowałem, że nie mogłem z nim być przez cały czas, ale za głupotę się płaci...
    Po rozmowie z synem i jego matką zadzwoniłem do Oksany. Ruszony wyrzutami sumienia postanowiłem się do wszystkiego przyznać. Była zła, ale wcale jej się nie dziwiłem. 
    Po rozmowie z Tucker znów chwyciłem gitarę. Kiedy już powoli palce zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, poszedłem popływać. Około dziesiątej wpadłem na jednego ze swoich sąsiadów; powiedział mi, że Suzie popełniła samobójstwo. Godzinę wcześniej słyszałem karetkę, ale nie interesowało mnie, po kogo przyjechała. 
    Wiadomość o śmierci Brown nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Była dla mnie czymś obojętnym. Mógłbym nawet rzec, że na to zasłużyła. 
    - Mary miała rację – rzuciłem, wyciągając ze skrzynki ulotkę.
    - Z czym? – zapytał Tom.
    - Z tym, że po pobycie w psychiatryku Suzie się zabije – odpowiedziałem i pożegnawszy się z sąsiadem, wszedłem do domu. Rzuciłem reklamę sklepu meblowego na stół i poszedłem wziąć prysznic.
    Gdy ktoś zapukał do drzwi, zegarek wskazywał piątą dziesięć. Byłem w wielkim szoku, gdy moim gościem okazała się być Kelly.
    - Mogę wejść? – zapytała nieśmiało.
    - Jasne, wchodź. – Szybko zgarnąłem z kanapy wczorajsze ciuchy i wskazałem jej miejsce.
    - Oksana powiedziała mi o twoim telefonie.
    - Domyśliłem się – rzuciłem, patrząc na jej nieco pobladłe policzki.
    - Chciałeś, żebym była zazdrosna?
    - Tak. Wiem, że to głupie, ale tak już mam. Nie potrafię inaczej – zacząłem się głupio tłumaczyć.
    - Czyli założyłeś, że coś do ciebie czuję? – zapytała, wlepiając we mnie swoje zielone oczy.
    - Szczerzę mówiąc, tak.
    - Jesteś dupkiem. Totalnym, beznadziejnym dupkiem! Jesteś zarozumiały, samolubny, wredny, przebiegły i cholernie, ale to cholernie irytujący, lecz mimo to…
    - Nie kończ – powiedziałem, przykładając palec do jej wargi, a następnie delikatnie ją pocałowałem. Tym razem nie dostałem w twarz. Gdy się od niej oderwałem, spojrzała mi w oczy i tym razem to ona pocałowała mnie. 
    Nasze języki delikatnie się o siebie ocierały, a dłonie czule dotykały twarzy. Znów poczułem, że moje życie ma sens i  że jest ktoś, dla kogo nie byłem jedynie pięknym chłoptasiem z telewizji. 




***



Miesiąc później:

    - Nie uwierzysz! – Kelly wbiegła do mojego pokoju i dosłownie się na mnie rzuciła.
    - W co nie uwierzę? – zapytałem, zaraz po tym, jak ją pocałowałem.
    - Za cztery dni wystawiamy Sweeney’ego w Paryżu! – rzuciła podekscytowana.
    - Gratuluję, kochanie! 
    - Mało co tam nie zemdlałam – dodała, opadając na moje łóżko. Położyłem się obok, odgarniając jej włosy z twarzy. – Polecisz ze mną?
    - Mam trochę roboty w studiu.
    - Proszę cię – powiedziała z błagalną miną.
    - No dobra. 
    Szeroko się uśmiechnęła i przyciągnęła mnie do siebie. 
    - Nie wiem, jak mogłam uważać cię za dupka.
    - Ja też się nad tym zastanawiam – odpowiedziałem i pocałowałem jej usta. 
    Byliśmy ze sobą miesiąc, a jeszcze ani razu się nie kochaliśmy. Prawdę mówiąc, nie spieszyło mi się do tego, jej także. Może to dziwne, ale woleliśmy na razie poznawać swoje umysły, dopiero później ciała.        
    Następnego dnia polecieliśmy do Francji. Musieliśmy być wcześniej, gdyż konieczne były co najmniej dwie próby. Podczas gdy Kelly ćwiczyła razem z resztą obsady, ja wybrałem się na spacer po pięknym Paryżu. 
    Kiedy przechodziłem obok jednego z domów mody, zauważyłem małą dziewczynkę z lodem. Po chwili okazało się, że to Emily. Gdy mnie zauważyła, podbiegła i rzuciła mi się na szyję.
    - A co ty tu robisz sama? – zapytałem, odstawiając małą na ziemię.
    - Czekam na mamę. A przyjechaliśmy tu wszyscy na ślub cioci Lily – odpowiedziała z uroczym uśmiechem. – Ty też tam będziesz?
    - Nie, nie będę.
    - Szkoda. Ciocia mówiła, że chciałaby, żebyś przyjechał.
    - Chętnie, ale jestem tu w interesach – nagiąłem nieco rzeczywistość, ale przecież nie mogłem jej powiedzieć, że nie będę na weselu, bo chciałem uniknąć spotkania z jej matką. – A tak w ogóle, to co u ciebie słychać? Jak szkoła i granie?
    - Dobrze. Tata w tym roku przeniósł mnie ze zwykłej szkoły do muzycznej.
    - To super.
    - Ale jest coś jeszcze bardziej super!
    - Co takiego? – zapytałem zaciekawiony.
    - Będę miała siostrzyczkę – rzuciła z niezwykłą ekscytacją.
    - Eeee, no to faktycznie super. Pogratuluj tacie i Melindzie.
    - Ale to nie oni będą mieli dzidziusia. To mama jest w ciąży.
    - Mary?
    - Yhy. 
    To, co właśnie usłyszałem, totalnie mnie zmiażdżyło. Przecież zrezygnowała z terapii, więc jakim cudem?
    - O, właśnie idzie. 
    Obróciłem się i zobaczyłem Mary. Faktycznie była w ciąży. Gdy tylko mnie zauważyła, na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie. Przez chwilę się zawahała, jednak podeszła zawołana przez Emily. 
    - Gratuluję – wydukałem po krótkiej chwili wpatrywania się w nią. Wyglądała przeuroczo z tym brzuszkiem. – Który miesiąc?
    - Piąty – odpowiedziała, bawiąc się palcami. Raczej nie spodziewała się mnie tutaj.
    - A kto jest ojcem, jeśli można wiedzieć?
    - Nie znasz – rzuciła, przyciągając do siebie swoją córkę.
    - Cieszę się, że w końcu udało ci się zajść w ciążę.
    - Ja też. Wybierasz się na ślub?
    - Nie. Przyleciałem tu na premierę przedstawienia.
    - Aha.
    - Ale przekaż Lily najserdeczniejsze życzenia.
    - Jasne.
    Widziałem, że rozmowa ze mną nie była dla niej łatwa, zresztą mi też nie było lekko, więc postanowiłem dłużej jej nie męczyć.
    - Muszę już iść. Do zobaczenia. – Niepewnie objąłem Mary, a następnie jej córkę, po czym poszedłem w swoją stronę. 
    To zabawne, jak dziwnie czuł się człowiek, gdy widział, jak jego marzenia spełniają się komuś innemu. Mimo iż moje uczucia do Mary nie były już tak silne jak kiedyś, wiadomość o jej ciąży nieco mnie zasmuciła. Oczywiście cieszyłem się z tego, że będzie miała dziecko, ale smucił mnie fakt, że nie ze mną. Cóż, to świadczyło tylko o tym, że ułożyła sobie życie, więc ja musiałem zrobić to samo. Teraz liczyła się dla mnie tylko Kelly, no i oczywiście Scotty. 
    Wszedłem do pobliskiego sklepiku i kupiłem swojej dziewczynie jej ulubione czekoladki, a przed hotelem natknąłem się na stragan z kwiatami i zaopatrzyłem się w bukiet róż. 
    Gdy wszedłem do naszego pokoju, Kelly jeszcze nie było. Wykorzystałem ten czas na prysznic i obejrzenie klipu Carla. Co prawda w trakcie edycji widziałem go z milion razy, ale tym razem było inaczej, bo już wszystko było tak, jak trzeba. Oglądałem go ze świadomością, że nic już w nim nie mogę zmienić. Byłem z niego dummy. Głównie dlatego, że ukazałem w nim stuprocentowe piękno mojej małej dziewczynki. 
    Zdążyłem jeszcze wejść na Twittera i poinformować fanów o premierze klipu. Gdy tylko odłożyłem laptopa, do pokoju weszła Kelly.
    - I jak poszła próba? – spytałem, obejmując ją.
    - Bardzo dobrze – odpowiedziała, wtulając się w mój nagi tors.
    - Mam coś dla ciebie.
    - Dla mnie? – spytała nieco zdziwiona. 
    - Tak, dla ciebie. – Odszedłem od niej i chwyciłem bukiet oraz czekoladki. – Proszę bardzo. To nic wielkiego, ale pomyślałem, że będzie ci miło.
    - Uwielbiam róże, no i wiśnie w czekoladzie.
    - Jutro po premierze kupię najlepszego szampana i będziemy opijać twój sukces.
    - A co jeśli dam plamę?
    - Słonko, jesteś znakomitą aktorką, poza tym partię wokalne ćwiczyłaś ze mną, więc nie ma mowy o żadnej plamie.
    - Uwielbiam ten twój optymizm – powiedziała, zakładając mi ręce na szyję.
    - Realizm, kotku, realizm. 
    Oboje wybuchnęliśmy śmiechem i złączyliśmy się w czułym pocałunku.
    - Wezmę prysznic – rzuciła i weszła do łazienki. Ja w tym czasie wstawiłem kwiaty do wody, zlustrowałem mini barek i kosz z owocami. Zjadłem jednego banana i zacząłem szukać kiwi, jednak bezskutecznie. W tym czasie Kelly wyszła z łazienki w zwiewnej koszuli nocnej i położyła się na wielkim łóżku, wyciągając z pudełeczka pierwszą czekoladkę. Postanowiłem do niej dołączyć. 
    W samych jeansach położyłem się na brzuchu na białej pościeli. Podparłem się łokciami o miękki materac i wyjąłem drugą czekoladkę. Odwinąłem ją z czerwonego papierka i odgryzłem jedną ściankę.
    - Otwórz buzię, ślicznotko. 
    Kell zaśmiała się i zrobiła to, o co prosiłem; drobna ilość alkoholu wlała się do jej ust, razem z zanurzonym w nim owocem. Przy kolejnej nie poszło tak gładko, gdyż ciecz spłynęła po kąciku jej ust. Nachyliłem się i subtelnie ją zlizałem, a następnie zacząłem całować swoją partnerkę. Najpierw delikatnie, a potem coraz agresywniej. Jej dłoń dotykała mojej głowy, a język bawił się razem z moim. Czułem, jak przez jej ciało przechodzi lekki dreszcz. Oderwałem się wtedy od jej ust i zacząłem całować jej szyję, dłońmi badając ciało przez cienki materiał.    Gdy natknąłem się na guziki koszuli, rozpiąłem najpierw jeden, potem kolejny i jeszcze następny i moim oczom ukazały się jej jędrne i kształtne piersi. Schyliłem głowę i zatoczyłem językiem kółko najpierw wokół lewego, potem prawego sutka. 
    Jej ciało nieco się uniosło, a ja nie zaprzestawałem swoich pieszczot. Nadal drażniłem językiem nabrzmiałe od nadmiaru dotyku piersi, mając świadomość, że jest jej ze mną dobrze.     Gdy oderwałem usta od jej klatki piersiowej, spojrzałem na jej twarz.
    - Pragnę cię - wyszeptała, dotykając moich ramion. – Kochaj się ze mną. 
    Zdjąłem spodnie i bieliznę, zarówno swoją jak i Kelly i rozchyliłem jej uda. Była bardzo podniecona, jej ciało dosłownie błagało o mój dotyk. Wyjąłem z portfela prezerwatywę i po nałożeniu jej na właściwe miejsce wsunąłem się między uda swojej pięknej dziewczyny. 
    Moje ruchy były wolne i bardzo dokładne. Starałem się jak tylko mogłem, by czuła się wyjątkowo. 
    Powoli zaczynała wydobywać z siebie ciche jęki. Dotykałem jej piersi, a ona przygryzała wargi, wtulając swój lewy profil w poduszkę. 
    Gdy poczułem, że to właśnie ten moment, obróciłem jej twarz w swoją stronę i patrzyłem, jak przeżywa swój orgazm. Zamknęła oczy i rozchyliła usta, z których wydobył się jęk rozkoszy. Poczułem bardzo przyjemne ciepło,  jej serce waliło jak szalone, ledwo łapała oddech, a na twarzy miała cudowny uśmiech, który mówił mi, że nie zawiodłem jako mężczyzna.

 




Kelly:

    Jeszcze żaden mężczyzna nie dotykał mnie w taki sposób. Seks z Neilem zwykle ograniczał się do szybkiego numerka po czy przed koncertem. Nie było mowy o żadnej czułości, a już szczególnie z jego strony. Szybko, intensywnie i egoistycznie, tak właśnie kochał się mój były facet, który był pierwszym mężczyzną, z którym sypiałam, stąd też moja nieco zaburzona wizja seksu. 
    Neil oczekiwał ode mnie seksu w stylu prymitywnego porno, dlatego też sposób, w jaki potraktował mnie w łóżku Jared, był dla mnie czymś niesamowitym, czymś zupełnie nowym. Po raz pierwszy seks był dla mnie stuprocentową przyjemnością. 
    - Jesteś niesamowity – wyszeptałam mu do ucha, gdy nadzy leżeliśmy obok siebie.
    - Ty też, słonko. – Przesunął palec po moim policzku i uśmiechnął się. W jego dotyku było coś, co sprawiało, że czułam się najbardziej wyjątkową kobietą na świecie. I pomyśleć, że jeszcze dwa miesiące temu nienawidziłam go do granic możliwości...




***



    - Bądź w teatrze o piątej trzydzieści – rzuciłam, związując włosy.
    - Będę! – odkrzyknął mi z łazienki.
    - To do zobaczenia! – krzyknęłam i miałam już wychodzić, gdy usłyszałam jego głos.
    - Nie zapomniałaś o czymś? – Stanął na progu łazienki z przewiązanym na biodrach ręcznikiem.
    - Wybacz. – Cofnęłam się i pocałowałam jego usta, na których znajdowały się resztki pasty.
    - Powodzenia, skarbie. – Klepnął mnie w pośladek i wrócił do mycia zębów. 
    Przed hotelem czekała na mnie taksówka, którą dojechałam do jednego z najlepszych paryskich teatrów, gdzie już za chwilę miała się odbyć próba generalna Todda. 
    Weszłam do garderoby, nałożyłam ciuchy i blond perukę i czekałam na swoją kolej. Reżyser nie opierał się na klasycznej wersji musicalu, tylko na Burtonowskiej. Moja postać nie za często pojawiała się na scenie, ale za to była bardzo kluczowa dla całej historii. 
    Gdy tylko usłyszałam słowa He had this wife you see, wyszłam na scenę i poruszałam się po niej tanecznym krokiem, po krótkiej chwili dołączył do mnie Jack grający woźnego, a następnie grupa taneczna. Błądziłam wokół nich niczym dziecko, które zgubiło się w wesołym miasteczku, muzyka stawała się coraz głośniejsza, a ja zostałam rzucona na obitą materiałem ławeczkę przez Doriana, który wcielał się w rolę Sędziego Turpina. 
    Na scenie zgasły światła. Po teatrze rozniósł się krzyk Olivera i została oświetlona ta część sceny, która imitowała mieszkanie pani Lovett.
    - Świetnie! Znakomicie. Mam nadzieję, że tak samo wam pójdzie o szóstej.
    Próba powoli dobiegała końca. Właśnie stało przede mną najtrudniejsze zadanie: leżenie nieruchomo i udawanie martwej. Oliver klęczał nade mną i dramatycznie wyśpiewywał swoją kwestię, a ja ledwo co powstrzymywałam śmiech. Zresztą mój sceniczny partner też nie potrafił zachować powagi i już po chwili oboje zanosiliśmy się niekontrolowanym chichotem. Granie trupa to wbrew pozorom wcale nie taka łatwa sprawa.
    - A spróbujecie mi się tak śmiać przy publice, to przysięgam, że ukatrupię. – Pan reżyser starał się być poważny, ale jemu również udzieliła się nasza głupawka.
    Dochodziła czwarta, mieliśmy teraz czas na najedzenie się, jednak żadne z nas nie było w stanie nic przełknąć. Stres był naprawdę duży, w końcu byliśmy w stolicy kultury. Tu ludzie byli nieco bardziej wymagający niż w Ameryce.




***



    Właśnie nadeszła godzina zero. Sala była pełna, a w głośnikach rozbrzmiało No Place Like London. 
    Zgasły światła. Sprawna wymiana dekoracji i tak oto znaleźliśmy się w piekarni pani Lovett. Roxane świetnie poradziła sobie z The Worst Pies in London, mimo iż bała się, że zawali, gdyż na próbach myliła tekst. 
    Kolejna zmiana dekoracji i nadeszła moja kolej. Na razie tylko grałam, więc nie czułam jeszcze zbyt dużej tremy. Poczułam ją dopiero, gdy przyszedł czas na scenę śpiewaną. 
    Spojrzałam na publiczność. W drugim rzędzie siedział Jared i dyskretnie pokazał mi zaciśnięte kciuki. To pomogło mi się rozluźnić i zaczęłam śpiewać. 
    W końcu przyszedł czas na scenę, której baliśmy się z Oliverem najbardziej, tak zwaną final scene. Sweeney śpiewał nad zwłokami Lucy. Na szczęście obyło się bez śmiechu. 
    Po twarzy spłynęła mi sztuczna krew i kurtyna opadła. Po sali rozniosły się gromkie brawa i wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Ukłony i całe napięcie opadło.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz