wtorek, 22 grudnia 2020

056. Pewnie będzie mi kazał zrobić striptiz na środku ulicy

 Jared:

    - Jeszcze raz wielkie dzięki, że się zgodziłeś – rzucił uśmiechnięty Carl, gdy przekroczyłem próg jego domu.
    - Drobiazg – odpowiedziałem i usiadłem na wskazanym przez kumpla miejscu. – No więc, jaki ma być ten klip?
    - Ten kawałek jest o kobiecie moich marzeń. O takiej, której nie mogę zdobyć. Mijamy się na ulicy, obserwuję ją z daleka, ale nie mam odwagi zagadać. Rozumiesz?
    - Tak. A ja mam to ładnie ubrać w obrazek.
    - Zgadza się i wiesz, możesz też dorzucić coś od siebie. Jestem otwarty na wszelkie sugestie.
    - No zobaczymy w trakcie zdjęć. A masz jakąś laskę do tego klipu? – zapytałem, przeglądając zapiski zawierające nieco bardziej szczegółowy opis teledysku.
    - Tak, mam. To początkująca aktorka, Kelly. 
    - No to okey. Mówiłeś, że masz wynajęte studio, tak?
    - Tak, bo na pierwszą scenę mam już zobrazowany pomysł, więc sam wybrałem lokum. 
    Wsiedliśmy do mojego auta i ruszyliśmy do studia, gdzie miała czekać na nas ekipa ze sprzętem i Kelly. Gdy dojechaliśmy na miejsce, zapoznałam się z tymczasowymi współpracownikami i sprzętem. 
    Kiedy poprawiłem oświetlenie, moim oczom ukazała się całkiem atrakcyjna dziewczyna. Carl od razu na sobie przedstawił.
    - To jest Jared Leto, a to Kelly Tucker.
    - Bardzo mi miło – powiedziałem i uścisnąłem jej dłoń. Nie powiedziała nic tylko uśmiechnęła się jakby od niechcenia, co wydało mi się całkiem urocze.
    Kiedy skończyliśmy scenę wymyśloną przez Carla, zabraliśmy się za nanoszenie poprawek do scenariusza i nagle wpadłem na świetny pomysł. Wszyscy przenieśliśmy się do opuszczonego budynku, który był jednym z moich ulubionych miejsc. Kazałem tam ściągnąć łóżko, na którym położyłem wyglądającą na zużytą pościel.
    - Więc robimy tak: zrzucacie z siebie ciuchy i imitujecie stosunek, który ma być jedynie wyobrażeniem bohatera.
    - Nie mogliśmy nagrać tej sceny w ciepłym pokoju w hotelu? – zapytał Livingstone, trzęsąc się z zimna. 
Fakt, dzień był, jak na kalifornijskie standardy, dosyć chłodny i właśnie zaczęło lać. 
    - Sztuka wymaga poświęceń – rzuciłem i kazałem położyć mu się obok Kelly, która, jak na początkującą aktorkę, zachowywała się bardzo profesjonalnie. Nie narzekała na chłód i stosowała się do wszystkich moich zaleceń. 
    Po dwudziestu minutach miałem już całą scenę i ku mojej uciesze, właśnie rozpętała się burza. Stanęłam przy rozpadającej się ścianie budynku i uchwyciłem na filmie kilka błyskawic i uderzający w ziemie piorun. Klimat teledysku będzie jeszcze lepszy, niż mogłoby mi się wydawać. 
    – Dobra, Carl ty już możesz się ubrać, a ciebie, Kelly, prosiłbym jeszcze o kilka ujęć. 
    Bez słowa ułożyła się z powrotem na łóżku, a ja zacząłem kamerować to, jak się na nim wije. 
    – Musisz być bardziej seksowna. Pamiętaj, jesteś jego marzeniem. Ideałem kobiecości. Każdy twój ruch ma pobudzać wyobraźnie.
    - Mogłeś od razu zatrudnić gwiazdkę porno, pewnie sporo ich znasz. 
    Panna Tucker najwidoczniej nie darzyła mnie sympatią.
    - Niestety to nie ja wybierałem aktorkę. Gdyby to zależało ode mnie, zamiast ciebie leżałaby tu seksowna blondynka z wielkim biustem – odpowiedziałem jej nieco złośliwie.  – A teraz potrzebuję kilku ujęć samej twarzy – rzuciłem, biorąc mniejszą kamerę i bez zbędnego gadania usiadłem na leżącej brunetce tak, by pokazać jej twarz z perspektywy odbywającego z nią stosunek Carla.  – Ładnie, pięknie, ale to będą ujęcia wmontowane w scenę łóżkową, więc prosiłbym o nieco żywszą mimikę. 
    Dziewczyna rzuciła mi nieco złowrogie spojrzenie i zaczęła udawać orgazm. 
    - Dobra, to na dzisiaj kończymy. Jutro kręcimy na ulicy – oznajmiłem wszystkim, po czym podszedłem do Kelly. – Gratuluję profesjonalizmu.
    - Dziękuję. Coś jeszcze, bo trochę się spieszę?
    - Nie miałabyś może ochoty na kawę? – spytałem już mniej oficjalnie.
    - Nie – odpowiedziała i zabrała się razem z ludźmi od sprzętu. Zostałem sam. Nie lubiłem być sam, bo wtedy dużo myślałem, co nie było dla mnie dobre. Musiałem cały czas pracować lub przebywać w czyimś towarzystwie, żeby nie zwariować. 
    Właśnie wsiadłem do samochodu, gdy zadzwonił mój telefon.
    - Tak?
    - Cześć, Jared, słuchaj mogłabym ci jutro podrzucić Scotty’ego? Mam coś ważnego do załatwienia, a nie mam go z kim zostawić.
    - W sumie to jutro pracuję, ale mogę go ze sobą zabrać – odpowiedziałem ucieszony możliwością spędzenia dnia z synem. 
    - Kochany jesteś. Przywiozę go o dziesiątej.
    - Okey – rzuciłem i rozłączyłem się. Przekręciłem kluczyk i pojechałem do domu. 
    W skrzynce czekał na mnie list. Wyjąłem białą kopertę  i zrzucając kurtkę, sprawdziłem jej zawartość. Zaproszenie na ślub Lily. Nie zamierzałem z niego skorzystać. Zadzwonię, złożę życzenia, ale na pewno tam nie pojadę. Nie mogłem ryzykować spotkania z Mary. To zniszczyłoby miesiąc terapii, podczas której bardziej skupiałem się na wyzbyciu się tego uczucia, niż nałogu. Po części mi się to udało. Teraz widząc jej zdjęcie wystające z kartonu, nie miałem już dreszczy i nic nie latało mi w brzuchu. I wolałem, żeby tak zostało. 





Kelly:

    Weszłam do kawiarni i od razu zamówiłam gorącą kawę. Byłam cholernie zmarznięta, a to wszystko przez fantazje pana reżysera, któremu zachciało się scen łóżkowych w pomieszczeniu bez okien i większej części ścian podczas szalejącej burzy.
    - No opowiadaj, jaki on jest! – usłyszałam, gdy tylko przyłożyłam telefon do ucha.
    - No Carl jak Carl, przecież go znasz – odpowiedziałam starszej siostrze.
    - Oj, wiesz, że ja nie o nim. Pytam o Jareda. 
    No tak, moja siostra w latach dziewięćdziesiątych była ogromną fanką My So Called Life. Przez jej obsesję nie miałam dostępu do telewizora.
    - Szczerze mówiąc, to nie ma czym się zachwycać – powiedziałam jej zupełnie szczerze.
    - Co ty gadasz, przecież jest boski!
    - No nie wiem, co w nim takiego boskiego. Blady, chudy... – tu przerwałam, bo właśnie dostałam kawę – i cholernie irytujący. 
    - Artysta, złotko, oni bywają irytujący.
    - A jaki tam z niego artysta? Niewyżyty seksualnie, starzejący się aktorzyna. 
    Dla mnie był tylko gwiazdorem serialu dla nastolatek, który od czasu do czasu dostawał rolę w jakimś dobrym filmie, którą i tak zwykle partaczył. W szkole aktorskiej nauczyłam się tego, że dobry aktor wcale nie musiał ryzykować zdrowia, by dobrze zagrać swoją rolę, a tycie, chudnięcie i inne zabiegi są dla desperatów. W sumie dziwiłam się, że pan Leto nie dał sobie naprawdę urżnąć ręki, skoro chciał być aż tak bardzo autentyczny w filmach, w których gra.
    - Nie zapominaj, że jest jeszcze muzykiem i to świetnym muzykiem. – Oksana znała każdy szczegół jego życia, co mnie osobiście przerażało. 
    - Świetni muzycy nie farbują sobie włosów na różowo i nie wysługują się publicznością podczas koncertów, no i oczywiście nie lansują się w MTV. 
    - Nienawidzę cię – wycedziła przez zęby. Nie lubiła, kiedy obrażałam jej idola, ale ja po prostu mówiłam prawdę. Jego zespół był dla mnie komercyjną papką zarabiającą na napalonych na wokalistę nastolatkach. 
    - Dobra, zmieńmy temat, bo nie mam ochoty gadać o Leto, zwłaszcza, że jutro znów będę musiała spędzić z nim kilka godzin. – Na samą myśl robiło mi się niedobrze. Nie lubiłam go ani jako osoby, ani jako aktora czy muzyka, ale jedno musiałam mu oddać: na reżyserii się facet znał.
    - Nie, no, ty chyba naprawdę nie jesteś moją siostrą.
    - Dziewczyno, masz dwadzieścia sześć lat i obsesję na punkcie sławnego kolesia. To nie jest normalne. 
    - A ty masz dwadzieścia pięć lat, a marudzisz gorzej niż nasza babcia – powiedziała i rozłączyła się. Może to i lepiej, bo jeszcze kilka ochów i achów i zabiłabym ją przez słuchawkę. 
    Dopiłam kawę i wróciłam do mieszkania. Tam czekało mnie kilka niemiłych niespodzianek: nie udało mi się dostać żadnej z ról, o które się starałam. Do jednej byłam za młoda, do drugiej zbyt mało doświadczona, trzeci reżyser proponował mi rolę drugoplanową, której kompletnie nie czułam. Nie miałam parcia na główne role i nie miałam nic przeciwko tym drugoplanowym, ale tylko wtedy, gdy widziałam w nich jakąś wartość czy podobieństwo do samej siebie, bo jak to mawia jeden z moich wzorów aktorskich: Za każdym razem, gdy grasz, coś łączy cię z daną postacią. Tak musi być. W innym wypadku to nie aktorstwo tylko kłamstwo*. I ja trzymałam się tej zasady. Nic na siłę. 
    Usunęłam wszystkie wiadomości z sekretarki i poszłam pod prysznic. Pod wieczór zaczęło mnie drapać w gardle. Tylko przeziębienia mi jeszcze brakowało…
    Rano obudził mnie telefon od Carla.
    - No hej, Kell, dzisiaj zaczynamy zdjęcie o jedenastej trzydzieści. Jaredowi coś wypadło.
    - Nie mogłeś wybrać innego reżysera? – zapytałam, siadając zaspana na łóżku.
    - Leto to najlepszy, jakiego znam, poza tym nie muszę mu płacić.
    - To wszystko wyjaśnia.
    - Nie lubisz go?
    - A ty byś lubił kogoś, kto każe ci leżeć w samej bieliźnie na zimnie, a potem siada na tobie i każe udawać orgazm?
    - No raczej nie – odpowiedział, śmiejąc się.
    - No widzisz. Mam nadzieję, że dzisiaj nie będę musiała się rozbierać, choć znając jego dziwne pomysły, pewnie będzie mi kazał zrobić striptiz na środku ulicy. 
    Tak, to było bardzo prawdopodobne...
    Skończyłam rozmawiać z przyjacielem i spojrzałam na zegarek. Była ósma trzydzieści, mogłam więc jeszcze trochę poleżeć. Ułożyłam głowę na poduszce i próbowałam zasnąć, jednak przeszkadzał mi w tym katar. Idealnie…





***




    O jedenastej trzydzieści stawiłam się na podanej przez Carla ulicy. Była zamknięta dla ruchu. Nie ma co, Leto to stuprocentowy profesjonalista, szkoda tylko, że do tego jest pieprzonym sadystą. Sztuka wymaga poświęceń, tylko pozbawiony życia prywatnego pracoholik mógł coś takiego powiedzieć.  
    Na planie byli już technicy, oświetleniowcy, charakteryzatorka i Carl. Nie było jedynie pana reżysera, który swoją drogą do zbyt punktualnych nie należał. Właśnie dochodziła dwunasta, a jego ani widu, ani słychu. Czy ja powiedziałam, że to stuprocentowy profesjonalista? Cofam to.
    Jared zjawił się dopiero, gdy zegarek wskazał godzinę dwunastą dwadzieścia. Wysiadł z samochodu, po czym z tylnego siedzenia wyjął małe dziecko.
    - Czyżby kolejny genialny pomysł? – zapytałam ironicznie.
    - Nie. To mój prywatny syn – odpowiedział mi równie złośliwie i przeprosił wszystkich za spóźnienie.
    - Nie szkodzi, stary. – Livingstone był teraz milutki, a jeszcze piętnaście minut temu chciał go zamordować na wszystkie możliwe sposoby. 
    Leto posadził małego na krześle reżysera i wrócił do samochodu. 
    - Idź się przebrać – powiedział, podając mi beżową sukienkę, która bardziej przypominała halkę i koronkowe pończochy, które zapewne nabył w sex shopie. Bez słowa chwyciłam swój kostium i przebrałam się aucie Carla. – I zróbcie coś z jej twarzą. Jak ona wygląda z takim czerwonym nosem?! 
    A  ciekawe przez kogo mam czerwony nos... Ten człowiek to totalny dupek. Dziwiłam się, że jakaś kobieta zdecydowała się wykorzystać jego geny.
    Kiedy makijażystka poprawiła mi makijaż, zaczęliśmy kręcić. Musiałam chodzić po ulicy ubrana w coś, w czym raczej powinno się spać, a nie paradować w miejscach publicznych.
    - Dobra, cięcie. Ty możesz trochę odpocząć, teraz Carl. 
    Odetchnęłam z ulgą i usiadłam na krześle obok syna Jareda. Przyjrzałam mu się uważnie. Był bardzo uroczym dzieckiem.
    - Cześć, mały – powiedziałam, wyciągając dłoń w jego stronę.
    - Ceść - odpowiedział w niezwykle słodki sposób. Małe dzieciaczki i ich słodkie głosiki.
    - Jak się nazywasz? – zapytałam ciekawa tego, czy ten na oko półtoraroczny chłopiec potrafił się przedstawić, czy należał do tych mniej ogarniętych dzieci, które potrafiły tylko powtarzać lub w ogóle nie potrafiły mówić.
    - Ścotty Leto, nasisko Leto – rzucił z rozbrajającym uśmiechem. Gdybym nie wiedziała, kto był jego ojcem, to w życiu nie powiedziałabym, że ten uroczy brzdąc był synem takiego zarozumiałego fiuta.
    - A ja jestem Kelly.  
    Po krótkiej chwili padło po raz kolejny „cięcie” i podszedł do nas ojciec Scotty’ego.
    - Nie przeszkadzał ci? – zapytał mnie, wskazując na małego. 
    - Ani trochę. Świetny z niego dzieciak.
    - Bo mój – odpowiedział z charakterystyczną dla siebie skromnością i wziął chłopca na ręce.
    - Nutno – rzucił Scotty, kładąc głowę na ramieniu swojego ojca.
    - Wiem, ale tata jest teraz w pracy i musisz jeszcze chwilkę wytrzymać. 
    To było naprawdę niesamowite. Ten dzieciak, jeśli chodziło o rozwój mentalny, był na poziomie trzylatka. Leto musiał zapłodnić kobietę geniusza, skoro trafił mu się tak mądry syn.
    - Teraz ja będę kręcić czy Carl?
    - Teraz nakręcę statystów.
    - Jakich statystów? – zapytałam, bo prócz naszej ekipy nie było tu nikogo.
    - Takich statystów – powiedział i wskazał palcem na grupę ludzi, która właśnie weszła na plan. Skąd on ich wytrzasnął, to nie mam pojęcia.
    - Co to za ludzie?
    - Echelon, moja droga, Echelon.
    - Eeee co? – spytałam zdezorientowana.
    - Esielon – powtórzył za ojcem Scotty. 
    - Echelon, z tego, co się orientuję, to sieć szpiegowska. 
    - Nie tylko. Jeśli jesteś ciekawa, to sobie to wygoogluj.
    - Bo ja nie mam co robić – odpowiedziałam. – A skoro kręcisz teraz tych ludzi, to może pójdę z twoim synem do tego parku obok, skoro się nudzi?
    - Dobry pomysł. Tylko wróćcie za dwadzieścia minut i załóż spodnie, bo ludzie sobie pomyślą. 
    Hipokryta, cholerny hipokryta...
    - Scotty, pójdziesz z Kelly do parku? 
    Przytaknął, więc Jared odstawił go na ziemie. Wtedy też zauważyłam tatuaż na jego prawej ręce. Był to jakiś dziwny, czerwony szlaczek, który nic mi nie mówił. Mały Leto złapał mnie za rękę, a starszy poszedł do statystów.
    Po obejściu parku dookoła i po nakarmieniu kaczek, wróciliśmy na plan.
    - Dobrze, że już jesteś. Chcę, żebyś stanęła na parapecie w tamtym oknie. – Tu wskazał mi okno na ósmy piętrze.
    - Może od razu mnie wepchnij pod samochód – rzuciłam, patrząc z przerażeniem na wskazany obiekt. To więcej niż pewne, ten facet chciał mnie zabić.
    - Nie, no, spokojnie będziesz miała asekurację. Dogadałem się z właścicielem mieszkania. Za drobną opłatą udostępnił nam swój parapet. 
    I cóż ja mogłam zrobić, skoro wszyscy byli zachwyceni pomysłem pojawienia się dziewczyny marzeń za oknem na ósmym piętrze? Już nigdy więcej teledysków. 
    Zdjęłam spodnie i bluzę, poszłam na poprawkę makijażu i razem z kilkoma osobami weszłam do budynku. 
    Sterczałam na gzymsie owinięta liną przez około pół godziny, bo przecież ten perfekcjonista musiał mięć ujęcie z każdej perspektywy. Kazał nawet sprowadzić wóz strażacki, by stanąć na drabinie i kamerować mnie z bliska. 
    Kiedy ta męczarnia się skończyła, nakręciliśmy jeszcze trzy inne sceny. W jednej z nich musiałam całować się z kilkoma osobami, w tym z jedną dziewczyną. 
    Nie no, ten facet naprawdę potrzebuje kobiety, albo po prostu przechodzi kryzys wieku średniego. Wymyślił sobie koszmar senny bohatera klipu, w którym jego wymarzona ukochana okazuje się być rozpustnicą. Pieprzony erotoman.
    O czwartej na plan przyjechała młoda szatynka, która okazała się być mamą Scotty’ego, który podczas nagrywania tych nieco erotycznych scen, był zabawiany przez asystentkę Carla, z dala od nieodpowiedniego dla siebie widoku. 
    Jak się okazało, udało się nam zakończyć wszystkie zdjęcia. Co prawda zajęło nam to dziesięć godzin, ale przynajmniej nie będę już musiała widywać pana gwiazdora.
    - Dzięki za współpracę, byliście naprawdę świetni, a teraz zapraszam wszystkich do klubu.  
Wszyscy ucieszyli się na tę wiadomość, wszyscy oprócz mnie. Ja nie miałam ochoty włóczyć się po klubach z bólem zatok. 
    - Ej, no, Kelly nie możesz z nami nie iść, przecież wykonałaś kawał dobrej roboty i musimy to uczcić.
    - Carl, naprawdę bym chciała, ale... 
    - Żadnych ale. Nadal jestem twoim szefem, więc uznaj to za polecenie służbowe – wtrącił się Leto. Niestety miał rację. Według kontraktu, jeszcze do jutra musiałam wykonywać jego polecenia. Chcąc, nie chcąc, pojechałam z nimi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz