wtorek, 22 grudnia 2020

055. Do świętości to mi daleko. Bardzo daleko

 Jared:

    W ośrodku spędziłem miesiąc. Rozmowy z doktorem Smithem po raz kolejny bardzo mi pomogły. Poradził mi rozliczenie się z przeszłością i zajęcie się teraźniejszością. 
    Powoli zaczynałem godzić się z losem i byłem już gotowy na rozpoczęcie nowego życia - życia bez Mary. Zacząłem symbolicznie: pozbyłem się wszystkiego, co mogłoby mi ją przypominać. Wszystkie zdjęcia i pamiątki spakowałem do kartonów i wyniosłem do garażu. 
    Po terapii opuścił mnie wisielczy nastrój. Z powrotem miałem ochotę na ostre granie, więc już na drugi dzień stawiłem się w studiu, gdzie razem z chłopakami odkopaliśmy to, co zaczęliśmy nagrywać pół roku temu. Wszystko, co nagrałem będąc pod wpływem załamania, odstawiliśmy na półkę.
    - No to zabieramy się do pracy, panowie! – Stanąłem za mikrofonem i rozpoczęliśmy kilkugodzinną sesję. Pod wieczór, ledwo co mówiłem, ale było warto. Jared Leto powrócił! 
    - To co teraz? Do domku, kolacyjka i spać? – zapytał Tomo.
    - O nie, stary. Musimy uczcić powrót mojego braciszka – odpowiedział mu Shannon, obejmując mnie ramieniem. – Jedziemy do Victora. Tylko, młody, żadnego alkoholu!
    - Spokojnie i bez niego potrafię się świetnie bawić. 
    - No to lecimy. 
    Zamknęliśmy studio i wszyscy trzej wskoczyliśmy do mojego auta, które zatrzymałem na parkingu za klubem Paradise. 
    Jak zawsze wjazd bez kolejki, spojrzenia ludzi i atmosfera świetnej zabawy. Pierwsze co, podszedłem do baru.
    - Whiskey z lodem? – zapytał barman.
    - Nie. Dziś bez alkoholu. Podaj mi colę. 
    Gdy tylko dostałem swój napój, ruszyłem w stronę schodów. Po drodze upatrzyłem kilka potencjalnych towarzyszek. 
    - Witaj z powrotem. – Vic przywitał mnie przyjacielskim uściskiem. – Dobrze, że rzuciłeś to świństwo, nie służyło ci. 
    Po upływie godziny zszedłem na dół i wtedy też poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
    - Hej, przepraszam, że przeszkadzam, ale jestem ogromną fanką twojego zespołu i chciałabym cię prosić o wspólne zdjęcie, jeśli nie masz nic przeciwko. 
    Była całkiem ładna, a takim nigdy nie odmawiam.
    - Pewnie, że nie mam. – Uśmiechnąłem się do niej, biorąc do ręki jej telefon, którym zrobiłem nam zdjęcie. – Może byś się czegoś napiła?
    - Bardzo chętnie – odpowiedziała i poszliśmy w stronę baru. Zamówiłem jej drinka, a sobie kolejną colę, tym razem z plasterkiem cytryny. 
    - Chodźmy na górę, tam można spokojnie pogadać.
    Gdy byliśmy już na szczycie schodów, posłałem bratu uśmiech, który oznaczał tylko jedno: wracam do gry. 
    Usiedliśmy na pustej sofie w rogu i zaczęliśmy rozmawiać.
    - Jak masz na imię? – zapytałem, patrząc na jej twarz.
    - Caroline – odpowiedziała, nawijając na palec kosmyk farbowanych na rudo włosów.
    - Ładnie. A ile masz lat?
    - Miesiąc temu skończyłam osiemnaście, miałam szczęście, że ochroniarze nie poprosili mnie o dowód. – Mówiąc to, zalotnie się do mnie uśmiechnęła, co oznaczało, że mogłem rozpocząć atak. Na początek coś niezbyt nachalnego, klasyczne założenie ramienia na oparcie tuż za jej głową. – Słyszałam, że pracujecie nad nową płytą.
    - Pracujemy – przytaknąłem. 
    - A jaka będzie?
    - Zajebista - odpowiedziałem jej wprost do ucha, na co ona zareagowała uśmiechem. Byliśmy dosyć blisko siebie, więc nie było już na co czekać. – Jesteś bardzo ładna, wiesz? 
    - Dziękuję – odpowiedziała nieco zawstydzona.
    - A kiedy się tak rumienisz, wyglądasz jeszcze ładniej.
    - Gracie może niedługo jakiś koncert? – zapytała, starając się zmienić temat. Rozmowa o jej urodzie najwyraźniej była dla niej krepująca.
    - Póki co, nie planujemy.
    - Czyli nie będzie można posłuchać nowych kawałków przed premierą płyty?
    - No wiesz, jak chcesz to możemy teraz pojechać do studia i mogę ci pokazać to, co do tej pory nagraliśmy.
    - Mówisz serio? – spytała z niedowierzaniem.
    - Serio, serio. To jak? Jedziemy?
    - Pewnie! 
    Wstaliśmy z miejsc i wyszliśmy tylnym wyjściem, gdyż pod głównym zebrało się pełno paparazzi. Przez całą drogę rzucałem dyskretne spojrzenia to na jej dekolt, to na nogi. Było na czym oko zawiesić.
    - Pamiętaj, to, co tu usłyszysz, to ściśle tajna tajemnica. Taki nasz mały sekret – rzuciłem i przekręciłem klucz w zamku. 
    Gdy weszliśmy do środka, kazałem jej się rozgościć, a sam podszedłem do całej aparatury. Zacząłem przeglądać pliki i w końcu zdecydowałem się puścić jej utwór kryjący się pod nazwą Utwór numer dwa. Nagraliśmy go w kwietniu i od razu odrzuciliśmy. Nie byłem taki głupi, by puszczać jej kawałki, które faktycznie znajdą się na albumie. 
    - Wow, świetne. Jak się nazywa?
    - Jeszcze nie ma tytułu – odpowiedziałem, siadając obok niej na kanapie. – Zawsze mamy problem z tytułami. – Mówiąc to, objąłem ją ramieniem. Była jeszcze nieco spięta. – Rozluźnij się, skarbie – szepnąłem jej do ucha i przesunąłem wargi po szyi. Zadrżała. Już jest moja! – Pamiętaj, to będzie nasza tajemnica.
    Nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku i już po chwili leżała pode mną z biustem na wierzchu. Miałem tylko nadzieję, że nie była dziewicą. Wyjąłem z portfela prezerwatywę i zacząłem robić swoje.





***




    - Kto to jest Mary? – zapytała, gdy wróciłem z łazienki.
    - Mary was the type of girl she always like to fuck a lot – zaśpiewałem, po czym powiedziałem: – Mary to Mary. – I zabrałem jej z ręki kartkę, którą wyjęła spod jednego z zagłówków. Cała jej powierzchnia pokryta była zapisem imienia mojej byłej ukochanej.
    - Często to robisz?
    - Co? 
    - No czy często sypiasz z fankami? – sprecyzowała swoje pytanie. 
    - Czasami. Człowiek w trasie bywa samotny, a nie w każdym mieście ma się przyjaciółki.
    - Czyli nie jestem pierwszą fanką, którą zaliczyłeś?
    - Ani pierwszą, ani ostatnią.
    - Tak myślałam. A moje koleżanki uważają cię za świętego.
    - Uwierz, słonko, że do świętości to mi daleko. Bardzo daleko… 





***




    Rano obudził mnie telefon od mojego przyjaciela Carla, któremu przed narodzinami Scotty’ego pomagałem przy debiutanckiej płycie.
    - Siema, Jared. Miałbym do ciebie ogromną prośbę.
    - Wal śmiało – odpowiedziałem, podnosząc się z pozycji leżącej.
    - Bardzo jesteś teraz zajęty?
    - Teraz, to znaczy?
    - Przez najbliższe dwa, trzy dni – sprecyzował.
    - W sumie to nie aż tak bardzo, a o co chodzi?
    - Chciałbym, żebyś wyreżyserował mój teledysk. Mam gotowy pomysł, potrzeba mi tylko kogoś, kto go zrealizuje.
    - Nie ma sprawy.  Dla starych kumpli wszystko – odpowiedziałem.
    - Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. To widzimy się jutro u mnie, a stamtąd pojedziemy do studia.
    - Okey – rzuciłem i rozłączyłem się. 
    Wstałem z kanapy i nałożyłem na siebie wczorajszą koszulkę, po czym wyszedłem ze studia i wróciłem do domu. Od kiedy Lucy wróciła do siebie, panował tam okropny bałagan, w którym już sam ledwo wytrzymywałem. 





Mary:

    Równo o dziesiątej stawiłam się na planie zdjęciowym, na którym oprócz ekipy czekała już na mnie dziewczyna, z którą miałam być fotografowana. Wysoka blondynka o niezwykle kobiecych kształtach. Prawdę mówiąc, spodziewałam się typowej wychudzonej modelki, a tu proszę, takie zaskoczenie. Ale to chyba normalne, że do promowania bielizny wybierają te nieco bardziej kobiece.
    - Mary, to jest Danielle. 
    Podałyśmy sobie dłonie i poszłam się przebrać. Przez godzinę pozowałyśmy to razem, to osobno, aż w końcu Roland ogłosił przerwę, podczas której jadłyśmy bagietki z dżemem truskawkowym i przeglądałyśmy magazyny, które leżały na stoliku.
    - A to ciekawe: Jared Leto uwodzi nastolatki.
    - Co?! – zapytałam zaskoczona.
    - Wczoraj Leto opuścił klub w towarzystwie młodej i atrakcyjnej, tajemniczej dziewczyny – przeczytała na głos. - Ten to chyba nigdy się nie zmieni – zaśmiała się.
    - Znasz Jareda? – spytałam zaciekawiona.
    - Oj, znam, znam. Zawsze mnie odwiedza, gdy jest w Paryżu, a ja odwiedzam go, gdy jestem w Los Angeles.
    - Sypiasz z nim?
    - Przy nim nie da się zasnąć. Co on potrafi w łóżku... Na samą myśl robi mi się gorąco.
     I komu ona to mówi...
    - A ty go znasz?
    - Chodziliśmy razem do szkoły – rzuciłam na odczepnego. Nie miałam zamiaru się jej zwierzać. Niech myśli, że tylko ona zna tę przyjemność bycia z Jayem.
    - Wtedy też był taki seksowny? – zapytała ożywiona.
    - Był niczego sobie.
    - Dobra, drogie panie, wracamy do pracy. 
    Wyszłyśmy z garderoby i wróciłyśmy na plan, gdzie zmieniono nieco wystrój. 
    - Wiem, że to może być dla was nieco krępujące i możliwe, że żadna z was nie miała okazji robienia takiej sesji...
    - No do rzeczy – przerwałam mu, domyślając się, do czego zmierzał.
    - Ludwik chce postawić na kontrowersje, bo jak wiadomo, to się najlepiej sprzedaje, więc musimy zrobić kilka nieco pikantniejszych fotek. Dan, zdejmij górę, a ty, Mary, stan za nią i złap ją za biust.  
    Obie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem. 
    - Z czego się śmiejecie?
    - Zabierałeś się do tego, jak pies do jeża. Żebyś widział swoją minę!  – powiedziała Danielle.
    - No co, myślałem, że to może być dla was krępujące.
    - Dla modelek nie ma rzeczy krępujących. Co nie, Mary?
    - Pewnie.
    Moja nowa współpracowniczka zdjęła stanik i zaczęłyśmy pozować. Nie krępowało nas to ani trochę, wręcz przeciwnie, było miło, bo Dan była naprawdę atrakcyjną dziewczyną. Nie dziwiłam się, że Jared z nią sypiał. Zawsze mieliśmy podobny gust.
    - Dobra, Mary, połóż się, a ty, Dan, na niej. Świetnie – mówił nasz fotograf, chodząc dookoła łóżka, na którym leżałyśmy  i robiąc zdjęcia. – Wiesz co, połóż jej dłonie na pośladkach. O tak, super. Jesteście świetne, moje drogie panie.
    Pięć minut później miałyśmy już na sobie szlafroki i oglądałyśmy zdjęcia .
    - Zwykle nie robię takich fotek, ale Melunre powiedział, że ma być ostro, bo teraz tylko tak można przyciągnąć uwagę ludzi i mediów. 
    Zdjęcia wyszły naprawdę świetne. Były bardzo zmysłowe i erotyczne, ale w granicach dobrego smaku. 
    - Dobra, możecie się przebrać, ja lecę na kolejną sesję. – Pożegnał się z nami i opuścił salę, a my poszłyśmy do garderoby. 
    - Robiłaś już wcześniej takie sesje? – zapytała Danielle, zamykając drzwi.
    - Prawdę mówiąc, to nawet nie jestem modelką. Jakiś czas temu spotykałam się z projektantem i pozowałam kilka razy w ramach promocji jego kolekcji, i to wszystko.
    - Poważnie? Nie byłaś ani trochę spięta, więc myślałam, że może nie raz pozowałaś już w taki sposób. Ja bardzo często biorę udział w podobnych sesjach, więc już mnie to nie krępuje. Bycie less czy bi jest teraz trendy, więc wielu projektantów wykorzystuje ten motyw w swoich kampaniach – rzuciła i stanęła przed lustrem.
    - Powiedzmy, że mam doświadczenie w postępowaniu z kobietami – odpowiedziałam, uśmiechając się.
    - Widać. 
    Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. 
    – Dziewczyny podczas takich póz zwykle są na maksa spięte, a ty od razu pewnym ruchem złapałaś mnie za biust.
    - Było za co złapać. Modelki, z którymi miałam do czynienia, zwykle miały bardzo małe biusty lub nie miały ich wcale.
    - No tak, te z wybiegów tak mają. Ja zajmuję się bielizną, więc muszę mieć co pokazać. 
    Obie się zaśmiałyśmy i zaczęłyśmy zamieniać firmową bieliznę na swoją własną.
    - Dan, mogłabyś zapiąć mi stanik? – zapytałam, gdy nie byłam w stanie zrobić tego sama, gdyż ten piekielny zatrzask, jak zwykle się zaciął. 
    - Jasne – odpowiedziała i stanęła za mną, jednak zamiast zapiąć mój biustonosz, złożyła delikatny pocałunek na moim ramieniu. 
    Byłam nieco zdezorientowana, ale już od ponad miesiąca z nikim nie byłam, a podczas ciąży potrzeby były jeszcze intensywniejsze. 
    Danielle położyła dłonie na moim brzuchu i całowała kark. Poczułam silne podniecenie, więc odwróciłam się w jej stronę i przycisnęłam wargi do jej ust.
    Stanik zsunął się z mojego ciała, a ja nadal nie odrywałam się od swojej towarzyszki.





***




    - Już od małego wiedziałam, że jestem biseksualna – powiedziała, gdy leżałyśmy nagie na kanapie.
    - Od małego?
    - W przedszkolu chodziłam za rękę z kolegą, całowaliśmy się i takie tam, ale jednocześnie lubiłam też całować dziewczynki.
    - Ja odkryłam swój pociąg do kobiet, gdy miałam trzynaście lat. – Opowiedziałam jej nieco o swoim związku z Courtney. – W styczniu urodzę drugie dziecko, więc trzeba będzie poszukać sobie faceta.
    - A co z ojcem?
    - Powiedzmy, że żyje w nieświadomości i tak jest lepiej dla wszystkich. 






Marion:

    - Dobrze, że Jared poszedł na odwyk. Naprawdę kiepsko wyglądał – powiedziałam, siadając na kanapie w nowym mieszkaniu Alice. 
    - Dobrze mu to zrobi, ale szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że będzie brał.
    - Ja też nie, ale różnie bywa. – Napiłam się gorącej herbaty i zacisnęłam dłonie na kubku.
    - Martwisz się o niego? – zapytała Al, wpatrując się w moją twarz.
    - Pewnie, że tak, przecież to ojciec mojego dziecka. – Jak mogła mnie w ogóle o to pytać? Przecież to oczywiste, że się martwiłam o kogoś, z kim spędziłam rok swojego życia.
    - Na pewno już nic do niego nie czujesz?
    - Na pewno. Jared to przeszłość. Teraz łączy nas jedynie Scotty.
    - Dobrze, że jest jeszcze taki malutki i nic z tego wszystkiego nie rozumie
    - Też się tym pocieszam. 
    Po rozmowie z przyjaciółką pojechałam do Constance po małego. Mimo iż nie byłam z Jaredem, nadal utrzymywałam kontakt z jego mamą. Prawdę mówiąc, mogłam liczyć na nią bardziej niż na swoją własną.
    - Wypuścili wczoraj Jareda – powiedziała, gdy tylko się przywitałyśmy.
    - Widziałaś się z nim?
    - Nie, ale dzwonił do mnie. Do ciebie nie?
    Pokręciłam przecząco głową. 
    – Pewnie dzisiaj zadzwoni.

 


***




    - Marion, kochanie moje, mam dla ciebie świetną wiadomość – rzucił mi od progu Harry.
    - Jaką?
    - Jutro do LA przylatuje znajoma mojej mamy z Paryża, krawcowa. Zgodziła się zaprojektować i uszyć ci suknie ślubną.
    - Wow, poczekaj. Ty już myślisz o sukni? – spytałam nieco zszokowana.
    - Przecież mamy się pobrać.
    - Ale jeszcze nie teraz – odpowiedziałam, sadzając Scotty’ego w jego kąciku zabaw.
    - A na co mamy czekać?
    - No nie wiem, ale teraz zbyt dużo się dzieje. Odwyk Jareda...
    - No tak, mogłem się domyślić, że to o niego chodzi. Nie chcesz brać ślubu, bo tak naprawdę wciąż kochasz Leto, a ja jestem jedynie nagrodą pocieszenia – rzucił zdenerwowany.
    - Jak ty możesz w ogóle coś takiego mówić? Mówiłam ci, że już nic do niego nie czuję i że jesteś jedynym mężczyzną w moim życiu.
    - Jakoś w to nie wierzę – powiedział i wszedł na schody.
    - Harry, proszę cię – powiedziałam, jednak nawet się nie odwrócił. Wszedł na górę do swojego pokoju, a ja usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać. 
    Jego słowa ogromnie mnie zabolały. Naprawdę bardzo go kochałam i wcale nie był  dla mnie nagrodą pocieszenia. Chciałam za niego wyjść, ale jeszcze nie teraz. Dlaczego mężczyźni zawsze wszystko tak do siebie biorą? 
    Wstałam z miejsca i niepewnie weszłam po schodach. Drzwi jego pokoju były uchylone, postanowiłam więc do niego wejść. Harry leżał na łóżku i patrzył się w sufit. Nic nie mówiąc, położyłam się obok niego.
    - Kocham cię – wyszeptałam i złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku.
    - Ja ciebie też – odpowiedział, mocno mnie do siebie przytulając. 
    - To, o której będzie tu ta krawcowa? 
    Spojrzał na mnie z ogromnym zdziwieniem. 
    – No co tak na mnie patrzysz? Przecież nie pójdę do ślubu w jeansach. 
    Uśmiech, który  zagościł na jego twarzy sprawił, że poczułam ciepło w okolicy serca. Wiedziałam już na pewno, że już zawsze chcę oglądać ten cudowny widok.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz