wtorek, 8 grudnia 2020

052. Do zobaczenia w kolejnym życiu

 Mary:

    Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie zrobił Jared. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że był do tego zdolny. Owszem, bywał agresywny, ale nigdy w stosunku do mnie. 
Z własnego doświadczenia wiedziałam, że pierwszy cios nigdy nie był ostatnim, a ja nie miałam zamiaru po raz kolejny być czyimś workiem treningowym. 
    Wszystko było już jasne, ja i Jared nie powinniśmy byli znów się spotykać. Nasza znajomość miała zakończyć się dwadzieścia lat temu, kiedy to Jay dowiedział się o mojej „śmierci”. Byłoby lepiej dla niego, gdyby nadal żył w nieświadomości. Byłby przynajmniej szczęśliwy, a tak wrócił do nałogu, rozpadł się jego związek i prawdopodobnie zespół i to wszystko z mojej winy. Mogli mnie wtedy skierować do innego ośrodka i wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. 
    Czas zamknąć ten rozdział mojego życia…




***



Dwanaście dni później:

    - Mary, co się z tobą dzieje? – zapytała Lucy, gdy po raz kolejny musiałam się wcześniej wyrwać z pracy.
    - Źle się czuję. 
    - Coś ostatnio często ci się to zdarza.
    - Wiem.
    - Wiesz też pewnie, że nie mogę tego wiecznie tolerować. Klientki się skarżą. Wydaję mi się, że nasza dalsza współpraca nie ma sensu – powiedziała irytującym tonem.
    - Czyli mnie zwalniasz?
    - No raczej. Przyjdź jutro po pieniądze. – Silver nie ukrywała radości i satysfakcji z wywalenia mnie z pracy. Gdy tylko dowiedziała się, że to dla mnie zostawił ją Leto, przestała być równą babką, a stała się istnym tyranem. Ciągle się mnie czepiała i pod byle pretekstem robiła mi dzikie awantury. Miałam ochotę jej nagadać, ale byłam zbyt skupiona na tym, by nie zwymiotować w jej gabinecie. 
    Kiedy opuściłam salon, usłyszałam swój telefon.
    - Cześć, siostrzyczko. Gdzie teraz jesteś? – usłyszałam w słuchawce głos Lily.
    - Wracam z pracy, a czemu pytasz?
    - Właśnie wylądowaliśmy z Jeanem i Penny w LA i chcieliśmy cię odwiedzić.
    - Mówisz serio czy robisz sobie jaja? – zapytałam zaskoczona jej słowami. 
    - Mówię serio. To za ile będziesz w domu?
    - Za piętnaście  minut – odpowiedziałam, nadal będąc w szoku. Moja siostra była ostatnią osobą, której się tam spodziewałam.
    - To za pół godziny u ciebie będziemy – powiedziała i rozłączyła się i wtedy przypomniało mi się, że miałam pustą lodówkę, a pewnie po tak długiej podróży z Paryża, będą głodni. 
    Weszłam do pobliskiego sklepu i kupiłam sos do spaghetti i makaron. Skromnie, ale to nie Francja.
    Zdążyłam zrobić obiad i zjawili się goście. Lily wyglądała promiennie. Zresztą nie było co się dziwić, w końcu miała przystojnego narzeczonego i śliczną córeczkę.





***




    - Dobra, a teraz mów mi, co się dzieje – rzuciła Lily, gdy Jean wyszedł z małą Penny na spacer. 
    - Rozstałam się z Jaredem – odpowiedziałam i poczułam, jak moje gałki oczne robią się wilgotne.
    - Dlaczego? Kiedy? – zapytała zaskoczona.
    - Dwa tygodnie temu. Nie chciałam dać mu prochów, a on mnie uderzył – wydukałam i rozpłakałam się na dobre. Młodsza siostra mocno mnie do siebie przytuliła.
    - Przykro mi, kochanie – dodała, ocierając mi z twarzy łzy. 
    Kiedy jej narzeczony zadzwonił do domofonu, szybko się ogarnęłam.
    - Na pewno się dobrze czujesz? – zapytał Jean, który z zawodu był lekarzem. 
    - Od jakiegoś czasu nie bardzo, ale to głównie wina stresu – odpowiedziałam mu i uśmiechnęłam się. 
    Po dwóch godzinach udali się do hotelu, a ja zostałam sama, nadal zmagając się z mdłościami. Byłam pewna, że to przez dragi, ale dopiero potem zorientowałam się, że dwa tygodnie temu powinnam była dostać okres, ale nie dostałam. Brak okresu plus mdłości oznaczało tylko jedno: ciążę. Musiałam mieć pewność, więc udałam się do apteki po test, jednak nie zrobiłam go. Bałam się, bo w tym miesiącu dwa razy brałam kokainę i piłam alkohol. 
    Strach opuścił mnie dopiero na drugi dzień. Siedziałam na wannie i nerwowo ruszałam nogą w oczekiwaniu na wynik. Owe oczekiwanie przerwał mi telefon od Lily.
    - Mary, słuchaj, tak sobie pomyślałam, że skoro już nie pracujesz i nie spotykasz się z Jaredem, to może wróciłabyś z nami do Paryża?
    - Zaczekaj - powiedziałam i chwyciłam test. Wynik był pozytywny. Serce zaczęło mi bić jeszcze szybciej, w brzuchu zerwało się z miejsca stado motyli, a w głowie zagrała orkiestra. To był cud, prawdziwy cud! – Zostaję w Los Angeles. Jestem w ciąży! – krzyknęłam podekscytowana do słuchawki.
    - Co?! W ciąży?!
    - Tak, Lily. Ja i Jared będziemy mieć dziecko!
    Byłam tak szczęśliwa, że zapomniałam o tym, jak mnie potraktował. Teraz byłam w stanie wybaczyć mu wszystko.
    Kiedy zakończyłam rozmowę z siostrą, wybrałam numer Jaya. Od razu włączyła się poczta głosowa, więc nagrałam mu wiadomość, że mam mu do powiedzenia coś bardzo ważnego.





Jared:

    Ostatnie dwa tygodnie to było dla mnie jedno wielkie pasmo nieszczęść. Najpierw kłótnia z bratem, potem rozstanie z Mary. Nie wiedziałem, dlaczego ją uderzyłem. Nie potrafiłem tego racjonalnie wyjaśnić. Chęć wzięcia narkotyku okazała się być silniejsza od mojego człowieczeństwa. Zaraz, czy ja w ogóle jeszcze mogłem nazywać siebie człowiekiem?
    Dwanaście dni totalnej samotności: wyłączony telefon, udawanie, że nie było mnie w domu. Nie miałem ochoty na towarzystwo. Siedziałem sam i stopniowo opróżniałem swój barek. Wypiłem nawet stuletnie wino, które dostałem od mamy na specjalną okazję. W moim życiu nie będzie już specjalnych okazji, więc po co miało się zmarnować?
    Za siedem miesięcy miałem skończyć czterdzieści lat, a moje życie zamiast rozkwitać, więdło. Obcy facet patrzył, jak rósł mój syn, którego ja widywałem raz w tygodniu przez marne sześć czy osiem godzin. Granie przestało sprawiać mi przyjemność; każda próba napisania piosenki kończyła się rzuceniem gitary w kąt. Planowałem odreagować to wszystko w studiu, ale mój głos przez hektolitry alkoholu, które w siebie wlewałem i przez papierosy brzmiał, jakby ktoś przetarł mi gardło papierem ściernym. Jeden z moich największych atutów chwilowo, lub na stałe, przepadł. Atut numer dwa, czyli nieprzeciętna uroda, też nie był już aktualny. Zarośnięta blada twarz, podkrążone oczy i wyschnięte wargi, to wszystko sprawiało, że wyglądałem jak bezdomny wyciągnięty wprost z rynsztoka. Prysznica nie brałem od trzech dni, nie mówiąc o ciuchach, których nie zmieniałem od przeszło tygodnia. Byłem cieniem samego siebie. Nawet na seks nie miałem ochoty. Jadłem tylko po to, żeby nie pić na pusty żołądek. Moją jedyną rozrywką były: kanał sportowy i od czasu do czasu basen. 
    Jak zwykle leżałem na kanapie i bez sensu gapiłem się w sufit, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Po jego wydźwięku domyśliłem się, że to na pewno nie Shannon. Dłoń, która pukała w drewno, należała raczej do kobiety.
    - Nikogo nie ma – krzyknąłem, gdy mimo braku odzewu, gość nie rezygnował z próby dostania się do mojego mieszkania. 
    - Jared, to ja Lucy. Proszę, otwórz – usłyszałem głos byłej dziewczyny.
    - Nie ma Jareda – odpowiedziałem jej, nie odrywając wzroku od białej przestrzeni.
    - Błagam cię. Potrzebuję twojej pomocy. – Sposób, w jaki to powiedziała, nieco mnie ruszył, więc mimo niechęci i braku jakiekolwiek ochoty, wstałem i otworzyłem drzwi. 
    - Boże, jak ty wyglądasz – rzuciła Silver, gdy tylko mnie zobaczyła.
    - Mi też miło cię widzieć. – Wpuściłem ją do środka i przekręciłem wszystkie zamki w drzwiach. Gdy tylko zobaczyła, że mój dom był w jeszcze gorszym stanie niż ja, nieco się skrzywiła. – Więc jakiej pomocy ode mnie potrzebujesz? – zapytałem, zrzucając z kanapy puste butelki i wskazałem jej miejsce.
    - Bo widzisz, u mnie w bloku pękła rura i zalało mi całe mieszkanie, więc chciałabym zapytać, czy nie mogłabym przez jakiś czas pomieszkać u ciebie.
    - A mieszkaj. Możesz spać w moim pokoju, bo i tak nie korzystam z łóżka – odpowiedziałem, opierając się o miękką poduszkę. 
    - Skoro mamy razem mieszkać, przydałoby się tu jakoś ogarnąć.
    - Rób, co chcesz.
    - Dobra, to ja wezmę się za sprzątanie, a ty weź prysznic. Przyda ci się.
    - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – rzuciłem i powoli wstałem z miejsca. 
    Kiedy już dowlokłem się do łazienki, zdjąłem brudne ciuchy i wszedłem do kabiny. Gorąca woda spływała po moim ciele, sprawiając, że zaczynałem się czuć nieco lepiej, ale tylko na krótką chwilę. 
    Gdy zakręciłem wodę, usłyszałem dzwonek do drzwi. Otworzyła je Lucy, a ja nadal okupowałem łazienkę.  Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze i tylko się głupkowato zaśmiałem. 
    - Bóg seksu od siedmiu boleści. Jesteś żałosny, Leto. 
    Gdy skończyłem swój monolog, wyszedłem z łazienki w samym ręczniku owiniętym wokół bioder.
    - Kto to był? – zapytałem Lucy, która właśnie zaczynała odkurzać ubrana w moją koszulę.
    - Akwizytor. Wzięłam twoją koszulkę, bo nie chciałam się pobrudzić – odpowiedziała i włożyła wtyczkę do gniazdka. Ja wszedłem do sypialni i zacząłem przewracać szafę w poszukiwaniu moich czarnych dresów. Gdy w końcu je znalazłem i nałożyłem na niezbyt dobrze osuszone nogi, rzuciłem okiem na zdjęcie, które zrobił mi i Mary Shannon, gdy byliśmy w Bellingham. Automatycznie zacząłem podśpiewywać:
    - A photograph of you and I in love – padło z mych ust, po czym zatrzasnąłem drzwi. 
    Lucy akurat skończyła odkurzać. Przysiadłem na szafce i patrzyłem, jak zadowolona obserwuje efekty swojej pracy. 
    - No, i teraz wszystko jest tak jak należy. Salon wysprzątany, ty czysty. A jutro wezmę się za kuchnię. 
    - Bierz się, za co tylko chcesz. 
    Uśmiechnęła się i podeszła do mnie.
    - Pewnie czujesz się samotny po odejściu Mary, co? 
    Nie odpowiedziałem, a ona przesunęła palec wzdłuż mojego brzucha. 
    – Wiesz co?
    - Co? – zapytałem i spojrzałem na jej pełen namiętności wzrok.
    - Brakowało mi ciebie i to bardzo. – Mówiąc to, składała delikatne pocałunki na moim nagim torsie. – Nawet nie wiesz, jak bardzo. – Założyła ramiona na moją szyję i zaczęła mnie namiętnie całować. Odwzajemniłem pocałunek i położyłem dłonie na jej pośladkach, jednak nie czułem już tego, co czułem kiedyś, gdy jej dotykałem. 
    Chwyciła moją dłoń i pociągnęła za sobą do sypialni. Zrzuciła ciuchy, jednak ja nadal nie czułem nic specjalnego. Położyła się na moim łóżku, a ja żeby jej nie zawieść, wszedłem w nią i starałem się zaspokoić tak jak kiedyś. 
    Była wniebowzięta, a ja nie czułem praktycznie nic. Niby była niezłą laską, ale czegoś mi w niej brakowało, a raczej kogoś. Mary była jedyną osobą, która dawała mi czystą przyjemność z seksu. 
    Kiedy skończyliśmy, wyszedłem przed dom i zapaliłem papierosa. Po drodze zabrałem ze stołu telefon, który włączyłem pierwszy raz od dwóch tygodni. 
    Kilkadziesiąt połączeń od mamy, Shannona, Tomo, Tima, Emmy; sms przypominający o przyjęciu urodzinowym Scotty’ego i wiadomość na poczcie głosowej od Mary. Po odsłuchaniu, szybko do niej zadzwoniłem. Byłem ciekaw, o czym tak bardzo chciała mi powiedzieć. 
    - Cześć, właśnie odsłuchałem twoją wiadomość. O czym chciałaś mi powiedzieć?
    - Już nieważne.
    - Mówiłaś, że ważne – powiedziałem zdziwiony jej odpowiedzią.
    - Chodzi o to, że lecę do Paryża, no i chciałam się pożegnać.
    - Do Paryża? – Byłem jeszcze bardziej zdziwiony. – Na jak długo? 
    - Na stałe. Chciałam się z tobą pogodzić, żebyśmy nie rozstali się w urazie. Więc wybaczam ci to, że mnie wtedy uderzyłeś, no i do zobaczenia w kolejnym życiu. – Po tych słowach się rozłączyła. 
    A ja głupi liczyłem na to, że chciała do mnie wrócić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz