poniedziałek, 7 grudnia 2020

047. Do ciebie to mu daleko

 Marion:

    Zastanawiałam się, co on teraz robił. Prawdę mówiąc, miałam nadzieję, że albo szukał mnie u Harry’ego i Alice, albo przynajmniej był załamany naszym odejściem. W celu zaspokojenia swojej ciekawości weszłam na Twittera, a tam wiadomość o duecie z seksowną kobietą. 
    Po sposobie, w jaki to napisał, domyśliłam się, że raczej nie cierpiał. Co się dziwić, skoro wyrwał jakąś piosenkareczkę, którą pewnie obracał na kanapie w studiu, albo raczej przy ścianie lub konsolecie. Tak, to zdecydowanie bardziej w jego stylu. 
    Ani Harry, ani Al do mnie nie dzwonili, czyli na pewno u nich nie był. W przeciwnym razie już dawno by się ze mną skontaktowali.
    - Najwyraźniej tatusiowi jest lepiej bez nas – powiedziałam na głos, głaszcząc Scotty’ego po główce. Przynajmniej on jeden będzie przy mnie mimo wszystko. 
    Zanim dowiedziałam się o ciąży, byłam pewna, że dziecko to najgorsze, co mogłoby mnie spotkać, a teraz? Teraz nie wyobrażałam sobie życia bez tego malucha. 
    Póki spał, był spokojny, ale wiedziałam, że gdy tylko się obudzi, zacznie brakować mu Jareda. Zresztą mi też. Nasza ostatnia wspólna noc była tak cudowna, że myślałam, że już nic nie jest w stanie zagrozić naszemu związkowi. Miałam wrażenie, że już powoli zaczynał być gotowy na to, bym mogła zająć miejsce w jego sercu, ale jak zwykle się pomyliłam. Zrozumiałabym, gdyby przespał się z Mary, ale on zrobił to z dwiema kobietami, a w dodatku jedna z nich to jakaś podrzędna modelka porno. Teraz już nie mogłabym znieść jego dotyku. Mimo iż był cudowny i działał na mnie jak nic innego na świecie, myśl, że nie jest przeznaczony jedynie dla mnie, bardzo mnie bolała. Chyba jednak Mary miała rację, taka gówniara jak ja nie była w stanie zaspokoić takiego mężczyzny jak on. Był artystą i  z racji tego potrzebował wolności. Nic nie mogło go ograniczać, a ja i Scotty tym właśnie byliśmy w jego życiu, ograniczeniem. Jakoś musiałam sobie poradzić jako samotna matka. Dobrze, że miałam chociaż swojego ślicznego aniołka.
    - Marion, skarbie, właśnie przygotowałam ci śniadanie.
    - Dziękuję, mamo – odpowiedziałam i poprawiłam synkowi zsuwający się kocyk, po czym weszłam do kuchni. 
    - Jak się czujesz? – zapytał tata, podając mi gorącą herbatę.
    - Bywało lepiej – rzuciłam i włożyłam do ust odrobinę jajecznicy ze świeżymi pomidorami. Jak zwykle była pyszna, ale z tego wszystkiego straciłam apetyt.
    - Musisz jeść i się uspokoić, bo z całych tych nerwów stracisz pokarm.
    - Karmię małego butelką – odpowiedziałam, mieszając widelcem w jedzeniu.
    - No czyś ty zwariowała?! Powinnaś jak najdłużej…
    - Mamo, błagam cię, przestań mi mówić, co powinnam, a czego nie. To moje dziecko i to ja decyduję o tym, jak je karmić – przerwałam jej w połowie zdania. 
    - No jak sobie chcesz. 
    Widać było, że była na mnie zła, ale to nie moja wina. Po prostu nienawidziłam, kiedy ciągle krytykowała to, jak zajmowałam się swoim synem.
    - Przestań ją jeszcze bardziej stresować – odezwał się tata. – Jutro urządzę jakiś kąt dla mojego kochanego wnuka.
    - Nie trzeba, bo wyjeżdżam.
    - Jak to wyjeżdżasz? – spytał zaskoczony.
    - Wracam do Los Angeles.
    - Tylko mi nie mów, że dalej będziesz mieszkać z tym godnym pożałowania erotomanem.
    - Nie, nie zamierzam wracać do Jareda. Znów zamieszkam z Harrym i Alice.
    - A nie lepiej zostać w swoim domu?
    - Nie, mamo. Jeśli tu zostanę, nie będę szczęśliwa – powiedziałam i odeszłam od stołu. 
    Nawet w LA nie będę szczęśliwa. Gdziekolwiek bym nie była, bez niego zawsze będzie mi źle.




***



    Właśnie zabierałam się do wyjścia, gdy usłyszałam swój telefon.
    - Cześć, tu Shannon. Słuchaj, co tam się stało między tobą a moim bratem?
    - Nie mów, że nie wiesz – odpowiedziałam ironicznie. Przecież Jay chwalił się mu wszystkimi swoimi podbojami, więc czemu teraz miałoby być inaczej?
    - Nie do końca. Jay przyszedł wczoraj do studia nagrzany, więc mało co zrozumiałem.
    - Przespał się z dwiema dziewczynami.
    - I dlatego go zostawiłaś? – pytał jakby zdziwiony.
    - A czy to nie jest wystarczający powód? Ja rozumiem, że to jest twój brat, ale nie pozwolę sobie na to, żeby tak ze mną pogrywał. Wiesz, jaki to jest dla kobiety wstyd, kiedy facet zdradza ją z jakimiś wywłokami i jeszcze na dodatek wie o tym cały świat?! 
    - Domyślam się, ale wiesz, jaki jest Jared, kiedy za dużo wypije. Wydaję mi się, że powinniście wszystko sobie wyjaśnić, szczerze pogadać i wrócić do siebie. 
    - Jedynym tematem, na jaki mogę z nim pogadać, jest nasz syn i ustalenie tego, kiedy będzie mógł się z nim widywać.
    - Marion, na pewno to przemyślałaś?
    - Tak, Shannon. Nie jestem na tyle silna, by być z Jaredem.
    - Wiesz, że on bardzo kocha Scotty’ego. 
    - Wiem i dlatego nie zamierzam zabraniać mu kontaktów z dzieckiem. Jak tylko wrócę do Los Angeles, to wszystko z nim ustalę. 
    Jeszcze przez kilka minut Shannon próbował nakłonić mnie do zmiany decyzji, ale pozostałam nieugięta. Nie wrócę do Jareda. Postanowiłam i zdania nie zmienię. 
    Kiedy tylko skończyliśmy rozmowę, przeniosłam rzeczy do swojego samochodu.
    - Zadzwoń, jak tylko dojedziesz.
    - Dobrze, tato – odpowiedziałam i objęłam ojca. 
    Mama nawet się ze mną nie pożegnała. Najwyraźniej poczuła się bardzo urażona. 
    Przez całą drogę Scotty wtulał się w miśka, którego dał mu Jared. Zdawał się być przygnębiony. Zwykle podczas jazdy wydawał z siebie niezidentyfikowane odgłosy, a dziś był cichy jak mysz pod miotłą. Patrzenie na niego w takim stanie łamało mi serce, ale lepsze to, niż miałby być świadkiem naszych kłótni, lub, co gorsza, schadzek tatusia z jakimiś panienkami. Miałam nadzieję, że nigdy nie będę musiała sama wychowywać dziecka, no ale wyszło, jak wyszło...
    Po dwóch godzinach byłam już pod swoim domem. Mały rozejrzał się dookoła i widząc, że nie jest to miejsce, w którym mieszkał przez pierwszych dziewięć miesięcy swojego życia, zaczął głośno płakać. Kiedy próbowałam wyjąć go z fotelika, zaczął machać rękami i nogami. Takim zachowaniem próbował wymusić na mnie powrót do domu Jareda. 
    - Kochanie, przestań świrować. 
    Spojrzał na mnie zapłakanymi oczkami i byłam pewna, że gdyby umiał mówić, powiedziałaby coś w stylu: Właśnie zniszczyłaś mi dzieciństwo. 
    Uspokoił się. Wyjęłam go z samochodu i wniosłam do mieszkania. Harry od razu chwycił go w ramiona, ale nie zareagował na to zbyt entuzjastycznie, bo przecież to nie był jego tata.
    - Co jest, Scotty, nie cieszysz się, że będziesz teraz mieszkał z wujkiem Harrym i ciocią Alice? Wiesz, jak będzie fajnie? – Jackie podniósł go nieco wyżej, a wtedy on zaczął piszczeć i pokazywać palcem w stronę salonu. – Zanieść cię tam? Dobra, stary. 
    Całą trójką weszliśmy w głąb pomieszczenia, a mały niemal wyrwał się mojemu przyjacielowi z rąk. Kiedy był już na dywanie, szybko podpełznął do telewizora, gdzie akurat emitowano teledysk do Kings and Queens. Scotty położył dłoń na ekranie, gdy tylko pojawiło się na nim zbliżenie twarzy Jareda. 
    W oczach stanęły mi łzy. Czułam, że zaraz pęknie mi serce. Dłużej już tego nie zniosę. Poszłam więc do kuchni, wyjęłam telefon i wybrałam numer Leto.  






Jared: 

    Nie zdążyłem jeszcze dobrze otworzyć oczu, a już poczułem na swoich ustach język Mary. Bardzo lubiła budzić mnie w ten sposób, a ja nie miałem nic przeciwko.
    - Wstawaj, śpiochu – usłyszałem, po czym zobaczyłem jej roześmianą twarz.
    - Która jest? – zapytałem, przecierając twarz dłonią.
    - Pierwsza – odpowiedziała, kładąc głowę na moim nagim torsie.
    - Cholera, już dawno powinienem być w studiu!
    - Przecież ty jesteś liderem, więc to oni muszą się dostosować do ciebie, a nie ty do nich. – Jej wargi delikatnie muskały moją skórę, a dłoń skierowała się pod kołdrę i zaczęła wędrować po moich bokserkach. 
    - Jeszcze ci mało? – zapytałem, czując, jak jej palce delikatnie się zaciskają.
    - Z tobą nigdy nie mam dosyć. 
    - Musisz mi teraz wybaczyć, ale zabawialiśmy się całą noc. Muszę trochę odpocząć. – Odsunąłem jej rękę od swojego krocza.
    - Ktoś tu się starzeje – rzuciła, wstając z łóżka.
    - Słucham? Że niby ja się starzeję?
    - No, a jak to inaczej wytłumaczysz?
    - Wiesz co, chyba jednak mam jeszcze trochę siły – dodałem i wciągnąłem ją z powrotem na pościel. Już miałem zdjąć jej bieliznę, którą zdążyła nałożyć, gdy doszedł mnie sygnał połączenia. Zszedłem z niej i złapałem Blackberry. Gdy tylko zobaczyłem, że próbuje się skontaktować ze mną Marion, szybko odebrałem. 
    Pierwszym, o co zapytałem, było miejsce jej pobytu. 
    - W swoim starym mieszkaniu. Dzwonię, bo chcę ustalić twoje wizyty u Scotty’ego. Poza tym muszę zabrać od ciebie resztę jego rzeczy. 
    A więc to pewne, zabierze mi mojego syna. 
    - Co prawda mam trochę roboty w studiu, ale możesz przyjechać gdzieś tak za godzinę i proszę, weź ze sobą małego. 
    - Dobra – rzuciła i rozłączyła się. 
    - Mary, zbieraj się. Wolę, żeby cię tu nie widziała – zwróciłem się do swojej towarzyszki, nakładając spodnie. – Załatwię coś na wieczór i pójdziemy do jakiegoś klubu. 
    - Mówiąc ‘coś’ masz na myśli dragi? – zapytała i schyliła się po swoją koszulkę.
    - Tak. Wracamy do przeszłości, maleńka. 
    Wczorajszy dzień po kokainie był naprawdę niesamowity. Czułem się, jakbym znów miał osiemnaście lat. Chciałem się tak czuć codziennie. Wiedziałem, że to głupie i zapewne mama i Shannon, gdy się dowiedzą, zrzucą wszystko na Mary, ale to nie jej wina. Sam podjąłem tę decyzję i ewentualnie ja będę jedynym winnym, gdy to się źle skończy. 
    Pożegnałem się z nią i poszedłem do pokoju, który jeszcze niedawno należał do Scotty’ego i zabrałem się za rozkręcanie łóżeczka, po to, by Marion mogła je swobodnie przewieść. 
    Kilka minut po drugiej dobiegło mnie pukanie.
    - Wejdź! – krzyknąłem i odłożyłem ostatnią część łóżeczka na kupkę. Gdy tylko Marion weszła do pokoju z moim synem na rękach, ogarnęło mnie dziwne uczucie, które ciężko mi było określić. Nie widziałem go jeden dzień, a miałem wrażenie, że cały rok.
    - Bardzo za tobą tęskniłem – powiedziałem, a on mocno się do mnie przytulił. 
    - On też za tobą tęsknił – rzuciła Cole.
    - Więc po co ten cały cyrk z przeprowadzką? Nie możecie zostać? Przecież sama widzisz, że...
    - Nie zaczynaj! Postanowiłam i nie zamierzam zmienić zdania.
    - Najlepiej zniszczyć dziecku życie przez jakieś głupie fochy – odpowiedziałem już nieco zdenerwowany.
    - Głupie fochy? Czy ty się w ogóle słyszysz? Zdradziłeś mnie z dwiema dziwkami!
    - To nie były dziwki, poza tym nie mów tak przy dziecku. 
    - Jak sobie chcesz, ale ciekawa jestem, jak ty byś się czuł, gdybym to ja poszła do łóżka z dwoma obcymi facetami. – Mówiąc to, podeszła do mnie i zabrała mi z rąk małego, na co ten zareagował głośnym płaczem. 
    - Przecież widzisz, że on nie chce nigdzie iść.
    - Ale gdyby wiedział, co wyprawia jego tatuś, na pewno by chciał. Tu już nawet nie chodzi o mnie, a o niego. Wiesz, jakie są dzieciaki. Pomyśl sobie, co za kilka lat będą mu mówić, gdy w gazetach czy w Internecie przeczytają, że jego tata posuwa wszystko, co się rusza.
    - Ty też nie jesteś święta. 
    - Że co słucham?
    - Jak to co? Nie pamiętasz, w jakich okolicznościach zaszłaś w ciążę? Pewnie miło mu będzie usłyszeć, że mamusia przespała się z facetem swojej przyjaciółki.
    - Wiesz co? Hipokryta z ciebie. Harry później po to wszystko przyjedzie, bo ja nie mam zamiaru cię więcej oglądać, a ze Scottym możesz widywać się co niedzielę  – powiedziała i wyszła. 
     Chyba jednak trochę przesadziłem, ale sama mnie sprowokowała. 
    Wiedziałem, że zrobiłem i z pewnością zrobię jeszcze wiele głupich rzeczy, ale to nie znaczyło, że nie myślałem o swoim dziecku. Wiedziałem, że nie będzie mu lekko z racji tego, że byłwm osobą publiczną, ale zamierzałem nauczyć go, jak sobie z tym wszystkim radzić. 
Poza tym sam nie wiedziałem, jak sobie poradzić z jego stratą. Myśl, że będę go widywał tylko raz w tygodniu sprawiała, że miałem ochotę rozwalić wszystko, co miałem pod ręką.  





***



    - Idź z tym do sądu, stary. Tylko popatrz, w przeciwieństwie do niej masz znajomości i pieniądze, no i oczywiście lepsze warunki. Wystarczy jeden telefon i to ona będzie go widywać raz w tygodniu, o ile jej na to pozwolisz – rzucił Victor, gdy przeszliśmy do jego tak zwanej stacji dowodzenia w Paradise.
    - No coś ty, nie mógłbym tego zrobić – odpowiedziałem, wyciągając portfel z kieszeni.
    - Dlaczego, skoro ona bez skrupułów ci go zabrała?
    - Dziecko potrzebuje matki, poza tym i tak jestem chujowym ojcem.
    - Chujowym? Naprawdę potrzebujesz porządnego kopa w dupę – powiedział, podając mi dwie działki kokainy. - Gdyby was za bardzo po tym nosiło, to organizuję dzisiaj imprezę. 
    - Jak coś to wpadniemy. – Dałem mu banknot i schowałem towar do kieszeni. 
    Faktycznie jego koka miała niezłego kopa, więc po jej zażyciu zadzwoniliśmy po taksówkę i udaliśmy się do klubu.
    - Byłaś tam kiedyś? – zapytałem, nie odrywając dłoni od uda Mary.
    - Nie – odpowiedziała, patrząc na mnie wzrokiem pełnym pożądania. Gdyby nie podejrzane spojrzenia kierowcy, już bym w niej był, a tak musiałem poprzestać na pocałunkach. 
    Auto się zatrzymało, wyjąłem pieniądze i dopiero wtedy zorientowałem się, że kierowca to ten sam chłopak, który podwoził mnie do domu po mojej pierwszej nocy z Marion. Tym razem nie zachowywał się jak fan mojego zespołu. Patrzył na mnie z pogardą.
    - No co tak na mnie patrzysz? Pracujemy nad nową płytą, muszę się jakoś wspomagać – rzucił mi spojrzenie w stylu „myślałem, że jesteś inny” i wydał resztę.
    Przed wejściem stał dosyć spory tłum ludzi. Mnie oczywiście kolejki nie obowiązywały, ani w tym, ani w żadnym innym klubie. 
    Jedna dziewczyna na mój widok wyjęła telefon i zaczęła robić zdjęcia. Podszedłem wtedy do bramkarza i poprosiłem, żeby jej nie wpuszczał i kazał skasować fotki, które mi zrobiła. Ja i Mary weszliśmy do środka, a Ralph zabrał się za spełnianie mojej prośby. Chwyciłem dłoń swojej towarzyszki i zaprowadziłem ją na górę. Tam poznała kilku moich znajomych i oboje zaczęliśmy pić.
    - Chodź potańczyć – powiedziała Mary, wstając z sofy.
    - Wiesz, że nie lubię.
    - Ale ja lubię – dodała, całując mnie w policzek. Nie mogłem jej odmówić, więc podniosłem się i zeszliśmy na dół. 
    Choć Mary, podobnie jak ja, miała już prawie czterdziestkę,  nadal przyciągała spojrzenia męskiej części imprezowiczów. Ubrana w krótką czarną spódniczkę i obcisłą białą koszulkę na ramiączkach, pod którą nie miała stanika, wyglądała dużo seksowniej niż obecne tam dwudziestoparolatki.
    Stanęła do mnie tyłem, a ja położyłem dłonie jedną na jej udzie, drugą na biodrze. Ona trzymała ręce na mojej szyi, ocierając się swoim ciałem o moje w rytm muzyki. 
    Odchyliła głowę, a ja przyłożyłem wargi do jej szyi, która smakowała jak truskawki. Zaśmiała się i położyła  dłoń na mojej, która przylegała do jej biodra. Nasze palce się splotły i przesunęły do góry. Zatrzymały się dopiero na jej piersi, która unosiła się i opadała w nieco przyspieszonym oddechu. 
    Odwróciła się w moją stronę i nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Dotknąłem jej pośladków i poczułem, jak ktoś mnie puka w ramię.
    - Przepraszam, że przeszkadzam, ale dzwoni twój brat. 
    No tak, ten żyć beze mnie nie mógł. 
    - Już idę – powiedziałem i wypuściłem Mary ze swoich objęć. – Zaraz wracam, skarbie – dodałem i złożyłem delikatny pocałunek na jej twarzy w okolicy ucha, po czym poszedłem do biura Vica. Zdążyłem przyłożyć słuchawkę do ucha i usłyszałem wrzask swojego brata.
    - Co ty sobie z nas jaja robisz?! Czekamy na ciebie cały dzień jak debile, a ty sobie imprezujesz! 
    - Spokojnie, braciszku, nie denerwuj się tak, bo ci żyłka pęknie. Nie obowiązują nas żadne terminy, więc możemy sobie robić wolne, kiedy tylko chcemy.
    - Człowieku, nie chodzi mi o to, że zrobiłeś sobie wolne, tylko o to, że nic nam o tym nie powiedziałeś – dodał już nieco spokojniej, ale było słychać, że nadal był na mnie zły. 
    - Wybaczcie mi moją bezmyślność, a ty zamiast się złościć, wpadaj tutaj, bo jest naprawdę świetna zabawa. 
    - Nie dzięki. Idę na kolację z Cassie.
    - Jak chcesz. W takim razie do zobaczenia jutro w studiu.
    - O ile będziesz w stanie – odpowiedział z lekką nutką złośliwości .
    - O to to ty się nie martw. 
    Wyszedłem stamtąd i podszedłem do baru. 
    – To, co zawsze – rzuciłem do barmana i stanąłem przodem do parkietu. Wzrokiem zacząłem szukać Mary. W końcu ją znalazłem tańczącą pomiędzy dwoma napalonymi na nią kolesiami. Kiedy zobaczyła, że na nią patrzę, zaczęła się do mnie uśmiechać, jednak nie przerwała. Szczerze powiedziawszy, ów widok wcale nie wzbudzał we mnie zazdrości, wręcz przeciwnie: myśl o tym, że tych dwóch mogło być blisko niej tylko podczas tańca i mogło tylko pomarzyć o tym, by zaspokoić w niej swoje potrzeby, a ja mogłem ją mieć, kiedy tylko chciałem, napawała mnie dumą. 
    Przyłożyłem do ust szklankę, którą podał mi barman i nadal patrzyłem na jej niesamowite ciało. Miałem wrażenie, że ona w ogóle się nie starzeje. 
    Kiedy piosenka się skończyła, Mary opuściła towarzystwo i podeszła do mnie.
    - Zazdrosny? – zapytała, zabierając mi szklankę z dłoni.
    - Nie – opowiedziałem, łapiąc ją za rękę. 
    Dopiła resztę whiskey z lodem i zaczęła mnie całować. Kątem oka zauważyłem, że tych dwóch kolesi cały czas się na nią gapiło. 
    - Nie zawracaj sobie nimi głowy, to tylko dwaj napaleni gówniarze. Jestem pewna, że gdyby przyszło co do czego, nie wiedzieliby, co robić – dodała, wkładając mi ręce pod koszulkę.
    - Jesteś tego pewna?
    - Przez przypadek dotknęłam męskości jednego z nich. Uwierz mi, do ciebie to mu daleko.  
    Oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, po czym wróciliśmy na górę do Victora i reszty.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz