poniedziałek, 7 grudnia 2020

046. Nie całuj mnie, kiedy masz w ustach ślinę mojego brata

 Marion:

    Zdjęcie pod artykułem faktycznie przedstawiało Jareda w towarzystwie dwóch silikonowych lal. Nigdy wcześniej nie czułam się tak upokorzona. Byłam w stanie znieść wiele, ale to już była gruba przesada. 
    Z całej siły zatrzasnęłam laptopa, weszłam do sypialni, wyjęłam z szafy walizkę i spakowałam swoje ubrania. Następnie poszłam do pokoju Scotty’ego i wrzuciłam jego ciuszki do torby. Zabrałam również najpotrzebniejsze rzeczy, wrzuciłam je do bagażnika i wróciłam po syna. Gdy wyciągałam go z łóżeczka, usłyszałam, jak otwierają się drzwi.
    - Marion, co to ma znaczyć? Czemu zabrałaś swoje rzeczy? – pytał zdezorientowany Jared.
    - A jak myślisz? – spytałam ironicznie. - Wyprowadzam się.
    - Znowu coś ci odbiło?!
    - Mi? Wybacz, ale to nie ja zabawiałam się z dwiema dziwkami w klubie. 
    Zrobił się cały blady i spuścił wzrok.
    - Skąd o tym wiesz? – odezwał się, ledwo co opanowując drżenie głosu.
    - Wszyscy o tym wiedzą. Niejaka Louise opisała wszystko na swojej stronie internetowej. 
    Pobladł jeszcze bardziej, a ja wyszłam z pokoju, niosąc Scotty’ego na rękach.
    - Nie możesz mi go zabrać! – krzyknął za mną, gdy tylko doszło do niego, co się dzieje.
    - Mogę i właśnie to robię. Nie zamierzam już dłużej znosić tych upokorzeń – odpowiedziałam i wolną ręką złapałam za klamkę. 
    Jared poszedł za mną, błagając, żebym została, jednak nie chciałam, żeby mojej dziecko wychowywał ktoś taki. Myślałam, że się zmienił, ale jednak się myliłam. 
    Wsiadłam do samochodu i odjechałam. Chciałam pojechać do Harry’ego i Alice, ale wiedziałam, że od razu by tam pojechał, więc postanowiłam wrócić do rodziców. 
    Byłam okropnie zdenerwowana, a na dodatek Scotty przez całą drogę płakał. Puściły mi nerwy. Zjechałam na pobocze i sama zalałam się łzami.
    - Błagam cię, zamknij się! – wrzasnęłam w stronę syna, na co ten zareagował przestraszonym spojrzeniem. Wiedział, co oznaczał taki ton. Uciszył się, ale cały czas wpatrywał się we mnie tym swoim przeszywającym wzrokiem. 
    Czy on musi być, aż tak bardzo do niego podobny? 
    Wychyliłam się z siedzenia, wyjęłam go z fotelika i posadziłam sobie na kolanach.
    - Przepraszam cię, kochanie – powiedziałam, mocno go do siebie przytulając. – Przepraszam za to, że na ciebie nakrzyczałam i za to, że będziesz musiał wychowywać się bez taty. Ale obiecuję, że będę najlepszą mamą na świecie. 
    Scotty zanurzył rączkę w kieszeni swoich ogrodniczek i wyjął z niej mała, pluszową kulkę, którą oderwał kiedyś od kluczy Jareda i wręczył mi ją, głaszcząc mnie po twarzy. Jego spojrzenie zdawało się mówić: nie martw się, mamusiu, wszystko będzie dobrze.




***


    Kiedy dojechałam do Riverside, mama od razu wybiegła z domu, by mnie przywitać.
    - Ja wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam, że prędzej czy później go zostawisz. To nie był facet dla ciebie.
    - Mamo, proszę cię, nie teraz. Nie przyjechałam tu, by wysłuchiwać twojego „a nie mówiłam”.
    - No właśnie – wtrącił się tata i objął mnie ramieniem. – Chodź, zaparzę ci herbatkę. 
     Poszłam z nim do kuchni, która wyglądała zupełnie tak samo jak wtedy, gdy tu mieszkałam.
    - Mama od początku miała do niego zastrzeżenia. – Mówiłam, popijając gorący napój.
    - Mama do wszystkich ma zastrzeżenia – rzucił tata, siadając na przeciwko mnie.
    - Są praktycznie w tym samym wieku, więc myślałam, że się dogadają.
    - Wiesz, jaka ona jest. Martwi się o ciebie. 
    Podczas gdy my rozmawialiśmy, siedząc przy stole, mama próbowała uśpić Scotty’ego, który za nic w świecie, mimo wyraźnego zmęczenia, nie chciał zasnąć. Domyśliłam się dlaczego, więc przeszukałam bagaże w poszukiwaniu płyty z kołysankami, której jednak nie znalazłam. 
    Wiedziałam, że mały nie uśnie, jeśli nie usłyszy głosu swojego taty, dlatego też usiadłam przy nim i puściłam mu z telefonu Alibi. On zasnął, a ja się rozpłakałam. 






Jared:

    Marion odjechała razem z naszym synem, a ja nie potrafiłem jej zatrzymać. 
    Wszedłem do domu i jeszcze cały w nerwach postanowiłem przeczytać artykuł, przez który straciłem dziecko.
    - Że ja się, kurwa, nie domyśliłem – powiedziałem sam do siebie, gdy odkryłem, że Louise Corney jest redaktorką naczelną magazynu Rude Boy, którego fanem swojego czasu był mój brat. Przecież kiedy jeszcze u mnie mieszkał, przywiesił jej plakat w garażu. 
    Jak zwykle nieźle się wkopałem. Potrzebowałem czegoś, co pomoże mi się oderwać choć na chwilę od tej pieprzonej rzeczywistości. Czegoś mocniejszego niż alkohol, czegoś, co mogłem dostać u Mary. Wsiadłem więc w samochód i pojechałem do jej mieszkania. Drzwi otworzyła mi owinięta cienką kołdrą. Wyglądała, jakby właśnie skończyła się z kimś zabawiać.
    - O, cześć, Jared.
    - Cześć – odpowiedziałem, a ona wpuściła mnie do środka.
    - Chyba ci w czymś przeszkodziłem. 
    - Nie. Właśnie skończyłam testować nowy wibrator. 
    Spojrzałem na nią nieco zaskoczony. 
    - Żartuję. Sąsiad wpadł naprawić mi kran i trochę się zapomnieliśmy. 
    Z łazienki właśnie wyszedł facet koło trzydziestki, obrzuciłem go zabójczym spojrzeniem. Mary nie była moją dziewczyną, ale świadomość tego, że ktoś ją dotykał, sprawiała, że gotowała się we mnie krew. Tak, byłem zazdrosny i to cholernie.
    - Gdyby coś jeszcze było nie tak, to wiesz, gdzie mnie szukać.
    - Jasne – odpowiedziała i odprowadziła go do drzwi.
    - Mogłaś zadzwonić, to ja bym ci pomógł – rzuciłem, gdy weszła do pokoju.
    - Przecież ty się nie znasz na hydraulice.
    - Ale pukam lepiej niż on.
    - Fakt – powiedziała i odpaliła papierosa. – Mógłbyś wstać, bo siedzisz na moje bluzce? 
    Wstałem i podałem jej czerwony materiał. Bez żadnego skrępowania zrzuciła swoje okrycie i kompletnie naga schyliła się w poszukiwaniu bielizny. To, co się działo w moich spodniach, wolałbym zachować dla siebie... 
    - A więc co cię tu sprowadza? – Już ubrana usiadła w fotelu na przeciwko mnie. 
    - Marion zabrała mi Scotty’ego – odpowiedziałem i znów ogarnął mnie ogromny smutek.
    - O cholera. A co znowu nawywijałeś? – spytała, a ja wyjąłem z kieszeni Blackberry i pokazałem jej artykuł. – Leto, ty zboczku, skoro miałeś ochotę na porządne bzykanie, trzeba było przyjść do mnie, a nie.
    - Mary, proszę cię, nie żartuj sobie, to poważna sprawa.
    - Widzę. – Przeniosła się z fotela na łóżko, na którego brzegu siedziałem. – Na pewno jakoś ją przekonasz i do ciebie wróci.
    - Na jej powrocie mi nie zależy. Chcę tylko tego, by oddała mi syna – odpowiedziałem, chowając twarz w dłoniach. 
    - No to jesteś w dupie. – Mary była mistrzynią w pocieszaniu. – Nie jesteście małżeństwem, a ona ma warunki do opieki nad dzieckiem, więc każdy sąd odda dziecko jej.
    - Wiem. – Mimowolnie się rozpłakałem, a wtedy ona mocno mnie do siebie przytuliła.
    - Na pewno się dogadacie i pozwoli ci go odwiedzać – mówiła i przyciskała usta do mojej głowy. 
    - Nie wiem, czy będę mógł przyzwyczaić się do pustego mieszkania. Już teraz brakuje mi jego wrzasków.
    - Wiem, co czujesz. Miałam tak samo, gdy nie mogłam się widywać z Emily.
    - Możesz coś dla mnie zrobić? – zapytałem.
    - Co?
    - Daj mi trochę kokainy.
    - O nie. Nawet o tym nie myśl – kategorycznie mi odmówiła.
    - Ja ci załatwiłem heroinę, kiedy byłaś na głodzie.
    - Ale ty nie jesteś na głodzie.
    - Ale chcę przestać myśleć, choć na chwilę. Proszę cię, Mary. – Spojrzałem na nią błagalnym wzrokiem.
    - Wiesz, że nie potrafię odmówić, kiedy tak na mnie patrzysz. – Wstała i weszła do łazienki. Po chwili wyszła stamtąd z torebeczką koki. Rozdzieliła towar na dwie części i oboje wypełniliśmy swoje nozdrza białym proszkiem.
    - Będę teraz bardziej kreatywny.
    - I napiszesz o mnie piosenkę.
    - Znowu?  Mam już dużo piosenek o tobie. Ale zaraz, poczekaj, może napiszemy coś razem i to nagramy.
    - I umieścicie to na swojej płycie? – zapytała roześmiana. 
    - Pewnie i nagramy do tego zajebiście seksowny teledysk. Już to sobie wyobrażam: na początku striptiz, a na końcu ostry seks. Jedziemy do studia! – rzuciłem i pociągnąłem ją za rękę. 
Po niecałej godzinie byliśmy na miejscu.
    - Witajcie, panowie – przywitałem się z bratem i z Tomo, gdy wszedłem do pomieszczenia, które aktualnie było moim drugim domem.
    - Hej, chłopaki. Niech cię uściskam, Shannonku! – krzyknęła Mary i zbliżyła się do Shanna. 
    -  O, to ty – rzucił niezbyt entuzjastycznie.
    - Dalej się na mnie gniewasz? Nie gniewaj się, przecież wiesz, że cię kocham, co prawda jak brata, ale kocham – odpowiedziała i zaczęła go całować po całej twarzy, co chwilę pytając, czy wciąż jest zły.
    - Dobra, już nie jestem, tylko weź się ode mnie odklej, bo Cassie ma tu zaraz przyjść z obiadem.
    - Twoja żonka?
    - Tak, moja żonka.
    - A ty, Tomo, to jesteś po ślubie, czy jeszcze nie? – zwróciła się do naszego gitarzysty, a ja tylko stałem jak głupek i śmiałem się sam do siebie.
    - Jeszcze nie – odpowiedział, uważnie się jej przyglądając.
    - Ja to bym na przykład nie mogła za ciebie wyjść, bo potem nie umiałabym wymówić swojego nowego nazwiska. 
    W tej chwili Tomo zaczął tłumaczyć jej, jak wymawiać jego nazwisko. 
    - Nie łapię – rzuciła i podeszła do mnie. – Dobrze, że chociaż ty masz łatwe nazwisko, ale z tobą raczej ślubu nie wezmę.
    - Dlaczego? – zapytałem.
    - Bo byliśmy tyle lat razem i nigdy mi się nie oświadczyłeś.
    - Kiedyś ci się oświadczę – odpowiedziałem i pocałowałem ją w policzek. – Chłopaki, nagrywamy z Mary.
    - Co?! – zapytał Tomo.
    - Napiszemy razem piosenkę i ją nagramy.
    - A ona w ogóle umie śpiewać?
    - Pewnie, że umiem – odpowiedziała, rzucając się na kanapę.
    - No to pokaż.
    - W porząsiu. Umiesz zagrać Rid of Me?
    - No ba! – Spojrzał na nią oczywistym wzrokiem i na gitarze, którą trzymał w ręku, ułożył akord Am. 
    Mary zaczęła śpiewać. Przy refrenie dosłownie opadły nam kopary. Już dużo razy słyszałem, jak śpiewa, ale dzisiaj przeszła samą siebie. 
    - Dobra, umiesz śpiewać – przyznał Miličević.
    Do studia weszła moja bratowa. Shannon i Tomo od razu rzucili się na jedzenie, a ja z Mary usiedliśmy w rogu i zaczęliśmy pisać. Szło nam całkiem nieźle. Po godzinie siedzieliśmy już we czwórkę i staraliśmy się ułożyć jakąś porządną melodię.
    - Tylko wiecie, to ma brzmieć bardzo seksownie – rzuciła Mary, wstając z kanapy.
    - Będzie brzmiało tak, że podczas słuchania ludzie będą mieli ochotę rzucić się na osobę siedzącą obok. A tak w ogóle to, gdzie idziesz? – zapytałem, łapiąc ją za rękę.
    - Idę sobie trochę powalić w bębny.
    - O nie, na pewno nie! Nie będziesz dotykać mojego skarbu.
    - Oj, Shannon, nie przesadzaj, przecież już nie raz miałam w ręku twojego peni...
    - Miałem na myśli perkusję – przerwał, nie pozwalając jej dokończyć.
    - No to trzeba było mówić.
    - To przecież mówiłem.
    - Wiesz co? Dziwny jesteś. - Pchnęła drzwi prowadzące do wytłumionego pomieszczenia, w którym stały wszystkie instrumenty.
    - A tylko ją zepsuje, to przysięgam, że jej łeb ukręcę.
    - Faktycznie jesteś dziwny – rzuciłem, odrywając wzrok od kartki.
    - Ja? To ty gadasz dzisiaj jakbyś był na haju, zresztą nie tylko ty, ona też.
    - Ty, a właśnie, myślałem, że skoro jesteś z Marion, to nie spotykasz się z Mary – wtrącił się Tomo.
    - Nie jestem już z Marion.
    - Jak to? – spytali chórkiem.
    - A tak to. Zabrała Scotty’ego i pojechała. – Mówiłem, ale nie wywoływało to u mnie żadnych emocji. Byłem totalnie zobojętniony. 
    - I ty tak spokojnie o tym mówisz?!
    - A co, mam płakać? Dobra, wracamy do roboty.
    - Ale dlaczego cię zostawiła? – dopytywał Shannon.
    - Nie włączałeś dzisiaj neta?
    Kiwnął przecząco głową. 
    – To później sobie włączysz i przeczytasz relację z mojej zabawy z dwiema laseczkami, a teraz na serio, pracujemy.
    Gdy tylko udało nam się ułożyć melodię, Tomo wziął gitarę akustyczną, a ja i Mary stanęliśmy przy mikrofonie. Oczywiście musiałem poinformować fanów o tym, co teraz robię. Wszedłem na Twittera i umieściłem na nim wpis: 

Właśnie nagrywam duet z gorącą laską. Szykujcie się na muzyczny orgazm.

    - Dobra, możemy zaczynać. 
    Tak oto nagraliśmy akustyczną, jeszcze nie do końca dopracowaną wersje piosenki Dirty. 
    - Jutro dogra się perkusję, bas, gitarę i jakieś wokalizy. No i wyrzuci się akustyka, bo chcemy, żeby brzmiało bardzo ostro – rzuciłem, po czym zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. – A ty, kotku, śpisz dzisiaj u mnie. – Przyciągnąłem do siebie Mary, namiętnie ją całując.
    - Nie możecie z tym zaczekać, aż zostaniecie sami?  – zapytał Shannon, robiąc minę imitującą obrzydzenie.
    - Dobra, Jared, powstrzymajmy się chwilę, bo jeszcze braciszkowi stanie.
    - Wiesz co, Mary? Potrzebujesz pomocy specjalisty, naprawdę.
    - Miło, że troszczysz się o moje zdrowie – powiedziała i cmoknęła go w usta. Ten natychmiast się wytarł. 
    - Nie całuj mnie, kiedy masz w ustach ślinę mojego brata, bo czuję się wtedy jak jakiś zboczeniec.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz