Jared:
Zdjąłem jej bieliznę i zrobiłem możliwie najgłupszą rzecz, nazwałem ją Mary.
- Jak ty mnie nazwałeś? – spytała i odepchnęła mnie. Było mi teraz cholernie głupio.
- Mary. Przecież też czasem tak na ciebie mówią. Nie pamiętasz naszego pierwszego spotkania? Marion zwana Mary?
- Przynajmniej byś nie kłamał. Ja już dobrze wiem, o kim ty myślałeś! - Wstała z łóżka w poszukiwaniu swojej koszuli nocnej.
- Wcale o niej nie myślałem – odpowiedziałem, kładąc się na plecy.
- Jasne. – Nałożyła na siebie wyjętą spod łóżka koszulkę i z powrotem się położyła.
- Tylko mi nie mów, że się znowu obraziłaś – zwróciłem się do niej, jednak mi nie odpowiedziała tylko odwróciła głowę. – Proszę bardzo, obrażaj się! Już mam tego serdecznie dosyć. Cały czas mnie podejrzewasz o zdrady, wbijasz sobie jakieś durne teorie. Kiedy jestem dla ciebie miły, robisz wszystko, żeby to spieprzyć! – Poniosło mnie i to bardzo. Wstałem, a ona zaczęła płakać.
- Skoro tak cię wkurzam, to może się wyprowadzę? – powiedziała drżącym głosem.
- A wiesz co? Rób sobie, co chcesz, mam to gdzieś.
- Skoro tak, rano zabieram małego i wracam do Alice i Harry’ego.
- Scotty zostaje – powiedziałem, ubrałem się i wyszedłem z pokoju.
Marion szybko wyszła za mną. Mogła się wyprowadzać, ale nie miała prawa zabrać mi dziecka.
- Gdzie idziesz? – zapytała, cały czas płacząc.
- Nie twoja sprawa – odpowiedziałem, zakładając buty.
- Myślałam, że jesteś inny.
- Przepraszam, że zburzyłem twój obraz pozbawionego wad idola.
- Idziesz do niej?
- A nawet jeśli, to co?
- Co ona ma, czego ja nie mam? – pytała, łapiąc mnie za rękę.
- Chcesz wiedzieć? Ona mnie zna. Widzi mnie takiego, jakim jestem, a nie takiego, jakim chciałaby abym był. Akceptuje moje wady i nie obraża się za byle gówno. Mam mówić dalej?
Nie odpowiedziała.
- Tak myślałem. Do jutra. – Wyrwałem swoją dłoń z jej uścisku i wyszedłem. Byłem pewien, że teraz mnie zostawi, ale jakoś mnie to nie ruszyło. Przynajmniej nie musiałem już niczego udawać. Bałem się tylko, że zabierze małego, a tego raczej bym nie zniósł, za bardzo go kochałem. To naprawdę niesamowite, jak ktoś tak mały może tak wiele wnieść do życia dorosłego człowieka...
***
Było ciemno i dosyć chłodno, a ja nie wiedziałem, gdzie mogłem pójść, bo wbrew temu, co powiedziałem, wcale nie zamierzałem odwiedzać Mary.
Shannon pewnie zajmował się swoją żoną, a do mamy wolałem nie iść, bo zaraz walnęłaby mi wykład o tym, jaki to ze mnie drań. Victor zapewne urządzał imprezę, a ja nie miałem ochoty na rozbawione towarzystwo. Chociaż, czemu nie? Przecież jakoś musiałem odreagować ten cały stres.
- Siema, stary, nie robisz czasem jakiejś balangi? – zapytałem, gdy tylko kumpel odebrał telefon.
- A tak się składa, że mam świetną imprezę w klubie, więc zapraszam.
Złapałem przejeżdżającą taksówkę i wysiadłem przed klubem Paradise. Wszedłem do środka, a tam ludzie bawili się w najlepsze. Stanąłem przy barze i wypiłem dwie setki, wtedy też podszedł do mnie Vic.
- Cieszę się, że wpadłeś. Nie widzieliśmy się chyba z miesiąc.
- Przecież byłem u ciebie dwa tygodnie temu – odpowiedziałem, patrząc na niego jak na debila.
- Umawiamy się, tamtej akcji z herą nie było – wyszeptał mi do ucha.
- Faktycznie, dawno się nie widzieliśmy – rzuciłem i kątem oka zobaczyłem, że przygląda mi się bardzo atrakcyjna dziewczyna. Blond loki, obcisła bluzka z wielkim dekoltem i spódniczka, która więcej odsłaniała niż zakrywała. Ten widok sprawił, że rolę mojego mózgu przejął penis, a on bardzo chciał ją bliżej poznać.
- Chodź na górę - rzucił Victor.
- Idź, zaraz do ciebie przyjdę, tylko coś załatwię.
- Okey. – Mój przyjaciel wszedł na kręcone schody, a ja rzuciłem zachęcające spojrzenie seksownej nieznajomej. Ta podeszła i stanęła obok mnie, roznosząc woń paryskich perfum.
- Louise - przedstawiła się i wyciągnęła dłoń w moją stronę.
- Jared.
- Wiem. Widziałam cię w kilku filmach – odpowiedziała, uśmiechając się zalotnie.
- Napijesz się czegoś? – spytałem, patrząc na jej obfity biust.
- Drinka.
Zawołałem barmana i ten zrealizował zamówienie, oczywiście na mój koszt. To znaczy na koszt Victora, bo w jego lokalu piłem za darmo.
- Sex on the Beach, klasyka – powiedziałem, patrząc, jak wkłada do ust poskręcaną słomkę. – Nie chciałabyś może pójść ze mną do części dla vipów? Tam można spokojnie pogadać.
- A mogłabym zabrać ze sobą koleżankę?
Najpierw byłem nieco sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, ale gdy tylko zobaczyłem ową koleżankę, zmieniłem zdanie.
- Jasne – odpowiedziałem i w towarzystwie dwóch atrakcyjnych blondynek wszedłem na schody. – To są Louise i Natalie - przedstawiłem znajomym swoje towarzyszki i usiadłem na czerwonej sofie, a dziewczęta zajęły miejsca jedna po mojej lewej, druga po prawej.
Trzy drinki później obejmowałem obie dziewczyny i rzucałem im nieprzyzwoite teksty. W pewnym momencie Louise przyssała się do mojej szyi. Widząc to Natalie, poszła w jej ślady. Kumple patrzyli na mnie z nieukrywaną zazdrością.
- Patrz, Vic, wystarczy być gwiazdą kina i panienki do ciebie lgną.
- To nie wystarczy. Trzeba jeszcze wyglądać, a ja nie mam z tym problemu – wtrąciłem się i pocałowałem Nat, a następnie jej przyjaciółkę.
- Może chcielibyście zostać sami? – zapytał Victor, widząc, że dłonie obydwu niebezpiecznie zbliżają się do mojego krocza.
- Udostępnij mi swoje biuro – rzuciłem, a ten spojrzał na mnie wymownie, jednak rzucił mi klucze. – Tylko nie zalej mi papierów.
- Spoko. Chodźcie, dziewczyny – powiedziałem i wszyscy troje wstaliśmy.
- Stary, nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę – dodał Vic, gdy wychodziłem z lekka chwiejnym krokiem, obejmując obydwie panny.
- Jak skończę, to ci je udostępnię - oznajmiłem i powoli zeszliśmy po schodach.
Podczas gdy ja męczyłem się z zamkiem w drzwiach, Lou i Nat nie odrywały ode mnie rąk i ust. Kiedy w końcu uporałem się z tym cholerstwem, wprowadziłem je i zamknąłem drzwi od środka tak, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
Dziewczyny zdjęły ze mnie koszulkę, pchnęły na kanapę i rozpoczęły jazdę.
Ich języki wędrowały po moim torsie, kierując się w stronę strefy intymnej. Zanim rozpięły mi spodnie, rozebrały się. Obie miały czym oddychać.
Zamknąłem oczy, a one zajęły się moim członkiem. Widać było, że już nieraz zaliczały faceta w duecie.
Gdy skończyły, Natalie usiadła obok mnie, a Louise na mnie, jednak wolałem zmienić pozycję. Położyłem ją na kanapie i zacząłem robić swoje. Nie myślałem o niej tylko o sobie. Nie obchodziło mnie to, czy moje szybkie ruchy sprawiają jej ból, czy przyjemność. Ważne, że mi było dobrze. Podczas seksu z fankami czy przypadkowymi laskami byłem egoistą. One są tu dla mnie, nie ja dla nich, więc co mnie obchodzą ich potrzeby?
Kiedy skończyłem z Lou, odczekałem chwilę i zwróciłem się do Natalie.
- Wstawaj.
Posłusznie wykonała moje polecenie. Kazałem jej stanąć twarzą do ściany i bez zbędnej delikatności zanurzyłem w niej swoją męskość.
- Jared, trochę delikatniej, ona nie ma zbyt dużego doświadczenia z takimi jak ty – wyszeptała mi do ucha Louise, widząc łzy w oczach swojej przyjaciółki.
- To po co ją zabierałaś? – zapytałem, przerywając. – Odsuń się, mała – rzuciłem do Natalie i przyciągnąłem do siebie Lou. Nie miała nic przeciwko, więc dokończyłem z nią to, co zacząłem z Nat, która teraz siedziała na biurku ze spuszczoną głową. - Skoro nie ze mną, to pobaw się z koleżanką, ja popatrzę – zwróciłem się do Natalie, gdy po raz drugi zaspokoiłem męskie potrzeby w jej towarzyszce.
***
Do domu wróciłem o siódmej rano z dwoma kacami: alkoholowym i moralnym. Nie wiedziałem dlaczego, ale po tym, co zrobiłem u Victora, czułem się jak jakaś pieprzona świnia.
Nie po raz pierwszy zabawiałem się z dwiema na raz, ale po raz pierwszy tak bardzo tego żałowałem.
Wszedłem do pokoju Scotty’ego i nachyliłem się nad jego łóżeczkiem.
- Mam nadzieję, że nie będziesz takim fiutem jak ja – zwróciłem się do śpiącego syna i wszedłem pod prysznic. Chciałem zmyć z siebie ten wstyd.
Gdy tylko wyszedłem z łazienki, znów zahaczyłem o pokój małego. Tym razem zastałem tam Marion.
- Naprawdę masz zamiar się wyprowadzić? – zapytałem, siadając na brzegu stolika. Zignorowała moje pytanie i zaczęła karmić Scotty'ego, który właśnie się obudził. – Proszę cię, odpowiedź.
- Po co, skoro masz to gdzieś? – odpowiedziała, podtrzymując główkę naszego dziecka.
- Byłem zły. Wiesz, że kiedy jestem w takim stanie, mówię coś, ale naprawdę wcale tak nie myślę.
- Ostatnio bardzo często jesteś zły.
- Wiem i przepraszam. Naprawdę nie chciałem cię zranić i nie chcę, żebyś się wyprowadzała. – Mówiąc to, dotknąłem jej włosów.
- Wiem - odpowiedziała, odsuwając butelkę od ust Scotty’ego.
- Wynagrodzę ci to, przysięgam. – Pocałowałem ją w czoło. – Tak w ogóle, to nie byłem wczoraj u Mary tylko na imprezie u Victora – dodałem i wyszedłem z pokoju.
Udało mi się załagodzić sytuację, ale widać było, że Marion nadal miała do mnie żal, co wcale mnie nie dziwiło.
Marion:
Od naszej pierwszej poważnej kłótni minęły trzy dni. Zrezygnowałam z wyprowadzki, ale nadal miałam w głowie jego słowa. To, co wtedy mówił, bardzo mnie zraniło. Najbardziej to chyba to, że uważał, iż nadal traktowałam go jak swojego idola. Wcale tak nie było. Widziałam go dokładnie takim, jaki był. Znałam jego wady i zalety. Znałam i w pełni je akceptowałam, bo jako na idola przestałam na niego patrzeć po naszym spotkaniu tuż przed wyjściem Mary z ośrodka.
***
Chłopaki zaczęli pracę nad nową płytą, więc całe dnie spędzałam sama i miałam dużo czasu na przemyślenia. Podczas jednego z owych przemyśleń, postanowiłam spotkać się z Mary i szczerzę pogadać o tym, co ją łączyło z Jaredem.
Wiedziałam, gdzie pracowała, więc zamierzałam się tam wybrać. Posadziłam Scotty’ego w foteliku i dokładnie zapięłam pasy.
- A teraz pojedziesz do cioci Alice – powiedziałam, całując swojego maluszka w policzek, a następnie wyjechałam z podwórka.
- Nie wiem, ile mi to zajmie, więc w razie co, masz tu mleko – mówiłam, podając przyjaciółce butelkę. - Gdyby za bardzo marudził, puść mu to.
- Co to jest? – zapytała Al, biorąc do ręki płytę.
- Jared nagrał mu kilka kołysanek.
- Urocze. Szczerze powiedziawszy, jestem zaskoczona. W życiu nie powiedziałabym, że Leto będzie takim ojcem.
- Ja też nie – odpowiedziałam i pożegnałam się ze Scottym. Nie lubiłam być z dala od niego, ale czasami było to konieczne.
Zapięłam pasy i ruszyłam w stronę centrum. Zatrzymałam się przed salonem kosmetycznym i wysiadłam z auta. Weszłam do środka i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Mary. Po chwili mój wzrok wyłapał ją stojącą przy szafce, więc do niej podeszłam.
- Marion? Co ty tutaj robisz? – zapytała wyraźnie zaskoczona moją wizytą.
- Chciałam z tobą porozmawiać – odpowiedziałam, a ona wyjęła paletę cieni do powiek.
- Teraz nie bardzo mam jak, bo robię makijaż klientce, ale i tak to już ostatnia, więc możesz zaczekać, jak chcesz.
- Okey, zaczekam.
Mary wróciła do pracy, a ja usiadłam w wiklinowym fotelu.
- I jak Jared sprawdza się w roli ojca? – zapytała mnie niska blondynka, która właśnie weszła do salonu. Spojrzałam na nią zdumionym wzrokiem. Nie miałam pojęcia, kim była owa kobieta. – No tak, przecież się nie znamy. Jestem Lucy. Dwa lata temu spotykałam się z Jaredem.
Faktycznie Jay kiedyś mi o niej wspomniał.
- Radzi sobie dobrze – odpowiedziałam, uśmiechając się.
- A jak wasz syn ma na imię?
- Scotty
- Ładnie. Pozdrów Jareda – dodała i zniknęła za drzwiami.
Po dziesięciu minutach gabinet, w którym pracowała Mary, opuściła młoda kobieta, więc powoli zaczęłam się szykować do wyjścia.
- Za rogiem jest kawiarnia. Tam możemy spokojnie porozmawiać – powiedziała King i otworzyła drzwi salonu, wcześniej żegnając się z koleżankami z pracy.
– Więc o czym chciałaś pogadać? – zapytała, gdy siedziałyśmy już przy stoliku i zamówiłyśmy kawę.
- O tym, co łączy cię z Jaredem.
- Tak myślałam – odpowiedziała, przesuwając bransoletkę, na której widniało imię jej córki.
- No więc?
- Teraz jesteśmy wyłącznie przyjaciółmi.
- Mary, chcę, żebyś była ze mną szczera.
- Jestem szczera. Naprawdę nie ma między nami nic prócz przyjaźni. Owszem, przez jakiś czas mieliśmy romans, ale to było zanim urodził się wasz syn.
Jej odpowiedź przerwał kelner, podając nam filiżanki. Podziękowałyśmy i chłopak podszedł do sąsiedniego stolika.
- Miałam dosyć takiej sytuacji, więc postawiłam sprawę jasno: albo przyjaźń, albo nic. – Po jej spojrzeniu widziałam, że była ze mną szczera.
- A powiedź mi, czy dwa dni temu był u ciebie?
- Nie – odpowiedziała i wzięła łyk kawy. Jednak Jay mnie nie okłamał. Faktycznie nie było go u Mary. – A jak tam mały?
- Dziękuję, dobrze – powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Nie masz czasem jego zdjęcia?
- Pewnie, że mam. Już ci pokazuję. – Wyjęłam z torebki telefon i weszłam w moje pliki. – To zdjęcie zrobiłam wczoraj – rzuciłam i podałam Mary LG.
- Śliczny jest – powiedziała z szerokim uśmiechem. – Bardzo podobny do Jaya.
- Tak. Czysty tatuś. Bardzo jest do niego przywiązany. Teraz, kiedy pracuje nad płytą, mały bardzo za nim tęskni.
- Syneczek tatusia.
Siedziałyśmy tam już około godziny i rozmawiałyśmy w najlepsze. Mimo iż ostatnio nasze stosunki nie były zbyt ciepłe, nie miałyśmy już do siebie żalu. Wszystko sobie wyjaśniłyśmy i ja wybaczyłam jej to, że romansowała z Jaredem, a ona mi to, że rozbiłam ich związek.
- Musisz nas kiedyś odwiedzić – zaproponowałam, gdy doszłyśmy już do mojego samochodu.
- Kiedyś na pewno.
- Może cię podwieźć do domu?
- Nie, dzięki. To dosłownie dziesięć minut drogi.
Pożegnałyśmy się i pojechałam po małego, a następnie postanowiłam odwiedzić Jareda w studiu.
- Patrz, kto cię odwiedził – powiedział Shannon do Jaya, trzymając Scotty’ego na rękach, gdy ten opuścił pomieszczenie, w którym nagrywał wokal.
- Mój mały potworek – rzucił Jared i zabrał syna z rąk brata. Uwielbiał się z nim bawić.
- Chodź, wujek pokaże ci perkusję – odezwał się Shann, gdy Jay już nacieszył się odwiedzinami dziecka i oddał mu go z powrotem na ręce. Zostałam sam na sam ze swoim chłopakiem.
- Nie spodziewałem się, że tu przyjdziesz – powiedział, opierając się o konsoletę.
- Rozmawiałam przed chwilą z Mary. Opowiedziała mi, jak wyglądają teraz wasze relacje, więc chciałabym cię przeprosić za to, że ci nie ufałam.
- Wybaczam ci. – Ruchem ręki ‘zawołał’ mnie do siebie. Podeszłam, a on położył mi dłonie na biodrach i zaczął namiętnie całować. Już od dawna nie robił tego z taką pasją.
- O której będziesz w domu? – zapytałam, gdy nasze usta się rozłączyły.
- Nie wiem, może koło dwudziestej, a czemu pytasz?
- Bo chcę przygotować nam wspólną kąpiel. – Mówiąc to, włożyłam dłonie pod jego koszulkę.
- Interesująca wizja. To wiesz co, zadzwonię do ciebie, gdy będę wyjeżdżał.
- Okey.
Akurat Shannon przyprowadził z powrotem Scotty’ego. Pożegnaliśmy się i pojechałam do domu.
***
- Kochanie, wróciłem. – Jay wszedł do łazienki, gdzie zapalałam ostatnią świeczkę w samym szlafroku. Szybko zrzucił ciuchy i już po chwili leżeliśmy w wannie.
- Mały dopiero co zasnął, więc mamy troszkę czasu dla siebie – powiedziałam, opierając się głową o jego tors.
- Tego mi było trzeba. - Położył dłonie na moich piersiach i zaczął je delikatnie masować. Uwielbiałam, kiedy to robił. Miał takie delikatne dłonie i robił to z ogromnym wyczuciem.
Kiedy przerwał, zmieniłam pozycję na taką, że znaleźliśmy się teraz twarzą w twarz. Zaczęłam czule całować jego klatkę piersiową, a następnie szyję i twarz.
Czułam, że oboje chcemy teraz tego samego, więc podniosłam się nieco wyżej, tak, żeby mógł swobodnie we mnie wejść.
Kiedy już to zrobił, cały czas patrzyłam mu głęboko w oczy. Na jego twarzy widziałam narastającą rozkosz. Trzymał dłonie na moich biodrach i co chwilę mocniej je zaciskał.
Położyłam ręce na brzegach wanny i gdy tylko przyszedł ten upragniony moment, wygięłam swoje ciało do tyłu.
Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. W tym momencie nie mogłabym być już bardziej szczęśliwa.
***
Jay jak zwykle wyszedł z domu koło siódmej, wcześniej przewijając małego. Nudziłam się, więc postanowiłam poszperać trochę w Internecie. Weszłam na Twittera, na którym nic nie pisałam już chyba od roku. Inne na moim miejscu zdawałyby tam relację ze swojego życia z Jaredem, jednak ja za bardzo ceniłam sobie prywatność i spokój, który już wkrótce zburzyć miał link podany przez Pereza Hiltona. Jego RT zrobił chyba każdy fan Marsów, więc zajrzałam tam, by dowiedzieć się, o co tyle szumu.
Odnośnik przeniósł mnie na stronę magazynu Rude Boy, gdzie znajdował się artykuł o tytule: Jak pieprzy diabeł – jedna noc z Jaredem Leto.
Zamarłam, ale postanowiłam przeczytać jego treść.
W niedzielę wieczorem, jak zwykle bawiłam się w klubie Paradise. Tańczyłam w najlepsze, gdy przy barze zauważyłam dwóch mężczyzn.
Po dłuższych oględzinach w jednym z nich rozpoznałam aktora i (jak się dzisiaj dowiedziałam) również muzyka Jareda Leto. Gdy jego towarzysz - właściciel klubu – odszedł, Leto rzucił mi spojrzenie, które zachęciło mnie do podejścia do niego. Przedstawiłam się, a ten zaproponował, że postawi mi drinka.
Po krótkiej wymianie zdań, zaprosił mnie do pomieszczenia dla VIPów, nie odrywając wzroku od mojego biustu.
Jako że byłam tam ze swoją koleżanką, zapytałam czy Natalie może pójść z nami. Zgodził się i weszłyśmy za nim na schody. Muszę przyznać, że wyglądał bardzo seksownie i widać było, że jest zadbanym mężczyzną.
W owym pomieszczeniu zajęliśmy miejsca na sofie. Jay cały czas trzymał ramiona wokół mnie i naszej towarzyszki.
Po wypiciu niezbyt dużej ilości alkoholu zaczął nam szeptać, co by najchętniej teraz z nami zrobił. Facet ma wybujałą fantazję, nie ma co.
Na chwile oderwałam od niego wzrok, a ten już wymieniał płyny ustrojowe z Nat, po czym odwrócił się i bez żadnego ostrzeżenia wepchnął mi język do ust. Był nieźle nakręcony, zresztą my też, więc rzuciłam przyjaciółce porozumiewawcze spojrzenie i obie wsunęłyśmy dłonie w kieszenie jego spodni. Już wtedy wyczułam, że plotki na temat rozmiaru jego penisa są w stu procentach prawdziwe.
W pewnym momencie Victor (właściciel) zapytał, czy nie chcielibyśmy zostać tam sami, na co Leto poprosił, by ten dał mu klucz od swojego biura. Po raz kolejny weszliśmy na schody i skierowaliśmy się do gabinetu.
W środku od razu zaczęła się zabawa. Najpierw mały oral, a następnie normalny stosunek. Poszłam na pierwszy ogień.
Jared nie jest mistrzem delikatności, ale zdecydowanie wie, co się z czym je. No i ma się czym pochwalić. Rozmiar naprawdę duży, co mi nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, było plusem, jednak mojej przyjaciółce tak. Dla niej był jeszcze mnie delikatny niż dla mnie. Przycisnął ją do ściany i robił swoje.
Na początku myślałam, że jej się to podoba, dopóki nie zobaczyłam łez w jej oczach.
Biedulka nie jest przyzwyczajona do takiego seksu. Nie mogłam patrzeć, jak się męczy, więc zaproponowałam wymianę.
Na początku Leto był nieco poirytowany, bo nie lubi, kiedy ktoś mu przerywa, ale gdy tylko moje uda oplotły jego pas, złość mu minęła.
Kiedy już ze mną skończył, zasugerował, żebyśmy urządziły mu mały pokaz tego, jak radzimy sobie, gdy jesteśmy tylko we dwie, a mamy ochotę na zabawę. Nie miałyśmy nic przeciwko i zabrałyśmy się do roboty.
On wtedy siedział i wpatrywał się w nas niczym napalony nastolatek.
Wyciągnął telefon i zadzwonił po swojego kolegę. Wszedł i też zaczął się na nas gapić.
Gdy skończyłyśmy, Leto podszedł do nas, pożegnał się i poprosił abyśmy zajęły się jego przyjacielem.
Podsumowując: jeśli lubicie brudny seks i nie boicie się drobnej dawki bólu, możecie śmiało podrywać wokalistę 30 Seconds to Mars. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć tyle: jeśli diabeł pieprzy tak jak Leto, to chcę iść do piekła!
PS. Niestety nie mam zdjęcia Jareda w akcji, ale za to mam fotkę zrobioną w VIP roomie.
Pozdrawiam
wasza Louise
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz