czwartek, 3 grudnia 2020

044. Nie chcę się tobą z nikim dzielić

 Shannon:

    Paliłem papierosa przed pensjonatem, gdy zobaczyłem, jak wychodzi z niego mój brat w niezbyt dobrym humorze.
    - Co jest? – zapytałem, podchodząc do niego.
    - Daj mi spokój - rzucił, niemal mnie popychając.
    - Znowu ci coś odbiło?
    - Nie mi tylko jej - odpowiedział i poszedł przed siebie.
    - Gdzie idziesz?! – krzyknąłem za nim, jednak mi nie odpowiedział. 
    Zgasiłem papierosa i wszedłem do środka. Zamiast do swojego pokoju ruszyłem do tego, który zajmowali Jay i Mary. Zapukałem i nawet nie czekając na zaproszenie, wszedłem do środka. Była mojego brata leżała nieruchomo na łóżku, a gdy tylko usłyszała moje kroki, podniosła głowę i wbiła we mnie nieobecny wzrok.  Od razu zorientowałem się, że była naćpana. Stanąłem obok niej i na szafce nocnej zauważyłem pozostałości białego proszku. Wziąłem odrobinę na palec i wsadziłem do ust. Kokaina, ale nie najlepszej jakości.
    - Oj, Mary, Mary – rzuciłem, siadając na łóżku.
    - Braciszka nie ma – powiedziała, przenosząc wzrok ze mnie na sufit.
    - Wiem.
    - To po co tu przyszedłeś?
    - Żeby zobaczyć, czym go tak wkurzyłaś. – Spojrzałem na jej twarz, która akurat w tym momencie wyglądała jak maska.
    - Uważaj, bo ci uwierzę. Pewnie chcesz mnie przelecieć.
    - Szczerze powiedziawszy, nawet o tym nie pomyślałem, ale skoro sama zaczęłaś... – powiedziałem i wzrokiem zjechałem na jej biust. Wyglądał bardzo zachęcającą pod obcisłą koszulką, więc nie mogłem utrzymać rąk przy sobie. Mary tylko się zaśmiała. 
    - Oj, Shannon, widzisz, jak ja cię dobrze znam… – Mówiąc to wstała i popchnęła mnie tak, że znajdowałem się teraz w pozycji leżącej. – Ale robimy to po mojemu. – Usiadła na mnie i zaczęliśmy się całować. Trudno się dziwić Jaredowi, że nie potrafił z niej zrezygnować. Była niesamowicie seksowna i nieziemsko całowała. 
    Wsadziłem dłonie za jej jeansy, a językiem badałem jej jamę ustną. Czekałem, aż w końcu zrzuci z siebie ciuchy i będę mógł przebadać co innego, ale jak każda kobieta, najpierw musiała zaliczyć grę wstępną.
    Oderwała swoje wargi od moich i zdjęła mi koszulkę, a następnie przesunęła język po moim torsie, schodząc coraz niżej i niżej. Gdy już zbliżała się do krocza, z powrotem szła na górę.
    - Widzę, że lubisz się ze mną droczyć – powiedziałem, dotykając jej włosów. Zareagowała na to głośnym śmiechem i wróciła do wykonywanej czynności. Znów zjechała w dół i tym razem nie zawróciła, tylko zaczęła rozpinać mi spodnie. – No, i to to ja rozumiem. – Podłożyłem ręce pod głowę, domyślając się, czym teraz się zajmie. Już na samą myśl robiło mi się gorąco, bo pamiętałem, że Mary była mistrzynią seksu oralnego. 
    Mój penis był już w gotowości, a ta ni stąd, ni zowąd podniosła się i ruszyła w stronę drzwi.
    - Ej, Mary, co ty wyprawiasz?! Przecież właśnie mi stanął! 
    - Trudno. Będziesz musiał sobie ulżyć sam – odpowiedziała i wyszła. 
    - Suka! – wrzasnąłem nieźle zirytowany, no, ale nie mogłem przecież paradować ze stojącym kutasem, więc nie pozostało mi nic innego, jak zrobić to, co zasugerowała Mary.




***




    - Nigdy ci tego nie wybaczę – rzuciłem do niej, gdy wszedłem do jadalni na drugi dzień rano.
    - Czego? -  Jared był już w nieco lepszym nastroju niż wczoraj.
    - Nieważne – odpowiedziałem gniewnym tonem i usiadłem obok niego.
    - No powiedź, o co chodzi.
    - Twój brat jest na mnie zły, bo nie chciałam się z nim przespać – powiedziała bez żadnego skrępowania Mary. Jared zrobił zaskoczoną minę.
    - To mogłaś mi od razu odmówić, a nie postawić mnie w gotowości, a potem sobie ot tak wyjść – wycedziłem przez zęby, a Jay ze śmiechu wypluł na stół herbatę, którą właśnie miał połknąć. – I z czego się, idioto, śmiejesz?
    - Mi też tak kiedyś zrobiła, nie martw się.
    - Wiesz co, jakoś mnie to nie pociesza. Poza tym zamiast się śmiać jak jakiś debil, powinieneś być zły, że twoja laska prawie zdradziła cię z twoim bratem.
    - Zdradziłam? Przecież my nawet nie jesteśmy razem, więc jak mogłam go zdradzić? – wtrąciła się King.
    - No właśnie – wtórował jej młody.
    - Nie rozumiem. Wczoraj byłeś na nią zły, a teraz?
    - Wczoraj to było wczoraj – powiedział i uśmiechnął się do niej.
    - Nie no, ja was nigdy nie zrozumiem. – Chwyciłem w dłoń kanapkę i wyszedłem.






Jared:

    Ignorując pytanie brata, poszedłem przed siebie. Byłem cholernie wściekły, ale nie na Mary tylko na siebie. Gdybym wtedy nie przyniósł jej tej heroiny od Victora, miałaby szansę z tym skończyć. Przemęczyłaby się te parę dni, albo znów by poszła do ośrodka. Jednak ona wolała znów rzucić się w to bagno. Tak bardzo chciałem jej pomóc, ale nie wiedziałem jak. Czułem się totalnie bezsilny.
    Obszedłem w kółko park leżący koło pensjonatu i miałem już wracać do pokoju, gdy na ławce zobaczyłem Mary. Siedziała na jej oparciu i pukała palcami w kolana. Podszedłem do niej i spytałem, czy mogę się dosiąść.
    - Siadaj – odpowiedziała i zaczęła wpatrywać się w niebo. – Nienawidzisz mnie, co?
    - Ja ciebie? Wiesz, że nie. Nawet gdy robisz najgłupsze rzeczy na świecie, nie potrafię cię nienawidzić.
    - I to jest właśnie twoja słabość.
    - Wiem – powiedziałem, zasłaniając twarz dłońmi.
    - Oliver dał mi gówniany towar. Trochę mnie wzięło i zaraz puściło. W sumie to dobrze, bo gdyby nie puściło, właśnie zaliczałabym twojego brata.
    - Słucham?
    - Przyszedł do mnie po twoim wyjściu. Kiedy się w miarę ogarnęłam, trzymałam głowę nad jego kroczem.
    - Zrobiłaś mu... – zacząłem, ale mi przerwała.
    - Nie. Na szczęście nie. Nie wiadomo, kto wcześniej miał go w ustach – powiedziała i wykrzywiła się.
    - Znając mojego brata, to nie jedynie Cassie. Zarzeka się, że jest jej wierny, ale ja go znam całe życie. On nie potrafi być wierny.
    - Tak samo jak ty.
    - Tak samo jak ja – dodałem i położyłem dłoń na jej kolanie. Uśmiechnęła się i zaczęła bawić moimi palcami.
    - To nie twoja wina. 
    Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem. 
    – To nie przez ciebie znów zaczęłam brać. Po naszym rozstaniu nawet nie pomyślałam o tym, by wracać do narkotyków.
    - Więc dlaczego to zrobiłaś?
    - Przez Adriana. Kiedy pobił mnie po raz pierwszy, przypomniało mi się to, co robił mi ojciec. Nie chciałam drugi raz tego przeżywać, ale on nie pozwalał mi odejść, więc żeby to jakoś przetrwać, wróciłam do ćpania.
    - A nie mogłaś po prostu wrócić do mnie? – zapytałem, patrząc jej w oczy. 
    - Gdybym mogła, zrobiłabym to, ale nie chciałam zniszczyć życia Marion.
    - Oprócz dziecka i seksu nic nas nie łączy.
    - Nie mów tak.
    - Kiedy taka jest prawda. Na początku myślałem, że choć trochę ją kocham, ale potem znów się pojawiłaś i nagle ona przestała się liczyć. To ciebie kocham.
    - Wiem. Nie musisz mi tego mówić – powiedziała i przytuliła się do mnie.
    - Zastanawiam się, co by było, gdybym wtedy cię nie zdradził.
    - Pewnie siedzielibyśmy teraz u ciebie w salonie i oglądali jakiś nieprzyzwoity film, a tuż po jego zakończeniu, uprawialibyśmy ostry seks na stole bilardowym. Albo byłabym w ciąży, a ty spełniałbyś wszystkie moje dziwne zachcianki.
    - Obie wersje są bardzo kuszące, ale wybrałbym tę drugą – powiedziałem i przyłożyłem usta do jej czoła.
    - Nie chciałbyś się ze mną kochać na stole bilardowym? – spytała, udając oburzenie.
    - Z tobą mógłbym się kochać nawet i na tej ławce.
    - Co ty, za zimno jest.
    - Fakt – rzuciłem, pocierając o siebie dłonie.
    - Ale pocałować się możemy – dodała i poczułem jej wargi na swoich. Uwielbiałem ją całować. Miała takie delikatne usta i bardzo sprawny język.





***




    Przy śniadaniu ponabijaliśmy się trochę z Shannona, a tuż potem wybraliśmy się na spacer.
    - Możemy zajść na cmentarz? – zapytała, gdy szliśmy pod rękę przez promenadę.
    - Do twojej mamy?
    - O nią też możemy zahaczyć, ale chciałabym odwiedzić grób Courtney.
    - Kogo? – spytałem, nie bardzo orientując się, kogo Mary miała na myśli.
    - Mojej dawniej przyjaciółki. Tej, z którą miałam się ożenić, w razie gdybym nie miała faceta – wyjaśniła mi. 
    - Aaa. To ona nie żyje?
    - Popełniła samobójstwo kilka lat temu.
    - Smutne. Wiesz, nie rozumiem, dlaczego ludzie to robią. Przecież samobójstwo nie jest żadnym rozwiązaniem. Krzywdzi się tym tylko swoich bliskich i nic się nie zyskuje.
    - Zyskuje. Święty spokój.
    - Ja tylko raz o tym myślałem.
    - O zabiciu się? 
    Przytaknąłem. 
    – Kiedy?
    - Kiedy powiedzieli mi, że przedawkowałaś. Chciałem zrobić to samo. Nie po to, żeby uciec od bólu, ale po to by znów być z tobą.
    - Przestań, bo się popłaczę. – Uderzyła mnie w ramię, a następnie przetarła oczy.
    - Czyli teraz kierunek cmentarz?
    - Dokładnie – potwierdziła i skręciliśmy w szeroką uliczkę. 





***




    Pięć dni minęło bardzo szybko i trzeba było wracać do rzeczywistości i do gry pozorów.     Podróż powrotna mijała nam w milczeniu. Mary była przygnębiona tym, co spotkało dziewczynę, z którą swojego czasu miała gorący romans (za każdym razem, gdy opowiadała mi, co ona i Courtney Ravin robiły, gdy były same w sypialni, żałowałem, że wtedy jeszcze jej nie znałem. Nie żebym był jakimś zboczeńcem czy coś, ale chętnie zobaczyłbym je w akcji), ja byłem zasmucony samym faktem powrotu do LA. Z jednej strony cieszyłem się, że znów zobaczę swojego synka, za którym cholernie tęskniłem, ale z drugiej  znów będę musiał udawać, że Mary to zamknięty rozdział i że się z tym pogodziłem. 
    Co do Shannona, to nie odzywał się, bo nadal był obrażony na Mary za tamtą akcję.
    - Wyluzuj, stary. Ciesz się lepiej, że nie zdradziłeś swojej pięknej żony – przerwała ciszę King, zwracając się do mojego brata.
    - Nie rozmawiam z tobą – odpowiedział, nawet na nią nie patrząc.
    - Nie chcę ci nic mówić, ale właśnie to robisz.
    - Jared, powiedź tej pani, że nie życzę sobie, żeby cokolwiek do mnie mówiła.
    - Słyszałaś? – zwróciłem się do niej.
    - Słyszałam – odpowiedziała, a następnie rozpakowała lizaka i włożyła go do ust.
    - I widzisz, jeszcze mnie prowokuje! – krzyknął Shann.
    - Że co? Jem lizaka, to nie moja wina, że wszystko ci się kojarzy.
    - No jak dzieci, jak dzieci – rzuciłem, machając głową i ledwo co powstrzymując śmiech.


***


    W Los Angeles byliśmy o jedenastej. Najpierw odwieźliśmy Shannona, a potem pojechaliśmy do Mary. 
    - I co teraz będzie? – zapytałem, gasząc silnik.
    - Znów będziemy najlepszymi przyjaciółmi – odpowiedziała, odwracając wzrok.
    - Nie wiem czy tak potrafię.
    - Nie mamy innego wyjścia. Nie chcę się tobą z nikim dzielić, więc nie zniosłabym faktu, że oprócz mnie masz jeszcze inną. Że ją dotykasz, całujesz i mówisz, że...  – tu zadrżał jej głos – że ją kochasz.
    - Mogę ją zostawić i wszystko będzie tak jak dawniej – rzuciłem, łapiąc ją za twarz.
    - Jared, już o tym rozmawialiśmy. Nie możesz jej zostawić.
    - Ale czy ty nie rozumiesz, że nie mogę bez ciebie żyć? – Mówiąc to pocałowałem jej drżące od płaczu usta. – Nie mogę żyć bez twojego dotyku, bez twojego ciała.
    - Przykro mi. – Zdjęła z siebie moje dłonie i wysiadła z samochodu. Chciałem wyjść, żeby pomóc jej wyciągnąć bagaże, ale sama sobie z nimi poradziła.
    Nawet się ze mną nie żegnając, weszła do budynku. 
    - Kurwa mać! – krzyknąłem i uderzyłem pięścią w kierownicę. Potrzebowałem chwili na ochłonięcie. Po jej upływie włączyłem radio i ruszyłem. Jak na złość, musiałem trafić na balladę. Kid Rock i Sheryl Crow zapewniali, że się zmienią, byle tylko siebie odzyskać. Biednemu zawsze wiatr w oczy…
    Gdy dotarłem do domu, przywitała mnie mama.
    - A gdzie Marion? – zapytałem, widząc, że nie ma jej butów.
    - Poszła ze Scottym na spacer – odpowiedziała, ścierając mi z polika szminkę, która została na mojej skórze po powitalnym buziaku. – Co za blondyna się do ciebie tuliła? – Mama właśnie zdjęła z mojej koszulki włos Mary.
    - Na stacji benzynowej wpadliśmy na grupkę fanek – skłamałem i usiadłem na kanapie. – A jak tam mały, grzeczny był?
    - Tak, tylko wczoraj biedaczek miał gorączkę i prawie całą noc płakał. A właśnie, tak sobie myślałam i wydaje mi się, że powinieneś zabrać Marion na jakąś kolację czy do kina. Całymi dniami siedzi przy dziecku i nawet nie ma okazji się rozerwać, czy pobyć z tobą sam na sam. 
    - Mamo, całą noc prowadziłem i jestem okropnie zmęczony.
    - Dzisiaj jesteś zmęczony, jutro pewnie zamkniecie się w studiu i już w ogóle nie będziesz się z nią widywał – powiedziała, rzucając mi to nieznoszące sprzeciwu spojrzenie.
    - No dobra, zarezerwuję na wieczór stolik – uległem, nie miałem innego wyjścia. Ostatnią rzeczą, której chciałem, była kłótnia z mamą.
    - No i bardzo dobrze. Napijesz się może herbatki?
    - Nie, dziękuję – odpowiedziałem i zadzwoniłem do jednej z najlepszych restauracji w okolicy. 




***



Marion:

    - Wracamy, słonko – powiedziałam, nachylając się nad wózkiem, widząc, że Scotty’emu zamykały się oczka. Uwielbiam na niego patrzeć. Był taki śliczny i bardzo podobny do Jareda. 
– Może tatuś już wrócił. 
    Gdy tylko usłyszał słowo „tatuś”, zaczął się wiercić i piszczeć. Był do niego bardzo przywiązany. Zawsze, gdy słyszał jego głos, z rozwrzeszczanego diabełka momentalnie zamieniał się w grzeczniutkiego aniołka. Widać było, że Jay również go uwielbiał. 
    Miałam nadzieję, że kiedy mój syn dorośnie, będzie taki sam jak jego ojciec: mądry, wrażliwy i piekielnie zdolny.
    Nie myliłam się co do swoich przeczuć, przed domem stał samochód Jareda. Weszliśmy do mieszkania i Jay od razu porwał małego z wózka. Zaczął go przytulać, całować i mówić, jak bardzo za nim tęsknił. 
    Scotty był wniebowzięty, kiedy tatuś kręcił nim dookoła. Najpierw położył mu rączkę na twarzy, potem złapał za nos, a na końcu wsadził mu do ust swój smoczek. Tym pokazał, jak bardzo go kochał, bo nikomu nigdy nie pozwalał dotykać swojego smoczka.
    - Aha, czyli tata ma się zamknąć – rzucił Jay, ściskając w zębach gumową końcówkę ulubionego przedmiotu naszego dziecka. 


***


    – Szykuj się, idziemy dzisiaj na kolację – powiedział, gdy zaśpiewał już małemu do snu.
    - Słucham? – spytałam, nie dowierzając. Nigdy wcześniej mnie nigdzie nie zabierał.
    - Mamy już stolik. To bardzo elegancka knajpa, więc załóż najlepszą sukienkę, najlepiej taką, którą się łatwo i szybko zdejmuje – dodał, całując mnie w szyję. 
    Kiedy chciał, potrafił być idealnym partnerem.  





***



    O siódmej czterdzieści wyszliśmy z domu, zostawiając Scotty’ego pod opieką babci. 
    - W razie co dzwoń – powiedziałam do Constance, zanim wyszłam.
    - Spokojnie, kochanie. Bawcie się dobrze.
    Taksówka zatrzymała się przed najpiękniejszą restauracją, jaką w życiu widziałam - biała fasada, czarne drzwi i okna i wyglądające zza nich białe firany. 
    - Podoba ci się? – zapytał Jay, otwierając mi drzwi .
    - Jest pięknie – odpowiedziałam, szeroko się uśmiechając. 
    Kelner zaprowadził nas do stolika i przyniósł menu. Kiedy spojrzałam na cennik, mało co nie spadłam z krzesła.
    - Nie patrz na ceny, tylko wybierz to, na co masz ochotę. 
    Kiedy w końcu zdecydowałam się co zjeść, kelner spisał zamówienie i przyniósł nam czerwone wino.
    - Miło tak spędzić trochę czasu poza domem – powiedziałam, gdy tylko moje usta oderwały się od kieliszka.
    - Bardzo miło. – Jared właśnie obdarzył mnie swoim pięknym uśmiechem. Tym, w którym zakochałam się, oglądając po raz pierwszy Autostradę
    Po zjedzonej kolacji przyszedł czas na deser. Niestety, jak to u mnie bywało, bita śmietana polana sosem toffi znalazła się na mojej czarnej sukience. 
    - Poczekaj chwilkę – powiedziałam, wstając z miejsca. Poszłam do łazienki, by szybko zmoczyć powstałą plamę. 
    Kiedy stałam przy umywalce, z jednej z kabin wyszła na oko osiemnastoletnia dziewczyna. Patrzyła na mnie, jakbym jej matkę zabiła. Przyjrzałam się jej uważnie i na jej szyi zobaczyłam łańcuszek, na którym wisiała zawieszka w kształcie triady. 
    No tak, fanka 30 Seconds to Mars, to wyjaśniało owe spojrzenia. 
    Odwróciłam wzrok od dziewczyny i znów skupiłam się na swojej sukience. Nastolatka rzuciła mi jeszcze jedno pogardliwe spojrzenie, nacisnęła klamkę i zaczęła piszczeć.
    - O mój Boże, Jared!!!! – Zaczęła się do niego przytulać i płakać.
    - Spokojnie – powiedział, odsuwając ją od siebie.
    - To niesamowite – ekscytowała się dalej. – Mogłabym prosić o autograf?
    - Jasne. – Często spotykały go takie sytuacje, więc zawsze miał przy sobie coś do pisania. – A masz jakąś kartkę?
    - Nie – odpowiedziała dziewczyna i jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jego oczy. Jared wziął więc kawałek ręcznika papierowego i złożył na nim swój podpis.
    - Dziękuję.  – Podekscytowana wróciła na salę, a Jay wszedł do środka.
    - Kochanie, nie chcę nic mówić, ale to jest damska toaleta.
    - Naprawdę? Nie miałem pojęcia, no ale skoro już tu jestem... – Jego usta przylgnęły do mojego karku, a dłonie objęły pas.
    - Co ty wyprawiasz? – spytałam, śmiejąc się.
    - A jak myślisz? – zadał raczej retoryczne pytanie i obrócił mnie w swoją stronę, wkładając dłonie pod moje ubranie.
    - Jared, przestań – powiedziałam nieco zdenerwowana. Nie chciałam, żeby ktoś nas nakrył, albo co gorsza zrobił nam zdjęcie. Już widziałam te nagłówki: Jared Leto i jego dziewczyna uprawiają seks w toalecie ekskluzywnej restauracji.
    - To ty przestań. Nie masz ochoty się zabawić? – zapytał i zaczął całować mój dekolt, przyprawiając mnie tym o dreszcze, jednak nie mogłam ryzykować.
    - Nie tutaj. - Odsunęłam go od siebie i poprawiłam materiał. 
    - I dogódź tu kobiecie – rzucił pod nosem i wrócił do stolika. Chyba się na mnie obraził, ale trudno. Nie chciałam, żeby cały świat miał możliwość zobaczenia nas w najintymniejszej sytuacji. Niby byliśmy tam sami, ale nigdy nic nie wiadomo.
    - Jesteś zły? – zapytałam, siadając na przeciwko niego.
    - Nie jestem – odpowiedział, biorąc do ust ostatnią łyżeczkę lodów.
    - Możemy wrócić do domu i tam dokończy to, co zacząłeś. – Zdecydowanie wolałam robić to w łóżku, w domowym zaciszu, niż na pełnej bakterii umywalce w publicznym miejscu. Wiedziałam, że on miał nieco inne upodobania niż ja, ale czasami nawet on musiał chodzić na kompromisy.
    - No to wracamy. – Wstał z miejsca, zawołał kelnera, zapłacił rachunek i wyszliśmy na zewnątrz. 
    Zwykle szedł przy mnie, ale mnie nie dotykał, a dziś objął mnie ramieniem i co jakiś czas całował to w usta, to w szyję. 
    Jako że w pobliżu nie było żadnej taksówki, wyjął Blackberry i po nią zadzwonił. 
    - Przyjedzie za piętnaście minut – powiedział, kładąc mi dłonie na twarzy. Ja włożyłam ręce pod jego marynarkę i położyłam głowę na jego ramieniu. 
    Było miło, dopóki nie zbiegły się jego fanki. Jedna z nich podeszła i zapytała, czy może sobie zrobić z nim zdjęcie. 
    - Wybacz, kochanie, ale jestem zajęty.
    - Proszę, Jared. Jestem tu tylko przejazdem i prawdopodobnie już nigdy nie będę miała okazji cię spotkać. – Mówiąc to zrobiła słodką minkę i Jay się zgodził.
    - Marion, zrób nam zdjęcie.  – Wziął aparat od dziewczyny i podał go mnie. Kiedy zobaczyły to pozostałe, dosłownie się na niego rzuciły. Wszystkie chciały zdjęcia i autografy. I tak oto nasza pierwsza od niepamiętnych czasów randka zmieniła się w spotkanie z fanami.
    - Skarbie, taksówka przyjechała – zwróciłam się do niego, gdy przy chodniku zatrzymał się żółty pojazd.
    - Chwila. 
    Owa chwila trwała pięć minut, bo pojawiały się coraz to nowe małolaty pragnące autografów. Kierowca zaczął się niecierpliwić. 
    - Jared, musimy już jechać.
    - Zamknij się, suko – odezwała się jakaś blondynka. Jay doskonale to słyszał, ale nawet nie zareagował, tylko dalej szczerzył się do aparatu. 
    - Jak sobie chcesz – powiedziałam i weszłam do auta. – Proszę jechać, ten pan wróci sobie na pieszo.
    Wróciłam do domu. Mama Jareda oglądała jakiś film, a mały spał.
    - A gdzie on znowu się podział? – spytała, wyłączając telewizor.
    - Urządził sobie meet and greet przed restauracją.
    - Tylko ci fani i fani, a swoją dziewczynę ma gdzieś. Niech tylko wróci, to ja mu pokażę.
    - Poradzę sobie z nim.
    -  Na pewno?
    - Na pewno.
    - W takim razie jadę do domu, ale jakby co, wystarczy jeden telefon i tak go spiorę, że to gwiazdorstwo mu uszami wyjdzie – rzuciła Constance, a następnie wsiadła do samochodu i odjechała. 
    Jeszcze raz spojrzałam, czy Scotty aby na pewno śpi i weszłam do sypialni. Zdjęłam sukienkę i położyłam się w samej bieliźnie, gdyż nie mogłam znaleźć swojej koszuli nocnej. Pewnie przez przypadek wrzuciłam ją do prania. Trudno, sprawdzę rano. 
    Nakryłam się kołdrą i próbowałam zasnąć, jednak przeszkodził mi w tym Jared męczący się z zamkiem, który od czasu do czasu się zacinał. 
    Kiedy już uporał się z drzwiami, wszedł do sypialni.
    - Przepraszam cię, skarbie, ale nie miałem jak ich spławić.
    - Miałeś. Wystarczyło, że wszedłbyś do taksówki i odjechał. One w końcu muszą zrozumieć, że ty też masz swoje życie.
    - Wiem, słonko – powiedział i położył się obok mnie.
    - No i gdzie w ciuchach do łóżka. 
    Wiedział, że tego nie lubiłam, więc szybko zdjął z siebie ubranie.
    - Jeszcze się na mnie gniewasz?
    - Tak. Tamta blondi nazwała mnie suką, a ty nawet nic z tym nie zrobiłeś.
    - Przepraszam – powiedział słodkim tonem i pocałował mnie w wystające spod kołdry ramię.
    - Nawet nie myśl, że coś tym wskórasz.
    - Marion, kochanie, nie rób mi tego. Nie obrażaj się. – Zrobił minę a'la kot ze Shreka i zaczął zsuwać ze mnie nakrycie.
    - Przestań - powiedziałam, naciągając je z powrotem.
    - No przecież chciałaś się kochać. – Dalej ciągnął za materiał i patrzył na mnie tym swoim seksownym wzrokiem.
    - Ale już nie chcę.
    - Nie kłam, przecież widzę, że chcesz. – W końcu udało mu się zdjąć ze mnie kołdrę i zaczął całować mój brzuch. Robił to bardzo delikatnie i z ogromnym wyczuciem. – Ślicznie wyglądasz w tej bieliźnie, ale wolę cię bez niej…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz