Jared:
- Długo tu będziecie? – zapytała Mary, gdy wysiedliśmy z samochodu.
- Pojutrze mamy samolot – odpowiedziałem.
- A masz jakieś plany na jutro?
- Nie, a co?
- Bo chciałabym, żebyś poznał Emily. O dwunastej idziemy na spacer do Central Parku i miło by było cię tam spotkać.
- Chyba przypadkiem będę tam spacerował – powiedziałem, całując ją w czoło.
- Wchodź pierwszy. Nie chcę, żeby Adrian widział, że byliśmy razem.
Widać było, że się go bała. Gdybym mógł, rozwaliłbym mu łeb, ale obiecałem Mary, że będę zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Wszedłem, więc do środka i od razu podszedł do mnie Shannon.
- Gdzieś ty był? – zapytał, po czym spojrzał na drzwi, w których właśnie stanęła Mary. – Dobra, już nie musisz mi mówić.
- Powiedź coś Marion, a cię uduszę!
- Stary, czy ja cię kiedykolwiek podkablowałem, nie licząc oczywiście sytuacji z dzieciństwa? Nie i teraz też nie zamierzam. Bardziej martwię się o Mary. Rozmawiałem z Hazem, widać, że facet jest piekielnie o nią zazdrosny.
- Wiem. Wybacz, ale muszę skoczyć do toalety.
Stanąłem przy zlewie, zmoczyłem twarz zimną wodą i wtedy też poczułem czyjąś dłoń na swoim kroczu. Byłem pewny, że to Mary, bo tylko ona nie miała oporów przed odwiedzaniem męskiej toalety w celach prokreacyjnych.
- Jeszcze ci miało? – zapytałem seksownym tonem i odwróciłem się, jednak zamiast Mary zobaczyłem Marlene, której usta właśnie przyssały się do moich. Szybko ją od siebie odepchnąłem. – Zwariowałaś?! – wrzasnąłem, wycierając się. – Co ty, dziecko, wyrabiasz?!
- Rozpakowuję swój prezent – powiedziała, świecąc aparatem ortodontycznym.
- Co słucham?! Twoim prezentem był koncert – rzuciłem i spojrzałem na nią jak na idiotkę.
- Chyba mi nie odmówisz – powiedziała i zaczęła rozpinać bluzkę. Wtedy też złapałem ją za ręce.
- Kompletnie ci odbiło?! Przestań mi się tu rozbierać – mówiłem lekko spanikowany, gdyż w każdej chwili ktoś mógł tam wejść.
- Nie podobam ci się?
- Tego nie powiedziałem - rzuciłem, zapinając jej guziki.
- Więc w czym problem?
- W tym, że ty masz szesnaście lat, a ja trzydzieści dziewięć.
- I że niby ci to przeszkadza? Pewnie nie raz sypiałeś z dziewczynami w moim wieku.
- Nie twój interes – odpowiedziałem, odsuwając się od niej.
- Chyba nie chcesz, żeby mój wujek dowiedział się, co robiłeś z jego dziewczyną w jego samochodzie.
- Zaraz, zaraz, czy ty próbujesz mnie szantażować?
- Nazywaj to jak chcesz.
W tym momencie otworzyły się drzwi jednej z kabin i moim oczom ukazał się Tomo.
- Jared był cały czas ze mną i nawet nie widział się z Mary. Zrozumiałaś? – rzucił do niej groźnym tonem.
Widać było, że popadła w totalne zakłopotanie. Obrzuciła nas obu zabójczym spojrzeniem i wyszła.
- Dzięki, stary. – Poklepałem przyjaciela po plecach.
- Nie ma za co. Poznałem go. Gdyby dowiedział się, że kochałeś się z Mary, urwałby ci jaja. A tego wolałbym uniknąć, bo gdybyś zaczął piać falsetem, trzeba by było szukać nowego wokalisty.
Zaraz po całej akcji w toalecie opuściliśmy przyjęcie i pojechaliśmy do hotelu. Kiedy byłem już w pokoju, wziąłem prysznic i rzuciłem się na łóżko.
Cały czas myślałem o Mary. Tak bardzo chciałbym zabrać ją teraz do siebie, by ten bydlak nie mógł jej już więcej dotknąć...
Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie.
- Mogę wejść? – zapytał Shannon.
- Jasne, wchodź. - Podszedłem do mini barku i wyjąłem z niego dwie buteleczki whiskey.
- Mów mi, co się stało – usłyszałem od brata, gdy tylko usiadłem na sofie na przeciwko niego.
- Ta małolata próbowała mnie szantażować – odpowiedziałem, odkręcając butelkę.
- Nie o to mi chodzi.
- A o co?
- O Mary. Widzę, że po tym, jak spędziłeś z nią trochę czasu, jesteś jakiś niemrawy.
- Ten skurwysyn ją bije – powiedziałem, po czym wlałem w siebie trunek. Shann zrobił wielkie oczy. – Widziałem jej ręce i plecy. Wszędzie ma pełno siniaków. - Do oczu cisnęły mi się łzy.
- Od razu wiedziałem, że to świr, ale nie spodziewałem się, że aż taki. Dziwię ci się, że nic mu nie zrobiłeś.
- Chciałem, ale Mary stwierdziła, że to by jedynie pogorszyło sytuację.
- Fakt, koleś by się wkurzył i nie wiadomo, co by jej zrobił.
- No właśnie – powiedziałem, opierając się o sofę. – Gdyby nie Marion, zabrałbym ją do siebie. Wiesz co? Nigdy nie czułem się tak bezradny. Mojej Mary dzieje się krzywda, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Zupełnie jak wtedy, gdy mieszkaliśmy w Bellingham.
- Jej ojciec prawie cię zabił. Gdyby nie Robinson, facet by cię zatłukł na śmierć.
Doskonale pamiętałem tamtą sytuację. Odprowadzałem ją po koncercie, staliśmy przed jej domem i wtedy wyskoczył Mark. Zaczął na nią wrzeszczeć i ją szarpać. Próbowałem go od niej odciągnąć i dostałem w twarz. Upadłem, a ten zamachnął się, by uderzyć Mary, jednak w ostatniej chwili udało mi się podnieść i zatrzymać cios oraz uderzyć go pięścią w brzuch. Zaczęliśmy się bić, jednak facet był dużo silniejszy ode mnie i już po kilku sekundach z powrotem leżałem na ziemi i czułem na sobie mocne uderzenia. Mary próbowała go ze mnie zdjąć, ale nie udało jej się i wtedy pojawił się młody Robinson i zapanował nad Kingiem, tym samym ratując mi tyłek.
Shannon wyszedł ode mnie o drugiej, wtedy też położyłem się spać. O dziesiątej obudził mnie telefon od Marion.
- Co jest? – zapytałem zaspany.
- Jak poszedł wam koncert?
- Bardzo dobrze, a jak się czujesz?
- Dobrze. Tęsknię za tobą.
- Ja za tobą też – odpowiedziałem, choć wcale tak nie było. – Przepraszam, ale czekają na mnie, muszę kończyć – skłamałem, gdyż nie miałem ochoty z nią rozmawiać. Pożegnałem się i odłożyłem telefon na półkę.
Do spotkania z Mary zostały mi jeszcze dwie godziny. Wstałem więc z łóżka i poszedłem do łazienki się odświeżyć. Przeczesałem włosy, ubrałem się i zszedłem do jadalni. Usiadłem przy stoliku, zamówiłem tosty i kawę i zacząłem obserwować widok zza okna. Nie było tam nic pięknego: ulica, sznur samochodów i wysokie budynki, jednak myśl o tym, że zaraz znów ją zobaczę, sprawiała, że ów krajobraz wydawał mi się być nadzwyczaj wspaniały.
Po zjedzonym śniadaniu opuściłem hotel. Usiadłem na ławce w umówionym miejscu i patrzyłem na bawiące się dzieci. Myśl, że za dwa miesiące zostanę ojcem, nieco mnie przerażała. W końcu sam byłem jeszcze takim dużym dzieckiem i nie bardzo chciałem się zmieniać, jednak w zaistniałych okolicznościach było to konieczne.
Właśnie wyciągałem telefon z kieszeni, gdy zauważyłem Mary. Obok niej szła najśliczniejsza dziewczynka, jaką w życiu widziałem. Wstałem i podszedłem do nich.
- Ty pewnie jesteś Emily. – Pochyliłem się, wyciągając dłoń w stronę blondyneczki. – Ja jestem Jared.
- Bardzo mi miło – odpowiedziała z rozbrajającym uśmiechem i uścisnęła mi rękę. Wyprostowałem się i pocałowałem jej mamę w policzek.
- To co będziemy teraz robić? – zapytałem.
- Idziemy na ogromniaste lody! – oznajmiła siedmiolatka i ruszyliśmy w stronę budki. Kupiliśmy trzy lody i usiedliśmy na ławce. Emily opowiadała mi o swoim nowym szczeniaczku, któremu nadała imię Buddy. Rozmowę przerwał nam telefon Mary.
- Przepraszam was na chwilkę – powiedziała i wstała.
- Szkoda, że się nie ożenisz z moją mamą – rzuciła dziewczynka. – Lubię pana Adriana, ale mama nie jest z nim szczęśliwa. Słyszałam, jak na nią krzyczał w windzie. Wszyscy słyszeli.
- Widzisz, Emily, dorośli się czasem ze sobą kłócą, ale to nie znaczy, że nie są ze sobą szczęśliwi – powiedziałem, mimo iż mała miała rację.
- Ale ona wolałby być z tobą. Parę dni temu oglądałyśmy razem telewizję i ty tam byłeś, i mama zaczęła płakać.
Słysząc to, sam byłem bliski łez.
- Nie zamęczyła cię? – zapytała Mary i usiadła z powrotem obok swojej córki.
- Nie. Mądra z niej dziewczynka.
- Wiem – odpowiedziała i pocałowała ją w czubek głowy. – Właśnie, Emily, zaśpiewaj Jayowi piosenkę, której się niedawno nauczyłaś.
- Chcesz posłuchać? – Em zwróciła się do mnie.
- Pewnie, że chcę.
Mała zaczęła śpiewać, a kiedy skończyła, oboje z Mary zaczęliśmy bić jej brawo. Miała słodki głosik i była bardzo odważna.
– Kiedyś zabiorę cię do studia i cię nagram.
- Naprawdę?! – zapytała, a jej oczy przypominały teraz dwa spodki. Przytaknąłem. – Super! Słyszałaś, mamo?!
- Słyszałam, skarbie.
***
O trzeciej poszliśmy w stronę apartamentowca, w którym mieszkały. Kiedy zatrzymaliśmy się przed budynkiem, Mary poprosiła, by Emily poszła na górę sama. Dziewczynka pożegnała mnie uściskiem i całusem w policzek.
- Jest cholernie urocza – powiedziałem, gdy tylko zniknęła za drzwiami. – Zupełnie jak ty.
- Chciałabym cię teraz pocałować, ale Adrian jest w domu – powiedziała, patrząc na mnie spojrzeniem pełnym smutku. – Nie wiem, kiedy znów się zobaczymy, dlatego chcę, żebyś wiedział, że nieważne, co mówiłam, gdy od ciebie odchodziłam, nadal bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też – odpowiedziałem, pragnąc jej dotknąć, lecz wolałem nie ryzykować, w końcu jej facet mógł teraz na nas patrzeć.
- Daj mi znać, jak urodzi się Scotty. I pamiętaj, opiekuj się Marion, ona cię teraz bardzo potrzebuje.
- A ja potrzebuję ciebie. Nie mogę już tak dłużej żyć.
- Ja też, ale musimy. Nie możesz teraz zostawić Marion, a ja nie mogę odejść od Adriana.
- Będę do ciebie dzwonił.
- Dowiedź się, co to dokładnie za festiwal, to się na niego wybiorę – powiedziała, uśmiechając się.
- Jasne. Zadzwonię do Emmy i dam ci znać.
- Chyba musimy się już pożegnać.
- Chyba tak – odpowiedziałem i przytuliłem ją na pożegnanie.
Marion:
Szybko szykowałam obiad, bo zaraz miał wrócić Jared. Zdążyłam doprawić sałatę i otworzyły się drzwi.
- Wróciłem – usłyszałam. – Tęskniłaś? – Jared stał za mną i czule mnie obejmował.
- Pewnie, że tak – odpowiedziałam, dotykając jego dłoni.
- Ja też – wyszeptał mi do ucha i pocałował w kark, co wywołało u mnie dreszcz. Przesunął dłoń po moim ramieniu i odwrócił w swoją stronę. – Z każdym dniem jesteś coraz piękniejsza.
- I coraz grubsza – dodałam.
- Fakt, ale masz dzięki temu większy biust – mówił, patrząc mi w dekolt. – A nie sądziłem, że to jest możliwe.
- Ja też.
Moje piersi zawsze były spore, ale w ciąży stały się ogromne.
- Ale mi się podobają – dodał Jared, kładąc dłoń na mojej lewej piersi.
- A mnie bolą – odpowiedziałam, zabierając jego rękę.
- Nawet podotykać nie można – powiedział z miną obrażonego dziecka
- Podotykasz, jak się Scotty urodzi.
- Stary, szybko stamtąd wyłaź, bo tatuś ma ochotę pobawić się z mamusią – zwrócił się do naszego jeszcze nienarodzonego syna, który właśnie w tej chwili mnie kopnął. Szybko chwyciłam dłoń Jareda i przyłożyłam ją do swojego brzucha.
- Czujesz?
Mały nadal urządzał sobie jogging.
- Tak – powiedział, uśmiechając się. – Odpowiada mi za pomocą alfabetu Morse’a.
- I co ci mówi?
- Czekaj. Co za wredziuch! Powiedział, że dobrze mu w tobie i nie zamierza wychodzić. Ale tacie też jest dobrze w mamie. Nie bądź egoistą.
- Ciekawe, po kim to ma – rzuciłam, uśmiechając się.
- Po mamusi – odpowiedział z miną niewiniątka.
- Oczywiście, bo przecież tatuś to najskromniejszy człowiek na świecie.
- Dokładnie tak – powiedział i czule mnie pocałował.
***
Miesiąc później:
- W razie gdybyś zaczęła rodzić, to dzwoń!
- Skarbie, zostały mi jeszcze trzy tygodnie do porodu.
- Ale wiesz, nigdy nic nie wiadomo, więc jak coś...
Jay strasznie panikował. Był przejęty narodzinami naszego syna bardziej niż ja.
- Kotku, będzie tu ze mną przez te trzy dni twoja mama, więc nic mi nie będzie.
- Dobrze, tylko pamiętaj, nic nie dźwigaj, nie wchodź na portale plotkarskie i nie czytaj tabloidów, bo nie możesz się denerwować.
- Tak, położę się w łóżku i przez najbliższy miesiąc nie będę z niego wychodzić.
- Dobra myśl – odpowiedział mi zupełnie poważnie.
- Jared, przestań, nic mi nie będzie. A ty lepiej rusz tyłek, bo twój brat dostanie szału – powiedziałam, wskazując na Shannona, który nerwowo patrzył na zegarek.
- No to idę – powiedział, całując mnie w usta, po czym się pochylił. – Tylko bądź grzeczny i nawet mi się nie warz rodzić beze mnie.
- A ten jak zwykle odstawia monolog. Romeo się znalazł, tylko czaszki ci brakuje.
- Hamlet, geniuszu – rzucił do brata. – Poza tym rozmawiam z synem, więc mógłbyś się łaskawie nie czepiać?
- Ja już współczuję temu dziecku. Dobrze, że przynajmniej mamę i wujka będzie miał normalnych. – Shannon z tymi swoimi docinkami był naprawdę zabawny. – Jaredzie Josephie Leto, jeśli nie ruszysz dupy, to…
- Dobra, dobra, już idę – przerwał Shannonowi Jay i obaj wyszli z domu. – Ty jakiś nienormalny jesteś.
- Powiedział facet, który gada do brzucha – padło w odpowiedzi, po czym oddalili się na tyle, że już ich nie słyszałam. Kiedy byli razem zachowywali się jak dzieci, ale właśnie to w nich uwielbiałam.
***
- Te piekielne korki – usłyszałam, po czym odwróciłam się i zobaczyłam mamę chłopaków. – Witaj, kochana. – Podeszła i pocałowała mnie w policzek. – Pojechali już?
- Tak, jakieś pięć minut temu.
- I dobrze, będzie w końcu trochę spokoju. Wczoraj rozmawiałam ze znajomą, której córka prowadzi żłobek. Wystarczy, że do niej pójdziecie.
- Świetnie, bo jakiś czas temu zastanawialiśmy się, co zrobimy z małym, gdy ja wrócę na studia, a Jared będzie nagrywał płytę czy koncertował.
- Ja oczywiście będę wam pomagać na tyle, na ile będę mogła.
- Wiem, ale nie chcemy cię wykorzystywać, przecież też masz swoje życie. Tak poza tym, to szkoda, że nie mogę teraz podróżować, bo chętnie wybrałabym się razem z nimi do Seattle.
- Piękne miasto. Mieszkaliśmy półtorej godziny drogi od niego, kiedy Jared miał siedemnaście lat i wtedy też poznał tę całą King. Całe szczęście, że zniknęła z jego życia. – Constance spojrzała na mnie. – A ty co tak nagle posmutniałaś?
- Wcale nie zniknęła – odpowiedziałam, spuszczając głowę.
- Jak to?
- Cały czas utrzymują ze sobą kontakt. Jared dzwoni do niej prawie codziennie.
- I ty na to pozwalasz? – zapytała zszokowana.
- Udaję, że o niczym nie wiem. Boję się, że jeśli o tym wspomnę, wszystko się między nami popsuje.
- Jakbym go teraz dorwała…
- Go to uspokaja. Po rozmowie z nią jest szczęśliwy.
- Ale czy ty jesteś szczęśliwa? – zapytała mnie.
- Wolę być nieszczęśliwa z nim, niż szczęśliwa bez niego.
- Jesteś taka sama jak ja. Zniesiesz wszystko, byle ten gnojek był zadowolony.
- Taka nasza rola – odpowiedziałam, wymuszając uśmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz