sobota, 28 listopada 2020

036. Nie jesteś jego własnością

Marion:

    Jared mówił, że wróci za góra trzy godziny, właśnie dochodziła pierwsza, a go jeszcze nie było. Nie miałam ochoty dłużej na niego czekać. Poza tym nasz syn był dzisiaj dosyć ruchliwy i nie czułam się z tego powodu zbyt dobrze.
    Położyłam się i próbowałam zasnąć, jednak sen nie przychodził. O trzeciej wrócił Jared. Był kompletnie pijany. Uklęknął przed łóżkiem i położył głowę na moim brzuchu.
    - Mój kochany syneczek. Jak tylko wyjdziesz, pojedziemy razem nad ocean... – Wygadywał niemiłosierne głupoty, ale był przy tym tak słodki, że nie mogłam przestać się uśmiechać.
    - Dzisiaj praktycznie przez cały dzień mnie kopał. Chyba będzie miał ADHD.
    - Nieeee, po prostu lubi pukać. Wujek Shannon będzie cię uczył grać na perkusji. Zobaczysz, będziesz lepszy od niego. 
    Moje palce wędrowały po włosach Jareda, które były już dosyć długie. Mam tylko nadzieję, że nic mu nie strzeli do głowy i znów nie przefarbuje się na różowo. 
    Jay wstał, ledwo co łapiąc równowagę .
    - Nie powinieneś tyle pić – powiedziałam, widząc ile trudu sprawia mu ściągniecie koszuli.
    - Wcale dużo nie wypiłem.
    - Właśnie widzę. 
    Niczym dziecko uczące się chodzić, upadł tyłkiem na dywan przy próbie ściągnięcia spodni na stojąco. Wstałam z łóżka, wyciągnęłam do niego rękę i pomogłam mu wstać.
    - Piękna jesteś – wybełkotał  i zaczął mnie całować. 
    - Przestań, jesteś pijany – odpowiedziałam, odsuwając jego głowę. – I śmierdzisz alkoholem. 
    - Nie śmierdzę – powiedział niczym obrażony przedszkolak. – Widzisz, jaka jesteś? Nawet nie pozwalasz się pocałować, a potem mówisz, że… – Tu urwał, bo właśnie dałam mu to czego chciał: pocałunek.
    - Zadowolony? Możesz się już kłaść?  – zapytałam nieco już zmęczona utrzymywaniem go w pionie. 
    - Za krótko – powiedział stanowczo.
    - Nie świruj, kładź się – powiedziałam, próbując go przesunąć, jednak tak się uparł, że nawet dźwig by go nie ruszył. 
    Nie miałam wyjścia, musiałam go pocałować po raz kolejny. Nie żebym tego nie lubiła, ale teraz miałam wrażenie, jakbym całowała się z kuflem piwa. 
    Jego język był nadzwyczaj ruchliwy. Tak się chłopak wczuł, że po raz kolejny stracił równowagę, jednak tym razem, na moje szczęście, wylądował na łóżku, a ja na nim. Szybko się ode mnie oderwał i wystraszony zaczął pytać, czy nic mi nie jest.
    - Wszystko w porządku – odpowiedziałam, jednak on dalej nie mógł się uspokoić. Przyłożył ręce do mojego brzucha.
    - Boże, on się nie rusza. Chyba go zabiłem! 
    - Jared, uspokój się, przecież on nie rusza się przez cały czas.
    - Naprawdę? – zapytał i spojrzał na mnie z ogromnym zdziwieniem. 
    - Tak, naprawdę. A teraz kładź się wreszcie, bo jestem zmęczona. 
    - Już się kładę – powiedział szeptem i ułożył się po prawej stronie łóżka. Zasnął, gdy tylko jego głowa dotknęła poduszki.





***





    - Marion, błagam cię, następnym razem mnie nigdzie nie puszczaj, albo zawsze chodź wszędzie ze mną i pilnuj, żebym nie pił – mówił, leżąc na kanapie z mokrym ręcznikiem przyłożonym do czoła. 
    - Może najlepiej od razu zatrudnij sobie niańkę. Ano właśnie, skoro jesteśmy w tym temacie, to trzeba będzie załatwić kogoś do dziecka, bo przecież za jakiś czas zaczynacie pracę nad płytą, a ja będę musiała wrócić na studia. 
    - Nie chcę, żeby ktoś obcy kręcił się po moim domu i oglądał moje prywatne życie. Wiesz, ilu osobom opiekunki zniszczyły kariery, ujawniając ich prywatne sekrety?
    - A ty jak zwykle myślisz tylko o sobie i swojej karierze – odpowiedziałam mu zdenerwowana. – Najlepiej, żeby nasz syn sam się sobą zajmował, co nie?
    - Nie dramatyzuj. Przecież moja mama będzie się mogła zająć Ethanem. 
    - Kim?! – zapytałam zaskoczona. 
    - No naszym synem – odpowiedział, zmieniając pozycję z leżącej na siedzącą.
    - I jeszcze wybrałeś mu imię bez mojej wiedzy! – Prawie krzyczałam, ale nie kontrolowałam tego, bo nad tym, co robiłam i mówiłam, panowały teraz hormony. 
    - Nie podoba ci się? Ja i Mary chcieliśmy tak nazwać swoje dziecko.
    - No tak, ty i Mary, ale ja nie jestem pieprzoną Mary! – rozwrzeszczałam się na dobre. – Mam już tego serdecznie dosyć! Ostatnio w odtwarzaczu znalazłam płytę, którą z nią nagrałeś. Myślisz, że nie wiem, że trzymasz jej zdjęcie między tekstami?!
    - Marion, uspokój się. – Wstał i próbował się do mnie zbliżyć.
    - Nie uspokoję się. Dobrze wiem, że ją kochasz, więc przestań udawać i powiedź mi w twarz, że chciałbyś być teraz z nią!  
    - Nie mam zamiaru tego wysłuchiwać – powiedział, sięgając po bluzę, która wisiała na brzegu kanapy i ruszył w stronę drzwi.
    -  Co, już do niej lecisz? Proszę bardzo, idź. Idź i się razem upijcie! – krzyknęłam i rzuciłam w niego tym, co miałam pod ręką. Gdyby się nie uchylił, lawendowa świeczka uderzyłaby go prosto w twarz. 
    - Wrócę, jak się uspokoisz – powiedział i wyszedł, trzaskając drzwiami.
    Usiadłam na stoliku i zaczęłam płakać. Ostatnim, na co miałam ochotę, była kłótnia z Jaredem, ale nie wytrzymywałam już tego, że on cały czas myślał o Mary. 



***


    - Wracam do was – mówiłam do Alice przez telefon.
    - Wydaję mi się, że jednak trochę przesadzasz, kochanie. Weź pod uwagę to, że przez ciążę jesteś nieco przewrażliwiona.
    - Ale on ją nadal kocha – wydukałam, szlochając.
    - Skąd wiesz? Powiedział ci to?
    - Nie musiał. Wystarczy mi to, że często o niej mówi, ogląda jej zdjęcia.
    - No słuchaj, wiele razem przeszli, byli ze sobą bardzo blisko, więc nie oczekuj od niego, że nagle zapomni o jej istnieniu. Zawsze jakaś część jego będzie ją kochać i musisz się z tym pogodzić. Ale zobacz, jest teraz z tobą, nie olał cię. Inny na jego miejscu miałby cię gdzieś. 
    Al miała rację, chyba jednak trochę przesadziłam.






***




    - Uwaga, wchodzę. Tylko niczym nie rzucaj – usłyszałam zza uchylonych drzwi.
    - Nie mam nawet czym – odpowiedziałam, śmiejąc się. 
    Drzwi się otworzyły i moim oczom ukazał się ogromny bukiet róż. 
    - Chciałem cię przeprosić. Nie powinienem był wspominać o Mary. Nie pomyślałem, że mógłbym cię tym zranić.
    - Nie, to ja zachowałam się jak jakaś histeryczka i to ja cię przepraszam – powiedziałam, wtulając się w niego. 
    - Oboje przesadziliśmy – odpowiedział, przykładając usta do mojej głowy.
    - Włożę jej do wazonu. – Wskazałam na kwiaty, które trzymał w ręku.
    - Mam jeszcze czekoladki – rzucił, wyciągając z kieszeni bluzy czerwone pudełeczko. 
    - Moje ulubione. –  Wyszczerzyłam się.
    - Wiem. – Jego miękkie usta właśnie przywarły do moich warg.
    - Dobra, wstawiam te kwiaty, a ty jak możesz, to przynieś mi z kuchni ogórki.
    - Czekoladki i ogórki? – zapytał z obrzydzeniem.
    - Nie moja wina, że twój syn ma takie zachcianki.
    - Najlepiej zgonić na dziecko.
    - A żebyś wiedział – odpowiedziałam, biorąc z półki wazon i poszłam do łazienki. 






 Mary:

    Zasnęłam dopiero nad ranem, to znaczy zamierzałam zasnąć, ale o ósmej Adrian kazał mi się zbierać, bo o dziewiątej mieliśmy samolot. 
    Kiedy tylko narkotyki przestały działać, popadłam w okrutną melancholię. Cały czas wpatrywałam się w radio samochodowe, mając nadzieję, że zaraz usłyszę jego głos. 
    - Kotku, nie możesz być na mnie zła. Zasłużyłaś sobie na to. Wiesz, że bez powodu bym ci czegoś takiego nie zrobił – odezwał się Adrian, gdy zorientował się, że od rana nie odezwałam się do niego ani słowem. 
    - Oczywiście – wydukałam, nie odrywając wzroku od radia.
    - Grzeczna dziewczynka – powiedział, głaszcząc mnie po głowie. – Wynagrodzę ci to, zobaczysz.





***





    Praktycznie cały lot przespałam, obudziłam się dopiero, gdy samolot podchodził do lądowania, a w głowie pojawiła mi się jedna myśl: rozbij się. 
    Zamknęłam oczy i liczyłam na to, że pilot ominie pas i uderzy w budynek. Niestety, nic takiego się nie stało i cała i zdrowa wysiadłam z samolotu.
    - Zabiorę cię dzisiaj na kolację – usłyszałam głos Haze’a tuż przy swoim uchu. 
    - Nie mam ochoty – burknęłam, odsuwając się od niego. Wtedy też złapał mnie za ramię i przyciągnął z powrotem. 
    - Ja tu staram się być dla ciebie dobry, a ty mi się tak odwdzięczasz? Gdy tylko będziemy w domu, przebierzesz się w jakąś ładną sukienkę i pojedziemy do restauracji.
    - Wracam do siebie.
    - Żartujesz sobie? Nie zapominaj, kto ci płaci. Jeśli nie przestaniesz się tak zachowywać, będziesz mogła pożegnać się z luksusowym życiem. Wyczyszczę ci konto i nie będziesz miała za co opłacać nawet tej swojej nory.
    - Nie zapominaj , że wielu ludzi jest zainteresowanych pracą ze mną – odpowiedziałam, starając się brzmieć jak najbardziej pewnie.
    - Nie rozśmieszaj mnie. Mówili to wszystko tylko dlatego, że jesteś moją dziewczyną. Myślisz, że któryś z nich chciałby pracować ze starzejącą się ćpunką? Beze mnie jesteś nikim, moja droga. 
    W tym momencie cała moja zadziorność uleciała bezpowrotnie w powietrze. 
    – Więc albo grzecznie wrócisz do mnie i będziesz idealną dziewczynką, albo pójdziesz na ulicę i będziesz się puszczać, żeby mieć za co żyć. Wybór należy do ciebie, ślicznotko. – Spojrzał na mnie dokładnie tak, jak robił to mój ojciec, wzrokiem pełnym pogardy i wyższości. Jego ręka zacisnęła się jeszcze mocniej na moim ciele. – Więc jak będzie?
    - Jadę do ciebie – powiedziałam, z trudem powstrzymując łzy.
    - Mądra decyzja – rzucił i pocałował mnie w czoło. 
    Czułam się kompletnie bezradna.






***





Dwa miesiące później:

    Życie z Adrianem było coraz trudniejsze do zniesienia, więc, żeby jakoś je wytrzymać, znów zaczęłam brać narkotyki. Miałam kontakt ze światem mody, a tam dostanie kokainy było dziecinnie proste. Wystarczyło zagadać do jakiejś rozchwytywanej modelki, albo pójść na odpowiednią imprezę, by mieć najlepszy towar za darmo. Jako dziewczyna znanego projektanta miałam naprawdę mnóstwo możliwości, z których bez skrupułów korzystałam. 
    Oprócz stałego dostępu do dragów, dobrym aspektem życia z tym świrem było to, że mogłam chodzić do łóżka z przystojnymi modelami i pięknymi modelkami. Nie czułam już pociągu do kobiet, ale po różnych substancjach i w różnych okolicznościach robi się różne rzeczy. 
    Kokaina zobojętniała mnie do tego stopnia, że potrafiłam śmiać się Adrianowi prosto w twarz, gdy ten okładał mnie pięściami. 
    Od trzech tygodni musiałam nakładać grubą warstwę makijażu, by zatuszować sińce i zadrapania na twarzy. Haze był pieprzonym bydlakiem, ale miewał dni, kiedy to stawał się łagodny jak baranek. Zabierał wtedy mnie i Emily do wesołego miasteczka, czy na długie przejażdżki, poza tym był dobry w łóżku, co też w jakiejś części wynagradzało mi wyzwiska i pobicia. 
    Tego dnia miał dobry dzień, gdyż wybieraliśmy się na urodziny jego siostrzenicy. Z tej okazji chciałam ubrać sukienkę, którą dał mi Hugh, ale niestety nie pozwoliły mi na to siniaki, które pojawiły się na moich ramionach po przedwczorajszej kłótni. Założyłam więc spódniczkę i czarną bluzkę z długimi rękawami.
    - Tony ściągnął jej jakiś zespół z Los Angeles.
    - Super – powiedziałam, zakrywając czerwoną pomadką rozcięcie na wardze. Nie interesowało mnie, co to był za zespół i kto w ogóle miał urodziny, liczyło się tylko to, że będę miała okazję by się upić. 






***




       
    - Tylko proszę cie nie pij za dużo, bo przyniesiesz mi wstyd przed rodziną – szepnął mi do ucha Adrian, gdy dochodziliśmy do drzwi klubu Doll, w którym często odbywały się branżówki. 
    - Oczywiście – rzuciłam i pociągnęłam za klamkę. 
    W środku wszystko było udekorowane w typowo urodzinowym stylu: balony, banery z imieniem solenizantki i kupa prezentów.
    Haze nie był zbyt zorientowany w tym, co lubi Marlene, więc dał jej kopertę, do której wsadził pięć tysięcy. Byłam w szoku, bo w końcu na co szesnastoletniemu dziecku tyle kasy, ale nic się nie odzywałam. Skoro ma, to niech daje.  
    Dostaliśmy miejsca w przedziale dla dorosłych, w którym tak jak się tego spodziewałam, było dużo alkoholu. Uśmiechnęłam się sama do siebie i chwyciłam kolorowego drinka. 
    Po trzydziestu minutach na scenie, na której stały instrumenty, pojawił się szwagier Adriana i walnął przemówienie, a następnie zapowiedział niespodziankę. Wszyscy ucichli, a na scenę wyszedł Jared, pchając przed sobą wózek z tortem. Dzieciaki wpadły w euforię i zaczęły piszczeć, a dorośli klaskać. 
    Za Jaredem wyszli Shannon, Tomo i Tim. Siostrzenica Adriana weszła tam i rzuciła się się na Jaya. Zaczęła go przytulać i płakać. Ten objął ją ramieniem i zaśpiewał jej Happy Birthday prosto do ucha. 
    Dziewczyna była wniebowzięta, wzięła od ojca mikrofon i zaczęła gadkę o tym, że to najpiękniejszy dzień w jej życiu. Gdy skończyła, chłopaki zaczęli koncert. 
    Byli w trakcie Closer To The Edge, gdy mój i Jareda wzrok się spotkały. Nie potrafił ukryć zdziwienia i pokręcił tekst. Kiedy piosenka się skończyła, zaczął mówić:
    - Wiem, że setlista miała obowiązywać tylko nasz ostatni album, ale jest piosenka, którą chcę teraz zaśpiewać. 
    Wszyscy ucichli, patrząc na niego ze zdziwieniem, w końcu zarówno Marlene, jak i większość tu obecnych, znała tylko utwory z TIW, przynajmniej to wnioskowałam po ich twarzach.
    - Buddha for Mary! – wrzasnął Jared i zaczęli grać. Miał gdzieś to, że każdy był zdezorientowany i nikt z nim nie śpiewał. Wyśpiewywał kolejne wersy, nie odrywając ode mnie wzroku. Zauważył to mój partner, pytając, czy ten kawałek jest o mnie. Nie odpowiedziałam mu, tylko cały czas patrzyłam na Jaya. Znów był blondynem i wyglądał cholernie seksownie. W ostatnim refrenie zaśpiewał: Buddha for Jerry, here it comes i nie wiedzieć czemu, cholernie mnie to poruszyło. Nie było to nic wielkiego, ale dla mnie znaczyło wiele, gdyż tylko ja mówiłam na niego Jerry. 
    Wbrew pozorom nie wzięło się to od mojej pomyłki, a od tego, że owe imię w wymowie przypomina połączenie imion Jared i Mary. 
    - Dzięki, dzieciaki, życzę wam zajebistej zabawy – zwrócił się do publiczności Jay i wszyscy czterej zeszli ze sceny.
    - Byliście świetni!  – ekscytowała się Marlene. 
    - Dzięki – odpowiedział Leto i zaczął się rozglądać. – Przepraszam cię na chwilkę – powiedział i podszedł do mnie. - Ślicznie wyglądasz.
    - Dziękuję, ty też - odpowiedziałam, dokładnie przyglądając się jego nowej fryzurze.
    - Cassie się nudziło, a Shannon nie chciał być blondynem, więc ja się zaoferowałem.
    - A no właśnie, przecież Shannon miał tydzień temu urodziny - przypomniało mi się i szybko podeszłam do starszego Leto, składając mu spóźnione życzenia, po czym wróciłam do rozmowy z jego bratem. – A jak ci się układa z Marion?
    - Dobrze – odpowiedział, ale po jego minie zauważyłam, że coś kręcił.
    - To dobrze. Macie już imię dla dziecka?
    - Scotty.
    - Ładne – powiedziałam, uśmiechając się. 
    - Też mi się podoba. 
    Odniosłam wrażenie, jakoby rozmawianie o Marion i ich mającym niedługo przyjść na świat dziecku, było dla niego nieco męczące, więc postanowiłam zmienić temat.
    - Pracujesz teraz nad czymś?
    - Za dwa tygodnie zaczynamy próbne nagrania, a za miesiąc gramy na jakimś festiwalu, sam nawet nie wiem, na jakim. 
    Zaśmiałam się i jeszcze raz spojrzałam mu w oczy. 
    – Tęsknię za tobą, Mary. Nie mogę przestać o tobie myśleć - rzucił ni stąd, ni zowąd. 
    - Jared, proszę cię, nie zaczynaj – próbowałam go uciszyć, bojąc się, że Adrian może zacząć coś podejrzewać, a ja naprawdę nie miałam ochoty na kolejną wojnę.
    - Kiedy ja już nie mogę dłużej tego w sobie dusić – powiedział, łapiąc mnie za rękę. 
    - Nie tutaj. – Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu swojego faceta. Kiedy zobaczyłam, że jest pochłonięty rozmową ze swoją siostrą, zaproponowałam Jayowi wyjście. 
    Puścił moją dłoń i oboje szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę drzwi. Na całe szczęście Adrian nas nie zauważył. 
    Gdy tylko wyszliśmy na ulicę, Jared chwycił mnie w ramiona i zaczął całować. Pierwszy raz od dłuższego czasu czułam się znakomicie bez pomocy narkotyków. Chciałam się z nim teraz kochać. 
    - W którym hotelu się zatrzymaliście?
    - W Plazie – odpowiedział, patrząc mi głęboko w oczy.
    - To dosyć daleko. Chodź. – Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam za sobą.
    - Dokąd idziemy? – zapytał.
    - Zobaczysz.
    - Parking?
    - Chyba nie zrobimy tego na ulicy – rzuciłam i wyjęłam z torebki kluczyki do samochodu Adriana. Zawsze mi je dawał, bo bał się, że wylecą mu z kieszeni. – Tylne siedzenie jest bardzo wygodne – powiedziałam, otwierając drzwiczki. Samochód miał przyciemniane szyby, więc nikt nas nie zobaczy. 
    Przeszłam na tyły i zdjęłam bieliznę, a Jared zsunął spodnie. Miejsca było dosyć dużo, więc nic nie krępowało jego ruchów. 
    Już prawie zapomniałam, jak cudowną rzeczą był seks z osobą, którą się kochało.
    Nasze potrzeby zostały zaspokojone, jednak nadal nie zmienialiśmy pozycji. Jay podciągnął spodnie i oparł głowę na moim ramieniu. 
    - Cholernie mi tego brakowało – powiedział.
    - Seksu?
    - Seksu z tobą. – Zsunął mi rękaw i zaczął całować moje ramie.
    - Mi też – rzuciłam, przykładając usta do jego głowy. 
    Nagle poczułam, jak jego wargi odsuwają się od mojego ciała.
    - Co to jest? – zapytał, widząc ślady po mojej kłótni z Hazem.
    - Siniaki – odpowiedziałam.
    - Przecież widzę, ale kto ci to zrobił?
    - Nikt. Spadłam ze schodów.
    - Mary, proszę cię, nie kłam. Widzę, że to nie są ślady po upadku. On ci to zrobił? – spytał wyraźnie poddenerwowany. 
    - Nie, to nie on. – Zaczęłam się jąkać, zawsze tak było, gdy próbowałam okłamywać Jareda.
    - Zabiję go! – Zrobił się czerwony, a jego dłoń zacisnęła się w pięść.
    - Proszę cię, nie wtrącaj się w to.
    - Nie wtrącaj się? Nie pozwolę, by jakiś pajac bił moją kobietę!
    - Nie jestem twoją kobietą.
    - Ale cię kocham i nie będę stał bezczynnie, gdy widzę, że dzieje ci się krzywda. 
    - Po prostu się pokłóciliśmy i puściły mu nerwy.
    - Chyba dosyć często się kłócicie – rzucił, podnosząc mi bluzkę i widząc na moim ciele kolejne ślady. – Dlaczego mu na to pozwalasz? Czemu od niego nie odejdziesz?
    - Myślisz, że to takie proste? – powiedziałam, odpychając go od siebie i z powrotem nakładając figi.
    - Mary, nie jesteś jego własnością.
    - Twoją też nie, więc nie wpierdalaj się do mojego życia. Wracaj do Los Angeles do swojej dziewczyny. – Mówiąc to, otworzyłam drzwiczki.
    - Nie spodziewałem się, że pozwolisz komuś tak się traktować.
    - Zrozum, że nie mam innego wyjścia. Jestem teraz całkowicie od niego zależna. Myślisz, że nie chciałam od niego odejść? Chciałam i nadal chcę, ale nie mogę, po prostu nie mogę. Jeśli to zrobię, trafię na ulicę, a tego nie chcę. – Łzy zaczęły spływać po moich policzkach.
    - Spokojnie, skarbie, nie płacz – powiedział Jared, przytulając mnie do siebie.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz