piątek, 27 listopada 2020

035. I na tym kończy się moja wyjątkowość

 Marion:

    - Jared, bo się spóźnimy – powiedziałam, zapinając pasy.
    - Chwila, tylko coś sprawdzę. – Zamiast ruszać, wpatrywał się w ekran swojego ulubionego gadżetu.
    - Wiesz co? Czasami mam wrażenie, że kochasz BlackBerry bardziej niż mnie.
    - Jak możesz tak mówić? – zapytał słodkim tonem i pocałował mnie w usta, po czym odpalił silnik... 
    Przed gabinetem była jeszcze spora kolejka.
    - Widzisz, a tak mnie poganiałaś – powiedział Jay, rozsiadając się wygodnie na krześle.
    - Chyba pomyliłam godziny.
    - Nie, to pani doktor ma lekkie opóźnienie – usłyszałam od kobiety siedzącej obok. – Który to miesiąc?
    - Piąty – odpowiedziałam, kładąc dłoń na brzuchu. – Dzisiaj poznamy płeć.
    - To będzie chłopczyk – wtrącił się Jay. 
    - Mówi tak już od dwóch miesięcy – zwróciłam się do kobiety.
    - Mój mąż też tak mówił, gdy byłam pierwszy raz w ciąży.
    - I co, miał rację? – spytałam 
    - Mamy dwie córki – odpowiedziała, a Jaredowi od razu zrzedła mina.
    - Nie cieszyłbyś się z dziewczynki? – zapytałam, gdy moja rozmówczyni weszła na badanie.
    - Pewnie, że bym się cieszył, ale z synem mógłbym oglądać mecze, bawić się samochodzikami, przekazywać mu wiedzę na temat kobiet. 
    - O nie, nie zrobisz z mojego syna podrywacza – oznajmiłam.
    - Jeśli będzie podobny do mnie, nie opędzi się od dziewczyn.
    - Tak, ty i twoja skromność – powiedziałam, szturchając go i opierając głowę o jego ramie.
    - Pani Cole, teraz pani – odezwała się asystentka pani Maxwell i razem z Jayem weszliśmy do gabinetu.
    - Witaj, Marion, przygotuj się do badania. A pan jest pewnie ojcem dziecka – zwróciła się do Jareda.
    - Tak – odpowiedział, delikatnie się uśmiechając. 
    Kiedy byłam już gotowa, ułożyłam się na fotelu, a mama Alice posmarowała mi brzuch chłodnym żelem i rozpoczęła badanie. Jared siedział obok i z ciekawością patrzył się w ekran.
    - Chłopczyk – powiedziała, uśmiechając się.
    - Wiedziałem! – niemalże krzyknął podekscytowany Jay. – Muszę zadzwonić. – Szybko wyszedł na korytarz.
    - Większość tak reaguje. Możesz już się ubrać.
    - Przepraszam, ale musiałem zadzwonić do brata – wytłumaczył się Leto i usiadł z powrotem. 
    Pani doktor udzieliła nam kilku porad i wróciliśmy do samochodu. Jay wyjechał z parkingu i skręcił w prawo.
    - Nie pomyliłeś czasami kierunków? – zapytałam.
    - Teraz jedziemy na zakupy – odpowiedział i zatrzymał się przy sklepie o uroczej nazwie Little Baby. 
    Weszliśmy do środka i zaczęliśmy szukać jakiegoś ładnego łóżeczka. Jared przy okazji zaopatrzył nas w niebieską tapetę z punkowymi misiami. 
    - Niech od małego wie, co dobre – wytłumaczył swój wybór Jay. Oprócz tapety i łóżka kupiliśmy również fotelik do samochodu i dwie pary malutkich śpioszków. Wiedziałam, że był jeszcze jest na to czas, ale nie mogłam się powstrzymać.
    Kiedy byliśmy już w domu, Jared otworzył pokój, do którego nigdy nie zaglądałam. Stało w nim pełno instrumentów, które nie nadawały się już do użytku.
    - Szkoda mi było ich wyrzucać – odezwał się, ścierając kurz z gitary, która nie miała połowy gryfu i okazała się być jego pierwszą. – Ale teraz będę musiał gdzieś je przenieść.
    - Nie lepiej wyrzucić?
    - Mam do nich zbyt duży sentyment.
    - To widzę bardzo sentymentalny jesteś.
    - Trochę tak. 
    Niby cały czas był radosny, ale widziałam, że jest nieco inny niż kilka miesięcy temu. Przygaszony, momentami jakby nieobecny. 
    - Wieczorem przeniosę je do garażu, a później się pomyśli.
    - Jest ktoś? – usłyszeliśmy i wyszliśmy na korytarz. Do domu właśnie wszedł Shannon z mamą i swoją narzeczoną. Byłam nieco zakłopotana, gdyż było to moje pierwsze spotkanie z mamą Jareda. Od razu wydała mi się bardzo miłą osobą. - Nadal nie mogę uwierzyć, że mój mały braciszek zostanie ojcem – rzucił Shann, dotykając mojego brzucha.
    - Mały? Większy od ciebie. – Jared udał urażonego.
    - Może i wzrostem, ale jeśli chodzi o niższe partie...
    - Shannon!  – przerwała mu Constance. – Zachowuj się!
    - To on zaczął!
    - Jak dzieci... – rzuciła pod nosem. – A to zapewne moja przyszła synowa – powiedziała, podchodząc do mnie. Jared, gdy tylko to usłyszał, dosłownie zdębiał. – No co, chyba zamierzacie się pobrać? – zwróciła się do niego. 
    - Nie myśleliśmy o tym – odpowiedział, nadal będąc w szoku.
    - Nie wiem, na co wy czekacie. Jared, powinieneś skorzystać z okazji, że w końcu chce być z tobą taka ładna i przede wszystkim normalna dziewczyna. 
    Po tonie jej głosu wywnioskowałam, że nie lubiła żadnej z poprzednich dziewczyn Jaya.
    - Nie będziemy tak tu stać, chodźmy do salonu - odezwał się starszy Leto, widząc lekkie zirytowanie swojego brata.
    - To ja zrobię coś do picia.
    - Ja ci pomogę – odezwała się mama chłopaków i weszła ze mną do kuchni. – Mam nadzieję, że przy tobie i dziecku Jared wreszcie się ustatkuje.
    - Ja też – odpowiedziałam, uśmiechając się do niej.
    - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mój syn w końcu rozstał się z Mary. 
    - Myślałam, że pani się z nią dogadała.
    - Niby tak, ale jednak lubię ją bardziej, kiedy trzyma się z daleka od mojego syna. Poza tym, jaka pani, mów mi po imieniu, w końcu jesteś matką mojego wnuka. 
    Kiedy herbaty były gotowe, wróciłyśmy do salonu.
    - Jak zamierzacie mu dać na imię? – zapytała Cassie.
    - Nawet o tym nie myśleliśmy – powiedziałam, patrząc na Jaya, który znów bujał gdzieś w obłokach.
    - Ja skromnie proponuję Shannon – odezwał się brat mojego chłopaka. – Poza tym ciesz się, że to nie dziewczynka, bo Jared nazwałby ją Blackberry. 
    Wszyscy wybuchnęli śmiechem i dopiero wtedy Jared ‘wrócił do żywych’.
    - Dobrze się czujesz? – zapytałam.
    - Tak, przepraszam, zamyśliłem się.
    - Młody, wiesz, że dostaliśmy zaproszenie na jutrzejszy pokaz?
    - Nie – odpowiedział, biorąc do ręki kubek.
    - To teraz już wiesz.
    - A o której?
    - O ósmej.
    - Czyja to w ogóle będzie kolekcja? – spytał Jay,  jakby od niechcenia.
    - Haze’a.
    - A, tego świra. Lauren kiedyś dla niego pracowała,  mówiła, że facet zabraniał jej dosłownie wszystkiego. Palenia, jedzenia słodyczy, a jak coś poszło nie tak na pokazie, to wpadał w histerię i wyzywał ją i innych od najgorszych. 
    - A wiecie, kto robił za modelkę podczas sesji promującej jego najnowszą kolekcję? – odezwała się Cassie.
    - Nie – odpowiedzieli równocześnie.
    - Mary.
    - Jaka Mary? – zapytał Shannon.
    - No jak to jaka? King. 
    - Moja Mary?! – zapytał zdziwiony Jared. 
    W pokoju zrobiło się cicho i wszyscy spojrzeli na niego karcącym wzrokiem. Nie powiem, to co właśnie powiedział, nie było dla mnie zbyt miłe. 
    – O Jezu, nie patrzcie tak na mnie. Marion, przepraszam, powiedziałem to z przyzwyczajenia – wytłumaczył się i objął mnie ramieniem. – Wybacz jeśli sprawiłem ci tym przykrość.







***




    Goście wyszli, a ja zabrałam się za mycie naczyń.
    - Pomogę ci – usłyszałam i zobaczyłam obok siebie Jaya.
    - Nie trzeba, już kończę. – Wyjęłam ze zlewu ostatnią szklankę i postawiłam ją na suszarce. – Tęsknisz za nią?
    - Za kim?
    - Jared, dobrze wiesz, o kogo mi chodzi.
    - Tak – odpowiedział, wbijając wzrok w podłogę.
    - Wiem, że bardzo ją kochałeś i pewnie nadal kochasz, więc nie oczekuję, że nagle stanę się dla ciebie kimś bardzo wyjątkowym.
    - Jesteś dla mnie kimś bardzo wyjątkowym. Jesteś matką mojego dziecka.
    - I na tym się kończy moja wyjątkowość – powiedziałam, czując zbliżające się łzy.
    - Nie mów tak – odpowiedział i przeniósł wzrok z kafelek na mnie.
    - Kiedy taka jest prawda. Dobrze wiem, że mnie nie kochasz, ale żyję nadzieją, że może któregoś dnia to się zmieni.
    Nie odpowiedział nic, tylko mnie do siebie przytulił. Będąc w jego ramionach, czułam się bezpieczna i szczęśliwa.







Jared:

    Leżałem na łóżku, wpatrywałem się w śpiącą Marion i myślałem o tym, co mi dziś powiedziała. Jeszcze wczoraj byłem pewien, że to, co do niej czuję, to jednak miłość, ale wystarczyło, że Cassie wspomniała o Mary i od razu Marion zeszła na drugi plan.
    Wstałem z łóżka i podszedłem do biurka, wyciągając z niego płytę, którą włożyłem do odtwarzacza stojącego w salonie. Wcisnąłem play i zacząłem wsłuchiwać się w Mary śpiewającą razem ze mną The Fantasy.
    To miał być prezent dla małej Emily, która za sprawą Mary stała się fanką mojego zespołu. Słuchałem owych nagrań i nie potrafiłem powstrzymać łez.






***




    - Jared, czy ty zawsze musisz siedzieć tyle w łazience? – usłyszałem marudzenie brata przerywane waleniem w drzwi.
    - Jedziemy na pokaz mody, muszę dobrze wyglądać  – odpowiedziałem, poprawiając włosy.
    - Ty zawsze dobrze wyglądasz – odezwała się Marion.
    - No właśnie – wtórował jej Shann.
    - Już wychodzę. -  Mówiąc to, nacisnąłem klamkę.
    - Wow – powiedziała Marion, mierząc mnie wzrokiem. – Nawet się ogoliłeś. 
    - W końcu wychodzę do ludzi – odpowiedziałem, poprawiając bratu odstający kołnierzyk. - Będziemy za jakieś dwie, trzy godziny – zwróciłem się do swojej dziewczyny i pocałowałem ją delikatnie w usta, oczekując dreszczu, którego jednak nie poczułem.
    - Liczysz na to, że spotkasz Mary? – rzucił mój brat, gdy tylko wyjechaliśmy z podwórka. Zaprzeczyłem. – Marion możesz oszukać, ale mnie nie. Znam cię od trzydziestu dziewięciu lat i dobrze wiem, kiedy kłamiesz.
    - Dobra, masz mnie. Liczę na to i pragnę tego bardziej niż czegokolwiek innego. 
    - Tak myślałem. A poza tym, czy ty w ogóle coś czujesz do Marion, czy jesteś z nią tylko po to, żeby nie wyjść na dupka?
    - Nie wiem.
    - Jak zwykle nie wiesz, a to przecież proste pytanie. Kochasz ją czy nie?
    - Chciałbym ją kochać i to bardzo, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafię.
    - A jeszcze pół roku temu twierdziłeś, że jest inaczej.
    - Bo jeszcze pół roku temu miałem wybór, teraz już go nie mam.
    - Chyba nigdy cię nie zrozumiem. Czasami mam wrażenie, że ciebie to w szpitalu podmienili i tak naprawdę nie jesteśmy wcale spokrewnieni.
    - Chciałbym...






***




    - Słyszałem i gratuluję – usłyszałem, gdy tylko wszedłem do lokalu.
    - Dzięki, Vic - rzuciłem, próbując uwolnić się z jego uścisku. 
    - Skończą się całonocne imprezy. Będzie mi ciebie brakowało.
    - Stary, przecież nie będę siedział przy dziecku dwadzieścia cztery godziny na dobę – uspokoiłem go.
    - Jasne. Colin też tak mówił i co? Przez rok się u mnie nie pokazywał. A właśnie, widzisz, dobrze, że jesteście tu całą rodzinką. Mam dla was robotę – rzucił, gdy przyuważył Shannona. Poprosiłem brata, żeby do nas podszedł.
    - No co jest? – zapytał, przerywając rozmowę z jakąś modelką.
    - Vic ma dla nas robotę.
    - Jaką?
    - Kumpel organizuje córce sweet sixteen. Mała jest waszą fanką, więc chciałaby, żebyście zagrali taki prywatny koncercik.
    - Nie gramy prywatnych koncertów – odpowiedziałem.
    - Facet jest naprawdę dziany i zapłaci każdą sumę.
    - Tu nie chodzi o pieniądze – zaczął Shann, ale mu przerwałem.
    - Sześćdziesiąt tysięcy. Na głowę. 
    - Wow, cenisz się Leto.
    - Biznes is biznes – powiedziałem, puszczając mu oczko.
    - Czekaj, zadzwonię do niego. – Odszedł na bok i wrócił po trzech minutach. – Stoi.
    - Miejsce i czas?
    - Nowy Jork za dwa miesiące. Prosi, żebyście spędzili z nią trochę czasu. Wiecie, rozmowa i te sprawy.
    - I co jeszcze, może mam ją przelecieć? 
    - W sumie lubisz szesnastki, więc... 
    Już miałem uderzyć swojego brata, gdy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. 
    - Hej  – usłyszałem i odwróciłem się.
    - Cześć, Johanna - odpowiedziałem i z grzeczności objąłem ją na przywitanie.
    - Cieszę się, że znów cię widzę.
    - Ja też – odpowiedziałem, tak naprawdę myśląc o tym, żeby sobie już poszła.
    - Ostatnio na imprezie nie byłeś zbyt zadowolony z mojego towarzystwa.
    - Byłem zmęczony – rzuciłem, szukając wzrokiem kogoś znajomego.
    - Mam nadzieję, że dzisiaj nie jesteś. Jakby co, będę w LA jeszcze przez dwa dni – wyszeptała mi do ucha, ocierając dłonią o okolicę mojego rozporka. 
    - Będę pamiętał – powiedziałem na odczepnego i zająłem miejsce obok Shannona i Victora.     Pokaz właśnie się zaczął. Najpierw modelki prezentowały ciuchy jakiegoś brytyjskiego projektanta, a następnie Haze’a. Oczywiście bardziej niż na ubraniach byliśmy skupieni na ciałach modelek.
    - Ta jest niezła – rzucił Vic.
    - Może gdyby miała większy biust – odpowiedział mu Shann. – A ty co myślisz, Jay?
    - Worek na łeb i jedziesz – rzuciłem, rozbawiając swoich towarzyszy i obce osoby siedzące niedaleko nas. 
    Na wybiegu pojawił się właśnie autor kolekcji i zaczął coś mówić. Nie słuchałem go, bo byłem zbyt zajęty Twitterem. 
    Kiedy pokaz się skończył, przyszedł czas na moją ulubioną część czyli afterparty. Stałem z kieliszkiem szampana w ręku i rozmawiałem ze starym znajomym Jackiem. Wtedy też podszedł do nas Haze. Jack nas sobie przedstawił i zaczął zachwalać jego kolekcję, szczególnie tą powstałą trzy tygodnie temu.
    - Miałem świetną inspirację. O wilku mowa – powiedział i objął ramieniem stojącą tyłem kobietę w czarnym golfie i obcisłych jeansach. – Pozwólcie, że wam przedstawię, to moja piękna dziewczyna Mary.
    Serce zaczęło walić mi jak szalone. Uścisnęła dłoń Jacka, który właśnie się jej przedstawił.
    - Cześć, Jared – odwróciła się w moją stronę obejmując mnie ramieniem.
    - Znacie się? – zapytał zaskoczony naszym powitaniem nowy chłopak mojej byłej dziewczyny.
    - Tak. Spotykaliśmy się jakiś czas temu – powiedziała  z podejrzanym uśmieszkiem. 
    Adrian i mój kumpel zaczęli rozmawiać na tematy zawodowe, a ja przyglądałem się Mary, która była aż nazbyt rozweselona.
    - Mogę cię prosić na sekundkę? – zapytałem, dotykając jej ramienia. 
    - Oczywiście – odpowiedziała i poszła za mną.
    - Spójrz na mnie.
    - Patrzę i co?
    - Brałaś coś?
    - Ja? Nie, skąd w ogóle przyszło ci to do głowy? – mówiła nadzwyczaj szybko.
    - Amfa.
    - Ty mi lepiej powiedź, jak tam Marion? Kiedy będzie rodzić?
    - Za cztery miesiące. – Byłem wściekły. Czułem, że zaczęła brać przeze mnie.
    - Piąty miesiąc, czyli już pewnie znacie płeć. Chłopczyk czy dziewczynka?
    - Chłopczyk. Mary, dlaczego znów to robisz?
    - Będziesz miał synka, gratuluję. Pamiętaj, żeby od małego uczyć go grać, bo na pewno będzie tak zdolny no i przystojny jak ty. 
    - Proszę cię, powiedź mi, dlaczego znów się w to pakujesz. Przeze mnie?
    - Nie przez ciebie.
    - Więc dlaczego? – nie dawałem za wygraną.
    - A któż to wie? Chętnie bym z tobą porozmawiała, ale Adi mnie woła. Do zobaczenia, Jerry – powiedziała i przyłożyła wargi do mojego policzka. Odrywając je, delikatnie musnęła moją skórę językiem i zniknęła razem ze swoim facetem. 
    Wziąłem kolejny kieliszek i poszedłem w stronę małego pokoiku. Usiadłem w fotelu i przypomniałem sobie dotyk jej ust. Ile ja bym dał, by móc mieć ją teraz całą dla siebie. By jeszcze raz dotknąć jej ciała...
    - A co ty tak siedzisz tu sam? – zapytała Johanna, wchodząc do pomieszczenia i zamykając drzwi.
    - Myślę – odpowiedziałem
    - O czym?
    - O niczym.
    - Czyli się nudzisz. Jeśli chcesz, mogę coś na to zaradzić. – Zbliżyła się do mnie i złożyła pocałunek na mojej skroni. Nawet się nie broniłem. - Poczekaj sekundę. - Odsunęła się ode mnie i zsunęła koronkowe stringi spod czarnej mini. Usiadła na mnie i zaczęliśmy się całować. Rozpiąłem rozporek, Johanna nałożyła mi gumkę i dłonią pomogła mi w siebie wejść. Trzymałem dłonie na jej udach, które unosiły się i opadały. 
    Zamknąłem oczy i wyobrażałem sobie, że teraz zamiast w niej jestem w Mary. 
    Moje usta przyległy do jej szyi, a ona zaczęła wydobywać z siebie ciche jęki. 
    Przyspieszyła i wygięła się do tyłu. Wtedy też cichy jęk zamienił się w głośny krzyk. 
    - Boski jesteś.
    - Wiem – odpowiedziałem i wstałem z miejsca, doprowadzając się do porządku.
    - Gdybyś chciał to powtórzyć, to zadzwoń – powiedziała i pocałowała mnie na pożegnanie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz