Marion:
- Jared, bo się spóźnimy – powiedziałam, zapinając pasy.
- Chwila, tylko coś sprawdzę. – Zamiast ruszać, wpatrywał się w ekran swojego ulubionego gadżetu.
- Wiesz co? Czasami mam wrażenie, że kochasz BlackBerry bardziej niż mnie.
- Jak możesz tak mówić? – zapytał słodkim tonem i pocałował mnie w usta, po czym odpalił silnik...
Przed gabinetem była jeszcze spora kolejka.
- Widzisz, a tak mnie poganiałaś – powiedział Jay, rozsiadając się wygodnie na krześle.
- Chyba pomyliłam godziny.
- Nie, to pani doktor ma lekkie opóźnienie – usłyszałam od kobiety siedzącej obok. – Który to miesiąc?
- Piąty – odpowiedziałam, kładąc dłoń na brzuchu. – Dzisiaj poznamy płeć.
- To będzie chłopczyk – wtrącił się Jay.
- Mówi tak już od dwóch miesięcy – zwróciłam się do kobiety.
- Mój mąż też tak mówił, gdy byłam pierwszy raz w ciąży.
- I co, miał rację? – spytałam
- Mamy dwie córki – odpowiedziała, a Jaredowi od razu zrzedła mina.
- Nie cieszyłbyś się z dziewczynki? – zapytałam, gdy moja rozmówczyni weszła na badanie.
- Pewnie, że bym się cieszył, ale z synem mógłbym oglądać mecze, bawić się samochodzikami, przekazywać mu wiedzę na temat kobiet.
- O nie, nie zrobisz z mojego syna podrywacza – oznajmiłam.
- Jeśli będzie podobny do mnie, nie opędzi się od dziewczyn.
- Tak, ty i twoja skromność – powiedziałam, szturchając go i opierając głowę o jego ramie.
- Pani Cole, teraz pani – odezwała się asystentka pani Maxwell i razem z Jayem weszliśmy do gabinetu.
- Witaj, Marion, przygotuj się do badania. A pan jest pewnie ojcem dziecka – zwróciła się do Jareda.
- Tak – odpowiedział, delikatnie się uśmiechając.
Kiedy byłam już gotowa, ułożyłam się na fotelu, a mama Alice posmarowała mi brzuch chłodnym żelem i rozpoczęła badanie. Jared siedział obok i z ciekawością patrzył się w ekran.
- Chłopczyk – powiedziała, uśmiechając się.
- Wiedziałem! – niemalże krzyknął podekscytowany Jay. – Muszę zadzwonić. – Szybko wyszedł na korytarz.
- Większość tak reaguje. Możesz już się ubrać.
- Przepraszam, ale musiałem zadzwonić do brata – wytłumaczył się Leto i usiadł z powrotem.
Pani doktor udzieliła nam kilku porad i wróciliśmy do samochodu. Jay wyjechał z parkingu i skręcił w prawo.
- Nie pomyliłeś czasami kierunków? – zapytałam.
- Teraz jedziemy na zakupy – odpowiedział i zatrzymał się przy sklepie o uroczej nazwie Little Baby.
Weszliśmy do środka i zaczęliśmy szukać jakiegoś ładnego łóżeczka. Jared przy okazji zaopatrzył nas w niebieską tapetę z punkowymi misiami.
- Niech od małego wie, co dobre – wytłumaczył swój wybór Jay. Oprócz tapety i łóżka kupiliśmy również fotelik do samochodu i dwie pary malutkich śpioszków. Wiedziałam, że był jeszcze jest na to czas, ale nie mogłam się powstrzymać.
Kiedy byliśmy już w domu, Jared otworzył pokój, do którego nigdy nie zaglądałam. Stało w nim pełno instrumentów, które nie nadawały się już do użytku.
- Szkoda mi było ich wyrzucać – odezwał się, ścierając kurz z gitary, która nie miała połowy gryfu i okazała się być jego pierwszą. – Ale teraz będę musiał gdzieś je przenieść.
- Nie lepiej wyrzucić?
- Mam do nich zbyt duży sentyment.
- To widzę bardzo sentymentalny jesteś.
- Trochę tak.
Niby cały czas był radosny, ale widziałam, że jest nieco inny niż kilka miesięcy temu. Przygaszony, momentami jakby nieobecny.
- Wieczorem przeniosę je do garażu, a później się pomyśli.
- Jest ktoś? – usłyszeliśmy i wyszliśmy na korytarz. Do domu właśnie wszedł Shannon z mamą i swoją narzeczoną. Byłam nieco zakłopotana, gdyż było to moje pierwsze spotkanie z mamą Jareda. Od razu wydała mi się bardzo miłą osobą. - Nadal nie mogę uwierzyć, że mój mały braciszek zostanie ojcem – rzucił Shann, dotykając mojego brzucha.
- Mały? Większy od ciebie. – Jared udał urażonego.
- Może i wzrostem, ale jeśli chodzi o niższe partie...
- Shannon! – przerwała mu Constance. – Zachowuj się!
- To on zaczął!
- Jak dzieci... – rzuciła pod nosem. – A to zapewne moja przyszła synowa – powiedziała, podchodząc do mnie. Jared, gdy tylko to usłyszał, dosłownie zdębiał. – No co, chyba zamierzacie się pobrać? – zwróciła się do niego.
- Nie myśleliśmy o tym – odpowiedział, nadal będąc w szoku.
- Nie wiem, na co wy czekacie. Jared, powinieneś skorzystać z okazji, że w końcu chce być z tobą taka ładna i przede wszystkim normalna dziewczyna.
Po tonie jej głosu wywnioskowałam, że nie lubiła żadnej z poprzednich dziewczyn Jaya.
- Nie będziemy tak tu stać, chodźmy do salonu - odezwał się starszy Leto, widząc lekkie zirytowanie swojego brata.
- To ja zrobię coś do picia.
- Ja ci pomogę – odezwała się mama chłopaków i weszła ze mną do kuchni. – Mam nadzieję, że przy tobie i dziecku Jared wreszcie się ustatkuje.
- Ja też – odpowiedziałam, uśmiechając się do niej.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mój syn w końcu rozstał się z Mary.
- Myślałam, że pani się z nią dogadała.
- Niby tak, ale jednak lubię ją bardziej, kiedy trzyma się z daleka od mojego syna. Poza tym, jaka pani, mów mi po imieniu, w końcu jesteś matką mojego wnuka.
Kiedy herbaty były gotowe, wróciłyśmy do salonu.
- Jak zamierzacie mu dać na imię? – zapytała Cassie.
- Nawet o tym nie myśleliśmy – powiedziałam, patrząc na Jaya, który znów bujał gdzieś w obłokach.
- Ja skromnie proponuję Shannon – odezwał się brat mojego chłopaka. – Poza tym ciesz się, że to nie dziewczynka, bo Jared nazwałby ją Blackberry.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem i dopiero wtedy Jared ‘wrócił do żywych’.
- Dobrze się czujesz? – zapytałam.
- Tak, przepraszam, zamyśliłem się.
- Młody, wiesz, że dostaliśmy zaproszenie na jutrzejszy pokaz?
- Nie – odpowiedział, biorąc do ręki kubek.
- To teraz już wiesz.
- A o której?
- O ósmej.
- Czyja to w ogóle będzie kolekcja? – spytał Jay, jakby od niechcenia.
- Haze’a.
- A, tego świra. Lauren kiedyś dla niego pracowała, mówiła, że facet zabraniał jej dosłownie wszystkiego. Palenia, jedzenia słodyczy, a jak coś poszło nie tak na pokazie, to wpadał w histerię i wyzywał ją i innych od najgorszych.
- A wiecie, kto robił za modelkę podczas sesji promującej jego najnowszą kolekcję? – odezwała się Cassie.
- Nie – odpowiedzieli równocześnie.
- Mary.
- Jaka Mary? – zapytał Shannon.
- No jak to jaka? King.
- Moja Mary?! – zapytał zdziwiony Jared.
W pokoju zrobiło się cicho i wszyscy spojrzeli na niego karcącym wzrokiem. Nie powiem, to co właśnie powiedział, nie było dla mnie zbyt miłe.
– O Jezu, nie patrzcie tak na mnie. Marion, przepraszam, powiedziałem to z przyzwyczajenia – wytłumaczył się i objął mnie ramieniem. – Wybacz jeśli sprawiłem ci tym przykrość.
***
Goście wyszli, a ja zabrałam się za mycie naczyń.
- Pomogę ci – usłyszałam i zobaczyłam obok siebie Jaya.
- Nie trzeba, już kończę. – Wyjęłam ze zlewu ostatnią szklankę i postawiłam ją na suszarce. – Tęsknisz za nią?
- Za kim?
- Jared, dobrze wiesz, o kogo mi chodzi.
- Tak – odpowiedział, wbijając wzrok w podłogę.
- Wiem, że bardzo ją kochałeś i pewnie nadal kochasz, więc nie oczekuję, że nagle stanę się dla ciebie kimś bardzo wyjątkowym.
- Jesteś dla mnie kimś bardzo wyjątkowym. Jesteś matką mojego dziecka.
- I na tym się kończy moja wyjątkowość – powiedziałam, czując zbliżające się łzy.
- Nie mów tak – odpowiedział i przeniósł wzrok z kafelek na mnie.
- Kiedy taka jest prawda. Dobrze wiem, że mnie nie kochasz, ale żyję nadzieją, że może któregoś dnia to się zmieni.
Nie odpowiedział nic, tylko mnie do siebie przytulił. Będąc w jego ramionach, czułam się bezpieczna i szczęśliwa.
Jared:
Leżałem na łóżku, wpatrywałem się w śpiącą Marion i myślałem o tym, co mi dziś powiedziała. Jeszcze wczoraj byłem pewien, że to, co do niej czuję, to jednak miłość, ale wystarczyło, że Cassie wspomniała o Mary i od razu Marion zeszła na drugi plan.
Wstałem z łóżka i podszedłem do biurka, wyciągając z niego płytę, którą włożyłem do odtwarzacza stojącego w salonie. Wcisnąłem play i zacząłem wsłuchiwać się w Mary śpiewającą razem ze mną The Fantasy.
To miał być prezent dla małej Emily, która za sprawą Mary stała się fanką mojego zespołu. Słuchałem owych nagrań i nie potrafiłem powstrzymać łez.
***
- Jared, czy ty zawsze musisz siedzieć tyle w łazience? – usłyszałem marudzenie brata przerywane waleniem w drzwi.
- Jedziemy na pokaz mody, muszę dobrze wyglądać – odpowiedziałem, poprawiając włosy.
- Ty zawsze dobrze wyglądasz – odezwała się Marion.
- No właśnie – wtórował jej Shann.
- Już wychodzę. - Mówiąc to, nacisnąłem klamkę.
- Wow – powiedziała Marion, mierząc mnie wzrokiem. – Nawet się ogoliłeś.
- W końcu wychodzę do ludzi – odpowiedziałem, poprawiając bratu odstający kołnierzyk. - Będziemy za jakieś dwie, trzy godziny – zwróciłem się do swojej dziewczyny i pocałowałem ją delikatnie w usta, oczekując dreszczu, którego jednak nie poczułem.
- Liczysz na to, że spotkasz Mary? – rzucił mój brat, gdy tylko wyjechaliśmy z podwórka. Zaprzeczyłem. – Marion możesz oszukać, ale mnie nie. Znam cię od trzydziestu dziewięciu lat i dobrze wiem, kiedy kłamiesz.
- Dobra, masz mnie. Liczę na to i pragnę tego bardziej niż czegokolwiek innego.
- Tak myślałem. A poza tym, czy ty w ogóle coś czujesz do Marion, czy jesteś z nią tylko po to, żeby nie wyjść na dupka?
- Nie wiem.
- Jak zwykle nie wiesz, a to przecież proste pytanie. Kochasz ją czy nie?
- Chciałbym ją kochać i to bardzo, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafię.
- A jeszcze pół roku temu twierdziłeś, że jest inaczej.
- Bo jeszcze pół roku temu miałem wybór, teraz już go nie mam.
- Chyba nigdy cię nie zrozumiem. Czasami mam wrażenie, że ciebie to w szpitalu podmienili i tak naprawdę nie jesteśmy wcale spokrewnieni.
- Chciałbym...
***
- Słyszałem i gratuluję – usłyszałem, gdy tylko wszedłem do lokalu.
- Dzięki, Vic - rzuciłem, próbując uwolnić się z jego uścisku.
- Skończą się całonocne imprezy. Będzie mi ciebie brakowało.
- Stary, przecież nie będę siedział przy dziecku dwadzieścia cztery godziny na dobę – uspokoiłem go.
- Jasne. Colin też tak mówił i co? Przez rok się u mnie nie pokazywał. A właśnie, widzisz, dobrze, że jesteście tu całą rodzinką. Mam dla was robotę – rzucił, gdy przyuważył Shannona. Poprosiłem brata, żeby do nas podszedł.
- No co jest? – zapytał, przerywając rozmowę z jakąś modelką.
- Vic ma dla nas robotę.
- Jaką?
- Kumpel organizuje córce sweet sixteen. Mała jest waszą fanką, więc chciałaby, żebyście zagrali taki prywatny koncercik.
- Nie gramy prywatnych koncertów – odpowiedziałem.
- Facet jest naprawdę dziany i zapłaci każdą sumę.
- Tu nie chodzi o pieniądze – zaczął Shann, ale mu przerwałem.
- Sześćdziesiąt tysięcy. Na głowę.
- Wow, cenisz się Leto.
- Biznes is biznes – powiedziałem, puszczając mu oczko.
- Czekaj, zadzwonię do niego. – Odszedł na bok i wrócił po trzech minutach. – Stoi.
- Miejsce i czas?
- Nowy Jork za dwa miesiące. Prosi, żebyście spędzili z nią trochę czasu. Wiecie, rozmowa i te sprawy.
- I co jeszcze, może mam ją przelecieć?
- W sumie lubisz szesnastki, więc...
Już miałem uderzyć swojego brata, gdy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
- Hej – usłyszałem i odwróciłem się.
- Cześć, Johanna - odpowiedziałem i z grzeczności objąłem ją na przywitanie.
- Cieszę się, że znów cię widzę.
- Ja też – odpowiedziałem, tak naprawdę myśląc o tym, żeby sobie już poszła.
- Ostatnio na imprezie nie byłeś zbyt zadowolony z mojego towarzystwa.
- Byłem zmęczony – rzuciłem, szukając wzrokiem kogoś znajomego.
- Mam nadzieję, że dzisiaj nie jesteś. Jakby co, będę w LA jeszcze przez dwa dni – wyszeptała mi do ucha, ocierając dłonią o okolicę mojego rozporka.
- Będę pamiętał – powiedziałem na odczepnego i zająłem miejsce obok Shannona i Victora. Pokaz właśnie się zaczął. Najpierw modelki prezentowały ciuchy jakiegoś brytyjskiego projektanta, a następnie Haze’a. Oczywiście bardziej niż na ubraniach byliśmy skupieni na ciałach modelek.
- Ta jest niezła – rzucił Vic.
- Może gdyby miała większy biust – odpowiedział mu Shann. – A ty co myślisz, Jay?
- Worek na łeb i jedziesz – rzuciłem, rozbawiając swoich towarzyszy i obce osoby siedzące niedaleko nas.
Na wybiegu pojawił się właśnie autor kolekcji i zaczął coś mówić. Nie słuchałem go, bo byłem zbyt zajęty Twitterem.
Kiedy pokaz się skończył, przyszedł czas na moją ulubioną część czyli afterparty. Stałem z kieliszkiem szampana w ręku i rozmawiałem ze starym znajomym Jackiem. Wtedy też podszedł do nas Haze. Jack nas sobie przedstawił i zaczął zachwalać jego kolekcję, szczególnie tą powstałą trzy tygodnie temu.
- Miałem świetną inspirację. O wilku mowa – powiedział i objął ramieniem stojącą tyłem kobietę w czarnym golfie i obcisłych jeansach. – Pozwólcie, że wam przedstawię, to moja piękna dziewczyna Mary.
Serce zaczęło walić mi jak szalone. Uścisnęła dłoń Jacka, który właśnie się jej przedstawił.
- Cześć, Jared – odwróciła się w moją stronę obejmując mnie ramieniem.
- Znacie się? – zapytał zaskoczony naszym powitaniem nowy chłopak mojej byłej dziewczyny.
- Tak. Spotykaliśmy się jakiś czas temu – powiedziała z podejrzanym uśmieszkiem.
Adrian i mój kumpel zaczęli rozmawiać na tematy zawodowe, a ja przyglądałem się Mary, która była aż nazbyt rozweselona.
- Mogę cię prosić na sekundkę? – zapytałem, dotykając jej ramienia.
- Oczywiście – odpowiedziała i poszła za mną.
- Spójrz na mnie.
- Patrzę i co?
- Brałaś coś?
- Ja? Nie, skąd w ogóle przyszło ci to do głowy? – mówiła nadzwyczaj szybko.
- Amfa.
- Ty mi lepiej powiedź, jak tam Marion? Kiedy będzie rodzić?
- Za cztery miesiące. – Byłem wściekły. Czułem, że zaczęła brać przeze mnie.
- Piąty miesiąc, czyli już pewnie znacie płeć. Chłopczyk czy dziewczynka?
- Chłopczyk. Mary, dlaczego znów to robisz?
- Będziesz miał synka, gratuluję. Pamiętaj, żeby od małego uczyć go grać, bo na pewno będzie tak zdolny no i przystojny jak ty.
- Proszę cię, powiedź mi, dlaczego znów się w to pakujesz. Przeze mnie?
- Nie przez ciebie.
- Więc dlaczego? – nie dawałem za wygraną.
- A któż to wie? Chętnie bym z tobą porozmawiała, ale Adi mnie woła. Do zobaczenia, Jerry – powiedziała i przyłożyła wargi do mojego policzka. Odrywając je, delikatnie musnęła moją skórę językiem i zniknęła razem ze swoim facetem.
Wziąłem kolejny kieliszek i poszedłem w stronę małego pokoiku. Usiadłem w fotelu i przypomniałem sobie dotyk jej ust. Ile ja bym dał, by móc mieć ją teraz całą dla siebie. By jeszcze raz dotknąć jej ciała...
- A co ty tak siedzisz tu sam? – zapytała Johanna, wchodząc do pomieszczenia i zamykając drzwi.
- Myślę – odpowiedziałem
- O czym?
- O niczym.
- Czyli się nudzisz. Jeśli chcesz, mogę coś na to zaradzić. – Zbliżyła się do mnie i złożyła pocałunek na mojej skroni. Nawet się nie broniłem. - Poczekaj sekundę. - Odsunęła się ode mnie i zsunęła koronkowe stringi spod czarnej mini. Usiadła na mnie i zaczęliśmy się całować. Rozpiąłem rozporek, Johanna nałożyła mi gumkę i dłonią pomogła mi w siebie wejść. Trzymałem dłonie na jej udach, które unosiły się i opadały.
Zamknąłem oczy i wyobrażałem sobie, że teraz zamiast w niej jestem w Mary.
Moje usta przyległy do jej szyi, a ona zaczęła wydobywać z siebie ciche jęki.
Przyspieszyła i wygięła się do tyłu. Wtedy też cichy jęk zamienił się w głośny krzyk.
- Boski jesteś.
- Wiem – odpowiedziałem i wstałem z miejsca, doprowadzając się do porządku.
- Gdybyś chciał to powtórzyć, to zadzwoń – powiedziała i pocałowała mnie na pożegnanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz