czwartek, 26 listopada 2020

034. W razie gdybyś sobie nie radziła

 Jared: 

    Minął miesiąc, odkąd po raz ostatni widziałem Mary. Po jej spojrzeniu i tonie wiedziałem, że mówiła poważnie i definitywnie zakończyła nasz związek. 
    Owe dni spędziłem w samotności, zastanawiając się nad sytuacją, w której się znalazłem i zdecydowałem, że muszę wziąć na siebie odpowiedzialność za swoje czyny. Dlatego też zamierzałem porozmawiać z Marion, do której właśnie się wybierałem.
    Drzwi otworzył mi Harry, jednak tym razem nie był dla mnie tak miły jak zawsze. Rzucił mi chłodne cześć i wpuścił do środka.
    - Marion jest u siebie? – zapytałem.
    - Tak. Zanim tam pójdziesz: jeśli nie zamierzasz pomóc jej w wychowaniu dziecka, to lepiej zniknij z jej życia.
    - Aż za takiego skurwiela mnie uważasz? – rzuciłem i wszedłem na schody, po czym przekroczyłem próg pokoju Marion. - Jak się czujesz? – zapytałem, siadając obok niej.
    - Dobrze. Nareszcie przeszły mi mdłości, ale teraz jem więcej niż Harry.
    - Niemożliwe – odpowiedziałem, uśmiechając się.
    - Pokażę ci coś – powiedziała, wstając z łóżka i podeszła do biurka, z którego szuflady wyciągnęła białą kopertę.
    - Co to jest? 
    - Pierwsze zdjęcie naszego dziecka – usłyszałem, po czym wyjąłem z koperty zdjęcie USG, na którym mało co widziałem. - Tu jest główka. – Wskazała mi palcem.
    - To jest głowa? – zapytałem zszokowany. – Nie wygląda. 
    - Poczekaj jeszcze jakiś czas. Chcesz jedno?
    - Jasne. Pochwalę się bratu. 
    Na jej twarzy pojawił się niezwykły uśmiech. Zastanawiałem się, co ją tak ucieszyło w zdaniu, które wypowiedziałem.
    - Powiedziałeś ‘pochwalę się’, czyli jednak to dziecko coś dla ciebie znaczy.
    - Oczywiście, że znaczy. Przecież to mniejsza wersja mnie. 
    Marion się zaśmiała. 
    - Powiedziałem coś śmiesznego?
    - Nie, po prostu mówisz to w taki uroczy sposób, że nie mogłam się powstrzymać.
    - No bo przecież jakby nie patrzeć, to będzie to taki mały Jared.
    - Albo mała Marion – dodała. – Już powoli zaczyna się powiększać – powiedziała, dotykając swojego brzucha. – Nie mogę się doczekać, kiedy już będzie widoczny.
    - Ja też – odpowiedziałem, kładąc dłoń na jej brzuchu. – Nie wiem dlaczego, ale zawsze rozczulał mnie widok kobiet w ciąży. 
    - Brzuszki są urocze tylko gorzej, gdy zostają takie po porodzie.
    - Założę się, że szybko wrócisz do swojej figury.
    - Oby.
    - Tak w ogóle to przyszedłem tutaj coś ci zaproponować.
    - Od razu mówię, że nie chcę twoich pieniędzy. Nie musisz się bać, nie polecę z tym do mediów.
    - Nie o to mi chodziło – przerwałem jej. – Miałem okazję zastanowić się nad tym wszystkim i chcę zapewnić naszemu dziecku normalny dom i rodzinę, dlatego chcę, żebyś u mnie zamieszkała.
    - Jared, naprawdę nie musisz na siłę się za mną wiązać.
    - Nie robię tego na siłę – powiedziałem. – Po tamtej nocy u ciebie zrozumiałem , że nie jesteś mi obojętna. Poszedłem nawet do Shannona pytać się, co mam robić, ale on kazał mi słuchać swojego serca.
    - A ono wybrało Mary – wtrąciła się. – A teraz jesteś tu u mnie, bo ona od ciebie odeszła. Kocham cię, ale nie chcę być twoją nagrodą pocieszenia. 
    - Nawet przez sekundę tak o tobie nie pomyślałem. Wręcz przeciwnie. Nie wyszło mi z Mary, co świadczy o tym, że moja decyzja była błędna i  że to jednak ty jesteś mi przeznaczona.  – Położyłem dłonie na jej twarzy.
    - Chciałabym w to wierzyć, ale wiem, że mówisz tak tylko ze względu na dziecko, które w sobie noszę.
    - Nieprawda. Chcę po raz pierwszy w życiu zachować się jak odpowiedzialny mężczyzna. Gdybym nic do ciebie nie czuł, po prostu płaciłbym alimenta i raz w tygodniu udawał dobrego tatusia i nawet bym nie proponował wspólnego mieszkania.  
    Spojrzała na mnie już zupełnie innym wzrokiem. 
    – Nadal mi nie wierzysz?
    - Wierzę – odpowiedziała przez łzy.
    - Czyli się zgadzasz?
    - Tak. 
    Może i nie kochałem jej aż tak bardzo jak Mary, ale darzyłem ją uczuciem, które sprawiało, że chciałem z nią być.
    - Pakuj swoje rzeczy i jedziemy do mnie. 
    - Teraz? – zapytała zaskoczona.
    - A na co mamy czekać? Pomogę ci. 
    Marion wyjęła z szafy sporą walizkę, w którą zaczęliśmy wkładać jej ciuchy. 
    – Ładny – rzuciłem, biorąc do ręki czarny, koronkowy stanik. – Pewnie bardzo seksownie w nim wyglądasz.
    - Już jest za mały. 
    Zrobiłem tylko wielkie oczy, bo jego rozmiar był całkiem spory, a skoro jest na nią za mały, to jej biust musiał być teraz naprawdę duży. Nie mogłem tego stwierdzić, gdyż miała na sobie luźną bluzę.
    - Jeden z plusów ciąży: większy biust bez silikonów. Gdyby jeszcze tak nie bolał – powiedziała, lekko wykrzywiając twarz.
    - Coś za coś – odpowiedziałem, uśmiechając się.
    Zeszliśmy na dół i od razu podeszli do nas jej współlokatorzy. 
    - Przeprowadzam się do Jareda – powiedziała Marion, żegnając się z przyjaciółmi.
    - Możecie nas odwiedzać kiedy tylko będziecie mieli na to ochotę – rzuciłem, z powrotem podnosząc walizkę.
    - Jednak porządny z ciebie facet - oznajmił Harry, gdy złączyliśmy się w przyjacielskim uścisku.
    - Dbaj o nią – dodała Alice, poklepując mnie po ramieniu.
    Wsadziłem walizkę do bagażnika i wsiadłem do samochodu.
    - Mam wolny pokój, kupię niebieską farbę i urządzę tam najzajebistszy dziecięcy pokoik.
    - Niebieską? A jak to będzie dziewczynka? – zapytała Marion.
    - To na pewno będzie chłopczyk – odpowiedziałem.
    - A skąd ta pewność?
    - Czuję to. 
    Chciałem mieć syna. Zawsze gdy z Mary planowaliśmy swoją przyszłość, mieliśmy dwójkę dzieci - syna i córkę. Syn był oczywiście starszy i opiekował się swoją małą siostrzyczką. 
    Cholera, i znowu ta pieprzona Mary. 
    Ona cię nie chce, frajerze, przyjmij to wreszcie do wiadomości i ułóż sobie życie z kobietą, która cię kocha i za kilka miesięcy urodzi ci dziecko.





***




    - Dosyć tego dobrego, trzeba wymyślić coś dla mediów – powiedziała Emma, gdy tylko przyjechała do mnie na drugi dzień rano.
    - A może tak ‘cześć, jak się czujesz?’, a nie tak od razu praca i praca? – rzuciłem, zamykając za nią drzwi.
    - Jared, nie ma czasu na głupoty, bo już zaczynają się plotki.
    - Powiemy, że Marion to moja kuzynka, która u mnie mieszka, bo rozstała się z facetem. - Zaraz, wróć. Jeśli to powiem, Marion znów pomyśli, że jestem z nią tylko ze względu na dziecko. – Nie. Głupi pomysł. Powiemy prawdę.
    - Że zdradziłeś z nią swoją dziewczynę?
    - Nie no, to pominiemy. Mary to była jedynie przykrywka dla mojego związku z Marion i tyle.
    - Jak ty wszystko komplikujesz. Mówię ci, Leto, sam się kiedyś w tym wszystkim pogubisz.
    - Możliwe – odpowiedziałem, otwierając puszkę Coli. – Ale czymże by było życie bez sekretów?  






Mary:

    W Nowym Jorku byłam już od miesiąca. Jak się okazało, sesja wyszła tak dobrze, że zdecydowaliśmy się na następne, za co Adrian zapłacił mi sporo pieniędzy, za które wynajęłam mieszkanie. Co prawda kawalerkę, ale lepsze to niż życie na czyimś utrzymaniu, czy spanie na ulicy. Poza tym mogłam bardzo często widywać się z Emily, co zrekompensowało mi utratę dziecka i trudności z poczęciem następnego. 
    Przerwałam terapię, w końcu i tak rozstałam się z Jaredem, więc po co miałabym ją kontynuować? Wróciłam też do palenia, ale robiłam to dyskretnie, bo Adrian, jako mój chwilowy pracodawca, zabronił mi palić.
    - Będę u ciebie za pięć minut z sukienką – usłyszałam, gdy odebrałam telefon. 
    Szybko zaczęłam wietrzyć mieszkanie, by pozbyć się z niego dymu. Włożyłam do ust gumę, spryskałam się perfumami i intensywnie wyszorowałam dłonie zapachowym mydłem, żeby Haze nie zorientował się, że złamałam zakaz. 
    - Powinna być dobra – powiedział, wchodząc do środka i podał mi paczkę. Otworzyłam ją i wyciągnęłam długą, czarną suknię ze sporym dekoltem i odkrytymi plecami. - Do tego masz szal. – Wręczył mi złoty materiał. – Będziesz wyglądać olśniewająco. Zaraz będzie tu moja znajoma, która zajmie się twoją fryzurą i makijażem. 
    Byłam zaskoczona, ale w końcu wybieraliśmy się na przyjęcie, na którym będą najwięksi przedstawiciele świata mody. 
    – Jeśli dobrze pójdzie, moja najnowsza kolekcja będzie sprzedawana również w Europie.  
    Adrian był tym podekscytowany niczym nastolatek swoim pierwszym razem. 
    - Będzie dobrze. – Uśmiechnęłam się
    - Mam nadzieję. Cindy powinna być tu za jakieś pięć, dziesięć minut. Przyjadę po ciebie przed ósmą. – Pocałował mnie w policzek i wyszedł. Ja czekałam na przyjazd kobiety, która miała zrobić mnie na bóstwo.
 





***




    - Proponuję nakręcić włosy i zrobić z nich koka – rzuciła Cindy, przeczesując moje włosy palcami.
    - Jak uważasz. Ty znasz się na tym lepiej ode mnie.
    - Czyli kok – odpowiedziała, podchodząc do swojej metalowej skrzyneczki. Wyciągnęła z niej lokówkę i zabrała się do pracy. 
    Patrząc w lustro zauważyłam, że patrzy na mój kark, na którym kilka miesięcy temu George wytatuował mi inicjały Jareda.
    - Ja kiedyś wytatuowałam sobie imię swojego chłopaka. Po roku się rozstaliśmy i musiałam usuwać. Ból był niemiłosierny.
    - Ja nie zamierzam usuwać swojego – odpowiedziałam. – Nie ze względu na ból, ale na to, że jest on częścią mojej przeszłości i jakby nie patrzeć, przypomina o dobrych chwilach. 
    Cindy, gdy tylko skończyła mnie czesać, zabrała się za makijaż.
    - Palenie nie służy skórze – powiedziała, nakładając mi podkład.
    - Rzuciłam.
    - Oczywiście. Tak samo jak ja – powiedziała poklepując kieszeń, w której miała paczkę fajek. – Cholerstwo ciężko jest rzucić.
    - Jeszcze zależy, z jakiego powodu się rzuca. Ja miałam idealną motywację, ale... A zresztą, nie będę cię zanudzać. 







***




    Równo o siódmej czterdzieści pięć pod mój blok podjechała czarna limuzyna. Wsiadłam do środka, gdzie Adrian poczęstował mnie szampanem. 
    O dwudziestej dwadzieścia pięć zatrzymaliśmy się przed jednym z najpiękniejszych budynków, jakie w życiu widziałam. Przed wejściem rozłożony był czerwony dywan ogrodzony prowizorycznymi barierkami, za którymi stali fotoreporterzy.
    - Cały czas się uśmiechaj – szepnął mi do ucha, gdy tylko wyszliśmy z auta. 
    W środku panował istny przepych. Marmurowe podłogi, kryształowe żyrandole i pełno elegancko ubranych ludzi trzymających w dłoniach kieliszki z najlepszym francuskim szampanem. 
    Prawdę powiedziawszy, czułam się tam świetnie, mimo iż nie przywykłam do takich luksusów.
    - Witaj, Adrianie. – Właśnie podszedł do nas siwy mężczyzna.
    - Witaj – odpowiedział mu Haze i uścisnęli sobie dłonie.
    - Nie przedstawisz mi swojej pięknej towarzyszki? – zapytał facet, patrząc na mnie jakby chciał mnie przelecieć.
    - To jest Mary King, a to Ludwik Melunre.  
    Wyciągnęłam do niego dłoń, a ten musnął ją wargami. 
    – Mary użyczyła mi swojego wizerunku w kampanii reklamowej mojej nowej kolekcji.
    - Tak, wiem, widziałem zdjęcia i muszę powiedzieć, że byłem zachwycony, bo w końcu ktoś zdecydował się reklamować swoje ciuchy prawdziwą kobietą. Jeśli jesteś zainteresowany wypuszczeniem tej linii w Europie, to jestem otwarty na wszelkie propozycje. 
    Powoli zaczynała nudzić mnie ta rozmowa, więc oddaliłam się od swojego towarzysza i podeszłam do stolika z przekąskami, które bardziej przypomniały dzieła sztuki niż jedzenie. Wzięłam do ręki koreczek serowy i zaczęłam się rozglądać za kelnerem noszącym tacę z szampanem. Kiedy go wypatrzyłam, od razu zaopatrzyłam się w dwa kieliszki. 
    Adrian cały czas rozmawiał z coraz to innymi ludźmi o interesach, a mi najzwyczajniej w świecie zaczęło się nudzić. 
    Nie mając nic ciekawszego do roboty, przyglądałam się strojom obecnych tu kobiet i co jakiś czas musiałam powstrzymywać śmiech. 
    - Udało się! - usłyszałam i zobaczyłam koło siebie Adriana. – Moja kolekcja trafi do Europy!
    - Gratuluję – odpowiedziałam. – Skoro już to załatwiłeś, to możemy już wracać, bo strasznie mi się nudzi?
    - Prawdę powiedziawszy, też nie lubię branżówek – powiedział i wyszliśmy z budynku, pod którym nie wiadomo skąd pojawiła się limuzyna.
    - Zawdzięczam to w duże mierze tobie – rzucił Haze, gdy już siedzieliśmy w środku.
    - Mi?
    - Tak, Mary, tobie. Ludwik był tobą dosłownie zachwycony. Marcus Webb chce sprzedawać tę kolekcję w swoim największym butiku w LA pod warunkiem, że na organizowany przez niego pokaz przyjadę z tobą. Wgląda na to, że podbiłaś serca ludzi świata mody.
    Byłam w szoku. Przecież byłam na to za stara. 
    – Dziękuję, że wtedy się zgodziłaś - usłyszałam, po czym poczułam jego wargi na swoich. 
Z początku delikatny całus zamienił się w namiętny pocałunek, a dłonie Adriana wsunęły się pod suknię, którą na sobie miałam.

 



***




Dwa miesiące później:

    - Jak to zrezygnowali? Jaja sobie ze mnie robisz?! Pieprzone gnoje! – Adrian w nerwach rzucił słuchawką.
    - Co się stało, kochanie? – zapytałam spokojnym tonem.
    - Włosi zrezygnowali z kontraktu – powiedział, trzymając się za głowę.
    - Przecież to nic takiego... – zaczęłam, jednak mi przerwał.
    - Nic takiego?! Czy ty w ogóle wiesz, co ty mówisz?! To był kontrakt na kilka milionów euro! A myślisz, że utrzymywanie takiego apartamentu jest tanie?! Wydaje ci się, że te wszystkie prezenty, które ci daję, mam za darmo?! Nie mam! Muszę za to wszystko płacić, więc kiedy tracę miliony przestań mi mówić, że to nic takiego! 
    - Przepraszam, nie wiedziałam, że to dla ciebie, aż takie ważne – odpowiedziałam zszokowana taką reakcją. Przecież nigdy wcześniej się tak nie zachowywał.
    - Nie, to ja przepraszam. Nie powinienem był tak reagować, przecież to nie twoja wina – powiedział, obejmując mnie. 
    W tym momencie po domu rozległ się dźwięk dzwonka. 
    - To na pewno Miles. – Adrian otworzył drzwi, za którymi stał pan Miles ze swoim synem.
    - Wchodźcie – zaprosił ich do środka .
    - Dzień dobry – przywitałam staruszka serdecznym uśmiechem.
    - Witaj, kochana – powiedział, całując mnie w policzek. – To mój syn Hugh – dodał, obejmując ramieniem dwudziestolatka.
    - Mary – powiedziałam i wyciągnęłam dłoń w jego stronę. Chłopak był niezwykle przystojny i bardzo przypominał mi Jaya, dlatego też ciężko mi było oderwać od niego wzrok. 
    - Zapraszam do jadalni, Mary przygotowała przepyszny obiad – odezwał się Adrian i goście ruszyli w kierunku wskazanego pomieszczenia. 
    Podczas posiłku usłyszałam mnóstwo komplementów na swój temat, ale zdążyłam już do tego przywyknąć. Na każdym takim spotkaniu słyszałam identyczną gadkę, jednak wiedziałam, że to, co mówili ci wszyscy ludzie, nie było szczere. Większość z nich robiła to tylko dlatego, że byłam dziewczyną Haze’a, a z nim każdy w branży chciał żyć w zgodzie, gdyż był bardzo wpływowym człowiekiem. 
    Miałam już dość całej tej wazeliny, więc wstałam od stołu i pod pretekstem wyjścia do toalety, poszłam zapalić. 
    Kiedy wróciłam, panowie zbierali się już do wyjścia. Obu ich pożegnałam przyjacielskim uściskiem. Zauważyłam, że Adrian nie był w zbyt dobrym nastroju. 
    - Co jest? – spytałam, stając za jego plecami.
    - Jeszcze chwila i dobrałabyś mu się do majtek.
    - Co? – zapytałam zaskoczona.
    - Myślisz, że nie widziałem, jak nie niego patrzyłaś? Nawet Miles to zauważył.
    - A czy zwykłe patrzenie na kogoś to przestępstwo?
    - Zwykłe? Rozbierałaś go wzrokiem. 
    - Śmieszny jesteś – powiedziałam, odsuwając się od niego.
    - Ja jestem śmieszny? – Odwrócił się, łapiąc mnie za rękę. – To ty właśnie okazałaś mi brak szacunku.
    - Adrian, przesadzasz. Nie musisz być, aż tak zazdrosny.
    - Zazdrosny? Nie jestem zazdrosny tylko wkurwiony twoim bezmyślnym zachowaniem! – krzyknął, ściskając mój nadgarstek tak mocno, że w moich oczach pojawiły się łzy, a twarz przeciął grymas bólu. 
    - Puść, to boli – powiedziałam drżącym głosem.
    - Boli?  I dobrze, bo ma boleć. 
    Uścisk stał się silniejszy, a po policzkach spłynęły mi łzy. 
    - Puszczaj, ty idioto – wycedziłam przez zaciśnięte z bólu zęby. 
    - Jak ty mnie nazwałaś? Idioto? Zaraz ci pokażę idiotę! - Mówiąc to, złapał mnie za szyję i przycisnął do ściany. Przerażona z trudem łapałam oddech. – Gdyby nie ja, żyłabyś teraz pod mostem, więc należy mi się trochę szacunku, nie uważasz? Jeszcze jedno takie słowo i przysięgam, że będziesz żebrać na ulicy, zrozumiałaś?! 
    Roztrzęsiona i zapłakana przytaknęłam.  
    – Poza tym prosiłem, żebyś rzuciła te wstrętne papierochy! – Wyciągnął mi z kieszeni paczkę papierosów, cały czas ściskając dłoń na mojej szyi. – I co ja mam z tobą zrobić? Taka duża, a zachowuje się gorzej niż dziecko. – Włożył do ust papierosa, odpalił go i i wypuścił mi dym prosto w twarz. – Może to nauczy cię tego, że palenie jest złe. 
    W tym momencie poczułam okropny ból i wydałam z siebie zduszony krzyk, patrząc jak Haze gasi papierosa na moim ramieniu. 
    Puścił mnie i popchnął na podłogę. 
    - Szykuj się, za pół godziny mamy samolot – rzucił, wchodząc do kuchni. 
    Siedziałam zapłakana, nie mogąc zrozumieć, co w niego wstąpiło.
    - Czy ja mówię do ściany?! – wrzasnął i silnym ruchem złapał mnie za ramię, i pociągnął w stronę łazienki. – Ogarnij się i jedziemy.
    Kiedy zostałam tam sama, spojrzałam w lustro, widząc, że cały makijaż spłynął mi po twarzy razem ze łzami. 
    Ochlapałam się zimną wodą i wyciągnęłam z kieszeni telefon. Weszłam w kontakty, wybrałam numer Jareda i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
    - I po co ja to robię? – powiedziałam sama do siebie i rozłączyłam się jeszcze przed pierwszym sygnałem. 
    Jeszcze raz spojrzałam w lustro i nagle przypomniałam sobie słowa George’a: W razie gdybyś sobie nie radziła. 
    Otworzyłam kosmetyczkę i wyciągnęłam z niej schowaną pod materiałem amfetaminę. Rozsypałam ją na zlewie i uformowałam kreskę.
    - Nie radzę sobie – powiedziałam, zatykając prawą dziurkę, a lewą przejechałam wzdłuż białej ścieżki.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz