czwartek, 26 listopada 2020

033. A o mnie po prostu zapomnij

 Marion:

    Rano, kiedy się ubierałam, zauważyłam coś dziwnego. Stanik, który dwa miesiące temu pasował idealnie, dziś był już za mały. No pięknie, miałam go na sobie tylko raz, ale z drugiej strony cieszyłam się, że nawet w tym wieku biust mi nadal rośnie.
    - Al, zabiję cię. Zjadłaś mi całą paczkę suszonych śliwek! – wrzasnął Harry.
    - Odwal się, nic ci nie ruszałam! – odkrzyknęła mu ze swojego pokoju.
    - To ja zjadłam. Wybacz, odkupię ci – powiedziałam, wchodząc do kuchni.
    - Ty? Przecież nienawidzisz suszonych śliwek. – Spojrzał na mnie tajemniczym wzrokiem. – A może  jesteś w ciąży?
    - Co?! – krzyknęłam, wypluwając na stół kawałek kanapki, który właśnie przeżuwałam. 
    - Tylko pomyśl, te poranne mdłości, jedzenie wcześniej nielubianych rzeczy no i... – Tu spojrzał na mój dekolt. – Zdecydowanie większy biust.
    - Nawet tak nie mów - odpowiedziałam przerażona wizją zostania matką w tak młodym wieku. 
    - O co chodzi? – zapytała Alice.
    - Nasz prywatny bóg seksu sugeruje mi, że mogę być w ciąży. 
    - No chory jesteś – odpowiedziała, klepiąc go w czoło.
    - Wierzcie mi, znam się na tym. Moja siostra też wyjadała mi znienawidzoną przez siebie białą czekoladę. Sześć miesięcy później zostałem wujkiem – rzucił, wychodząc z domu. – Będę wieczorem.
    - A co jeśli on ma rację? – powiedziała już poważnym tonem Al.
    - Niemożliwe. Przecież ja i George za każdym razem się zabezpieczaliśmy, a z nikim później  się nie ko... – Tu urwałam, przypominając sobie nocną wizytę Jareda i pobladłam. 
    - Co ci jest? – doszło do moich uszu. 
    - Pamiętasz, jak ci mówiłam o mojej drugiej nocy z Jayem?
    - No pamiętam.
    - Wszystko potoczyło się tak niespodziewanie, że Jared nie założył gumki. 
    Teraz możliwość ciąży wydała mi się jak najbardziej logiczną rzeczą.
    - No to masz przechlapane. Nie dość, że Leto ma dziewczynę, to jeszcze nie jest typem wzorowego tatusia.
    - Musimy się upewnić – powiedziałam, wstając od stołu. 
    Pojechałyśmy do apteki i kupiłyśmy dwa testy ciążowe, tak dla pewności.  Po powrocie do domu od razu wbiegłam do łazienki i wykonałam wszystko zgodnie z instrukcją. 
    Siedziałam na pralce z zamkniętymi oczami, modląc się o to, by wynik był negatywny. Niestety, kolor paska wyraźnie wskazywał na stan błogosławiony. 
    Ze łzami w oczach chwyciłam drugi test, mając nadzieję, że może ten pierwszy był jakiś trefny, co zdarza się bardzo często, jednak wynik był dokładnie taki sam. 
    Wygląda na to, że noszę w sobie dziecko wokalisty swojego ulubionego zespołu. 
    Powinnam się cieszyć, bo o tym właśnie marzyłam, ale przecież on tak bardzo kochał swoją dziewczynę. Czułam się fatalnie. 
    - Zaraz zadzwonię do mamy. Przyjmie cię bez kolejki – powiedziała Alice, sięgając po telefon. Jej mama była ginekologiem, więc zdecydowałam się na wizytę u niej, by mieć sto procent pewności.





***




    - Gratuluję, kochanie, za siedem miesięcy zostaniesz mamą – powiedziała pani Maxwell, szeroko się uśmiechając. – Za miesiąc przyjdź na badanie kontrolne – dodała, zapisując coś w swoim terminarzu.
    - Dobrze – rzuciłam, wstając z krzesła.
    - Nie cieszysz się?
    - Po prostu nie byłam na to gotowa – odpowiedziałam, wychodząc z gabinetu.
    - Kiedy zamierzasz mu powiedzieć? – zapytała Al, gdy siedziałyśmy w samochodzie. 
    - Nie wiem. - Schowałam twarz w trzęsących się dłoniach.  – Nie wiem. 
    Alice odpaliła silnik.
    - Kiedyś będziesz musiała, bo i tak za dwa miesiące ciąża będzie już widoczna. 
    - Nie musi wiedzieć, że to jego dziecko.
    - Marion, ta sytuacja jest już wystarczająco skomplikowana, po co jeszcze ją pogarszać? Zadzwoń do niego i się z nim umów.
    - Boję się – odpowiedziałam drżącym głosem.
    - Przecież nic ci nie zrobi. 
    - Nie chodzi mi o Jareda tylko o Mary. Nie chcę, żeby przeze mnie znów się rozstali.
    - Może ona to zaakceptuje, przecież nie musisz się z nim wiązać. Może mieć z tobą dziecko, nadal będąc z Mary. Zresztą sama mówiłaś, że jest bardzo tolerancyjna w kwestii jego skoków w bok.
    - Wiesz, przespanie się z kimś, a zapłodnienie, to jednak co innego. 
    - Marion, musisz to zrobić – powiedziała i podała mi do ręki telefon. – Lepiej mieć to za sobą. 
    Wybrałam numer Jaya i przyłożyłam LG do ucha. Trzy sygnały i znów usłyszałam ten nieziemski głos.
    - Tak?
    - Masz może teraz wolną chwilę, chciałabym z tobą porozmawiać?
    - O czym? – zapytał przełykając coś.
    - To nie jest rozmowa na telefon.
    - Teraz jestem w studiu, ale gdzieś za godzinę powinienem być już w domu.
    - W takim razie do zobaczenia za godzinę – powiedziałam i drżącymi dłońmi odłożyłam telefon.
    - Dobrze zrobiłaś. – Alice uśmiechnęła się i skręciła w lewo. 






***




    Stałam przed jego drzwiami, mając wrażenie, że zaraz serce mi wyskoczy z piersi. Zebrałam jednak ostatnie pokłady odwagi i nacisnęłam dzwonek. Otworzyła mi Mary.
    Cześć, słońce - powiedziała, obejmując mnie. – Dawno się nie widziałyśmy. Wchodź, Jared zaraz będzie.
    - To jeszcze go nie ma? 
    - Dzwonił przed chwilą, że się spóźni i prosił, żebyś na niego poczekała. 
    Usiadłyśmy w salonie i Mary poczęstowała mnie ciastem czekoladowym. 
    – Już myślałam, że się na nas obraziłaś. Nie odzywałaś się przez ponad dwa miesiące.
    - Miałam dużo zajęć na uczelni i jakoś tak wyszło. A jak było w Nowym Jorku? – zapytałam, żeby zająć myśli czymś innym.
    - Świetnie. Emily jest cudowna – zachwycała się. – Chcesz zobaczyć jej zdjęcia?
    - Jasne – odpowiedziałam, biorąc do ręki plik fotek. 
    - W tej sukience poszła na szkolny bal i wygrała nagrodę za najlepsze przebranie. Wczoraj z nią rozmawiałam. 
    Kiedy mówiła o swojej córce, wręcz promieniała. 
    – Chciałabym mieć jeszcze jedno dziecko, tym razem z Jaredem. Jestem teraz na specjalnej diecie, rzuciłam palenie i biorę leki, po to, żeby to marzenie się spełniło. 
    Te słowa ugodziły mnie w serce niczym sztylet. Ona tak bardzo pragnęła urodzić Jayowi dziecko. Już wyobrażam sobie jej rozpacz, kiedy dowie się, że zamiast niej, to ja wydam na świat potomka młodszego Leto. 
    - Dobrze się czujesz? – zapytała, przyglądając mi się.
    - Tak, przepraszam, zamyśliłam się. 
    Już miałam wymyślić jakąś bajeczkę, żeby się stamtąd wyrwać, gdy drzwi się otworzyły i do środka wszedł Jared. 
    - Przepraszam za spóźnienie, ale pomagam znajomemu przy płycie – powiedział, całując mnie na przywitanie w policzek, a następnie podszedł do swojej dziewczyny i czule pocałował jej usta.
    - W takim razie nie będę wam przeszkadzać – rzuciła Mary i wstała z kanapy. 
    - Gdzie idziesz? – spytał Jay.
    - Na spacer – odpowiedziała, uwalniając swoją dłoń z jego uścisku. Drzwi się zamknęły, a ja zostałam sama z ojcem swojego jeszcze nienarodzonego dziecka. 

 




Jared:

    - No więc o czym chciałaś porozmawiać? – zapytałem, rozsiadając się wygodnie na kanapie.
    - Nie wiem, jak zacząć, to dosyć delikatna sprawa – powiedziała, bawiąc się bransoletką.
    - Komu mam skopać tyłek? – zapytałem w żartach.
    - Sobie, a właściwie to nam obojgu.
    - A cóż takiego przeskrobaliśmy?
    - Jared, ja… - przerwała, wyraźnie było widać, że targają nią silne emocje. – Ja... – próbowała zacząć po raz kolejny.
    - Spokojnie – powiedziałem, przybliżając się do niej. 
    - Łatwo ci mówić – odpowiedziała, a jej oczy zaszkliły się łzami. To był dla mnie wyraźny sygnał do tego, by zacząć się martwić.
    - Proszę, powiedź, o co chodzi. Ktoś zrobił ci krzywdę? 
    - Nie – odpowiedziała, biorąc głęboki oddech. 
    - W takim razie, o co chodzi? – W tym momencie złapałem jej dłoń.
    - Jestem w ciąży – wydusiła  w końcu z siebie. 
    - To gratuluję, a kto jest ojcem? – zapytałem, dziwiąc się jej zdenerwowaniu, w końcu to piękna rzecz.
    - Ty – powiedziała prawie, że szeptem.
    - Słucham?! 
    - Urodzę twoje dziecko – odpowiedziała i słona kropla spłynęła po jej policzku. 
    - Jak to?!
    - Normalnie.
    - Przecież… Nie no, to jest niemożliwe. Jesteś pewna? – dopytywałem, czując, że zaraz zemdleję.
    - Tak, jestem pewna. Zrobiłam dwa testy i byłam u lekarza. 
    - Ale jakim cudem?
    - A jak myślisz? Chyba nie muszę ci tłumaczyć, skąd biorą się dzieci.
    - Pięknie – rzuciłem, wstając z kanapy. – Ale jesteś pewna, że to moje dziecko? 
    - Z tobą ostatnim byłam w łóżku, poza tym nie zabezpieczyliśmy się.
    - Boże... I co ja teraz powiem Mary? – zapytałem, czując nadchodzące łzy. – Przecież ona tak bardzo… Nie no, błagam cię, powiedź, że to tylko głupi żart. 
    - Chciałabym – powiedziała, stając obok mnie.
    - Mary tak bardzo się stara, żeby móc zajść w ciąże. To ją zabije.
    - Wiem, ale stwierdziłam, że powinieneś wiedzieć. Jak chcesz, nie musimy jej o tym mówić – rzuciła, wyciągając dłoń w moim kierunku.
    - Nie, Marion. –  Odsunąłem się od niej. - Nie mogę jej oszukiwać. Musi się dowiedzieć. 
    - Przepraszam. – Jej głos drżał, a z oczu spływały łzy.
    - Nie przepraszaj, to nie jest twoja wina. Ja też miałem w tym spory udział – powiedziałem, kładąc dłonie na jej twarzy. 
    - Mogłam ci wtedy odmówić, przecież wiedziałam, że jesteś z Mary.
    - A ja mogłem do ciebie nie przychodzić, ale przyszedłem i stało się. Oboje jesteśmy tak samo winni i musimy teraz wziąć odpowiedzialność za to, co się stało. – Na chwilę zamilkłem, po czym znów się odezwałem. – Jedź teraz do domu, ja z nią porozmawiam.
    - Na pewno tego chcesz?
    - Nie, ale nie mam innego wyjścia. Lepiej, żeby dowiedziała się ode mnie. Powiem jej prawdę i będę liczył na to, że mi wybaczy. 
    Marion wyszła, a chwilę później wróciła Mary.
    - Kiedy wracałam z parku zadzwoniła do mnie Lily.
    - I co u niej? – zapytałem, próbując zamaskować zdenerwowanie.
    - Wychodzi za mąż i właśnie wczoraj dowiedziała się, że jest w ciąży. Nadal nie mogę uwierzyć, że moja mała siostrzyczka już niedługo zostanie mamą.
    - No tak, dla mnie też zawsze będzie tą pięcioletnią blondyneczką z kucykami.
    - Nie mogę się doczekać, kiedy to ja będę mogła do niej zadzwonić i powiedzieć, że znów zostanie ciocią. - Mówiąc to, założyła ramiona w okół mojej szyi. 
    Dlaczego ona musi aż tak bardzo mi to utrudniać? 
    - Muszę powiedzieć ci o czymś bardzo ważnym.
    - To może poczekać – odpowiedziała, kładąc moje dłonie na swoich biodrach i całując mnie. 
    - Nie może – powiedziałem, odsuwając jej usta od siebie. – Usiądź. 
    Posłuchała i zajęła miejsce na kanapie.
    - Skoro to takie ważne, to wal śmiało. – Dobry nastrój nadal się jej trzymał i myśl o tym, że miałem go zrujnować, łamała mi serce, ale to było niestety konieczne. 
    - Kiedy byłaś w Nowym Jorku, zrobiłem coś bardzo okropnego.
    - Znowu puknąłeś jakąś fankę?
    - Gorzej – odpowiedziałem.
    - Fana? – W tej chwili się roześmiała.
    - Dlaczego mi to robisz?! – zapytałem, niemalże krzycząc.
    - Spokojnie, przecież tylko zażartowałam.
    - No właśnie, żartujesz sobie, nawet nie wiedząc, ile nerwów kosztuje mnie teraz próba powiedzenia ci, że przespałem się z Marion. 
    - Co?! – zapytała i uśmiech od razu znikł jej z twarzy. – Przespałeś się z Marion?
    - Tak – powiedziałem drżącym głosem. – Ale to jeszcze nie wszystko. 
    - Błagam cię tylko mi nie mów, że ona jest... – Tu przerwała i spojrzała mi w oczy. – A jednak. Będziesz miał z nią dziecko.
    - Nie chciałem, żeby tak wyszło, uwierz mi, że pragnąłem, żebyś to ty została matką mojego pierwszego dziecka.
    - Zamknij się – powiedziała, chowając twarz w dłoniach. 
    - Przepraszam.
    - I ty myślisz, że głupie przepraszam coś tu zmieni?!
    - Nie chciałem, naprawdę.
    - Gówno prawda! – krzyknęła i wstała z miejsca.
    - Mary, proszę cię. 
    Nie wytrzymała napięcia i uderzyła mnie z ogromną siłą w twarz. 
    - Tym razem przesadziłeś. – Weszła do sypialni, a ja za nią. Rzuciła na łóżko torbę i zaczęła pakować do niej swoje rzeczy. 
    - Błagam cię, nie rób tego – rzuciłem, jednak ona nie słuchała i dalej przenosiła ubrania z szafy do torby. – Wynagrodzę ci to, obiecuję. 
    - Żartujesz sobie? Jared, czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji? 
     Nie odpowiedziałem tylko wlepiłem wzrok w podłogę. 
    - Tak myślałam. – Wzięła torbę i ruszyła w stronę wyjścia.
    - Mary, udowodnię ci, że potrafię być odpowiedzialnym mężczyzną, tylko daj mi szansę – mówiłem błagalnym tonem, idąc za nią, wciąż czując silny ból pod lewym okiem.
    - Chcesz mi pokazać, że jesteś odpowiedzialny? – zapytała, odwracając się w moją stronę.
    - Tak 
    - W takim razie zwiąż się z Marion i bądź dobrym ojcem dla waszego dziecka, a o mnie po prostu zapomnij – powiedziała i trzasnęła drzwiami.  






Mary:

    Sama nie wiedziałam, co mnie bardziej bolało: to, że zdradził mnie z osobą, którą uważałam za swoją przyjaciółkę, czy to, że ona da mu to, czego ja nie mogłam dać: dziecko. 
    Nigdy wcześniej nie czułam się tak okropnie. Siedziałam na ławce i biłam się z własnymi myślami  i dopiero gdy zaczęło się ściemniać, przypomniałam sobie, że nie miałam gdzie  przenocować. Nie miałam pieniędzy, więc hotel odpadał, do Marion nie mogłam pójść z oczywistych względów, więc chyba pozostawała mi ławka w parku. Nieraz musiałam spać na ulicy, więc nie było to dla mnie nic nowego. 
    Już miałam się jakoś tu urządzić, gdy przypomniałam sobie o swoim byłym szwagrze. Miałam nadzieję, że się nie przeprowadził. 
    Wstałam i poszłam w kierunku domu George’a.
     - No proszę, proszę, kogo moje piękne oczy widzą – powiedział, gdy tylko mnie zobaczył.
    - Cześć, George. Mam do ciebie prośbę. 
    - Wchodź – zaprosił mnie do środka i zamknął drzwi. 
    Usiadłam na krześle i zapytałam, czy mogę u niego dzisiaj przenocować.
    - Możesz, ale wiesz, kotku, nic za darmo. 
    - Nie mam pieniędzy – odpowiedziałam.
    - A czy ktoś tu mówi o pieniądzach? – powiedział, stając na przeciwko mnie. 
    Domyśliłam się, o co mu chodzi. Nie chciałam tego robić, ale nie miałam wyjścia, bo właśnie zaczęło lać. 
    - Ostatnim razem przecież było miło – dodał i podał mi rękę, po czym zaprowadził do swojej sypialni. 
    Rano, kiedy się obudziłam, byłam w łóżku sama. Weszłam do kuchni, gdzie George przygotowywał śniadanie.
    - Byłaś niesamowita – powiedział, całując mnie w kark. – Dzisiaj też zostaniesz?
    - Nie.
    - Szkoda - rzucił, podsuwając mi kubek kawy. – Zawsze zazdrościłem Timowi tego, że udało mu się ożenić z taką kobietą jak ty.
    - Nie było czego zazdrościć.
    - Tobie nie, ale jemu tak. Przez te kilka lat zastanawiałem się, co takiego w nim widzisz, aż do tamtej nocy.
    - Nie wracajmy do tego  – przerwałam mu.
    - Jak chcesz. – Wziął łyk kawy, po czym znów się odezwał, patrząc na moją torbę. – Piękny wyrzucił cię z domu?
    - Sama się wyprowadziłam.
    - Uuu, czyżby zgrzyty w raju?
    - Jared i twoja była zostaną rodzicami.
    - Wiedziałem, że mu daje, a tak się zarzekała, że tylko raz z nim spała. Zwykła dziwka i tyle, a on wcale nie lepszy. Żebyś wiedziała, co on tu wyprawiał, gdy cię nie było.
    - Wolę nie wiedzieć. 
    Dokładnie wiedziałam, co mógł robić Jared pod moją nieobecność, ale przecież sama dałam mu na to przyzwolenie. Może gdybym od początku wyznaczyła jakąś granicę, no ale nie ma co gdybać, taki facet jak on po prostu nie może żyć w monogamii. 
    - Dobra, słonko, nie chcę cię poganiać, ale zaraz muszę być w pracy.
    - Jasne, już się zbieram – powiedziałam, wstając od stołu i wzięłam torbę. Pożegnałam się i wyszłam.
    - Mary, zaczekaj. 
    Odwróciłam się i poczułam, jak Cobb wsuwa mi coś do kieszeni. 
    – W razie gdybyś sobie nie radziła. – Wrócił do domu, a ja zanurzyłam dłoń w spodniach, by zobaczyć, co mi tam włożył. Prezentem okazała się być mała torebeczka z białym proszkiem. 
No tak, przecież nieraz zdarzały nam się wspólne odloty... 
    Kiedy tak zastanawiałam się, co dalej ze sobą zrobić, usłyszałam swój telefon. 
    Błagam, żeby to nie był Jared, pomyślałam i spojrzałam na ekranik. Moje błagania zostały wysłuchane,  dzwonił Adrian. 
    - Tak?
    - No witam uroczą panią, tak się składa, że akurat jestem w Los Angeles. Nie miałabyś może ochoty na rozmowę przy kawie? 
    - Czemu nie – odpowiedziałam. Rozmowa z nim na pewno poprawi mi podły nastrój.
    - To za piętnaście minut w Gold Cafe.
    - Okey. 
    Kiedy doszłam na umówione miejsce, Haze już tam na mnie czekał, dosiadłam się, witając go serdecznym uśmiechem. 
    - Wybierasz się gdzieś? – zapytał, zauważając, że mam ze sobą torbę.
    - Nie. Wczoraj rozstałam się z chłopakiem i dzisiaj zabrałam od niego swoje rzeczy. 
    Nie wiem dlaczego, ale wstydziłam przyznać się przed nim do tego, że od wczoraj jestem bezdomna. 
    Rozmawialiśmy już około godziny, gdy przypomniała mi się jego oferta złożona mi w Nowym Jorku.
    - Mam pytanie.
    - Słucham.
    - Czy ta propozycja z sesją jest nadal aktualna?
    - Jak najbardziej – odpowiedział. – Tylko że wszystko będzie się odbywać w Nowym Jorku.
    - I tak już nic mnie tu nie trzyma. 
    - Cieszę się, że się zgodziłaś. Oczywiście dostaniesz za to odpowiednie wynagrodzenie. O trzeciej bądź na lotnisku. O bilet się nie martw, ja wszystko załatwię. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz