Mary:
Jako że był to mój ostatni dzień w Nowym Jorku, Emily stwierdziła, że nie może iść do szkoły.
- Nie pójdę, bo chcę być cały dzień z tobą – powiedziała, mocno się do mnie przytulając.
- Nawet jeśli nie pójdziesz, to i tak nie spędzisz ze mną całego dnia, bo za półtorej godziny muszę być na lotnisku – rzuciłam, całując ją w czoło.
- A musisz jechać?
- Muszę, kochanie.
- A przyjedziesz jeszcze do mnie?
- Kiedyś tak i wezmę ze sobą Jareda – odpowiedziałam.
- Kiedyś to znaczy kiedy?
- Nie wiem, skarbie. – Kiedy to mówiłam, w jej oczach zauważyłam łzy. – Nie płacz – rzuciłam, głaszcząc jej twarz.
- Ja chcę lecieć z tobą.
- Nie możesz.
- Ale ja chcę! – powiedziała i rozpłakała się na dobre.
- Kotku, obiecuję ci, że jak tylko będziesz miała wakacje, pojedziemy do mamy – wtrącił się Tim, podając jej plecak.
- Obiecujesz?
Przytaknął, co ją wyraźnie uspokoiło.
- A teraz pożegnaj się z mamą, bo spóźnisz się do szkoły.
- Pa, mamusiu. Będę za tobą tęsknić – powiedziała i wtuliła się we mnie jeszcze mocniej.
- Ja też będę tęsknić.
- Poczekaj, masz tu coś, żebyś o mnie pamiętała. – Zdjęła z ręki bransoletkę zrobioną z różowych koralików, na której widniało jej imię. Wzięłam ją i od razu nałożyłam sobie na nadgarstek. – I obiecaj, że nigdy jej nie zdejmiesz.
- Obiecuję – powiedziałam, przyciskając ją do siebie.
- Kocham cię, mamusiu – usłyszałam, po czym poczułam jej usta na swoim policzku.
- Ja ciebie też, słoneczko.
Kiedy tylko zniknęła za drzwiami, zaczęłam płakać. Zaczynałam żałować, że zamiast się nią zajmować, kiedy miałam na to szansę, ja całymi dniami ćpałam i sypiałam z kim popadło. Gdybym mogła cofnąć czas, postąpiłabym zupełnie inaczej.
Weszłam do sypialni, którą zajmowałam przez tydzień i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Przygotowałam bilet i czekałam na powrót Tima, który miał mnie podwieźć na lotnisko.
Po chwili usłyszałam pukanie i do mieszkania mojego byłego męża wszedł Adrian.
- Dobrze, że cię jeszcze zastałem. Zapisz sobie mój numer, w razie gdybyś zdecydowała się na pozytywne rozpatrzenie mojej propozycji. – Podał mi rząd cyferek, po czym mnie przytulił. – Jeśli kiedyś będę w Los Angeles, to dam ci znać i skoczymy razem na kawę.
- Z przyjemnością – odparłam i posłałam mu serdeczny uśmiech. Akurat zadzwonił mój telefon.
- Schodź, czekam w samochodzie.
Podniosłam torbę, zatrzasnęłam za sobą drzwi i zjechałam na parter. Pożegnałam się z portierem i wsiadłam do czerwonego Lamborghini.
- Naprawdę przywieziesz ją w wakacje? – zapytałam, zapinając pasy.
- Pewnie. Widzę, że się zmieniłaś, a to przecież twoja córka, więc masz prawo się z nią widywać – odpowiedział , a ja chciałam pocałować go w policzek, ale akurat w tym momencie odwrócił twarz i moje usta wylądowały na jego wargach.
Kiedy się zorientowałam, chciałam je oderwać, jednak Tim położył mi dłonie na twarzy i wsunął język do ust.
- Przepraszam – powiedział, gdy tylko mnie puścił. – Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
- Nie szkodzi – rzuciłam, odsuwając się od niego. – Lepiej już jedźmy .
Tim odpalił silnik i ruszył w stronę lotniska.
Pożegnaliśmy się przy terminalu, po czym zadzwoniłam do Jareda, żeby wiedział, o której mniej więcej po mnie wyjechać.
Marion:
Od tygodnia Jared nie dał znaku życia, ale czego ja się spodziewałam, przecież wtedy chodziło mu tylko o seks. Mary wyjechała, więc musiał sobie jakoś ulżyć, a ja po raz kolejny dałam mu się wykorzystać.
Wstając z łóżka, poczułam silne mdłości, męczyły mnie od dwóch dni. Pobiegłam do łazienki i zwróciłam całą kolację.
- Powinnaś pójść z tym do lekarza – rzuciła Alice, gdy wyszłam z toalety.
- To tylko stres – odpowiedziałam. – Mam teraz egzaminy na uczelni, więc nic dziwnego, że mój organizm tak reaguje.
- No jak uważasz – powiedziała. – To twoje zdrowie.
- No właśnie, moje – rzuciłam, klepiąc ją lekko w pośladek. – Ty mi lepiej powiedź, jak było na randce.
- To nie była randka – odpowiedziała Alice, czerwieniąc się.
- Akurat, a ja jestem prawiczkiem – rzucił Harry, wychodząc ze swojego pokoju.
- Świnie jesteście – powiedziała Al, zamykając się w łazience.
- Dobrze, że w końcu zaczęła spotykać się z kimś nowym, bo już się bałam, że nie pozbiera się po rozstaniu z Dannym.
- Wiesz, jaka jest Alice, popłacze kilka dni, a potem rusza do ataku – powiedział Jackie, puszczając mi oczko. – A ty umawiasz się z kimś, czy dalej cierpisz po George’u?
- Nie cierpię po nim i z nikim się nie umawiam, bo nie czuję takiej potrzeby.
- Jasne, wmawiaj sobie, ale na pewno dużo byś dała, by zajął się tobą prawdziwy mężczyzna.
- Bo ty wiesz najlepiej, czego mi trzeba – rzuciłam, wchodząc do swojego pokoju.
- Mówię ci, porządne bzykanie i od razu przejdzie ci to rzyganie.
- Specjalista się znalazł.
- Jak coś, ja jestem do dyspozycji dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Świntuch – powiedziałam, rzucając w niego poduszką.
Już miałam wyjść, gdy znów poczułam te cholerne mdłości. Otworzyłam okno i zaczęłam głęboko oddychać.
- Marion, to tylko głupi egzamin, nie masz co się denerwować – powiedziałam sama do siebie, jednak na nic to się zdało. Zeszłam więc do kuchni i napiłam się gorzkiej herbaty i dopiero wtedy poczułam ulgę.
Wyciągnęłam z szafki termos, wlałam do niego gorący napar i pojechałam na uczelnie.
***
Po dwugodzinnym egzaminie byłam wykończona. Niby nie był trudny, ale samopoczucie miałam raczej kiepskie, co nie sprzyjało koncentracji.
Kiedy szłam na parking, poczułam w kieszeni wibracje.
- Co jest, Al? – zapytałam, przykładając telefon do ucha.
- Nie miałabyś ochoty na małe zakupy, akurat jestem w centrum handlowym i patrzę na zajebistą, przecenioną bieliznę?
- W sumie to jestem trochę zmęczona, ale czemu nie. Centrum handlowe te co zawsze?
- Zgadza się!
Rozłączyłam się i wsiadłam do samochodu. Po piętnastu minutach byłam już na umówionym miejscu i zauważyłam machającą do mnie Alice. Podeszłam do niej i ruszyłyśmy na polowanie.
- Ten jest świetny – powiedziała Al, biorąc do ręki czarny, koronkowy stanik.
- To go kup.
- Coś ty, na mnie będzie za duży, ale na ciebie powinien być dobry – oznajmiła, podając mi go.
- Myślisz? – zapytałam, przyglądając mu się uważnie.
- Pewnie.
- To go przymierzę – odpowiedziałam i weszłam do przymierzalni. Faktycznie, leżał idealnie. – Biorę go.
Podeszłyśmy do kasy, ja zapłaciłam za stanik, a Alice za czerwone stringi.
- Kupiłaś seksowną bieliznę, więc na pewno kogoś masz – rzuciłam, gdy siedziałyśmy w kawiarence popijając koktajle.
- Nie mówiłam nic, bo nie chciałam zapeszyć.
- Ty małpo! Ukrywałaś przede mną faceta? Jak mogłaś!
- Nie chciałam się chwalić, bo to jeszcze nie było nic pewnego.
- Dobra, nie kręć mi tutaj tylko mów, co to za szczęściarz.
- Ma na imię Walter i ma dwadzieścia siedem lat. Właśnie skończył bankowość i otwiera z ojcem wspólny biznes.
- Ej, no to dziany chłopak ci się trafił. A jaki jest w łóżku? – spytałam, ściągając tym na siebie spojrzenia przechodzących obok naszego stolika dwóch mężczyzn.
- Nie wiem – odpowiedziała Alice. – Jeszcze się z nim nie kochałam.
- Czyli jest porządny. A przystojny chociaż?
- Jak diabli! – powiedziała, przygryzając słomkę.
- Muszę go koniecznie poznać!
Jared:
Siedziałem na ławce i czekałem na Mary, zastanawiając się, czy mówić jej o tym, co zaszło między mną i Marion, czy nie.
- Jared, musisz być mężczyzną. Obiecywałeś, że nie będziesz nic przed nią ukrywał – mówiłem sam do siebie i doszedłem do wniosku, że wszystko jej wyznam. Z myśli wyrwał mnie głos Mary.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam! - Mówiąc to, zawiesiła mi się na szyi.
- Ja za tobą też – powiedziałem, przytulając ją do siebie. Była tak szczęśliwa, że nie miałem serca psuć jej nastroju. Wcale nie musiała o niczym wiedzieć.
- Mam pełno zdjęć Emily – odezwała się, gdy siedzieliśmy w samochodzie.
- Pokażesz mi w domu - odpowiedziałem, ruszając z miejsca.
- Stało się coś? – zapytała, patrząc na mnie pełnym troski wzrokiem.
- Nie, a czemu pytasz?
- Bo jesteś jakiś taki przygaszony.
- Ostatnio miałem dużo stresu, sama rozumiesz.
- Fakt, nie było lekko, ale teraz będzie już lepiej – powiedziała, całując mnie w szyję.
- Mary, ja prowadzę – powiedziałem, próbując się odsunąć.
- Prowadź dalej, a ja się wszystkim zajmę. - Rozpięła pasy.
- Co robisz? – zapytałem zdziwiony.
- Miałeś prowadzić – rzuciła poważnym tonem, a ja odwróciłem wzrok w stronę drogi.
Byłem skupiony na jeździe, dopóki nie poczułem, jak rozpina mi się rozporek.
- Zwariowałaś? – rzuciłem do swojej dziewczyny, cały czas obserwując jezdnie.
Nic nie powiedziała, tylko się pochyliła.
- Mary, błagam cię, nie teraz.
- Przecież to lubisz – odpowiedziała, podnosząc na chwilę głowę.
- No tak, ale nie kiedy prowadzę.
Nic sobie z tego nie zrobiła i już po chwili zaczynałem odczuwać bardzo przyjemne dreszcze, które niestety nie pozwalały mi się skupić na wykonywanej czynności.
– Proszę cię, przestań. – Oddech mi przyspieszył, a palce mocno zacisnęły się na kierownicy. – Albo wiesz co? Nie przestawaj. – Zjechałem na pobocze i pozwoliłem swojej dziewczynie dokończyć to, co zaczęła. – Jezu – wycedziłem przez zęby, starając się nad sobą zapanować, jednak okazało się to zbyt trudne. Oparłem się o fotel i dałem ponieść chwili.
Mary wróciła na swoje miejsce, poprawiając włosy, a ja próbowałem dojść do siebie.
- Podobało się? – zapytała, uśmiechając się prowokująco.
- Jak ty to robisz? – Zawsze zadawałem jej to pytanie i zawsze słyszałem tę samą odpowiedź:
- Lata praktyki.
Kiedy się ogarnąłem, ruszyliśmy dalej.
- Pytałeś znajomych o tę pracę?
Kurwa, na śmierć o tym zapomniałem!
- Tak pytałem, ale nikt nic nie ma.
- Nie kłam – powiedziała, uderzając mnie delikatnie dłonią w krocze.
- Zwariowałaś, dopiero co mi opadł! – powiedziałem, czując nieprzyjemny dyskomfort.
- To mnie nie okłamuj.
- No dobra, nie pytałem, ale obiecuję, że w najbliższym czasie to zrobię. – Ona zna mnie zdecydowanie za dobrze.
Kiedy już dojechaliśmy do domu, wyjąłem z bagażnika jej torbę i przeszedłem obok niej, zasłaniając swoją męskość.
- Nie bój, się nic ci nie zrobię.
- Jednak wolę być ostrożny – odpowiedziałem, wchodząc do środka.
***
- Chodź, pokażę ci zdjęcia – powiedziała Mary, siadając na kanapie.
- Już, tylko odstawię twoje rzeczy. – Położyłem torbę na łóżku w sypialni, po czym usiadłem obok King i zacząłem oglądać zdjęcia jej córeczki. – Faktycznie śliczna – powiedziałem zachwycony urodą dziewczynki. – I bardzo do ciebie podobna. A to twój były mąż? – zapytałem, wskazując na mężczyznę, który pojawił się na jednym zdjęciu z Emily.
- Nie, to sąsiad Tima, Adrian Haze.
- Coś znajomo brzmi mi to nazwisko.
- Jest projektantem.
- No tak, przecież raz byłem na pokazie jego kolekcji. Nie znam go osobiście, ale od znajomych słyszałem, że to wariat.
- Wcale nie. Jest naprawdę miłym facetem. Zaproponował mi nawet sesję zdjęciową do swojej kolekcji.
- Zgodziłaś się? – spytałem.
- No coś ty. To nie dla mnie, przecież sam wiesz, że nienawidzę zdjęć.
- No tak – powiedziałem, obejmując ją. – Więc kiedy będę miał okazję poznać tę piękną istotkę?
- Tim powiedział, że może ją do nas przywieźć w wakacje.
- No to świetnie – odpowiedziałem. – Już nie mogę się doczekać.
- Ja też. – Mary oparła głowę na moim ramieniu. – Wiesz co? Kiedy byłam z Emily, czułam się coś warta. Ta więź między rodzicem a dzieckiem jest niesamowita. Żałuję, że nie doceniałam tego, zanim odebrano mi do niej prawa. Tak sobie też myślałam i stwierdziłam, że masz rację; dziesięć procent to już coś.
- Poczekaj, chcesz mi powiedzieć, że poddasz się terapii, o której mówił tamten ginekolog? – zapytałem z niedowierzaniem.
- Tak – odpowiedziała. – Chcę urodzić twoje dziecko.
Poczułem wewnętrzne ciepło i mocno przytuliłem do siebie Mary.
– Zawieziesz mnie jutro do szpitala ? – zapytała, odwracając twarz w moją stronę.
- Oczywiście – odpowiedziałem, obsypując ją czułymi pocałunkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz