piątek, 20 listopada 2020

032. Ona zna mnie zdecydowanie za dobrze

 Mary:

    Jako że był to mój ostatni dzień w Nowym Jorku, Emily stwierdziła, że nie może iść do szkoły.
    - Nie pójdę, bo chcę być cały dzień z tobą – powiedziała, mocno się do mnie przytulając.
    - Nawet jeśli nie pójdziesz, to i tak nie spędzisz ze mną całego dnia, bo za półtorej godziny muszę być na lotnisku – rzuciłam, całując ją w czoło. 
    - A musisz jechać?
    - Muszę, kochanie.
    - A przyjedziesz jeszcze do mnie?
    - Kiedyś tak i wezmę ze sobą Jareda – odpowiedziałam.
    - Kiedyś to znaczy kiedy?
    - Nie wiem, skarbie. – Kiedy to mówiłam, w jej oczach zauważyłam łzy. – Nie płacz – rzuciłam, głaszcząc jej twarz.
    - Ja chcę lecieć z tobą.
    - Nie możesz.
    - Ale ja chcę! – powiedziała i rozpłakała się na dobre.
    - Kotku, obiecuję ci, że jak tylko będziesz miała wakacje, pojedziemy do mamy – wtrącił się Tim, podając jej plecak.
    - Obiecujesz? 
    Przytaknął, co ją wyraźnie uspokoiło.
    - A teraz pożegnaj się z mamą, bo spóźnisz się do szkoły.
    - Pa, mamusiu. Będę za tobą tęsknić – powiedziała i wtuliła się we mnie jeszcze mocniej.
    - Ja też będę tęsknić.
    - Poczekaj, masz tu coś, żebyś o mnie pamiętała. – Zdjęła z ręki bransoletkę zrobioną z różowych koralików, na której widniało jej imię. Wzięłam ją i od razu nałożyłam sobie na nadgarstek. – I obiecaj, że nigdy jej nie zdejmiesz.
    - Obiecuję – powiedziałam, przyciskając ją do siebie. 
    - Kocham cię, mamusiu – usłyszałam, po czym poczułam jej usta na swoim policzku.
    - Ja ciebie też, słoneczko. 
    Kiedy tylko zniknęła za drzwiami, zaczęłam płakać. Zaczynałam żałować, że zamiast się nią zajmować, kiedy miałam na to szansę, ja całymi dniami ćpałam i sypiałam z kim popadło. Gdybym mogła cofnąć czas, postąpiłabym zupełnie inaczej. 
    Weszłam do sypialni, którą zajmowałam przez tydzień i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Przygotowałam bilet i czekałam na powrót Tima, który miał mnie podwieźć na lotnisko. 
Po chwili usłyszałam pukanie i do mieszkania mojego byłego męża wszedł Adrian.
    - Dobrze, że cię jeszcze zastałem. Zapisz sobie mój numer, w razie gdybyś zdecydowała się na pozytywne rozpatrzenie mojej propozycji. – Podał mi rząd cyferek, po czym mnie przytulił. – Jeśli kiedyś będę w Los Angeles, to dam ci znać i skoczymy razem na kawę.
    - Z przyjemnością – odparłam i posłałam mu serdeczny uśmiech. Akurat zadzwonił mój telefon.
    - Schodź, czekam w samochodzie.
    Podniosłam torbę, zatrzasnęłam za sobą drzwi i zjechałam na parter. Pożegnałam się z portierem i wsiadłam do czerwonego Lamborghini.
    - Naprawdę przywieziesz ją w wakacje? – zapytałam, zapinając pasy.
    - Pewnie. Widzę, że się zmieniłaś, a to przecież twoja córka, więc masz prawo się z nią widywać – odpowiedział , a ja chciałam pocałować go w policzek, ale akurat w tym momencie  odwrócił twarz i moje usta wylądowały na jego wargach. 
    Kiedy się zorientowałam, chciałam je oderwać, jednak Tim położył mi dłonie na twarzy i wsunął  język do ust. 
    - Przepraszam – powiedział, gdy tylko mnie puścił. – Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
    - Nie szkodzi – rzuciłam, odsuwając się od niego. – Lepiej już jedźmy . 
    Tim odpalił silnik i ruszył w stronę lotniska. 
    Pożegnaliśmy się przy terminalu, po czym zadzwoniłam do Jareda, żeby wiedział, o której mniej więcej po mnie wyjechać. 




Marion:

    Od tygodnia Jared nie dał znaku życia, ale czego ja się spodziewałam, przecież wtedy chodziło mu tylko o seks. Mary wyjechała, więc musiał sobie jakoś ulżyć, a ja po raz kolejny dałam mu się wykorzystać. 
    Wstając z łóżka, poczułam silne mdłości, męczyły mnie od dwóch dni. Pobiegłam do łazienki i zwróciłam całą kolację.
    - Powinnaś pójść z tym do lekarza – rzuciła Alice, gdy wyszłam z toalety.
    - To tylko stres – odpowiedziałam. – Mam teraz egzaminy na uczelni, więc nic dziwnego, że mój organizm tak reaguje. 
    - No jak uważasz – powiedziała. – To twoje zdrowie.
    - No właśnie, moje – rzuciłam, klepiąc ją lekko w pośladek. – Ty mi lepiej powiedź, jak było na randce.
    - To nie była randka – odpowiedziała Alice, czerwieniąc się.
    - Akurat, a ja jestem prawiczkiem – rzucił Harry, wychodząc ze swojego pokoju. 
    - Świnie jesteście – powiedziała Al, zamykając się w łazience.
    - Dobrze, że w końcu zaczęła spotykać się z kimś nowym, bo już się bałam, że nie pozbiera się po rozstaniu z Dannym.
    - Wiesz, jaka jest Alice, popłacze kilka dni, a potem rusza do ataku – powiedział Jackie, puszczając mi oczko. – A ty umawiasz się z kimś, czy dalej cierpisz po George’u?
    - Nie cierpię po nim i z nikim się nie umawiam, bo nie czuję takiej potrzeby. 
    - Jasne, wmawiaj sobie, ale na pewno dużo byś dała, by zajął się tobą prawdziwy mężczyzna.
    - Bo ty wiesz najlepiej, czego mi trzeba – rzuciłam, wchodząc do swojego pokoju. 
    - Mówię ci, porządne bzykanie i od razu przejdzie ci to rzyganie.
    - Specjalista się znalazł.
    - Jak coś, ja jestem do dyspozycji dwadzieścia cztery godziny na dobę.
    - Świntuch – powiedziałam, rzucając w niego poduszką.  
    Już miałam wyjść, gdy znów poczułam te cholerne mdłości. Otworzyłam okno i zaczęłam głęboko oddychać.
    - Marion, to tylko głupi egzamin, nie masz co się denerwować  – powiedziałam sama do siebie, jednak na nic to się zdało. Zeszłam więc do kuchni i napiłam się gorzkiej herbaty i dopiero wtedy poczułam ulgę. 
    Wyciągnęłam z szafki termos, wlałam do niego gorący napar i pojechałam na uczelnie.
  


 ***


    Po dwugodzinnym egzaminie byłam wykończona. Niby nie był trudny, ale samopoczucie miałam raczej kiepskie, co nie sprzyjało koncentracji. 
    Kiedy szłam na parking, poczułam w kieszeni wibracje.
    - Co jest, Al? – zapytałam, przykładając telefon do ucha. 
    - Nie miałabyś ochoty na małe zakupy, akurat jestem w centrum handlowym i patrzę na zajebistą, przecenioną bieliznę?
    - W sumie to jestem trochę zmęczona, ale czemu nie. Centrum handlowe te co zawsze?
    - Zgadza się!  
    Rozłączyłam się i wsiadłam do samochodu. Po piętnastu minutach byłam już na umówionym miejscu i zauważyłam machającą do mnie Alice. Podeszłam do niej i ruszyłyśmy na polowanie.
    - Ten jest świetny – powiedziała Al, biorąc do ręki czarny, koronkowy stanik.
    - To go kup.
    - Coś ty, na mnie będzie za duży, ale na ciebie powinien być dobry – oznajmiła, podając mi go.
    - Myślisz?  – zapytałam, przyglądając mu się uważnie.
    - Pewnie.
    - To go przymierzę – odpowiedziałam i weszłam do przymierzalni. Faktycznie, leżał idealnie. – Biorę go.
    Podeszłyśmy do kasy, ja zapłaciłam za stanik, a Alice za czerwone stringi.
    - Kupiłaś seksowną bieliznę, więc na pewno kogoś masz – rzuciłam, gdy siedziałyśmy w kawiarence popijając koktajle.
    - Nie mówiłam nic, bo nie chciałam zapeszyć.
    - Ty małpo! Ukrywałaś przede mną faceta? Jak mogłaś!
    - Nie chciałam się chwalić, bo to jeszcze nie było nic pewnego.
    - Dobra, nie kręć mi tutaj tylko mów, co to za szczęściarz.
    - Ma na imię Walter i ma dwadzieścia siedem lat. Właśnie skończył bankowość i otwiera z ojcem wspólny biznes.
    - Ej, no to dziany chłopak ci się trafił. A jaki jest w łóżku? – spytałam, ściągając tym na siebie spojrzenia przechodzących obok naszego stolika dwóch mężczyzn.
    -  Nie wiem – odpowiedziała Alice. – Jeszcze się z nim nie kochałam.
    - Czyli jest porządny. A przystojny chociaż?
    - Jak diabli! – powiedziała, przygryzając słomkę.
    - Muszę go koniecznie poznać!  




Jared:

    Siedziałem na ławce i czekałem na Mary, zastanawiając się, czy mówić jej o tym, co zaszło między mną i Marion, czy nie.
    - Jared, musisz być mężczyzną. Obiecywałeś, że nie będziesz nic przed nią ukrywał – mówiłem sam do siebie i doszedłem do wniosku, że wszystko jej wyznam. Z myśli wyrwał mnie głos Mary.
    - Tak bardzo za tobą tęskniłam! - Mówiąc to, zawiesiła mi się na szyi.
    - Ja za tobą też – powiedziałem, przytulając ją do siebie. Była tak szczęśliwa, że nie miałem serca psuć jej nastroju. Wcale nie musiała o niczym wiedzieć.
    - Mam pełno zdjęć Emily – odezwała się, gdy siedzieliśmy w samochodzie.
    - Pokażesz mi w domu - odpowiedziałem, ruszając z miejsca.
    - Stało się coś? – zapytała, patrząc na mnie pełnym troski wzrokiem.
    -  Nie, a czemu pytasz?
    - Bo jesteś jakiś taki przygaszony.
    - Ostatnio miałem dużo stresu, sama rozumiesz.
    - Fakt, nie było lekko, ale teraz będzie już lepiej – powiedziała, całując mnie w szyję.
    - Mary, ja prowadzę – powiedziałem, próbując się odsunąć.
    - Prowadź dalej, a ja się wszystkim zajmę. - Rozpięła pasy.
    - Co robisz? – zapytałem zdziwiony.
    - Miałeś prowadzić – rzuciła poważnym tonem, a ja odwróciłem wzrok w stronę drogi. 
    Byłem skupiony na jeździe, dopóki nie poczułem, jak rozpina mi się rozporek. 
    - Zwariowałaś? – rzuciłem do swojej dziewczyny, cały czas obserwując jezdnie. 
    Nic nie powiedziała, tylko się pochyliła. 
    - Mary, błagam cię, nie teraz.
    - Przecież to lubisz – odpowiedziała,  podnosząc na chwilę głowę.
    - No tak, ale nie kiedy prowadzę.
    Nic sobie z tego nie zrobiła i już po chwili zaczynałem odczuwać bardzo przyjemne dreszcze, które niestety nie pozwalały mi się skupić na wykonywanej czynności. 
    – Proszę cię, przestań. – Oddech mi przyspieszył, a palce mocno zacisnęły się na kierownicy. – Albo wiesz co? Nie przestawaj. – Zjechałem na pobocze i pozwoliłem swojej dziewczynie dokończyć to, co zaczęła. – Jezu – wycedziłem przez zęby, starając się nad sobą zapanować, jednak okazało się to zbyt trudne. Oparłem się o fotel i dałem ponieść chwili. 
    Mary wróciła na swoje miejsce, poprawiając włosy, a ja próbowałem dojść do siebie.
    - Podobało się? – zapytała, uśmiechając się prowokująco. 
    - Jak ty to robisz? – Zawsze zadawałem jej to pytanie i zawsze słyszałem tę samą odpowiedź:
    - Lata praktyki. 
    Kiedy się ogarnąłem, ruszyliśmy dalej. 
    - Pytałeś znajomych o tę pracę? 
    Kurwa, na śmierć o tym zapomniałem!
    - Tak pytałem, ale nikt nic nie ma.
    - Nie kłam – powiedziała, uderzając mnie delikatnie dłonią w krocze.
    - Zwariowałaś, dopiero co mi opadł! – powiedziałem, czując nieprzyjemny dyskomfort.
    - To mnie nie okłamuj.
    - No dobra, nie pytałem, ale obiecuję, że w najbliższym czasie to zrobię. – Ona zna mnie zdecydowanie za dobrze. 
    Kiedy już dojechaliśmy do domu, wyjąłem z bagażnika jej torbę i przeszedłem obok niej, zasłaniając swoją męskość.
    - Nie bój, się nic ci nie zrobię.
    - Jednak wolę być ostrożny – odpowiedziałem, wchodząc do środka.  





***



    - Chodź, pokażę ci zdjęcia – powiedziała Mary, siadając na kanapie.
    - Już, tylko odstawię twoje rzeczy. – Położyłem torbę na łóżku w sypialni, po czym usiadłem obok King i zacząłem oglądać zdjęcia jej córeczki. – Faktycznie śliczna – powiedziałem zachwycony urodą dziewczynki. – I bardzo do ciebie podobna. A to twój były mąż? – zapytałem, wskazując na mężczyznę, który pojawił się na jednym zdjęciu z Emily. 
    - Nie, to sąsiad Tima, Adrian Haze.
    - Coś znajomo brzmi mi to nazwisko.
    - Jest projektantem.
    - No tak, przecież raz byłem na pokazie jego kolekcji. Nie znam go osobiście, ale od znajomych słyszałem, że to wariat.
    - Wcale nie. Jest naprawdę miłym facetem. Zaproponował mi nawet sesję zdjęciową do swojej kolekcji.
    - Zgodziłaś się? – spytałem.
    - No coś ty. To nie dla mnie, przecież sam wiesz, że nienawidzę zdjęć.
    - No tak – powiedziałem, obejmując ją. – Więc kiedy będę miał okazję poznać tę piękną istotkę?
    - Tim powiedział, że może ją do nas przywieźć w wakacje.
    - No to świetnie – odpowiedziałem. – Już nie mogę się doczekać.
    - Ja też. – Mary oparła głowę na moim ramieniu. – Wiesz co? Kiedy byłam z Emily, czułam się coś warta. Ta więź między rodzicem a dzieckiem jest niesamowita. Żałuję, że nie doceniałam tego, zanim odebrano mi do niej prawa. Tak sobie też myślałam i stwierdziłam, że masz rację; dziesięć procent to już coś.
    - Poczekaj, chcesz mi powiedzieć, że poddasz się terapii, o której mówił tamten ginekolog? – zapytałem z niedowierzaniem.
    - Tak – odpowiedziała. – Chcę urodzić twoje dziecko.
    Poczułem wewnętrzne ciepło i mocno przytuliłem do siebie Mary. 
    – Zawieziesz mnie jutro do szpitala ? – zapytała, odwracając twarz w moją stronę.
    - Oczywiście – odpowiedziałem, obsypując ją czułymi pocałunkami.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz