Jared:
Leżeliśmy przytuleni do siebie, kiedy do sali wszedł lekarz.
- Dzień dobry, nazywam się Lay i jestem ginekologiem. W związku z pani poronieniem, muszę panią zbadać – powiedział z poważną miną.
- Jasne – powiedziała Mary, a ja pomogłem jej wstać.
- Mąż idzie z nami? – zapytał.
- Nie jesteśmy małżeństwem.
- Póki co nie jesteśmy – dodałem, idąc za doktorem.
Na czas badania siedziałem na korytarzu, dopiero po dwudziestu minutach zawołano mnie do środka.
- Niestety, nie mam dla państwa dobrych wiadomości, ale najpierw chciałbym o coś panią zapytać, pani King.
- Słucham.
- Tylko proszę o szczerą odpowiedź. Czy bierze pani narkotyki?
- Brałam – odpowiedziała łamiącym się głosem, a ja złapałem ją za rękę.
- Jak długo? – zadał kolejne pytanie.
- Ponad dwadzieścia lat – powiedziała, spuszczając wzrok.
- Tego się właśnie obawiałem. Po tak długim okresie narkotyki mają bardzo zły wpływ na układ rodny, dlatego naprawdę wielkim cudem jest to, że w ogóle udało się pani zajść w ciążę.
Spojrzałem na Mary, która zrobiła się cała blada. Lay kontynuował.
– Gdyby nie pobicie i tak straciłaby pani to dziecko Patrząc na wyniki badań, widzę, że pani organizm nie jest w stanie sam utrzymać ciąży dłużej niż trzy miesiące.
Poczułem jak dłoń Mary zadrżała, a ja miałem wrażenie, że zaraz rozpłaczę się jak małe dziecko.
- Czyli chce pan powiedzieć, że nie będziemy mogli mieć dzieci? – zapytałem, starając się opanować drżenie głosu.
- No nie do końca. Istnieje szansa, ale pańska partnerka musiałaby być wtedy pod stałą opieką lekarzy i przejść specjalną terapię.
- A jaka jest ta szansa? – zapytała.
- Dziesięć do stu.
Z jej oczu spłynęły łzy.
- Bardzo mi przykro.
- Chcę wrócić do sali – powiedziała Mary.
- Już idziemy – odpowiedziałem i podałem jej rękę.
***
- Przepraszam – usłyszałem po półgodzinnej ciszy.
- Za co mnie przepraszasz? – zapytałem zdumiony.
- Za to, że nie mogę dać ci dziecka, którego tak bardzo pragniesz.
- Kotku, przecież słyszałaś, że istnieje szansa.
- Dziesięcioprocentowa. To tyle co nic – powiedziała.
- Nieprawda, dziesięć procent to już coś.
- Gdybym nie była taka głupia. Po cholerę mi to było?! Kilka godzin odlotu tylko po to, żeby spieprzyć sobie cały życie. Zabiłam swoje własne dziecko.
Nie mogłem już dłużej tego słuchać, więc wstałem.
- Gdzie idziesz? – zapytała.
- Nie wiem, ale muszę stąd wyjść – mówiłem, sam nie wiedząc co. Byłem w totalnej rozsypce. Wsiadłem do samochodu i postanowiłem zadzwonić do mamy.
- Cześć, mamo – odezwałem się, gdy tylko odebrała.
- Cześć, syneczku. Coś się stało, że dzwonisz?
Nie odpowiedziałem nic, tylko się rozpłakałem. Kiedy się uspokoiłem, opowiedziałem mamie, co się stało.
- Bardzo mi przykro kochanie. Może przyjechałbyś teraz do mnie?
- Nie, wolałbym teraz pobyć sam – odpowiedziałem, ocierając łzy.
- Na pewno?
- Tak, na pewno – powiedziałem, po czym pożegnałem się i rozłączyłem.
Zastanawiałem się, dokąd pojechać. W domu było teraz pełno policji, a ja nie miałem nawet ochoty myśleć o Suzie. Postanowiłem więc jechać tam, gdzie człowiek może się pozbyć wszystkich smutków i problemów: do baru.
Zaparkowałem auto i wszedłem do środka. Jako że było jeszcze wcześnie, lokal był praktycznie pusty. Usiadałem przy barze i zamówiłem setkę wódki, potem następną i kolejną, aż w końcu ledwo utrzymywałem się w pozycji siedzącej.
- Najgorsze to pić samemu – usłyszałem i obok siebie zobaczyłem George’a. – Dla mnie piwo i setkę – rzucił do barmana, siadając na krześle obok.
- Dla mnie też piwo – powiedziałem, a raczej wybełkotałem.
Barman spojrzał na mnie z politowaniem, jednak nic się nie odezwał, tylko zrealizował zamówienie.
- Marion mnie rzuciła – doszło do moich uszu i rozniosło się echem po głowie.
- Przykro mi – powiedziałem, biorąc kolejny łyk piwa.
- Powiedziała, że nawet nie dorastam do pięt jej ideałowi.
- To naprawdę przykre, a kto jest tym ideałem? – spytałem, niemalże spadając z krzesła.
- Ty, Leto – odpowiedział, wlewając w siebie kolejną setkę.
- Ja? A jaki to ze mnie ideał? Właśnie dowiedziałem się, że prawdopodobnie nie będę mógł mieć dzieci z kobietą, którą kocham i zamiast być teraz z nią, upijam się w barze jak jakiś nieudacznik – powiedziałem i niestety straciłem równowagę. Spadłem na przechodzącą tuż za mną kelnerkę. Cała zawartość tacy znalazła się na podłodze, a ja jak jakiś debil zacząłem wpatrywać się w jej biust. - Masz naprawdę piękne oczy, takie duuuuuże. Nie chciałabyś może powymieniać ze mną poglądów u mnie w domu? – rzuciłem do niej, kompletnie zapominając o Mary.
- Chyba sobie żartujesz – powiedziała i spojrzała na mnie z pogardą.
- Proszę cię, nie patrz na mnie takim tonem, poza tym żadna mi nie odmówiła – powiedziałem, a moja dłoń znalazła się na jej pośladku.
- W takim razie będę pierwsza. – Mówiąc to, uderzyła mnie w twarz, a ja wylądowałem na podłodze.
- Czy ty wiesz, kim ja jestem?! – krzyknąłem za nią. – Jestem Jared Leto, pieprzona gwiazda rocka!
Rozmowy ucichły i oczy wszystkich skierowały się na mnie.
- Oczywiście, a ja jestem Marilyn Monroe – usłyszałem z ust ochroniarza, który podnosił mnie z podłogi. – Proszę panów o opuszczenie lokalu – zwrócił się do mnie i do Cobba.
- Ja się nigdzie nie ruszam – odpowiedziałem, próbując wyrwać ramię z jego żelaznego uścisku.
- Jeśli panowie stąd nie wyjdą, będziemy rozmawiać zupełnie inaczej.
- Jestem otwarty na wszelkie konserwacje, znaczy się konwersacje.
W tym momencie pieść owego goryla zatrzymała się na mojej szczęce i nawet nie wiedziałem kiedy, obaj z Georgem znaleźliśmy się przed barem.
- Już się nawet człowiek nie może spokojnie napić – zaczął mój towarzysz. - Ale to wszystko to twoja wina, bo zachciało ci się podrywać kelnerki.
- Cicho – powiedziałem. – Idziemy pić dalej.
Ruszyliśmy w stronę kolejnych barów, jednak ze względu na nasz stan, do żadnego nie chcieli nas wpuścić.
- No rozumiem takiego ciebie, ale żeby mnie nie wpuścić do baru to już jest szczyt szczytów!
- A co ty niby lepszy ode mnie jesteś? – odezwał się.
- A niby nie? Jestem Jared Leto, pierdolony bóg seksu, aktor i gwiazda rocka.
- Że co? Gwiazda czego? – zapytał.
- Rocka – powtórzyłem.
- Ty ten swój chłam nazywasz rockiem? Takim stwierdzeniem obrażasz prawdziwych rockowców.
- Pierdol się – powiedziałem, rzucając mu groźne spojrzenie.
- Taka prawda. Nagrywacie jedno wielkie gówno. Gracie dla napalonych trzynastolatek i wy macie czelność nazywacie się rockową kapelą?
Miarka się przebrała. Nikt nie będzie obrażał mojego zespołu. Zamachnąłem się w celu uderzenia Cobba w twarz, jednak po alkoholu kiepsko było u mnie z celnością, więc już po chwili leżałem na ziemi.
– I nawet się bić nie umiesz! – wrzasnął do mnie George.
- Ale przynajmniej posuwałem twoją dziewczynę! – odpowiedziałem mu.
- A ja twoją.
- No tak, zapomniałem.
Już po kilku sekundach siedzieliśmy objęci i zarzynaliśmy piosenkę Do You Love Me.
- I to jest, kurwa, prawdziwy rock’n'roll!
***
Rano obudziłem się w obcym łóżku, w obcym mieszkaniu, a obok mnie leżała obca kobieta.
- Kim ty, kurwa, jesteś?! - krzyknąłem na jej widok.
- Nie pamiętasz?
- No jakoś nie bardzo – powiedziałem, łapiąc się za głowę.
- Jestem twoją małą dziewczynką – odpowiedziała, próbując mnie pocałować, jednak zdążyłem się odsunąć.
- Czy my, tego no... – zacząłem.
- Czy uprawialiśmy seks?
- Dokładnie.
- Niestety byłeś tak nawalony, że zasnąłeś, gdy tylko rozpięłam ci rozporek.
- Dzięki ci, Boże. – Złożyłem dłonie i zwróciłem swój wzrok ku górze.
- Ale wcześniej zdążyłeś zadowolić mnie w inny sposób. Masz naprawdę sprawny język.
- Chyba mi niedobrze! – rzuciłem szybko wstając z łóżka.
Kurwa, gdzie tu jest łazienka?!
Otworzyłem drzwi, jednak pomieszczenie za nimi okazało się być sypialnią, w której leżał George, a obok niego dwie nagie brunetki.
Wycofałem się i otworzyłem kolejne drzwi, za którymi znajdowała się łazienka. Ukucnąłem przy toalecie i zwymiotowałem.
- Nigdy więcej alkoholu – powiedziałem, gdy wróciłem do sypialni. – Widziałaś moją koszulkę? – zwróciłem się do siedzącej na łóżku blondynki.
- Tam leży – powiedziała, wskazując krzesło stojące przy biurku. – To jak, zabierasz mnie w waszą następną trasę? – odezwała się po raz kolejny.
- Co?!
- Wczoraj powiedziałeś, że będę mogła towarzyszyć twojemu zespołowi podczas najbliższej trasy.
- Naprawdę tak powiedziałem?
- No tak, zaraz po tym, jak dałeś mi swój autograf, a raczej autografy. – Mówiąc to, pokazała mi kawałek swojej piersi, na której faktycznie znajdował się mój podpis.
- A drugi gdzie? – zapytałem lekko zszokowany, a dziewczyna podciągnęła koszulkę którą miała na sobie, ukazując wewnętrzną stronę swojego uda.
- Cholera – rzuciłem i zacząłem szukać kluczyków. Znalazłem je w lewej kieszeni jeansów.
- Dzisiaj poproszę George’a, żeby zrobił mi z nich tatuaże.
- Super – odpowiedziałem i wyszedłem przed dom. Wyjąłem kluczyki, ale nigdzie nie widziałem samochodu. Zdarzało mi się gubić różne rzeczy, no ale żeby samochód?
Szybko wróciłem do środka i zacząłem budzić Cobba.
- Stary, gdzie ja wczoraj zostawiłem auto?
- A skąd ja mam wiedzieć? – odpowiedział.
- No nie pamiętasz, czy gdzieś nim wczoraj jeździliśmy? – pytałem dalej.
- Nie kojarzę, żebyśmy w ogóle wczoraj przemieszczali się twoim samochodem. Pewnie jest przy tym pierwszym barze.
- Bardzo prawdopodobne – powiedziałem, prostując się.
- O mój Boże, Jared Leto! – usłyszałem pisk jednej z jego towarzyszek. – Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie?! – zapytała podekscytowana.
- Jasne, tylko zarzuć coś na siebie – odpowiedziałem, patrząc na jej nagi biust, który zdecydowanie nie był naturalny.
Dziewczyna nałożyła bluzkę, wstała z łóżka, stanęła obok i wtulając się we mnie, zrobiła zdjęcie.
- Dziękuję – powiedziała, całując mnie w policzek.
- Nie ma za co.
Opuściłem dom Cobba, udając się w stronę baru. Na całe szczęście samochód stał tam, gdzie go wczoraj zostawiłem. Na siedzeniu zauważyłem swój telefon, na którym było kilka nieodebranych połączeń, wszystkie od Shannona. Ostatnie sprzed dwudziestu minut, więc postanowiłem do niego oddzwonić.
- Stary, gdzie ty się podziewałeś?!
- Byłem ze znajomym w barze – odpowiedziałem, marszcząc czoło z bólu.
- Całą noc? – zapytał.
- Nie no, później poszliśmy do niego z jakimiś laskami.
- Tylko mi nie mów, że jakąś zaliczyłeś – usłyszałem.
- Nie. Byłem zbyt pijany, ale ponoć zdążyłem z nią zrobić coś innego – powiedziałem, wykrzywiając się.
- Wolę nie wiedzieć, co – rzucił Shann.
- Nawet nie wiem, jak się nazywa.
- To nic nowego, a przynajmniej ładna była?
- Taka sobie. Widywałem ładniejsze. Tylko nie mów nic Mary, dobra?
- Spoko. A właśnie, wypisują ją dzisiaj, więc rusz swój szanowny tyłeczek i jedź do szpitala.
- Już się zbieram – powiedziałem i rozłączając się, ruszyłem w drogę.
Mary:
- A tobie co? – zapytałam, gdy zobaczyłam Jareda. Wyglądał okropnie. Był blady, miał podkrążone oczy, jak zwykle się nie ogolił i śmierdział wódką na kilometr.
- Ciężka noc – powiedział, przytulając mnie.
- Może chcesz tabletkę? – spytałam, widząc, że męczy go kac. Przytaknął, więc poprosiłam pielęgniarkę o przyniesienie dwóch tabletek, mówiąc jej, że bolą mnie żebra. Przyniosła, a gdy wyszła, podałam je Jaredowi.
- Życie mi ratujesz – odezwał się, gdy tylko odstawił od ust kubeczek po wodzie.
- Ale za to ja prowadzę – powiedziałam, zabierając mu z ręki kluczyki.
- No dobra...
Cała droga minęła nam w milczeniu. Bardzo dobrze znałam ten ból, który teraz nękał Jareda, więc, żeby go nie potęgować, po prostu się nie odzywałam.
Zaparkowałam przed domem i pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, były nowe drzwi.
W środku panował okropny bałagan, samo patrzenie na niego psuło człowiekowi humor, więc mimo bólu, zabrałam się za wprowadzanie porządku.
- Nie musisz sprzątać – zwrócił się do mnie Jay.
- Wybacz, ale nie mam zamiaru siedzieć w takim syfie.
Na dywanie zobaczyłam plamy swojej krwi.
- Jutro go oddam do czyszczenia – powiedział Jared, zdejmując koszulkę. – Teraz idę spać.
- Najpierw proponowałabym ci prysznic. Nie obraź się, ale śmierdzisz.
Podsunął głowę pod pachę i znacznie się skrzywił.
- Faktycznie przyda mi się kąpiel. – Znikł za drzwiami łazienki, a ja zebrałam szkło.
Przywrócenie salonu do normalnego stanu zajęło mi godzinę, zaraz potem przygotowałam sobie kąpiel i ułożyłam się wygodnie w wannie.
Kiedy założyłam świeże ciuchy, usłyszałam pukanie. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam za nimi Marion.
- Hej. – Przywitałam ją całusem w policzek. – Wchodź.
- Jak się czujesz? – zapytała, gdy siedziałyśmy przy stole w kuchni.
- Już lepiej. Na mnie wszystko się szybko goi – powiedziałam, uśmiechając się. – Kawy czy herbaty?
- Herbaty.
- A tak w ogóle, to gdzie masz George’a?
- Rozstaliśmy się – odpowiedziała.
- Dlaczego? Wyglądaliście na tak dobraną parę.
- George okazał się być nieco inny, niż mi się wydawało. Zdecydowanie za szybko zdecydowaliśmy się na związek..
- Zdarza się – powiedziałam, zalewając wrzątkiem herbatę.- Ale nie wyglądasz na zbyt załamaną tym faktem – dodałam, stawiając kubki na stole.
- Szczerze powiedziawszy, nawet nie jestem załamana. Zbyt krótko się znaliśmy i wydaje mi się, że to było jedynie zauroczenie.
- No tak, na prawdziwą miłość potrzeba czasu.
- Dokładnie – powiedziała, biorąc łyk z czerwonego kubka. - A gdzie Jared?
- Śpi. Biedaczek źle zniósł wiadomość o tym, że nie będziemy mogli mieć dzieci i pił przez całą noc.
- Jak to nie będziecie mogli mieć dzieci?! – zapytała zdziwiona moimi słowami, a ja jej wszystko opowiedziałam. - Przecież dziesięć procent to już coś!
- Mówisz jak Jared. Czasami mam wrażenie, że oboje jesteście z innego świata. Jest w was tyle wiary i nadziei.
- Bo to pomaga – powiedziała Marion.
- Pewnie tak – rzuciłam i napiłam się herbaty.
W tym czasie do kuchni wszedł Jared w samych bokserkach.
- No wiesz co, wstydziłbyś się tak przy naszym gościu paradować w samej bieliźnie.
- Widziała mnie bardziej rozebranego – powiedział, puszczając jej oczko i całując w policzek, a ja odniosłam wrażenie, jakby nagle jej twarz rozpromieniała. - A mi czemu nie zrobiłaś kawy? – zapytał, podchodząc do mnie.
- Bo spałeś – odpowiedziałam. – Poza tym masz rączki, więc możesz zrobić sobie sam.
- Ale mi bardziej smakuje, kiedy ty mi robisz – powiedział i spojrzał na mnie z tą swoją słodką minką.
- Wykorzystujesz mnie – rzuciłam, wstając z krzesła i podeszłam do kuchenki.
Jared i Marion zaczęli rozmawiać o filmie, do którego próby miał zacząć za kilka dni.
– Pewnie będzie się tam obściskiwał z jakimiś aktoreczkami.
- Zazdrośnica – powiedział, wytykając mi język.
- Gdybym była zazdrośnicą, to bym się z tobą nie wiązała.
- Naprawdę jesteś cierpliwa, znosisz te wszystkie fanki śmiertelnie w nim zakochane – powiedziała Marion.
- Kwestia zaufania. Poza tym, nawet jeśli prześpi się z jakąś na trasie, to nic wielkiego.
Przyjaciółka spojrzała na mnie zszokowanym wzrokiem.
– Niektóre rzeczy trzeba po prostu zaakceptować – powiedziałam, siadając Jaredowi na kolanach.
- Ja bym chyba nie potrafiła – odpowiedziała.
- Teraz tak mówisz. Gdybyś była na moim miejscu, też byś pogodziła się z tym, że zaliczanie groupies to nieodłączna część życia gwiazdy rocka.
- Amen – podsumował Jared, całując mnie w ramie, a po kuchni rozniósł się gwizd czajnika.
- No, ale zalać to mógłbyś sobie sam.
- Niby jak mam to zrobić, skoro na mnie siedzisz?
- Nie ma problemu, już wstaję – powiedziałam, schodząc z jego kolan.
- No to skoro już stoisz, to możesz zalać.
Rzuciłam mu wredne spojrzenie.
– Też cię kocham – powiedział, wyszczerzając się.
- Czasami mam wrażenie, że on wcale nie potrzebuje dziewczyny tylko służącej – mówiłam, wlewając gorącą wodę do filiżanki.
Siedzieliśmy tak z dobre dwie godziny, po czym Marion musiała nas opuścić z powodu wizyty swoich rodziców.
- Mógłbyś przynajmniej umyć kubki – zwróciłam się do Jareda.
- Niech ci będzie – powiedział, wkładając brudne naczynia do zlewu, a ja poszłam zapalić.
Kiedy wróciłam, Jaya nie było w kuchni. W salonie też go nie widziałam, więc był albo w łazience, albo w sypialni. Prawdziwym okazało się być drugie przypuszczenie.
- A tobie to nie za dobrze? – zapytałam, kiedy zobaczyłam, jak leży rozwalony na łóżku.
- Jest dobrze, ale może być jeszcze lepiej – powiedział, posyłając mi spojrzenie, które zawsze oznaczało tylko jedno. Zdjęłam więc odzież spodnią spod krótkiej sukienki i usiadłam na nim, zsuwając mu przy tym bokserki.
Zaczęłam przesuwać język po jego torsie, a on cały czas bawił się moimi włosami. Nachyliłam się nad nim, wykonując powolne ruchy, co jakiś czas dotykając językiem jego wargi. Jego dłonie przesuwały się po moich pośladkach, a język starał się dosięgnąć mojego. Oboje byliśmy niesamowicie podnieceni, a ja czułam, że moje ruchy są zdecydowanie za wolne, więc nieco przyspieszyłam, co obojgu nam sprawiło ogromną przyjemność.
Jego dłonie wędrowały po moich piersiach, choć te ruchy były nieco niepewne, gdyż nie chciał naruszyć uszkodzonych żeber.
Kiedy oboje doszliśmy, głośno jęknęłam, wyginając się do tyłu, co nie było zbyt mądre, bo wywołało silny ból.
Jared usiadł, cały czas będąc we mnie, wyśliznął się dopiero po minucie i popatrzył mi głęboko w oczy. Pocałowałam go tak, jakbyśmy nie widzieli się nie wiadomo ile czasu, po czym zaczęłam bawić się jego włosami.
- Jesteś najwspanialszą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała – powiedziałam, składając pocałunek na policzku Jaya, a jego palce delikatnie dotknęły mojej szyi.
Po kilku minutach poczułam, że jestem gotowa na drugie uderzenie, więc pozwoliłam mu w siebie wejść i rozkoszowałam się każdą sekundą tego zbliżenia.
***
Tydzień później:
- Masz wszystko? – zapytał Jared, gdy podeszłam do drzwi.
- Wszystko – odpowiedziałam.
- Bilet jest?
- Jest. Naprawdę wszystko mam, możemy już jechać.
- Tylko, żeby potem nie było, że czegoś zapomniałaś.
- Jared, proszę cię. Marudzisz gorzej niż ja.
- Kochanie, niemożliwym jest marudzić gorzej niż ty – powiedział, szczerząc się w tym swoim hollywoodzkim uśmieszku.
- Jeszcze raz coś takiego powiesz i nie będziesz miał się czym szczerzyć – rzuciłam, lekko go popychając.
- Dobra, możemy jechać. – Wziął ode mnie torbę i otworzył drzwi, a następnie wrzucił ją do bagażnika i pojechaliśmy na lotnisko.
- Po powrocie muszę poszukać sobie jakieś pracy – odezwałam się.
- Po co? – zapytał zaskoczony.
- Nie mogę tak żyć na twoim utrzymaniu.
- A właśnie, że możesz. Po co masz się męczyć w pracy, skoro mam już tyle kasy, że możemy do końca życia nic nie robić?
- No właśnie, ty masz, a mi jest głupio wydawać cały czas twoje pieniądze. Chciałabym w końcu zarobić coś sama.
- Jak chcesz, mogę popytać po znajomych. A co mogłabyś robić?
- Wszystko – powiedziałam, wkładając gumę do ust.
- To zapytam kumpla, który prowadzi bar ze striptizem, czy nie potrzebuje nowej tancerki.
- Świnia – powiedziałam, uderzając go w ramie.
- Spokojnie, tylko żartowałem, ale jakby nie patrzeć, z takim ciałem i z takimi ruchami zrobiłabyś tam niezłą furorę.
- Osiem lat gimnastyki i baletu robi swoje.
- Oj robi – powiedział, przygryzając dolną wargę, co oznaczało, że jego myśli zdecydowanie nie były czyste.
***
- Szkoda, że nie możesz lecieć ze mną – powiedziałam, kiedy staliśmy przytuleni przy terminalu. Sześć dni temu Jared poinformował wszystkich, że ‘rozstał się’ z Emmą, więc nie musieliśmy się przejmować tym, że patrzą na nas ludzie.
- Ale będę do ciebie codziennie dzwonił. Ten tydzień szybko zleci, zobaczysz. No i oczywiście nie zapomnij zrobić zdjęć Emily, bo koniecznie muszę ją zobaczyć.
- Jest podobna do mnie – powiedziałam z nieukrywaną dumą.
- Czyli musi być śliczna – odpowiedział, całując mnie. I oczywiście wtedy banda nastolatek zaczęła robić nam zdjęcia.
Kiedy padł komunikat dotyczący mojego lotu, pożegnaliśmy się i każde poszło w swoją stronę.
Lubiłam latać, bo w samolotach w odróżnieniu od samochodów, czułam się bezpiecznie. Zdarzają się katastrofy lotnicze, ale nie było możliwości, by samolot zderzył się z ciężarówką.
Rozsiadłam się wygodnie w fotelu i po swojej lewej zobaczyłam jedną z tych dziewczyn, które nas fotografowały. Bardzo intensywnie się we mnie wpatrywała, więc uśmiechnęłam się do niej, założyłam słuchawki i zaczęłam wsłuchiwać się w The Story.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz