piątek, 20 listopada 2020

027. All I wanted was you

 Jared:

    Zdenerwowany zatrzasnąłem drzwi i zacząłem kopać wszystko, co wpadło mi pod nogi. I takim oto sposobem oprócz dziewczyny, straciłem również szklany stolik stojący przy wejściu. 
    Kompletnie nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Chodziłem w kółko i rzucałem wyzyskami. W tym momencie miałem ochotę zabić Suzie i całą jej zasraną rodzinkę. Powstrzymywała mnie przed tym jedynie wizja więzienia. 
    Stanąłem na środku pokoju i zacząłem głęboko oddychać. Kiedy się uspokoiłem, chwyciłem BlackBerry i wybrałem numer Mary. Niestety, odrzuciła połączenie. Ta sama sytuacja powtórzyła się jeszcze dziewięć razy. Dopiero za jedenastym zdecydowała się odebrać. Próbowałem się tłumaczyć, jednak nie dała mi na to szansy. Z góry uznała mnie za winnego, co niesamowicie mnie zabolało.  
    Kompletnie bezradny chwyciłem butelkę wódki i zacząłem wlewać w siebie jej zawartość, siedząc na podłodze i opierając się o ścianę. Ową czynność przerwał mi telefon od brata.
    - Co jest?
    - Cassie właśnie przygotowuje kolację, może byście wpadli?
    - My? Jacy my? – Powoli zaczynałem tracić kontrolę nad swoim językiem.
    - No ty i Mary.
    - Nie ma mnie i Mary – wybełkotałem.
    - Stary, co ty wygadujesz? 
    - Mary mnie rzuciła. – W tym momencie się rozkleiłem i zacząłem wypłakiwać się w słuchawkę. – Powiedziała, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego, a ja tak bardzo ją kocham. Umrę bez niej, rozumiesz? Umrę!
    - Jared, uspokój się, zaraz u ciebie będę – powiedział przestraszonym głosem i rozłączył się. Ja postanowiłem dalej topić swoje smutki. 
    Po dziesięciu minutach do mojego domu wpadł Shannon i pierwszym, co zrobił, było wyrwanie mi butelki. 
    - Co ty robisz? Oddawaj to! – wrzasnąłem w jego stronę.
    - I tak jest już pusta. Wstawaj. 
    - Nie wstanę. Chcę tu umrzeć. Nie chcę bez niej żyć.
    - Przestań się nad sobą użalać. 
    - Nie użalam się! – odpowiedziałem, opierając się o jego ramię.
    - Dobra, dobra, wstawaj, młody. – Mówiąc to, próbował postawić mnie na nogi, jednak okazało się to trudniejsze niż myślał, bo gdy tylko zdążył mnie podnieść, ja z powrotem lądowałem na podłodze. 
    Zaklął pod nosem i podjął kolejną próbę, która zakończyła się sukcesem.
    - Ona myśli, że naprawdę zgwałciłem Suzie – powiedziałem, gdy tylko brat posadził mnie na kanapie.
    - A dziwisz jej się? Pewnie dobrze zna twoją reputację.
    - Przyznaję, lubię kobiety, ale to nie robi ze mnie pierdolonego gwałciciela! 
    - Ale jeśli obchodzisz się z nią w łóżku tak, jak wtedy obszedłeś się z tamtą dziewczyną po koncercie, to już ma powód, żeby wątpić w twoją niewinność. 
    - A ty niby co, święty? – rzuciłem, czując, że alkohol coraz mocniej uderza mi do głowy.
    - Nie, ale ja nie mam sadystycznych zapędów.
    - Jeśli przylazłeś tu po to, żeby wyrzucać mi to, jakim skurwysynem jestem, to możesz sobie wyjść.
    - Dobrze wiesz, że nie po to przyszedłem.
    - To wstań i wyjmij z barku drugą butelkę.
    - Chcesz dalej pić? – zapytał, patrząc na mnie jak na idiotę. 
    - Jeśli teraz ją wyjmiesz, obalimy ją we dwóch, a jeśli nie, wypiję ją później sam.
    - Z dwojga złego już lepiej, żebyś wypił tylko połowę.  – Mówiąc to wstał i wyjął z szafki wódkę i dwa kieliszki. 
    Shannon miał dużo mocniejszą głowę niż ja, więc te pół litra jakoś specjalnie na niego nie zadziałało, za to ja leżałem na kanapie i bełkotałem coś pod nosem. Uciszyłem się dopiero, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Miałem nadzieję, że to Mary, więc szybko zerwałem się z miejsca, jednak alkohol dał o sobie znać i już po sekundzie wróciłem do pozycji leżącej.  
    - Zastaliśmy pana Leto? – usłyszałem znajomy głos i kątem oka zauważyłem, że w drzwiach stoi ten sam łysol, który wpakował mnie dzisiaj do radiowozu. 
    - Przez ciebie mam siniaka! – wybełkotałem w jego stronę, po czym zleciałem z kanapy.
    - Jak pan widzi, brat nie jest w stanie nic wam teraz powiedzieć. 
    - W takim razie niech zgłosi się do nas jutro.
    - Tak jest, panie władzo! – wrzasnąłem, próbując podnieść się z podłogi, niestety bezskutecznie. – Braciszku, ratuj – powiedziałem, gdy tylko policjanci opuścili mój dom. – Kocham cię, Shannonku.
    - Wiem, wiem – odpowiedział, odpychając mnie od siebie.
    - Mam pomysł! Zaprośmy jakieś panienki. Co ty na to? – zaproponowałem z ogromnym entuzjazmem. 
    - Stary, jesteś w takim stanie, że nawet nie będziesz miał siły się rozebrać.
    - No to ona mnie rozbierze.
    - A zaraz po tym padniesz jak trup. Nawet ci nie stanie.
    - Wątpisz w moją męskość?
    - Jakże bym śmiał! 
    - No to ja dzwonię po… Zaraz, zaraz, po kogo by tu zadzwonić. – Zacząłem przeglądać numery zapisane w telefonie. — Alice nie, Betty mi nie da, Cloe to siostra tej szmaty Sue, więc odpada, Danielle fajna dupa, ale mieszka w Paryżu, Emma, nie no Emma to Emma, Gloria? Kto to, kurwa, jest Gloria?!
    - Nasza kuzynka – odpowiedział Shann. 
    - Eeee, no to nie. Izabelle, ach, seksowna Izabelle, co ona potrafi z językiem, no ale pracuje w Kanadzie, więc niestety odpada. Johanna, no absolutnie nie! Pukałem ją cztery miesiące temu, a potem nie odbierałem jej telefonów, więc gdybym teraz zadzwonił, urwałby mi jaja. Lucy, moja śliczna Lucy, ona mi na pewno nie odmówi – powiedziałem i już miałem do niej dzwonić, gdy Shannon zabrał mi z ręki telefon. 
    - O nie, kochany, Lucy to ty zostaw w spokoju. A teraz jazda do łóżka. 
    - A ty co, moja mamusia?
    - Nie, starszy brat. – Oparł mnie o swoje ramię i zaprowadził do sypialni, po czym rzucił na łóżko i zamknął drzwi.
    - I tak nie będę spał! – krzyknąłem, mając nadzieję, że usłyszy mnie przez ścianę.
    - Mi na złość nie zrobisz – usłyszałem w odpowiedzi, po czym zacząłem śpiewać. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.
    Gdy się obudziłem, poczułem, że jeśli za pięć sekund nie znajdę się w łazience, to zarzygam sobie łóżko. Szybko więc wyleciałem ze swojego pokoju. 
    - Kacyk? – zapytał brat, gdy tylko opuściłem toaletę, wyciągając w moją stronę szklankę wody i tabletkę.
    - Życie mi ratujesz – powiedziałem, po czym łyknąłem lek.
    - Ty lepiej się umyj, bo wali od ciebie jak z gorzelni. 
    Shannon miał rację, zdecydowanie wymagałem odświeżenia. 
    Wziąłem prysznic, nałożyłem czyste ciuchy i razem z bratem wsiadłem do jego samochodu, którym udaliśmy się na komisariat. 




Mary:

    Po około czterdziestu pięciu minutach, wrócił ten łysawy koleś.
    - Melduję, iż pan Leto nie był w stanie się tu stawić.
    - Jak to nie był w stanie? – odezwał się człowiek, który niestety był moim ojcem.
    - Pan Leto znajduje się w stanie upojenia alkoholowego. 
    - Pieprzony gnój. No, a co z Brown?
    - Jej adwokat stwierdził, że nie będzie jej narażał na szok psychiczny związany z przebywaniem w towarzystwie oskarżonego.
    - Jakie to się teraz wszystko delikatne zrobiło – rzucił pod nosem ojciec, po czym wszedł do swojego biura. 
    - Wygląda na to, że dzisiaj jednak nic nie załatwimy – odezwał się Worick. – W takim razie może już pani jechać do domu.
    Nic nie odpowiedziałam, tylko opuściłam budynek. 
    - To zawieźć cię teraz do Jareda? – zapytała Marion.
    - I tak jest pijany, więc wolę przenocować dziś u ciebie.




 ***



    Rano obudził mnie telefon.
    - Pani King?
    - Tak – odpowiedziałam zaspana.
    - Tu Mel Worick, chcielibyśmy, aby pani przyjechała jeszcze raz złożyć zeznania w obecności obu stron sprawy.
    - Zaraz tam będę – odpowiedziałam, patrząc na zegarek. Była dziewiąta i wszyscy spali, dlatego wzięłam kluczyki i zostawiłam Marion karteczkę, na której napisałam, że pożyczam jej auto. 
    Oczywiście, jak na pecha, trafiłam na ogromny korek i wyszło tak, że na komisariacie stawiłam się dopiero za piętnaście jedenasta.
    - Długo kazała pani na siebie czekać – rzucił ironicznie mój tata, gdy tylko weszłam do sali.
    - Przepraszam, korki. – wytłumaczyłam spóźnienie, zajmując wolne miejsce obok Jaya. 
    W sali oprócz mojego ojca i Jareda siedzieli jeszcze William, który pracował dla mojego byłego męża podczas naszego rozwodu i facet po pięćdziesiątce, który był zapewne adwokatem Brownów. 
    - A więc twierdzi pani, że moja klientka przyznała się do tego, że pan Leto wcale jej nie zgwałcił.
    - Tak – odpowiedziałam, patrząc w jego małe, złowrogie oczka.
    - A czy powiedziała pani, w jakim celu złożyła fałszywe zeznania? 
    - Z tego, co mówiła, wywnioskowałam, że chciała się na nim zemścić za to, że odmówił jej romansu.
    - Wywnioskowałaś? – odezwał się King. 
    - Tak.
    - Po narkotykach ludzie mogą odnosić mylne wrażenia.
    - Nie byłam naćpana – powiedziałam, czując, że zbiera się we mnie złość.
    - A skąd mogę mieć taką pewność? – drążył dalej 
    - Jakiś czas temu zakończyłam odwyk i od tamtej pory nic nie brałam. –  Dłoń zacisnęła mi się w pięść i wtedy też poczułam na niej rękę Jareda. 
    - Mogę to potwierdzić – odezwał się Will. – Podczas sprawy rozwodowej pani King otrzymała sądowy nakaz stawienia się w ośrodku odwykowym, który wypełniła. A tak w ogóle to sprawa nie dotyczy tu obecnej, a jej partnera i panny Brown. 
    - Moja klientka twierdzi, że wcale nic takiego nie mówiła pani King. Owszem, potwierdziła, iż ta ją odwiedziła, ale jedynie w celu zastraszenia.
    - Żartuje pan, tak? – zwróciłam się do starszego mężczyzny.
    - Mówię poważnie. 
    - A więc któraś z pań kłamie i wątpię, by była to pani Brown – po raz kolejny wtrącił się ojciec.
    - Ty pieprzona świnio! – krzyknęłam, po czym rzuciłam się na niego, uderzając go z całej sił w twarz. Dopiero Jared mnie odciągnął.
    - Proszę ją stąd wyprowadzić! – wrzasnął do swojego podwładnego stojącego pod drzwiami, ścierając spod nosa strużkę krwi. 
    - Sama wyjdę – powiedziałam i opuściłam pomieszczenie. Czułam wściekłość i satysfakcję jednocześnie, bo w końcu to ja uderzyłam jego, a nie odwrotnie.
    Jared i William opuścili salę po dwudziestu  minutach, a ja od razu rzuciłam się swojemu chłopakowi w ramiona.
    - Przepraszam, że w ciebie zwątpiłam. Strasznie mi głupio.
    - Już dobrze, nie musisz mnie za nic przepraszać, po prostu o tym zapomnijmy – powiedział i delikatnie mnie pocałował. 
    Razem pojechaliśmy odwieźć samochód Marion, a do domu postanowiliśmy udać się pieszo, żeby trochę ochłonąć po tym wszystkim.
    - Bałem się, że cię więcej nie zobaczę – odezwał się po chwili milczenia.
    - Myślisz, że długo bym bez ciebie wytrzymała? – powiedziałam, łapiąc go pod rękę i uśmiechając się.
    Spacer przebiegał nam w dosyć miłej atmosferze, choć nie obyło się bez złośliwych spojrzeń. Zatrzymywaliśmy się cztery razy po to, by Jared mógł rozdać autografy. Jego fanki robiły do niego maślane oczka, a mnie dosłownie zabijały wzrokiem. Wiedziałam tylko jedno: gdybym teraz znalazła się w tłumie fanek Jaya, nie wyszłabym z niego żywa…
    - Już wyobrażam sobie, co o mnie napiszą, gdy będą zdawać relacje ze spotkania z tobą w sieci.
    - Napiszą: spotkałyśmy Jareda, gdy spacerował pod rękę z najpiękniejszą kobietą świata.
    - Bardziej coś w stylu: zabiję tę sukę! Jak ona może dotykać mojego Jareda?! – odpowiedziałam i oboje zaczęliśmy się śmiać. 
    Po drodze natknęliśmy się na małą kawiarenkę, w której postanowiliśmy napić się porannej kawy. I to był błąd, bo właśnie tam jakiś facet zaczął robić nam zdjęcia. 
    - Nie zwracaj na niego uwagi – powiedział Jared, podnosząc filiżankę.
    - Łatwo ci mówić, ty jesteś przyzwyczajony do tego, że obcy ludzie robią ci zdjęcia.
    - Jak chcesz, mogę poprosić go, żeby przestał.
    - Byłabym ci wdzięczna. 
    Jay wstał od stolika i podszedł do fotografującego nas mężczyzny. Szepnął mu coś do ucha, po czym wrócił na swoje miejsce.
    - Co mu powiedziałeś?
    - Powiedziałem, że jestem tu prywatnie i  że nie życzymy sobie, żeby robił nam zdjęcia. 
    Wyglądało jednak na to, że prośba Jareda na nic się zdała, bo koleś nadal pstrykał fotki. 
    – Widzę, że z takimi nie można po dobroci. – Znów wstał, lecz tym razem podszedł do kobiety stojącej za ladą i zaczął coś do niej mówić. 
    Gdy tylko skończył, ta poszła na zaplecze i wróciła z jakimś mężczyzną, który podszedł do natręta i kazał mu opuścić lokal. Chcąc nie chcąc, zabrał aparat i wyszedł.
    - Jak ty to wytrzymujesz? – zapytałam.
    - Taki zawód. Staram się nie zwracać na nich uwagi. Jeśli ich ignorujesz, w końcu się od ciebie odczepią. 
    Skończyliśmy pić kawę, wyszliśmy z lokalu i właśnie wtedy, jak spod ziemi wyrosła grupka paparazzi. Zaczęli robić nam zdjęcia i zadawać różne pytania. Głównie pytali o mnie, o to czy jestem jego nową dziewczyną i jak się nazywam. Oczywiście, nie udzieliliśmy odpowiedzi na żadne z pytań, ale to nie zniechęciło ich do dalszego uprzykrzania nam spaceru.
    - A może to dziwka? – zwrócił się jeden paparazzo do drugiego. To najwidoczniej bardzo rozwścieczyło Jaya, bo podszedł do delikwenta i zaczął mu wygrażać.
    - Obraź ją jeszcze raz, a rozpierdolę ci łeb tym twoim zasranym aparatem. 
    Faceta wcale to nie ruszyło, wręcz przeciwnie, cieszył się, że ma coś na Jareda. 
    - Macie to, chłopaki? – zwrócił się do reszty i gdy tylko przytknęli, stwierdził, że mogą już wracać. – Miłego dnia – rzucił do nas złośliwym tonem i wszyscy zniknęli w zaparkowanych nieopodal samochodach. 
    - I znów przeze mnie cię obsmarują.
    - Mam to gdzieś. Żaden niespełniony fotograf nie będzie obrażał mojej dziewczyny. – Mówiąc to wpił się w moje usta, kompletnie ignorując fakt, iż zauważył to jeden z tych niespełnionych fotografów i zaczął robić nam zdjęcia. 
    Wiedziałam, jak bardzo Jared jest przewrażliwiony na punkcie swojej prywatności, więc byłam pewna, że gdy tylko go zauważy, zaraz się ode mnie oderwie, jednak myliłam się.
Gdy poczuł na sobie flesz, wystawił w kierunku jego pochodzenia środkowy palec i dalej mnie całował. 
    - Będą mieli śliczną okładkę – powiedział, gdy tylko oderwał się od moich ust.  





***




    Gdy byliśmy już w domu, pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, był rozbity stolik i porozwalane butelki.
    - Tornado tu przeszło czy co?
    - Ciężka noc – powiedział, zamykając drzwi i mocno mnie obejmując .
    - Kiedy zamierzasz to posprzątać? – zapytałam, czując, jak jego dłonie delikatnie zaciskają się na mojej talii. 
    - Później – wyszeptał mi do ucha i zaczął całować moją szyję. Czułam na niej ciepło zarówno jego warg jak i oddechu.
    - Nie możesz tego zrobić teraz? – Mój oddech coraz bardziej przyspieszał.
    - Teraz wolę zająć się tobą. - Obrócił mnie w swoją stronę, zaczął całować najpierw po policzkach, a następnie w usta. Jego język delikatnie przesunął się po mojej dolnej wardze, a potem zaczął zabawę razem z moim,  podczas gdy dłonie z pleców zaczęły się przenosić na pośladki. Znów czułam ten niesamowity dreszcz. On najwyraźniej też, bo przerwał pocałunek i przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. 
    W jego spodniach zrobiło się zdecydowanie ciaśniej, usta błądziły po mojej szyi i powoli zaczęły przechodzić na dekolt. Byłam jak w transie. Nie mogłam się ruszać, tylko co jakiś czas moje ciało drżało pod wpływem jego dotyku.
    - Zdejmuj spodnie – powiedział i sam zaczął się rozbierać. 
    Kiedy już oboje byliśmy nadzy, położył ręce na moich pośladkach, podniósł do góry i przycisnął do ściany, cały czas mnie całując. 
    - Kocham cię – powiedział, patrząc mi głęboko w oczy.
    - Ja też cię kocham – odpowiedziałam i poczułam, jak zaczyna się we mnie wsuwać. 
    Jęknęłam mu prosto do ucha, a on rozpoczął swoją jazdę. Najpierw powoli, potem coraz szybciej. Dokładnie czułam w sobie każdy jego ruch i tylko przygryzałam wargi z rozkoszy.     Jego oddech stawał się coraz szybszy, a ruchy coraz głębsze. Czułam, że właśnie zbliża się wspaniały orgazm, którego nie mogłam przeżyć w ciszy. 
    Jared eksplodował, a ja wydobyłam z siebie głośny krzyk i bezwładnie odpadłam w jego ramiona. 
    Oboje byliśmy wykończeni, ale cały czas pozostawaliśmy w tej samej pozycji. 
    - Cholernie cię kocham – wyszeptał mi po raz kolejny, próbując zapanować nad swoim przyspieszonym oddechem. 
    Kiedy nasze ciała się rozłączyły, Jared założył spodnie, a ja nałożyłam na swoje nagie ciało jego koszulkę. Jeszcze raz na siebie spojrzeliśmy i wymieniliśmy się uśmiechami. 
    Po chwili rozległo się głośne pukanie.
    - Jak to znowu policja, to się wkurzę - powiedział Jay, otwierając drzwi, jednak nie stali za nimi policjanci, tylko młoda blondynka. 
    - Cloe? Co ty tu robisz? – zapytał wyraźnie zaskoczony jej widokiem. 
    - Suzie zniknęła – powiedziała roztrzęsiona. – Zostawiła tylko to. - W tym momencie podała Jaredowi kopertę podpisaną jego imieniem.
    - Co to jest? – zapytał 
    - Nie wiem, nie zaglądałam. 
    Jared  wyciągnął z niej kartkę, na której znajdował się czerwony napis:

ALL I WANTED WAS YOU...

    - Czy to jest… – zaczęłam, patrząc na list.
    - Tak, Mary, to jest krew – odpowiedział, robiąc się cały blady. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz