czwartek, 19 listopada 2020

025. Z taką buźką będziesz ich ulubioną maskotką

 Mary:

    Rano obudziłam się z okropnym kacem, nie bardzo orientując się, gdzie jestem. Kiedy zebrałam trochę siły na to, żeby się podnieść, rozejrzałam się dookoła. Widząc, że znajduję się w domu, odetchnęłam z ulgą, po czym próbowałam zejść z łóżka, jednak okazało się to nieco trudniejsze niż myślałam. 
    Każdy ruch przyprawiał mnie o ogromny ból głowy, co było normalne, bo dosyć długo nie ruszałam alkoholu. 
    Miałam tylko nadzieję, że Jared nie jest na mnie zły. No właśnie, gdzie jest Jay? Po ułożeniu pościeli domyśliłam się, że nie spał razem ze mną w łóżku. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać, bo już po kilku sekundach dobiegł mnie dźwięk odkurzacza, który wybitnie mnie dziś irytował. Hałas dobiegał sprzed domu, więc resztkami sił wyszłam na zewnątrz. 
    - Skarbie, miej litość. Musisz to teraz robić? – spytałam z miną męczennika.
    - Zarzygałaś mi cały samochód, więc tak, muszę to teraz robić – odpowiedział obojętnym tonem. 
    - Bardzo jesteś zły?
    - Nie, coś ty, niby czemu miałbym być zły? Fakt, że moja dziewczyna upiła się mimo niedawnego opuszczenia odwyku, próbowała robić striptiz przed bandą obcych facetów, zwyzywała osobę, która bardzo jej pomogła i zarzygała mi niedawno co czyszczony samochód, wcale mnie nie złości, no bo kto by się tam przejmował takimi głupotami? 
    Nienawidziłam, kiedy mówił do mnie w tak ironiczny sposób, ale przyznaję, zasłużyłam sobie. 
    - Wiem, że źle zrobiłam... – zaczęłam się tłumaczyć.
    - Źle? Zachowałaś się jak pieprzona kretynka! – Tym razem już nawet nie udawał opanowanego, był na mnie cholernie zły. – Jak mogłaś być tak głupia?! Dobrze wiesz, jak to się mogło skończyć! 
    - Wiem, tylko błagam cię, nie krzycz – odpowiedziałam i pod wpływem bólu przymrużyłam oczy.
    - Co, główka boli?
    - Boli, ale nie o to chodzi. Nienawidzę, kiedy na mnie krzyczysz.
    - A ja nienawidzę, kiedy składasz obietnice, a później je bezczelnie łamiesz. – Mówiąc to, patrzył na mnie wzrokiem pełnym żalu, co sprawiło, że do oczu napłynęły mi łzy.
    - Przykro mi, że tak się stało – wydukałam łamiącym się głosem.
    - I bardzo dobrze, że ci przykro. – Już nawet na mnie nie patrzył, odwrócił się i z powrotem włączył odkurzacz. 
    Rzuciłam ‘przepraszam’ i nie czekając na jego reakcję, wróciłam do domu i od razu skierowałam się do kuchni. Po dosyć długich poszukiwaniach,  w końcu udało mi się znaleźć tabletki przeciwbólowe.




***




    Odkurzacz ucichł jakieś pięć minut temu, lecz mimo to Jared nie wracał. Najwyraźniej nie chciał teraz przebywać w moim towarzystwie. 
    W tym właśnie momencie poczułam się tu jak intruz, więc postanowiłam gdzieś wyjść. Ból powoli się zmniejszał, a ja nałożyłam na siebie to, co miałam pod ręką i wyszłam. 
Jared siedział na masce i widać było, że nad czymś się zastanawia. Kiedy koło niego przechodziłam, powiedziałam, że idę na spacer, ale on nawet nie zwrócił na mnie uwagi, tylko patrzył się bez sensu w beton. 
    Wolę nie wiedzieć, w jakim stanie wczoraj byłam, bo to, co powiedział mi Jay, wystarczająco mnie przeraziło, szczególnie to, że nagadałam komuś, kto mi pomógł. Domyśliłam się, że chodzi o Marion, zastanawiałam się tylko, co takiego jej powiedziałam. 
    Postanowiłam z nią pogadać, jednak nie odbierała moich telefonów. Wygląda na to, że musiało być ostro...
    Kiedy przechodziłam koło domu Brownów, zauważyłam stojący tam radiowóz. Policja niezbyt dobrze mi się kojarzyła, więc przyspieszyłam kroku. 
    Gdy byłam już na sąsiedniej ulicy, czułam na sobie spojrzenia obcych ludzi, co sprawiało, że nie czułam się zbyt komfortowo, ale zignorowałam to i szłam dalej. W pewnym momencie podeszła do mnie jakaś dziewczyna i powiedziała:
    - Wstydziłabyś się tak z zaręczonym facetem.
    - Co proszę? – spytałam, patrząc na nią jak na idiotkę.
     - Jeszcze udaje, że nie wie, o co chodzi. Nie wiem, co Jared widzi w takich dziewczynach  – rzuciła do swojej koleżanki i jeszcze raz zmierzyła mnie morderczym wzrokiem. Gdyby nie ten przeklęty kac, nie wyszłaby z tego żywa. 
    Zszokowana szłam dalej  i wtedy przed jednym z kiosków zauważyłam gazetę, w której na pierwszej stronie znalazły się zdjęcia, na których moje usta nie były w stanie oderwać się od Jareda. To dawało mi jeszcze brutalniejsze wyobrażenie mojego wczorajszego stanu. 
Zwykle, gdy wychodziliśmy gdzieś razem, staraliśmy się unikać gestów, które mogłyby świadczyć o tym, że jesteśmy razem, bo teoretycznie Jay był zaręczony z Emmą. 
Mój chłopak po raz kolejny wyszedł na męską świnie, która nie potrafi dotrzymać wierności, a to wszystko przez to, że nie umiałam oprzeć się butelce tequili.
    Szybko odłożyłam gazetę i ruszyłam w stronę domu.  Samochód stał w garażu, a Jareda nie było już na podwórku, więc na pewno był w środku. 
    Nie myliłam się, siedział na kanapie i tępo wpatrywał się w laptopa, a więc już wiedział. 
    - Pierdoleni paparazzi! – krzyknął, zrzucając komputer z kolan, co sprawiło, że podskoczyłam. – Zawsze wszędzie ich pełno. Narobili zdjęć pod klubem, a teraz te pieprzone szmatławce piszą o tym, jaki to ze mnie skurwysyn! 
    - To wszystko moja wina – odważyłam się w końcu odezwać.
    - Przecież to nie ty ich tam sprowadziłaś – powiedział już nieco spokojniej. 
    - Ale gdybym się nie upiła, nie zaczęłabym cię obmacywać na środku chodnika przy fotografach – powiedziałam i usiadłam na rogu kanapy. – Twoja mama miała rację, przeze mnie będziesz miał same kłopoty. 
    - Co ty w ogóle wygadujesz? – zapytał, odwracając się w moją stronę.
    - Sam widzisz, że to prawda. Może faktycznie happy end nie był nam pisany. – Znów czułam napływające łzy. 
    - Nawet tak nie myśl – powiedział, kładąc dłonie na mojej twarzy. – Przechodziliśmy przez dużo gorsze rzeczy, poza tym mam to w dupie, niech cały świat wie, że to ty jesteś moją dziewczyną. 
    Ten facet mnie totalnie zadziwiał. W jednej chwili z obrażonego na cały świat chłopczyka, stawał się wesołym i rozsądnym mężczyzną. Nawet ja nie miewałam takich humorków, a byłam zdecydowanie bardziej rozchwiana emocjonalnie niż on. 
    - Czyli nie jesteś już na mnie zły? – zapytałam, gdy skończyliśmy swój pocałunek.
    - Nie będę, kiedy zadzwonisz do Marion i ją przeprosisz.
    - Dzwoniłam kilka razy, ale nie odbiera – odpowiedziałam.
    - W takim razie jutro do niej pojedziemy.
    - Tak w ogóle, to co takiego jej nagadałam? – spytałam, choć sama do końca nie byłam przekonana, czy aby na pewno chcę to wiedzieć.
    - Zrobiłaś nam scenę zazdrości. Zaczęłaś wyzywać ją od najgorszych, twierdząc, że mamy romans. 
    - Cholera, ale ze mnie idiotka. Przecież to dzięki niej jesteśmy znowu razem. Nie no, wcale nie dziwię się, że teraz nie chce ze mną gadać. 
    - Ja też nie. 
    - No, ale co mi strzeliło do głowy, żeby posądzać ją o coś takiego?
    - Alkohol, kochanie, alkohol – odpowiedział Jared, przytulając mnie do siebie.
    - A  tak na marginesie, podoba ci się ona? – zapytałam z ciekawości.
    - Marion? Jest bardzo ładna, ale ty podobasz mi się bardziej. 
    - A jak się poznaliście? – kontynuowałam swoje przesłuchanie. 
    - Poznaliśmy się w barze po spotkaniu z fanami.
    - Tylko mi nie mów, że ją puknąłeś – powiedziałam w żartach i wtedy na jego twarzy zobaczyłam zmieszanie. – Zrobiłeś to?
    - Tak, ale to był tylko jeden raz, kompletnie nic nie znaczący. 
    Wow, tego się nie spodziewałam. 
    - W sumie to ci się nawet nie dziwę, sama bym się z nią przespała, gdybym była na twoim miejscu.
    - Nie wątpię – odpowiedział, rzucając mi to swoje brudne spojrzenie. 
    - Leto, ty pieprzony zboczeńcu! – Mówiąc to uderzyłam go w ramię, a po chwili leżałam pod nim na kanapie. 





Jared:

    Po kłótni, jak zwykle nastąpiło bardzo przyjemne pojednanie. Tym razem obyło się bez przemocy. 
    - A ten Nowy Jork nadal aktualny? – spytała Mary, kładąc głowę na moim torsie.
    - Jak najbardziej – odpowiedziałem. – Jak chcesz, mogę teraz zarezerwować bilety.
    - Byłabym ci bardzo wdzięczna – powiedziała, całując moje ramię. 
    Wstałem, nałożyłem spodnie i zadzwoniłem na lotnisko.




***

 


    - Za trzy dni zobaczysz swoją córeczkę – powiedziałem Mary, gdy ta wróciła z ogródka.
    - Nawet nie wiesz, jak się cieszę. – Rzuciła mi się na szyję, całując na oślep. 
    Uwielbiałem, kiedy była taka szczęśliwa. Już nawet nie pamiętałem o jej ostatnim wyskoku. 
    Z uścisku wyrwał nas dzwonek do drzwi.
    - Otwórz, ja muszę się odlać – powiedziałem, ruszając w stronę łazienki. 
    Gdy tylko opróżniłem pęcherz, wyszedłem pytając:
    - Kochanie, kto przyszedł? – Mój wzrok zatrzymał się na bladej Mary, a następnie przeniósł się na stojącą obok niej policjantkę, która przyszła tu w asyście swojego kolegi z pracy. 
    - Pan Jared Leto? – zapytała, gdy mnie zobaczyła.
    - Tak, a państwo w jakiej sprawie? – zapytałem nieco zaskoczony taką wizytą. 
    - Jest pan aresztowany, ma pan prawo zachować milczenie, wszystko, co pan teraz powie, może być użyte przeciwko panu w sądzie.
    - Że co słucham?! 
    - Jest pan aresztowany. Mam to panu przeliterować, panie Leto? – rzuciła pogardliwie funkcjonariuszka. 
    - Ale za co?!
    - Wszystkiego dowie się pan na miejscu.
    - No pięknie! Wpadacie mi do domu, mówicie, że jestem aresztowany i nie chcecie powiedzieć za co! To są, kurwa, jakieś żarty?!
    - Niech pan się liczy ze słowami, bo będę zmuszony użyć siły – rzucił w moją stronę łysy koleś, nakładając mi kajdanki.
    - Mary, zadzwoń do Shannona! – krzyknąłem w stronę swojej dziewczyny, która wyglądała teraz, jakby była w jakimś transie. 
    Łysol wpakował mnie na tył radiowozu i zatrzasnął drzwi. Przez całą drogę nikt nie odezwał się ani słowem. 
    Kiedy się zatrzymaliśmy, wprowadzili mnie do budynku i zdjęli kajdanki, dopiero gdy znalazłem się w pomieszczeniu, które przypominało salę przesłuchań. 
    - No to sobie nagrabiłeś, Jaredku – usłyszałem, po czym stanął przede mną nikt inny, jak sam Mark King.
    - Co pan tu robi?! – zapytałem zszokowany.
    - Dwa dni temu mnie tu przenieśli i od razu trafiam na starego znajomego. Jaki ten świat jest mały. Prawdę powiedziawszy, myślałem, że dawno zaćpałeś się razem z moją córeczką.
    - Dlaczego tu jestem? – zapytałem, czując, że zaczynają ponosić mnie nerwy.
    - Czemu wy zawsze udajecie, że nie wiecie, o co chodzi? No kto by pomyślał, że taki piękniś będzie musiał gwałcić bezbronne kobiety, żeby się zaspokoić.
    - Co?!
    - No już nie rżnij głupa. Wczoraj niejaka Suzanna Brown zgłosiła się tu i oskarżyła cię o gwałt.
    - Pieprzona suka – rzuciłem pod nosem.
    - Nie spodziewałeś się, że przyjdzie z tym do nas, co?
    - Przecież nic jej nie zrobiłem! To ona ma obsesję na moim punkcie. Łazi za mną, nachodzi mnie w domu. 
    - Tak, tak, a ty oczywiście jesteś niewinny.
    - Tak, jestem – odpowiedziałem chłodnym tonem. 
    - Doskonale znam tę śpiewkę. Przyznaj się, to sąd potraktuje cię łagodniej. 
    - Nie mam się do czego przyznawać. 
    - Uparty, chłopcze, jesteś, ale posiedzisz dwa dni w pace i od razu zmiękniesz. Wiesz, co tam robią z takimi jak ty?  – powiedział, obchodząc dookoło biurko i siadając na jego rogu. – Z taką buźką będziesz ich ulubioną maskotką. 
    Nie powiem, sama myśl o współwięźniach każących mi się schylać po mydło, sprawiała, że robiło mi się niedobrze. Na szczęście po sali rozniósł się odgłos pukania. 
    - Wejść – rzucił King, po czym do środka weszli mój brat i adwokat.
    - Więc o co oskarżony jest mój klient? – zaczął Will. 
    - O gwałt na pannie Brown. 
    - Że co, kurwa?! – wyrwało się z ust mojego brata.
    - Niech się pan zachowuje, albo będzie pan musiał wyjść - rzucił funkcjonariusz, który wszedł tu tuż za nimi.
    - Dobra, już nic nie mówię, ale to bardziej ona byłaby gotowa zgwałcić mojego brata niż on ją!
    - Ostrzegam pana. – Policjant spojrzał groźnie na Shannona, a ten postanowił się uciszyć. 
    - Więc wracając do sprawy, czy macie jakieś dowody przeciwko panu Leto, prócz zeznań panny Brown?
    - Póki co nie – odpowiedział Mark.
    - Czyli nie było żadnej obdukcji, żadnych badań?
    - Nie było. 
    - Więc nie macie stuprocentowej pewności, że mój klient dopuścił się zarzucanego mu czynu?
    - Opieramy się na zeznaniach poszkodowanej. 
    - Jako policjant, z jak się domyślam, dużym doświadczeniem, powinien pan wiedzieć, że zeznania to jednak za mało, żeby rzucać tak poważne oskarżenia. Przecież nie raz zdarzało się, że kobiety wymyślały takie historie, by zemścić się za odrzucenie, więc nie widzę powodu, dla którego mój klient miałby trafić do aresztu. 
    W tym momencie na usta cisnęło mi się jedno zdanie: William, kocham cię! Ten facet to geniusz i mój bardzo dobry przyjaciel.
    - Niby tak, ale…- King został wyraźnie zbity z tropu.
    - Tu nie ma żadnych ale. Składam wniosek o natychmiastowe wyznaczenie kaucji.
    Po godzinie wpłaciłem pięć tysięcy dolarów i mogłem wracać do domu. Zanim jednak opuściłem komisariat, zwróciłem się do Kinga.
    - Z nas dwóch to ty powinieneś trafić do więzienia za to jak traktowałeś Mary. 
    Nic nie odpowiedział, tylko rzucił  mi spojrzenie w stylu „Jeszcze się zobaczymy, a wtedy popamiętasz."
    – Dzięki ci, stary, nie wiem, jak ci się odwdzięczę – powiedziałem, poklepując Willa po ramieniu.
    - Jesteśmy kumplami od zawsze i moim obowiązkiem jest wyciągać cię z takich opresji.
    - Ile ci za to wiszę? – zapytałem. 
    - Jaja sobie robisz? Myślisz, że wziąłbym od ciebie pieniądze? Zapomnij, stary.
    Byłem w stanie zapłacić mu każdą sumę, ale nic nie chciał, to nie nalegałem. Cieszyłem się, że zaraz zobaczę się z Mary, która pewnie umierała tam ze strachu. 
    Właśnie przejeżdżaliśmy koło domu Brownów, gdy zauważyłem swoją rzekomą ofiarę. 
    - Zatrzymaj się – rzuciłem do brata.
    - Po co? – spytał.
    - Jezu, po prostu się zatrzymaj. 
    Shann zrobił to, o co prosiłem, a ja wyszedłem i podszedłem do Suzie, która była  zaskoczona moim widokiem. 
    – Nie wiem, w co pogrywasz, ale się dowiem i cię, kurwa, zniszczę – powiedziałem groźnym tonem i nie czekając na reakcję z jej strony, wsiadłem z powrotem do auta. 
    Chłopaki o nic nie pytali tylko obdarzyli mnie pełnymi aprobaty spojrzeniami. 
    Kiedy podjechaliśmy pod mój dom, pożegnałem się z nimi i wbiegłem do środka. 
    - Tak się o ciebie bałam – powiedziała Mary, rzucając mi się na szyję.
    - Już wszystko w porządku – mówiłem, uśmiechając się do niej.
    - O co w ogóle chodziło? – zapytała, siadając przy stole w kuchni.
    - Suzie oskarżyła mnie o gwałt, wyobrażasz to sobie? Sama mnie prześladuje, a później wymyśla takie głupoty. 
    Na twarzy Mary pojawił się niepokój, po czym powoli zaczęła wstawać z krzesła. 
    – Ej, co jest, kochanie? – spytałem zdziwiony jej zachowaniem.
    - To dlatego nie pozwoliłeś mi się wtedy z nią spotkać – zaczęła mówić.
    - Skarbie, chyba nie myślisz, że ją zgwałciłem. – Wyciągnąłem dłoń w jej kierunku.
    - Nie dotykaj mnie! – wrzasnęła tak głośno, że aż poczułem ukłucie w uszach. – Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! 
    - Mary, przecież wiesz, że nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego. 
    - Po tym, co robiłeś, będąc ze mną w łóżku, szczerzę w to wątpię - powiedziała, po czym wybiegła z domu.
    - Mary! – zacząłem wołać i jednocześnie za nią biec, jednak na nic to się zdało, bo właśnie wsiadła do przejeżdżającej ulicą taksówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz