Marion:
- Wejściówki są, telefon jest. Dobra, wszystko już mam, możemy jechać.
- Wiesz, przesłuchałem te płyty i powiem ci, że jakoś mi ten zespół nie leży. Musimy jechać na ten koncert? Nie lepiej zostać w domu i zająć się sobą? – zapytał George, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Jared nas zaprosił, więc pojedziemy. Poza tym, jak usłyszysz ich na żywo, od razu zmienisz zdanie na temat ich muzyki.
- Jasne. Pewnie strasznie się wynudzę. Już wyobrażam sobie te tłumy napalonych nastolatek wrzeszczących „Kocham cię, Jared”. Tak swoją drogą, to ten Jared wcale nie jest taki przystojny. Wydaje mi się, że wyglądam lepiej niż on.
- Masz rację, wydaje ci się – odpowiedziałam.
- Czy ty coś sugerujesz?
- Tylko to, żebyś się ruszył, bo się spóźnimy.
- Ale naprawdę uważasz, że Leto jest przystojniejszy ode mnie?
- A czy tak powiedziałam?
- No niby nie, ale domyśliłem się tego z kontekstu.
- Dobra, chodźmy już, bo w końcu naprawdę się spóźnimy.
Jakie on zadaje mi głupie pytania. Nikt nie jest przystojniejszy od Jareda, jednak wolałam nie mówić tego na głos, żeby czasem się na mnie nie obraził.
Kiedy dojechaliśmy pod klub, akurat zadzwonił mój telefon.
- Wchodźcie tyłem – usłyszałam głos Jaya.
- Mamy wejść od zaplecza – powiedziałam, po czym razem z chłopakiem ruszyłam na tyły lokalu.
Przed wejściem stali Tomo i Shannon i kiedy nas zobaczyli, podeszli się przywitać.
- Megan, tak? – spytał starszy Leto.
- Marion – poprawiłam go.
- No tak, Marion. – Klepnął się w czoło – Wybacz, ale nie mam pamięci do imion.
- Nie szkodzi – powiedziałam, po czym już wszyscy czworo weszliśmy do środka.
Jared siedział sam na środku wielkiej kanapy, ubrany w znoszone jeansy, koszulkę ze spranym nadrukiem i czarną skórę. W tym stroju bardziej wyglądał jak fan rockowej kapeli niż jej wokalista, jednak wolałam go w takim wydaniu niż w tym, które prezentował podczas Into the Wild.
- To taki jego rytuał. Dziesięć minut przed wejściem na scenę siedzi sam i z nikim nie rozmawia – powiedział Tomo, widząc, że przyglądam się jego przyjacielowi.
- Lepsze to niż składanie kóz w ofierze.
Gitarzysta roześmiał się, po czym podszedł do stołu i napił się wody.
Ja nadal wpatrywałam się w skupionego Jareda, ignorując resztę towarzystwa.
Jego oczy patrzały w jakiś wyimaginowany punkt, a stopy co jakiś czas wybijały prosty rytm. Zastanawiałam się, o czym teraz myśli, co czuje...
Zapewne wpatrywałabym się w niego dłużej, gdyby nie fakt, że właśnie na mnie spojrzał i posłał mi przyjazny uśmiech. Poczułam lekkie zakłopotanie, więc podeszłam do George’a, który w najlepsze dyskutował z Shannonem. Jak się po chwili okazało, rozmawiali o tym, na czym mój chłopak znał się na najlepiej, o tatuażach. Perkusista właśnie umawiał się z nim na wizytę w celu odrestaurowania swojego marsowego tatuażu.
Wsłuchiwałam się w to, co mówili i nagle poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam Jareda.
- Mogę cię prosić na chwilę? – zapytał, a mi serce zaczęło walić jak młotem.
- Jasne – odpowiedziałam i poszłam za nim w miejsce, gdzie nie było aż tylu ludzi.
- Mam do ciebie taką małą prośbę. Przypilnuj Mary.
- Ale w jakim sensie mam ją przypilnować?
- Pilnuj, żeby nic nie piła. To znaczy, żeby nie piła alkoholu.
- Domyśliłam się, że chodzi o alkohol – odpowiedziałam, uśmiechając się.
- Tak więc miej ją na oku, albo najlepiej bądź z nią przez cały czas, bo przy tobie nie będzie piła.
- Nie ma sprawy.
- Dziękuję ci. Jesteś moim…
-... aniołem – dokończyłam za niego.
- Skąd wiedziałaś? – zapytał, uśmiechając się i całując mnie w czoło. Mało co tam nie zemdlałam...
Po kilku sekundach do chłopaków podszedł właściciel klubu i powiedział, że już czas wychodzić na scenę.
Gdy tylko zniknęli w ciemnym korytarzu, rozejrzałam się w poszukiwaniu Mary. Znalazłam ją po pięciu minutach rozmawiającą z moim Georgem. Podeszłam do nich z pytaniem, czy idą ze mną na scenę. Mary przytaknęła, a George stwierdził, że jednak dużo lepiej będzie się bawił tutaj, w towarzystwie obcych ludzi i alkoholu.
Usiadłyśmy na jakieś skrzyni z boku sceny tak, żeby nie widziała nas publiczność. Marsi akurat kończyli grać The Mission i zaczynali Attack.
Ja jak zahipnotyzowana wsłuchiwałam się w każdą pojedynczą nutę, a Mary cały czas się wierciła, nie mogąc usiedzieć w miejscu. Domyśliłam się, że pewnie ciągnie ją do alkoholu, ale obiecałam Jaredowi, że ją przypilnuję i słowa zamierzałam dotrzymać.
King nie ruszyła się z miejsca przez kolejne trzy piosenki.
- Wybacz, ale zaraz mi rozerwie pęcherz. Idziesz ze mną, czy zostajesz?
- Zostaję. – Jak mogłabym pójść, skoro właśnie teraz zaczął się Capricorn? Poza tym szła tylko do toalety... Dopiero po dwudziestu minutach zorientowałam się, że coś długo nie wraca, więc chcąc nie chcąc, musiałam sprawdzić, czy wszystko z nią okey.
Zeskoczyłam z zajmowanego miejsca i weszłam do toalety. Jak się jednak okazało, nie było tam śladu po Mary. Szybko wróciłam na zaplecze, gdzie okazało się, że w najlepsze rozpija butelkę tequili i whiskey jednocześnie w towarzystwie jakichś kolesi i mojego chłopaka.
Cholera, Jared mnie zabije! pomyślałam, po czym szybko ruszyłam w stronę stolika i wyrwałam jej z dłoni butelkę.
- Ej, co ty wyprawiasz? – zapytała, patrząc na mnie nieobecnym wzrokiem.
- Dziewczyno, dopiero co wyszłaś z odwyku, a już się upijasz! – powiedziałam, starając się podnieś ją z kanapy. – A ty czemu jej na to pozwoliłeś? – zwróciłam się do George’a.
- A co ja jej niańka jestem? – odpowiedział niemniej pijany niż ona.
Kiedy już wstała, zabrałam ją do łazienki i zaczęłam ochlapywać jej twarz wodą, licząc na to, że to coś pomoże, jednak na nic się zdało.
Mary spojrzała na mnie i zaczęła mówić:
- Kochasz się w moim Jaredzie?
- Słucham?
- Nie udawaj niewiniątka. Dobrze wiem, że tylko czekasz na okazję, żeby mi go odbić, ale nie myśl, że ci się to uda. On jest mój, rozumiesz? Taka gówniara jak ty nie będzie w stanie go zadowolić.
- Mary, jesteś pijana i nie wiesz, co mówisz.
- Dobrze wiem, co mówię. Trzymaj się z daleka od Jareda, ty mała dziwko! – wybełkotała, po czym popchnęła mnie tak, że znalazłam się na podłodze.
Byłam w totalnym szoku. Przecież jeszcze dwadzieścia minut temu byłyśmy jak najlepsze przyjaciółki. Oto, co alkohol robi z człowiekiem.
Podniosłam się z zimnych kafelek i wyszłam. Mary wróciła do towarzystwa, a ja nie wiedziałam, co mam robić, bo chłopaki grali właśnie ostatni kawałek.
Co ja teraz powiem Jayowi, który po raz ostatni krzyknął Here it comes i zaczął żegnać się z publiką? Na domiar złego jego dziewczyna właśnie weszła na stół i zaczęła zabawiać zgromadzonych tańcem erotycznym. Wszyscy klaskali i gwizdali, a ja czułam, że wpadam w panikę.
- A tu co się dzieje? – zapytał mnie rozweselony Jared, słysząc owe odgłosy.
- Nic... – zaczęłam, jednak mi przerwał.
- Cholera, Marion, miałaś jej pilnować! – Jego twarz z wesołej przybrała wyraz wściekłej, a ja poczułam, że właśnie zawiodłam jego zaufanie.
- Pilnowałam.
- Właśnie widzę – powiedział, rzucając mi gniewne spojrzenie i pobiegł w stronę stołu, na którym Mary dawała popis swoich umiejętności tanecznych. Sprawnym ruchem zdjął ja z niego i rzucił ostre przedstawienie skończone, po czym zaniósł ją do biura Phila. Ja usiadłam na schodach przy tylnym wyjściu i zaczęłam płakać.
- Co się stało? – usłyszałam męski głos i po chwili zauważyłam siadającego obok mnie Shannona.
- Nic – odpowiedziałam, szybko wycierając łzy.
- Tylko mi nie mów, że kroiłaś cebulę, bo w to na pewno nie uwierzę - powiedział i wyciągnął w moją stronę paczkę papierosów, poczęstowałam się jednym i zaczęłam mówić.
- Chodzi o to, że Jared poprosił mnie, żebym przypilnowała Mary, bo nie chciał, żeby się upiła. Cały czas siedziałyśmy razem, a ona powiedziała, że idzie tylko do toalety...
- Ale wcale tam nie poszła.
- No nie poszła. Znalazłam ją chwilę później pijącą razem z moim chłopakiem i tymi facetami.
- Taka właśnie jest Mary. Długo nie wytrzyma bez picia, uwierz mi – powiedział, po czym zaciągnął się. – I pewnie teraz mój braciszek się na ciebie focha.
- Myślałam, że mnie zabije wzrokiem.
- Przejdzie mu. On nie potrafi się długo na kogoś gniewać.
- Mam nadzieję, bo naprawdę nie zrobiłam tego specjalnie.
- Wiem, po prostu jej nie da się upilnować. Zawsze znajdzie jakiś sposób, żeby się wyrwać. Jak chcesz, to porozmawiam z Jaredem.
- Mógłbyś? – spytałam ożywiona.
- Jasne, że tak. Poczekaj tu chwilkę – powiedział, po czym wszedł do środka.
Jared:
Siedziałem na krześle i byłem tak wściekły na Marion, jak to tylko możliwe. Zaufałem jej, a ona mnie zawiodła. Przecież sama dobrze wie, że Mary po odwyku nie powinna ruszać alkoholu, a ona tym czasem ledwo się trzyma na nogach.
Siedziała teraz na sofie i nuciła coś pod nosem. Nienawidziłem oglądać jej w takim stanie, więc na chwilę oderwałem od niej wzrok i przeniosłem go na wiszący na ścianie zegarek. Zbliżała się jedenasta. Kiedy z powrotem spojrzałem na sofę, mojej dziewczyny już tam nie było, teraz próbowała wdrapać się na biurko.
- Mary, co ty wyprawiasz? – zapytałem, przytrzymując ją.
- Jak to co? Chcę dla ciebie zatańczyć – odpowiedziała, śmiejąc się.
- Nie będziesz tańczyć. Teraz się grzecznie położysz.
- Kiedy ja nie chcę leżeć – powiedziała, przesuwając język po moim uchu.
- Przestań i się kładź. – Wziąłem ją na ręce w celu przeniesienia na wcześniej zajmowane miejsce.
- Ja chcę się bawić! – wrzasnęła.
- Już się dzisiaj wybawiłaś.
- Nieprawda. Nie dałeś mi nawet dokończyć układu.
- Przymknij się i leż – powiedziałem, powoli tracąc cierpliwość.
- Chyba, że ty położysz się na mnie. – Jej dłoń zaczęła kierować się w stronę mojego rozporka.
- Nie ma mowy – warknąłem, ściągając z siebie jej rękę.
- W takim razie wracam do chłopaków – oznajmiła mi i zaczęła wstawać. Wtedy złapałem ją za ramię.
- Mary, bo jak cię zaraz…
- Co zrobisz? Uderzysz mnie? Proszę bardzo, wal! Na co, kurwa, czekasz, wal, tatusiu, wal! – W tym momencie jej śmiech zamienił się w głośny płacz. Przytuliłem ją do siebie i próbowałem uspokoić.
- Nikt cię nie będzie bił – powiedziałem najłagodniejszym tonem, na jaki było mnie teraz stać.
- Jestem idiotką, zabiłam swoją mamę, zasługuję na porządne lanie.
- Przestań tak mówić. Nikogo nie zabiłaś i nie zasłużyłaś na to, żeby ktokolwiek podnosił na ciebie rękę.
- Naprawdę? – zapytała, odrywając twarz od mojego ramienia.
- Naprawdę. A teraz się połóż, skarbie.
Ku mojemu zdziwieniu, nie protestowała, tylko się położyła, a ja zacząłem głaskać ją po głowie, co ją wyraźnie uspokoiło i zasnęła.
Po chwili drzwi się uchyliły i zobaczyłem Shannona.
- Co jest? – zapytałem.
- Chciałem z tobą pogadać.
- Dobra, byle cicho, bo dopiero co usnęła – odpowiedziałem i wskazałem na swoją dziewczynę.
- Wydaję mi się, że nie powinieneś się złościć na Marion. To nie jej wina, że Mary się zalała.
- Właśnie, że jej, bo miała mieć ją na oku.
- I miała, ale Mary, a zresztą, co ja ci będę gadał, idź do niej i sama ci wszystko wyjaśni.
- Nie zostawię Mary samej.
- Ja z nią zostanę.
- No dobra, ale gdzie ona teraz jest?
- Siedzi na schodach zaraz za drzwiami.
Wyszedłem i ruszyłem w stronę tylnego wyjścia. Faktycznie siedziała tam nieco przygnębiona Cole. Gdy tylko mnie zobaczyła, od razu zerwała się z miejsca i zaczęła się tłumaczyć.
- Spokojnie – powiedziałem - jest okey, już nie jestem zły.
- To dobrze, bo nie wybaczyłabym sobie, gdybyś uznał mnie za kogoś niegodnego twojego zaufania.
- A tak w ogóle, to jak podobał ci się koncert? – zapytałem, zmieniając temat.
- Byliście znakomici, poza tym zagraliście sporo kawałków z pierwszej płyty, co bardzo mnie zaskoczyło.
- Taki prezent dla prawdziwych fanów – odpowiedziałem, uśmiechając się do niej.
- Bardzo udany. Mam nadzieję, że już nigdy więcej nie będziesz na mnie zły.
- Tylko kretyn mógłby być na ciebie zły – powiedziałem, przytulając ją.
- A więc to tak! – usłyszałem za plecami – Każesz mi spać po to, żeby móc się obściskiwać z tą zdzirą!
- Mary, proszę cię uspokój się! – rzuciłem przerażony jej słowami.
- Ostrzegałam cię, ty mała kurwo, zabiję cię! – krzyczała i była gotowa rzucić się na Marion, ale w ostatniej chwili ją złapałem.
- Błagam cię, uspokój się.
- Jak mam się uspokoić, kiedy ona próbuje mi cię odebrać?!
- Skarbie, nikt nie próbuje ci mnie odebrać. Ja i Marion jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nic więcej nas nie łączy.
- Kłamiesz! – powiedziała, próbując wyrwać się z mojego uścisku.
- Czy ja cię kiedykolwiek okłamałem?
- Nie – odpowiedziała nieco spokojniej.
- No właśnie, więc tym razem też nie kłamię. – Udało mi się ją przekonać, ale nadal nie mogłem uwierzyć w to, że myślała, że ją zdradzam.
- Ja może już lepiej pójdę – powiedziała Marion.
- Tak będzie lepiej. Zadzwonię do ciebie – dodałem i rzuciłem jej przepraszalne spojrzenie. Mam nadzieję, że gdy tylko Mary wytrzeźwieje, przeprosi ją za tę całą sytuację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz