czwartek, 19 listopada 2020

023. Przerażasz mnie. Wiesz, że bardzo cię kocham, ale nie chcę powtórki z rozrywki

Jared:

    Siedziałem na łóżku i zastanawiałem się, dlaczego tak się z nią obszedłem, przecież wcale nie chciałem zrobić jej krzywdy. Czasami w niektórych sytuacjach tracę nad sobą panowanie, ale czy to mnie usprawiedliwia? Przecież dobrze wiem, co przeszła z ojcem i że przez to jest nieco przewrażliwiona na każdy silniejszy uścisk. Zadawałem jej ból i mimo że nie robiłem tego celowo, czułem się jak frajer. 
    Wstałem z miejsca i poszedłem do salonu. Mary siedziała skulona na kanapie i wpatrywała się przed siebie. Chciałem do niej podejść, ale bałem się jej reakcji.
    - Będziesz tak stał i się na mnie gapił? – zapytała, przerywając grobową ciszę. Nie odpowiedziałem, tylko usiadłem obok niej.
    - Przepraszam – powiedziałem, patrząc na jej oczy, które obserwowały podłogę. - Cholernie mi wstyd – dodałem, dotykając jej dłoni. – Proszę cię, powiedz coś.
    - A co mam powiedzieć?
    - Nie wiem. Cokolwiek – odpowiedziałem, czując, jak jej dłoń wysuwa się spod mojej. 
- Przerażasz mnie. Wiesz, że bardzo cię kocham, ale nie chcę powtórki z rozrywki, wystarczy, że ojciec mnie bił.
    - Przecież wiesz, że nigdy nie podniósłbym na ciebie ręki.
    - Normalnie nie, ale to, co robisz w łóżku jest chore. Rozumiem, pikanteria i te sprawy, ale są pewne granice.
    - Wiem.
    - Niby wiesz, ale je przekraczasz. Zachowujesz się jak pieprzona bestia. Jeśli jest w tobie tyle agresji, którą musisz wyładowywać w łóżku, to pójdź do burdelu i wyżyj się na jakiejś prostytutce, która preferuje sado-maso, albo weź którąś z tych swoich fanaczek, a do mnie przyjdź, kiedy będziesz miał ochotę na seks, a nie na gwałt. 
    Poczułem się tak jak wtedy, gdy rozmawiałem z Alice, tyle że teraz poczucie winy było milion razy większe. 
    - Obiecuję, że będę się kontrolował.
    - Nie chcę, żebyś się kontrolował, bo to mija się z celem. Chcę, żebyś przestał traktować mnie jak kawałek mięsa. 
    - Nie mów tak. Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie kimś cholernie wyjątkowym.
    - To zacznij mi to okazywać – powiedziała i wstała z miejsca.
    - Przecież cały czas ci to okazuję.
    - Z wyjątkiem nocy. Nawet nie wiesz, jak było mi z tobą dobrze, kiedy byłeś delikatny. Wtedy czułam, że się ze mną kochasz, że to nie jest zwykły seks. Było w tym uczucie. To było po prostu piękne.
    - Przysięgam, że teraz będzie tak już zawsze – powiedziałem i posadziłem ją sobie na kolanach. Już nie unikała mojego dotyku, a ja wiedziałem, że jej nie stracę,  przynajmniej nie dzisiaj. 
    - Sama się dziwię, że to mówię, ale najwyraźniej dojrzałam. Teraz bardziej pragnę z twojej strony czułości niż dzikich nocy. Nie jesteśmy już dzieciakami i zaczynamy rozumieć, co jest ważne.
    - A ja pragnę ci to dawać – rzuciłem, przytulając ją do siebie. 
    Miała rację, od satysfakcji cielesnej ważniejsze jest to, co nas łączy. Czułem, że gdybym teraz zrezygnował z kontaktów seksualnych z Mary i tak byłbym w stu procentach zaspokojony. 
    - Ale i tak dzisiaj śpię na kanapie – powiedziała, gdy moje usta oderwały się od jej warg.
    - Nie bój się, nie rzucę się na ciebie. 
    - Nie boję się. Tu przy rozsuniętych drzwiach jest dużo przyjemniej. Jak chcesz, możesz zostać ze mną – powiedziała, opierając się na moim ramieniu.
    - Nie chciałbym być teraz nigdzie indziej – oznajmiłem, głaszcząc jej rękę. – Poczekaj, przyniosę ci lód.
    Przeniosłem ją ze swoich kolan na miejsce obok i poszedłem do kuchni. Wróciłem z niej z małym woreczkiem wypełnionym lodem. 
    – Daj rękę. - Przyłożyłem lód do jej siniejącego nadgarstka. – Za to możesz mnie jeszcze raz walnąć - rzuciłem, nadstawiając policzek, jednak zamiast spodziewanego ciosu, otrzymałem delikatny pocałunek.





***



    Zaraz po przebudzeniu poczułem dosyć silny ból w karku. Przez te lata wygody zdążyłem się odzwyczaić od spania na kanapie albo... nie! Wcale się nie starzeję!  
    Mary jeszcze spała, więc delikatnie zsunąłem  jej głowę ze swojego ramienia i po cichu, tak żeby jej nie obudzić, poszedłem do łazienki. Wziąłem prysznic i następnie podszedłem do lusterka i dokładnie obejrzałem swoją twarz. Nie było na niej zarostu, więc golenie nie było konieczne. 
    Wróciłem do salonu i zacząłem wpatrywać się w swoją dziewczynę. Miała zdecydowanie najpiękniejsze ciało na świecie, szpecił je tylko ten siniak na lewym nadgarstku, którego sam byłem przyczyną. 
    Znów poczułem się jak pieprzona świnia, ale przy niej zawsze traciłem nad sobą kontrolę. 
    - Nienawidzę, kiedy to robisz – usłyszałem i spojrzałem na nią pytającym wzrokiem. - Nienawidzę, jak się na mnie patrzysz, kiedy śpię. 
    I could stay awake just to hear you breathing. Watch you smile while you are sleeping, while you’re far away and dreaming… - zacząłem śpiewać i usiadłem blisko niej. 
    - Fałszujesz.
    - I bądź tu człowieku romantyczny – powiedziałem, odwracając się. Po chwili usłyszałem za plecami śpiew.
    - I could spend my life in this sweet surrender. I could stay lost in this moment forever. Well, every moment spent with you is a moment I treasure… 
    Poczułem wokół siebie jej ramiona. 
    - Wiesz co, nie obraź się, ale ty fałszujesz jeszcze bardziej. – Mówiąc to, przerzuciłem ją przez ramię i położyłem na swoich kolanach. Spojrzałem jej w oczy.
    - Tyler, wybacz.
    I oboje zabraliśmy się za refren. 
    - Gdyby usłyszały to twoje fanki, zwątpiłby w twój talent wokalny.
    - Fakt, wyszło nam okropnie - powiedziałem i zacząłem ją całować. 
    W takich chwilach czas powinien się zatrzymywać po to, by nigdy się nie kończyły.  





***




    - Muszę tam iść? Może będzie lepiej, jeśli nie będę się z nią widywać? Idź sam, ja wracam.
    - Mamo, proszę cię! - usłyszałem za drzwiami i już wiedziałem, że Shannon przyprowadził tu mamę. 
    Udając, że nie słyszałem owej rozmowy, czekałem, aż brat naciśnie dzwonek. Kiedy w końcu to zrobił, otworzyłem drzwi i z szerokim uśmiechem przywitałem swoją rodzinkę.
    - Wybacz, że tak bez uprzedzenia, ale chcieliśmy wam zrobić niespodziankę.
    - Nie ma sprawy, wchodźcie - powiedziałem, obejmując mamę.
    - No i jest moja piękna bratowa! - rzucił Shann, gdy tylko zobaczył Mary.
    - No kto by pomyślał, że tak się ucieszysz na mój widok – rzuciła mu w odpowiedzi.
    - Przecież wiesz, że zawsze miałem do ciebie słabość. Nie przywitasz się z wujkiem Shannonem? – Rozchylił ramiona, gotowy ją objąć.
    - Niech stracę – odpowiedziała, przytulając się do niego. 
    Zdaje się, że jego niedawna niechęć do Mary całkowicie mu minęła. 
    - Świetnie pani wygląda – zwróciła się w pewnym momencie do mojej mamy. W odpowiedzi padło suche ‘dziękuję’, po czym, jakby z przymusu, mama uścisnęła dłoń mojej dziewczynie. 
I tak lepsze to niż miałaby ją ignorować.
    - I jak ci się mieszka z tym szajbusem? – Shannon zadał Mary pytanie.
    - Bardzo dobrze, tylko cały czas próbuję namówić go na zmianę wystroju, żeby jakoś ożywić to wnętrze. 
    - On ci w życiu nic tu nie zmieni. Ma za duży sentyment do takiego wyglądu swojego mieszkania, bo projektowała je jego była dziewczyna. 
    W tym momencie mój łokieć znalazł się na jego brzuchu, a ja posłałem mu mordercze spojrzenie. 
    - No tak, zapomniałem, Jared nie lubi omawiać swoich byłych związków, nawet waszego. Chociaż i tak to robił, pisząc piosenki, zresztą pewnie słyszałaś Buddha for Mary.
    - Słyszałam, ale to jedna piosenka.
    - A jak myślisz, czyją twarz widzi wszędzie w Echolenie? Przez kogo się nie kontroluje w Valhalli? To na twoje zdjęcie się gapił, pisząc Was It a Dream. Mógłbym tak wyliczać bez końca: The Kill, Alibi, Hurricane, dziewczyno, to wszystko jest o tobie. To ty byłaś dla niego inspiracją przy tworzeniu każdego kawałka. 
    Czy on może się w końcu zamknąć? Tak, to co mówi to prawda, ale po co ona ma to wiedzieć? Jeszcze pomyśli, że mam jakąś obsesję na jej punkcie.
    - Wierzę, nawet słynne I’ll fuck like the devil  kierował do mnie. Upewnił mnie w tym zeszłej nocy. 
    Cholera, nie wierzę, że to powiedziała i to na dodatek przy mojej mamie, którą wyraźnie to zniesmaczyło.  
    Wstałem i poprosiłem Mary, żeby poszła ze mną do kuchni. 
    - Myślałem, że już sobie wyjaśniliśmy wszystko, co do ostatniej nocy.
    - No tak.
    - Więc po co o tym wspomniałaś i to jeszcze przy mojej mamie?
    - Tak tylko zażartowałam – odpowiedziała.
    - To następnym razem tak nie żartuj.
    - Przepraszam – powiedziała, całując mnie w policzek. – Nie gniewasz się? – zapytała i zrobiła tę swoją słodką minkę.
    - Już nie, ale następnym razem się hamuj, bo wiesz, że moja mama…
    - Tak, wiem, że twoja mama mnie nie lubi i nie powinnam jej dawać powodów do tego, żeby jej niechęć się powiększała.
    - Mądra z ciebie dziewczynka. – Pocałowałem ją w czoło, po czym wyjąłem z szafki czekoladki i wróciliśmy do salonu.
    Od przyjścia mama nie odezwała się ani słowem, nie licząc podziękowania za komplement, i najwyraźniej nie odpowiadało jej towarzystwo Mary. 
    - A ty, co tak milczysz?
    - Słucham tego, co mówicie – odpowiedziała, wymuszając uśmiech.
    - To może ja wyjdę? – odezwała się po chwili Mary.
    - Co? Nigdzie się stąd nie ruszysz. Przestańcie zachowywać się jak dzieci i w końcu zacznijcie ze sobą rozmawiać – powiedziałem zdenerwowany.
    - Niestety, nie mamy o czym rozmawiać.
    - Tak, Jay, twoja mama ma rację, w końcu o czym tak mądra kobieta mogłaby rozmawiać z głupią ćpunką?
    - Nie jesteś głupią ćpunką - zwróciłem się do swojej dziewczyny. – Obie jesteście pięknymi i mądrymi kobietami, które kocham nad życie i fakt, że nie chcecie nawet spróbować nawiązać kontaktu, łamie mi serce. 
    Shannon spojrzał na mnie i zrobił wielkie oczy, po czym zwrócił się zarówno do Mary jak i do mamy.
    - Czy wy chcecie mi brata zabić? Gówno mnie obchodzi czy się lubicie, czy nie, macie porozmawiać. Zabieram Jaya i jak wrócimy, a wy nadal będziecie patrzeć na siebie jak na największych wrogów, to obie was ukatrupię!
    - Shannon! – odezwała się oburzona mama.
    - Wybacz, mamo, ale ja też już mam dość tej chorej sytuacji. Macie godzinę – rzucił, po czym wyszliśmy na zewnątrz. 
    - Myślisz, że to dobry pomysł zostawiać je tam same? – zapytałem, gdy przekroczyliśmy bramę.
    - Myślę, że to jedyne rozwiązanie. Jeśli teraz się nie dogadają, to później będzie już tylko gorzej.  
    Miałem pewne wątpliwości, ale jednak postanowiłem zaufać bratu. 





Mary:

    Siedziałam sam na sam z panią Leto i bałam się odezwać słowem. W końcu jednak się odważyłam i zapytałam, co takiego jej zrobiłam, że aż tak bardzo mnie nienawidzi.
    - Myślisz, że nie wiem, że go zdradzałaś? – odpowiedziała.
    - Słucham?
    - Nie udawaj świętoszki, dobrze wiem, że romansowałaś z młodym Moorem.
    - Z całym szacunkiem, ale chyba pani sobie żartuje.
    - Żartuję, powiadasz? Widziałam cię, jak wchodziłaś do niego w nocy, a wychodziłaś rano, kiedy jeszcze spotykałaś się z moim synem. Masz szczęście, że Jared nic o tym nie wie.
    - To nie było tak jak pani myśli  – wydukałam. 
    - Tylko mi nie mów, że graliście w karty – powiedziała okrutnym tonem.
    - Nie graliśmy w karty. Robiliśmy dokładnie to, co pani sugeruje, ale nie robiłam tego z własnej woli.
    - Jakoś nie widziałam, by ktoś wciągał cię tam siłą. - I znów ten ton. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.
    - Moore zaopatrywał mnie w narkotyki, po znajomości dawał mi towar na kreskę. W końcu uzbierał mi się u niego dosyć spory dług, którego nie miałam jak spłacić, a on powiedział, że jeśli nie dostanie kasy, to coś bardzo złego spotka moją siostrę. Nie miałam pieniędzy, ale nie mogłam pozwolić na to, żeby skrzywdził niewinne dziecko, więc spłaciłam mu dług w inny sposób, domyśla się pani w jaki. 
    Z jej oczu zniknęła ta przeszywająca obojętność. 
    - Jared o wszystkim wiedział, powiedziałam mu o tym na drugi dzień. 
    Dokładnie pamiętałam, jak siedzieliśmy u niego na łóżku, a ja wypłakiwałam mu się w ramię. Byłam pewna, że nazwie mnie dziwką i zostawi, ale zamiast tego, mocno mnie przytulił i powiedział, że już nigdy nie będę musiała robić takich rzeczy. Skoro Jay mi to wybaczył, to dlaczego jego mama nie może tego zrobić? 
    W milczeniu i ze łzami w oczach czekałam na jej reakcję.
    - Zaskoczyłaś mnie tym.
    - Czy dalej uważa mnie pani za nic nie wartą szmatę?  – zapytałam, ledwo powstrzymując łzy.
    - Chroniłaś siostrę, ale nie musiałabyś tego robić, gdyby nie narkotyki.
    - Czyli rozumiem, że cały problem tkwi w moim uzależnieniu, tak?
    - Bardzo się starałam o to, żeby moi synowie wyrośli na porządnych ludzi. Przez kilka lat zmagaliśmy się z pociągiem Jareda do narkotyków. Udało się, przeszliśmy przez to, a teraz znów się zjawiasz w jego życiu.
    - Boi się pani, że przeze mnie znów zacznie brać? 
    - Tak, tego się właśnie boję. Wiem, jak uległy jest Jared wobec ludzi, których kocha. 
    - Świetnie panią rozumiem, ale ja naprawdę nie zamierzam ponownie wciągać Jareda w dragi. Wręcz przeciwnie, chcę aby to on pomógł mi żyć bez nich. Wiem, że tylko Jay może wyciągnąć mnie z tego bagna. Bardzo kocham pani syna i naprawdę ostatnią rzeczą, jakiej dla niego pragnę, jest powrót do nałogu. 
    - Czyli nie zamierzasz znów go zdemoralizować?
    - Nie.
    - Mam taką nadzieję. Każdy zasługuje na szansę, a widzę, jaki Jay jest szczęśliwy, gdy jest z tobą, więc dam ci kredyt zaufania i liczę na to, że nie będę musiała tego żałować.  
    Te słowa sprawiły, że na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Zaraz potem do domu wpadł Shannon. 
    - Wiedziałem, wiedziałem! – zaczął krzyczeć podekscytowany. Tuż za nim wszedł Jared i uśmiechając się, objął mnie i swoją mamę, a ja poczułam się tak, jakbyśmy byli prawdziwą rodziną.






***

 


    Po tym, jak pożegnaliśmy Constance i Shannona, usiadłam na schodkach przed domem i zapaliłam papierosa.
    - Po raz kolejny muszę powiedzieć, że twoja mama bardzo cię kocha.
    - Ciebie w wkrótce też pokocha, zobaczysz. 
    - Chciałabym... Wiesz, tak teraz sobie myślę o Emily. Jestem okropną matką.
    - Nie mów tak.
    - Kiedy to prawda. Założę się, że nawet za mną nie tęskni. Nie odpisała na żaden mój list. 
    - A gdzie ona teraz mieszka? – spytał.
    - Tim przeniósł się z nią do Nowego Jorku. 
    - To wiesz, co zrobimy?
    - Co?
    - Zaraz po poniedziałkowym koncercie polecimy tam, żebyś mogła się z nią zobaczyć. 
    - Mówisz poważnie?
    - Cholernie poważnie. 
    Nie mogłam w to uwierzyć, byłam tak szczęśliwa, że przytuliłam go tak mocno, że ledwo co łapał oddech. 
    - Dobra, już starczy, bo mnie udusisz. - Na ustach Jaya znów pojawił się ten cudowny uśmiech. 
    - Jared, mógłbyś na chwilę do mnie wpaść? – usłyszeliśmy zza płotu, gdy tylko rozluźniłam swój uścisk.
    - Jasne, już idę! – odkrzyknął sąsiadowi, po czym wstał. – Za chwilkę wrócę, a ty w tym czasie przygotuj nam kąpiel – powiedział, całując mnie w usta. 
    Żeby skrócić sobie drogę, przeskoczył ogrodzenie, niestety zahaczył nogą o rosnący za nim żywopłot i jak długi wyłożył się na podwórku sąsiada. 
    - Nic mi nie jest! – krzyknął do mnie, wstając i otrzepując się, po czym zniknął za drzwiami pomalowanego na żółto domu. 
    Właśnie miałam iść do łazienki, gdy usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się i zobaczyłam zbliżającą się w moim kierunku Suzie.
    - Jared właśnie poszedł do sąsiada – powiedziałam, zanim jeszcze zdążyła się odezwać. 
    - Wiem, ale ja nie do niego. Chciałam zapytać, czy nie wpadłabyś do mnie jutro na takie babskie pogaduchy, w końcu będziemy teraz sąsiadkami, więc musimy się lepiej poznać. Kto wie, może się nawet zaprzyjaźnimy?
    - Jasne. - I tak nie miałam tam żadnego towarzystwa oprócz Jareda, a Sue wydawała się całkiem miła. 
    - To jutro o trzynastej u mnie – powiedziała, po czym się pożegnałyśmy. 



***
 


    - Czego ona tu chciała? – zapytał Jay, gdy tylko wrócił. 
    - Kto? Suzie?
    - Tak, widziałem przez okno, jak rozmawiałyście. 
    - Zaprosiła mnie na jutro do siebie. 
    - Chyba się nie zgodziłaś?
    - A niby czemu miałabym się nie zgadzać? – spytałam zdziwiona, przecież Sue była jego przyjaciółką.
    - To wariatka, nie chcę, żebyś się z nią widywała – rzucił w odpowiedzi. 
    - Wydaje się całkiem miła, poza tym nie mam tu innych znajomych. 
    - To możesz zaprosić Marion, albo jak chcesz, zadzwonię do Tomo, żeby przyszedł jutro ze swoją narzeczoną. Vicky to świetna dziewczyna i na pewno się polubicie.
    - Okey, jak chcesz. To daj mi numer Suzie, żebym mogła odwołać nasze spotkanie. 
    Cały czas zastanawiałam się, czemu Jared, aż tak bardzo nie chciał bym się z nią spotkała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz