Jared:
- W poniedziałek gramy w klubie Phila - powiedziałem bratu przez telefon. - Wszystko już załatwiłem.
- Też żeś wybrał dzień.
- Poniedziałek ci nie pasuje?
- Cassie ma wtedy urodziny.
- No to jaki problem? W ramach prezentu będzie miała darmowy koncert.
- Następnym razem pytaj też innych o zdanie.
- To następnym razem sami sobie załatwiajcie koncerty - powiedziałem i rozłączyłem się.
Jak zwykle to samo, nie dość, że załatw, to jeszcze będą marudzić...
Kiedy przejeżdżałem przez swoją ulicę, zobaczyłem Browna machającego na znak, żebym się zatrzymał. Zjechałem na chodnik i otworzyłem drzwiczki.
- Ty pieprzony zasrańcu! Zapłacisz za to, co zrobiłeś! - powiedział, a raczej wykrzyczał, rzucając mnie na maskę. - Jeszcze raz zbliżysz się do którejś z moich córek, to pożałujesz, że się urodziłeś!
- O co ci, człowieku, chodzi?! - zapytałem oszołomiony.
- Ty już dobrze wiesz, o co mi chodzi. Tak cię urządzę, że popamiętasz mnie do końca życia! Gwiazdor od siedmiu boleści się znalazł! - Mówiąc to, uniósł pięść, która zaraz miała spaść na moją twarz, jednak przed ciosem uratował mnie Tom, jego kierowca. Odciągnął go ode mnie, a ja podniosłem się z maski.
- Zobaczysz, Leto, nie ujdzie ci to na sucho! - wrzasnął w moją stronę, a ja wsiadłem do auta i szybko odpaliłem silnik. Nie miałem pojęcia, o co mu chodziło, wiedziałem tylko jedno: gdyby nie Tom, facet zrobiłby mi z twarzy miazgę.
Udało mi się dojechać do domu, jednak wolałem nic nie mówić Mary, nie będę jej niepotrzebnie denerwował.
Zabrałem zakupy i wszedłem do środka. Mary siedziała w sypialni i grała na mojej gitarze, sam ją tego nauczyłem.
Usiadłem obok niej i poprosiłem, żeby mi coś zaśpiewała. Jej palce ułożyły się na gryfie, tworząc akord Dm, a z jej ust wypłynęły słowa autorstwa PJ Harvey.
- My first name Angelene, prettiest mess you've ever seen...
Słuchałem jej bardzo dokładnie. Jej głos był niesamowity, dosyć niski jak na kobietę i bardzo surowy. Wiele razy powtarzałem, że świetnie sprawdziłaby się na wokalu w jakieś punkowej kapeli.
Słowa Dear God, life ain't kind śpiewała z taką autentycznością, że aż czułem, jak moje oczy zaczynają się robić wilgotne. Ta dziewczyna poznała najokrutniejszą stronę życia, a mimo to nadal potrafiła żartować, a przede wszystkim potrafiła kochać.
Spojrzałem na nią, jej palce z ogromną gracją przechodziły z F na C, prawa ręka idealnie wybijała rytm. Oczy miała zamknięte, a z ust wydobywała najpiękniejsze dźwięki na świecie.
Kiedy skończyła swój występ, odstawiła gitarę i wyjęła z kieszeni papierosy.
- Idę do ogrodu zapalić - powiedziała i gdy przechodziła obok mnie, dotknęła dłonią moich ust. Ja cały czas siedziałem jak zahipnotyzowany, ogarnąłem się dopiero, gdy usłyszałem telefon.
- Hej, tu Victor, właśnie robię u siebie imprezę, może byś wpadł?
- Wybacz, ale jestem zajęty.
- Na pewno? Jest dużo fajnych panienek i nawet Sharone.
- Na pewno. Poza tym mówiłeś, że Sharone jest lesbijką.
- Ale dziś jest tak nawalona, że wszystko jej jedno! - usłyszałem.
- Mimo to, jednak podziękuję.
- Będziesz tego żałował, stary.
- Trudno, jakoś to przeżyję - powiedziałem, rozłączając się. Wiedziałem, że imprezy u Vicka zawsze oznaczają świetną zabawę i towarzystwo seksownych pań, ale na co mi one, skoro mam tu swoją Mary? Pomyślałem i poszedłem w stronę ogródka. Siedziała tam i wpatrywała się w niebo, wyglądała tak niewinnie i uroczo, że aż szkoda mi było wyrywać ją z tego stanu, więc stanąłem i tylko się w nią wpatrywałem.
- Jak myślisz, Jerry, czy naprawdę możliwym jest dostanie się w trzydzieści sekund na Marsa? - zapytała, nawet nie odwracając się w moją stronę.
- Wszystko jest możliwe - odparłem i podszedłem do niej.
- Zazdroszczę ci tej wiary. - Wyrzuciła żarzący się niedopałek i wstała z miejsca.
- Gdzie idziesz? - spytałem, łapiąc ją za dłoń.
- Wezmę prysznic i kładę się spać, bo jestem zmęczona. Wygląda na to, że bezsenność mi przeszła - odpowiedziała i po chwili dodała: - Może zaprosimy jutro do siebie Marion? Bardzo ją polubiłam, poza tym wiele jej zawdzięczamy.
- Jasne, zaraz do niej zadzwonię. - Wyjąłem z kieszeni BlackBerry i wybrałem numer Marion, kompletnie zapominając o tym, że jest prawie pierwsza w nocy.
- Tak?
- Cześć, tu Jared, nie miałabyś może ochoty wpaść jutro do mnie? Mary bardzo by chciała się z tobą zobaczyć.
- Na jutro umówiłam się ze swoim chłopakiem.
- Możesz go wziąć ze sobą. Przyda mi się męskie towarzystwo, podczas gdy wy będziecie plotkować.
- To o której mamy przyjść?
- Tak koło czwartej i nie zapomnij wziąć stroju - dodałem i rozłączyłem się.
W sumie ja też bardzo ją polubiłem, więc nie miałem nic przeciwko kolejnemu spotkaniu.
Wszedłem do łóżka, Mary jeszcze nie spała, zapytała, czy zadzwoniłem do Marion.
- Tak, przyjdzie jutro ze swoim chłopakiem.
- Nie wiedziałam, że ma chłopaka.
- Ja też nie - powiedziałem, całując jej ramie i obejmując ją.
- I znowu się nie ogoliłeś...
***
Kiedy rano się obudziłem, poczułem obok siebie puste miejsce. W pierwszej chwili pomyślałem sobie, że to wszystko to był sen, a jej tu tak naprawdę nie ma, jednak uspokoiłem się, gdy zobaczyłem ją stojącą w drzwiach, trzymającą kubek kawy.
- Długo śpisz - rzuciła w moją stronę.
- A która jest? - spytałem, wstając z łóżka.
- Prawie jedenasta.
Normalnie nigdy tak długo nie spałem, ale normalnie nie miałem też obok siebie Mary. Podszedłem do niej, pocałowałem i wziąłem kubek z jej rąk.
- Uważaj...
Nie zdążyła dokończyć, bo właśnie wyplułem, to co miałem w ustach.
- ... gorzka - dodała.
- Jak możesz nie słodzić kawy?
- Patrzenie na ciebie zastępuje mi cukier - odpowiedziała, przesuwając palec po moim torsie. Tylko się uśmiechnąłem i po raz kolejny moje wargi dotknęły jej ust, wkrótce dołączył do nich język, a dłonie zaczęły kierować się ku dołowi, wślizgując się pod koszulę nocną, którą miała na sobie.
- O nie, kochanie - powiedziała, przerywając pocałunek i odsuwając moje ręce od swojego ciała. - Teraz pojedziemy po zakupy, bo nie możemy poczęstować gości samą zieleniną.
- Mary... - powiedziałem z błagalną miną, jednak ta pozostawała nieugięta. Wygląda na to, że o porannym numerku mogę zapomnieć. Wszedłem więc do łazienki, żeby wziąć prysznic i usłyszałem:
- Tylko nie zapomnij się ogolić!
Najpierw mi zarzuca, że wyglądam zniewieściale, a potem sama zabrania mi zapuścić brodę; kobiety...
Dwadzieścia minut później siedzieliśmy już w samochodzie.
- Mogę poprowadzić? - zapytała.
- Nie ma mowy! - odpowiedziałem bez namysłu.
- Przecież dobrze prowadzę.
- Tak, tylko, że jak ostatnim razem dałem ci poprowadzić, to mało co nie zarzygałem sobie auta.
- Nie moja wina, że masz wrażliwy żołądek.
- Każdy ma, kiedy jedzie sto dziewięćdziesiąt na godzinę po wyboistej drodze.
- Jaredku... - powiedziała, robiąc słodką minę i kładąc dłoń na moim udzie, niebezpiecznie zbliżając się do czułego miejsca.
- Nawet nie myśl, że dam ci poprowadzić.
- To nie - odpowiedziała, zabierając rękę.
- Tylko nie mów, że się na mnie obraziłaś.
Nie powiedziała nic, tylko odwróciła się w drugą stronę. Zaśmiałem się i odpaliłem silnik. Jechaliśmy około piętnastu minut, a ona nie odezwała się ani słowem.
- Nie bierz tego do siebie, nikomu nie pozwalam prowadzić swojego samochodu.
- Jasne, boisz się przyznać, że jestem lepszym kierowcą niż ty.
- Kochanie, nikt nie jest lepszym kierowcą ode mnie, a już na pewno nie ty.
- Świnia - powiedziała, uderzając mnie w ramię.
- Za co?!
- Od dzisiaj zaspokajasz się sam, w końcu jesteś we wszystkim najlepszy.
- Tylko żartowałem - próbowałem ratować sytuację.
- Dobra, nie tłumacz się - powiedziała, po czym zaczęła śpiewać: - Dzisiaj jesteś tylko ty i twoja ręka...
- Mary, proszę cię, ja naprawdę nie mówiłem tego na poważnie. Chcesz prowadzić? Proszę bardzo, możemy zamienić się miejscami, nie ma problemu.
- Teraz to sobie możesz - powiedziała, a na jej twarzy zagościł uśmiech zwycięzcy. - Lepiej kup maść na odciski, przyda ci się.
- No chyba nie mówisz serio.
- Nigdy nie byłam bardziej poważna. Zatrzymaj się, po lewej masz supermarket.
Sam nie wiedziałem, czy żartuje, czy naprawdę jest gotowa zrezygnować z seksu, by coś mi udowodnić.
Nie zdążyłem zapytać, bo już wyszła z samochodu i szła po koszyk. Zamknąłem auto i ruszyłem za nią. Z tego wszystkie zapomniałem zabrać okularów z tylnego siedzenia. Mam tylko nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna.
Dogoniłem ją i razem weszliśmy do sklepu.
Jak to typowa kobieta przez pięć minut przyglądała się jednej półce.
- Mary, bo do wieczora stąd nie wyjdziemy.
- Nie marudź, tylko weź czerwone wino.
- Przecież Smith zabronił ci pić alkoholu.
- Wino to nie alkohol.
- A niby co, sok?
W tym momencie poczułem na sobie jej zabójcze spojrzenie, więc wsadziłem butelkę do koszyka i ruszyliśmy dalej.
Kiedy staliśmy przy lodówkach, usłyszałem szepty.
- Ty, to jest Jared Leto?!
- Gdzie?
- No tam, przy lodówce.
- Nie no coś ty, albo nie, poczekaj, to chyba on.
- Nie, dziewczynki, to nie jest Jared Leto - odezwała się Mary. - Jared Leto jest zdecydowanie seksowniejszy niż ten oto osobnik.
Cały czas wbijałem wzrok w pudełeczka z lodami i starałem się nie śmiać. Dziewczyny spojrzały po sobie i jedna z nich powiedziała:
- Mówiłam ci, że to nie on, kretynko.
- Jak one mogły pomylić cię z tym muzykiem? - powiedziała Mary i zrobiła zdziwioną minę.
- Też się nad tym zastanawiam - odpowiedziałem, nie mogąc już dłużej powstrzymać śmiechu. - Czekoladowe.
- Waniliowe - rzuciła.
- Cze... - Spojrzałem na nią. - Dobra, oba. - Wyciągnąłem dwa pojemniki i położyłem je na paczce czipsów.
Kiedy staliśmy już w kolejce przy kasie, sięgnąłem po prezerwatywy.
- A pan czasem o czymś nie zapomniał?
- Mary, nie możesz mi tego robić.
- Czego robić?
- No odmawiać mi... - Tu zamilkłem, ponieważ przed nami i za nami stało sporo osób.
- Odmawiać ci seksu? - powiedziała tak głośno, że skupiła na sobie spojrzenia wszystkich ludzi stojących w kolejce. - Mogę i właśnie to robię.
- Proszę cię, nie przy ludziach - wyszeptałem jej do ucha zażenowany. - Nie możesz tak się na mnie odgrywać za to, że nie dałem ci poprowadzić.
Zignorowała mnie i sięgnęła po paczkę gum do żucia.
- Przepraszam - wydukałem po chwili.
- No, i trzeba było tak od razu - powiedziała z wielkim uśmiechem. - A gumek i tak nie potrzebujemy, bo biorę pigułki.
Ośmieszyła mnie na oczach kilkunastu osób tylko po to, żeby usłyszeć ode mnie głupie przepraszam. Ta kobieta jest po prostu niesamowita.
Marion:
- To gdzie się dzisiaj wybieramy? - zapytał George.
- Do mojego znajomego.
- Jakiego znajomego?
- Nie powiem ci, bo i tak mi nie uwierzysz - rzuciłam, wyjmując z szuflady strój kąpielowy. - Tylko to nałożę i możemy jechać.
- No, ale do kogo jedziemy?
- Do Jareda Leto.
- Jasne, może od razu do Madonny? - powiedział, śmiejąc się.
- Mówiłam, że mi nie uwierzysz...
***
Zatrzymaliśmy się przed domem Jaya i wyszliśmy z auta.
- No powiedz, co to za znajomy.
- No przecież ci mówię, że Jared Leto.
- Z tobą to takie gadanie - powiedział i nacisnął dzwonek.
Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy, kiedy drzwi otworzył mu Jay.
- Cholera, a ja myślałem, że Marion robi sobie ze mnie jaja.
- Mi też miło poznać - powiedział Leto i wpuścił nas do środka.
- Widzisz, niedowiarku? - rzuciłam, szturchając swojego chłopaka.
- Ale skąd ty go znasz? - spytał, nadal będąc w sporym szoku.
- To długa historia.
Weszliśmy do ogródka, gdzie stała Mary.
- Hej - powiedziała i pocałowała mnie w policzek.
- Cześć - odpowiedziałam. - To jest mój chłopak George.
- My się znamy - powiedział.
- Skąd? - zapytałam zaskoczona.
- George jest bratem mojego byłego męża - rzuciła Mary, witając się z nim.
Czyżby to ona była przyczyną, dla której Cobb nie rozmawia ze swoim bratem?
Spojrzałam na Jareda, który był tak samo zaskoczony jak ja, jednak po chwili milczenia powiedział, żebyśmy siadali. Było widać, że jest nieco skrępowany zaistniałą sytuacją, więc zaczęłam rozmowę.
- I jak wam się razem mieszka?
- Póki co jest dobrze - powiedziała Mary, siadając Jaredowi na kolanach. - Prawda, kochanie?
- Prawda. Boję się tylko, że niedługo będzie tu bardziej kolorowo niż w cyrku.
- No powiedź, Marion, czy nie jest przyjemniej, kiedy wszędzie jest pełno kolorów, a nie sama biel?
- Zdecydowanie jest - powiedziałam i spojrzałam na Jaya, którego głowa leżała na jej ramieniu i poczułam ogarniający mnie smutek. Nie zniosę dłużej tego widoku. - Przepraszam, ale gdzie tu jest toaleta? - zapytałam.
- Zaprowadzę cię - powiedziała Mary i obie wstałyśmy od stołu. - Dobrze wybrałaś, George to naprawdę świetny chłopak.
Więc sobie go weź, a mi oddaj Jareda, pomyślałam, ale zachowałam to dla siebie.
- Fakt, jest naprawdę cudowny.
- Łazienka jest za tamtymi drzwiami. - Wskazała je i wróciła do ogródka, a ja weszłam do wyłożonego kremowymi kafelkami pomieszczenia. Usiadłam na rogu wanny i zaczęłam płakać. Tak bardzo chciałabym być teraz nią, móc go całować, przytulać, po prostu z nim być...
Uspokoiłam się po krótkiej chwili i przemyłam twarz zimną wodą, tak żeby nie było widać, że płakałam.
Kiedy już miałam pewność, że nikt nie zorientuje się, co tu robiłam, wyszłam i usiadłam na miejscu, które wcześniej zajmowałam.
Przez cały czas czułam na sobie, a to dłoń, a to usta George'a i odnosiłam wrażenie, jakoby robił to na pokaz, jednak nie chciałam urazić jego męskiej dumy, więc pozwalałam mu na to.
Jared właśnie zdjął z grilla szaszłyki i kiełbaski, rozłożył je na naszych talerzach, a sam zabrał się za konsumowanie sałatki.
- Nie wiem, jak on tak może - powiedziała Mary, przełykając kolejny kęs usmażonej kiełbaski. - Rozumiem kochać zwierzęta, ale żeby, aż do tego stopnia, by odmawiać sobie mięsa?
- Kwestia przyzwyczajenia - odpowiedział jej Jared z szerokim uśmiechem. Byłam pewna, że walnie jej wykład z ekologii, a tu nic. Przy niej był strasznie pokorny i zupełnie nie przypominał tego chama z przerośniętym ego, na jakiego pozował.
Kiedy tylko zjedliśmy to, co Jay przygotował na grillu, Mary przyniosła desery lodowe i schłodzone wino.
Była zupełnie inna niż w ośrodku, pełna życia i energii. W końcu była szczęśliwa.
- No to teraz czas popływać - rzucił Jared i pociągnął mnie i Mary w stronę basenu. Za nim wstał George i przyglądał się, jak ten usiłuje wepchnąć nas do wody.
Gdy w końcu mu się to udało, sam do nas dołączył.
- A ty co, z cukru jesteś? - zawołała Mary w stronę Cobba. - No dalej, wskakuj!
Posłuchał jej i po trzech sekundach był już wśród nas.
***
- Dziękujemy za miły wieczór - powiedziałam, gdy opuszczaliśmy dom Jareda.
- To my dziękujemy. W poniedziałek gramy w Red Light, mam nadzieję, że was nie zabraknie.
- W życiu nie odpuściłabym sobie koncertu 30 Seconds to Mars - odpowiedziałam, uśmiechając się.
- W takim razie w sobotę podrzucę wam wejściówki. - Przytulił mnie na pożegnanie, a z moim chłopakiem wymienił uścisk dłoni.
Mary:
- To z nim miałaś romans? - zapytał Jared, gdy byliśmy już sami.
- To nie był romans. Raz się z nim przespałam.
- On by to chętnie powtórzył.
- Co ty wygadujesz?
- Nie widziałaś, jak na ciebie patrzył?
- On tak patrzy na wszystkich.
- Na mnie nie.
- Najwyraźniej nie jesteś w jego typie - powiedziałam, wymijając go i wyszłam na zewnątrz.
- Nie moja wina, że jestem o ciebie cholernie zazdrosny - powiedział, zachodząc mnie od tyłu.
- Naprawdę nie masz powodów do zazdrości, on nic dla mnie nie znaczył - oznajmiłam, gasząc papierosa.
- Wiem, skarbie. - Jego wargi zaczęły delikatnie muskać moją skórę, a ja poczułam znajomy dreszcz. Dłonie przesuwały się w dół mojego odkrytego brzucha.
- Chodźmy do sypialni - wyszeptałam i złapałam go za rękę.
Kiedy już tam byliśmy, położył mnie na łóżku i zaczął rozpinać górę od mojego stroju.
Jego usta były skupione na moich piersiach, a moje palce plątały się między jego krótkimi włosami.
Już po chwili czułam, jak po moich nogach zjeżdża dół kostiumu kąpielowego. Miałam pewność, że będziemy to robić delikatnie i powoli, w sumie nawet tego chciałam. Dziś pragnęłam czułości, a nie dzikiego seksu, jednak gdy tylko poczułam go w sobie, wiedziałam, że on ma ochotę na coś innego.
Tak czy inaczej będzie mi dobrze, więc oddałam się chwili.
Było dobrze, dopóki nie poczułam silnego bólu w lewym nadgarstku, na którym zaciśnięta była dłoń Jareda. Syknęłam, jednak on zdawał się tego nie słyszeć, bo ucisk się nie rozluźniał, a wręcz przeciwnie, stawał się coraz mocniejszy.
- Jared, to boli - powiedziałam, wskazując wzrokiem na swoją rękę.
- Przesadzasz - odparł i dalej robił swoje, jednak mi to przestało już sprawiać przyjemność.
- Cholera jasna, puszczaj! - rzuciłam i wolną ręką uderzyłam go w twarz, co zmusiło go do zaprzestania. - Co to, do cholery, miało być?! - wrzasnęłam, masując obolały nadgarstek. - Nie jestem jakąś pieprzoną groupie, tylko twoją dziewczyną!
- Przepraszam nie wiem, co w mnie wstąpiło - powiedział, ukrywając twarz w dłoniach.
- Ja też nie wiem. Ostatnio mało brakowało abyś mnie udusił. Tak możesz rżnąć dziwki, ale nie mnie!
- Naprawdę nie chciałem.
- Nie chciałem, nie chciałem, gdybyś nie chciał, to byś tego tak nie robił!
- Następnym razem będę delikatny, obiecuję - rzucił łamiącym się głosem i położył mi dłoń na plecach, ja jednak się odsunęłam.
- Następnym razem? Jeśli od dziś tak ma wyglądać nasz seks, to chyba jednak wolę żyć w celibacie - oznajmiłam i wstałam z łóżka.
- Dokąd idziesz?
- Dzisiaj się prześpię na kanapie.
- Proszę cię, obiecuję, że nie będę robił tego w taki sposób.
Nie wierzyłam mu, więc mimo prośby wyszłam z sypialni.
Nigdy nie spodziewałam się tego, że nie będę miała ochoty na towarzystwo Jareda. Może odnowienie związku to był błąd? Może faktycznie pod wpływem sławy Jared wyzbył się swojego człowieczeństwa? Może ja byłam zakochana w jego wspomnieniu; nie w tym, jaki jest, a w tym, jaki był?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz