Jared:
Po powrocie do domu zdecydowałem się na rozmowę z Lucy. Im szybciej jej to powiem, tym lepiej.
Napisałem do niej i po dwudziestu minutach już u mnie była.
Gdy tylko weszła, zaczęła mnie całować. Kiedy zorientowała się, że nie odwzajemniam jej pocałunków, zapytała mnie, co się stało.
- Usiądź, muszę powiedzieć ci o czymś bardzo ważnym.
- Emma już mi wszystko wyjaśniła. Przemyślałam to i już nie jestem na ciebie zła, bo wiem, że zrobiłeś to dla dobra naszego związku. - Poczułem jej ręce pod swoją koszulką.
- Proszę cię, przestań - powiedziałem, odsuwając jej dłonie od swojego brzucha. Spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, po czym zajęła wskazane przeze mnie miejsce.
- Mów - zachęciła mnie.
- Jesteś naprawdę wspaniałą osobą i bardzo, ale to bardzo mi się podobasz. Jesteś niesamowicie seksowna i działasz na mnie jak mało kto...
- Kotku, przecież wiesz, że nie musisz mi tego mówić, bo i tak ci nie odmówię. - Mówiąc to, zbliżyła się i zaczęła mi rozpinać mi rozporek. Szybkim ruchem się od niej odsunąłem. - Co się z tobą dzieje?! - zapytała poirytowana.
- Powiedziałabym ci, gdybyś przestała się tak co chwilę na mnie rzucać!
- Naprawdę cię nie rozumiem. Najpierw sam prosisz, bym do ciebie przyszła, a potem nie pozwalasz się dotknąć.
- Zadzwoniłem, bo chciałem porozmawiać, a nie uprawiać seks.
- Okey, w takim razie porozmawiajmy. Znowu wpadłeś na jakiś genialny pomysł? - W jej głosie można było wyczuć nutkę ironii.
- Musisz to robić? Przestań być złośliwa i mnie w końcu posłuchaj! - niekontrolowanie podniosłem głos.
- Przestań na mnie wrzeszczeć! Jeśli tak ma wyglądać ta rozmowa... - Już podnosiła się z kanapy, ale złapałem ją za rękę.
- Przepraszam, chcę po prostu, żebyś mnie wysłuchała.
Lucy usiadła z powrotem.
- Więc słucham.
- Naprawdę chciałem dać nam szansę, chciałem być z tobą, ale...
- Tak, jak zwykle jest jakieś ale. - Do jej oczu napłynęły łzy. - Zrywasz ze mną, tak?
- Nie chciałem tak szybko tego kończyć.
- Więc dlaczego to robisz?
- Kiedy miałem siedemnaście lat, poznałem pewną dziewczynę. Byliśmy ze sobą trzy lata, potem się rozstaliśmy. Ona została w Waszyngtonie, a ja przeniosłem się tutaj, później dowiedziałem się, że umarła.
- Po co mi to wszystko mówisz?
- Daj mi dokończyć. Dwa dni temu powiedziano mi, że jednak żyje i jest teraz w Los Angeles. Dziś się z nią spotkałem i postanowiliśmy do siebie wrócić.
- Czyli zostawiasz mnie dla innej? - Łzy spłynęły po jej policzkach i wylądowały na poduszce.
- Wiesz, że normalnie nie zostawiłbym cię dla żadnej innej, ale Mary jest miłością mojego życia.
- Rozumiem - powiedziała, jednak z jej twarzy wyczytałem, że miała do mnie ogromny żal.
- Jeszcze raz bardzo cię przepraszam - powiedziałam i ją objąłem. Nie wyrywała się, wręcz przeciwnie, jej ramiona mocno zacisnęły się wokół mojego torsu.
- Pobrudziłam ci koszulkę - oznajmiła, gdy tylko nasz uścisk się rozluźnił. Faktycznie na białym materiale pojawiły się czarne plamy. - A na opakowaniu pisało, że jest wodoodporny. - Wymusiła śmiech, po czym spojrzała mi w oczy. - Mogę cię pocałować ten ostatni raz?
Nie odpowiedziałem, tylko pochyliłem się i kiedy jej twarz była blisko mojej, nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku.
Wyprostowałem się, a Lucy wzięła torebkę i ruszyła w stronę wyjścia.
- W razie gdyby wam nie wyszło, to wiesz, gdzie mnie szukać - powiedziała, po czym wyszła. Gdy tylko drzwi się zamknęły, odetchnąłem z ulgą. Zareagowała dużo łagodniej, niż się tego spodziewałem.
***
Już miałem iść pod prysznic, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Zastanawiałem się, kto to może być o tej porze. Normalnie pomyślałbym, że to Shannon, ale on był teraz zbyt zajęty nadrabianiem zaległości z Cassie.
Nacisnąłem klamkę i przede mną stanęła Suzie. Jeszcze tej mi tu brakowało.
- Czego chcesz? - zapytałem chłodnym tonem.
- Chcę cię przeprosić - odpowiedziała.
- Wiesz, gdzie mam twoje przeprosiny?
- Błagam cię.
- Wiesz co? Idź do domu i przestań mnie nachodzić. Nie chcę cię tu więcej widzieć, rozumiesz?
- Nie możesz po tym wszystkim mnie tak zostawić.
- Po czym wszystkim? Co ty, do cholery, wygadujesz? - Ta dziewczyna naprawdę zaczynała mnie przerażać.
- Jared, ja wiem, że mnie kochasz. Nie musisz tego dłużej ukrywać. Dobrze wiesz, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
- Nie wiem, co bierzesz, ale lepiej przestań, bo z tego, co widzę, masz jakieś pieprzone urojenia! - powiedziałem, po czym zatrzasnąłem drzwi i przekręciłem klucz. Jeszcze jedna taka akcja i naprawdę wystąpię o zakaz zbliżania. Nie rozumiem, skąd biorą się tacy ludzie.
O trzeciej w nocy obudził mnie dzwoniący telefon.
- Błagam cię wpuść mnie do środka, chcę tylko z tobą porozmawiać. Nie rób mi tego, proszę cię. Ja chcę tylko ci wszystko wyjaśnić.
Ta wariatka cały czas siedziała pod moim domem, ale ja nie miałem zamiaru z nią rozmawiać. Rozłączyłem się i wyłączyłem Blackberry.
Kiedy próbowałem zasnąć, za oknem usłyszałem głośny krzyk. Zaraz postawi na nogi całą okolicę, więc żeby zaoszczędzić sobie wstydu, wstałem z łóżka i ruszyłem w stronę drzwi. Wyszedłem przed dom w samych bokserkach i silnym ruchem wciągnąłem ją do środka.
- Co ci się stało w plecy? - zapytała, kiedy byliśmy już w środku.
- Nie twój interes - odpowiedziałem jej.
- Ta szmata, która tu do ciebie przychodzi chyba lubi na ostro.
- Licz się ze słowami - rzuciłem groźnie w jej stronę. - Mów, co masz mówić i wypierdalaj stąd.
- Dlaczego jesteś dla mnie taki niemiły? - Mówiła i patrzyła na mnie jakby była niezrównoważona psychicznie. - Ja chcę tylko, żebyś mnie kochał.
- Ty naprawdę jesteś stuknięta. Co mam zrobić, żebyś w końcu się ode mnie odczepiła?!
- Chcę, żebyś się ze mną kochał - powiedziała i położyła rękę na moim kroczu.
- Mam cię zerżnąć? Proszę bardzo! - krzyknąłem i pchnąłem ją na stół, ściskając dłoń na jej szyi. Chciałem potraktować ją tak, żeby przez tydzień nie mogła siadać, ale po chwili uświadomiłem sobie, że nie jest warta wyrzutów sumienia, więc ją puściłem. - Idź stąd.
- Ale jeszcze do niczego nie doszło.
- I do niczego nie dojdzie! - Mówiąc to, po raz kolejny ścisnąłem jej ramię i wypchnąłem ją za drzwi.
Kiedy ona się w końcu da mi spokój?
Z całych tych nerwów wypiłem trzy szklanki whiskey i zasnąłem.
Marion:
Rano obudziło mnie szarpanie Harry'ego.
- Nie chcę ci nic mówić, ale od półtorej godziny powinnaś być już w ośrodku.
- Cholera jasna! - rzuciłam i szybko zerwałam się z łóżka. Wskoczyłam do łazienki i po dziesięciu minutach byłam już w drodze. -No to mam przesrane - powiedziałam sama do siebie. - Zachciało jej się imprez w środku tygodnia.
Wpadłam do gabinetu doktora, ale zamiast Mary zastałam tam młodego chłopaka.
- Z Mary skończyłem piętnaście minut temu.
- Bardzo pana przepraszam, ale zepsuł mi się budzik. - Byłam na siebie zła, bo dzisiaj to ja miałam przeprowadzać rozmowę z naszą pacjentką. Spojrzałam na doktora i położyłam mu na biurku swoje zadanie domowe.
- Jak chcesz, możesz teraz z nią porozmawiać - odezwał się Smith. - Poza tym miałaś racje, to spotkanie wyjątkowo dobrze na nią wpłynęło. Nigdy wcześniej nie widziałem jej takiej szczęśliwiej .
- Cieszę się - odpowiedziałam, po czym opuściłam gabinet. Zastanawiałam się teraz, czy iść do Mary, czy lepiej wracać do domu. Nie miałam ochoty wysłuchiwać jej relacji ze spotkania z Jaredem.
Czyżbym była zazdrosna? Tak i to jak cholera!
Już miałam wychodzić, gdy usłyszałam jej głos.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłaś. Dzięki tobie znów go zobaczyłam. Jesteś moim aniołem, Marion.
To już drugi raz. Może faktycznie powinnam wytatuować sobie tego aniołka?
- Drobiazg - rzuciłam .
- Wcale nie drobiazg . Uratowałaś mi życie!
- Chyba jednak trochę przesadzasz.
- Wcale nie. Dzięki tobie odzyskałam miłość swojego życia.
Zaraz, zaraz, czyżby oni do siebie wrócili?!
- Jay powiedział, że po terapii zabierze mnie do siebie. Zacznę nowe życie, a to wszystko twoja zasługa - powiedziała i przytuliła się do mnie.
W tym momencie wszystkie moje nadzieje na zostanie panią Leto rozprysły się na milion kawałków. Czułam, że zaraz pęknie mi serce, ale nie dawałam tego po sobie poznać.
- Mam nadzieję, że tym razem nikt was nie rozdzieli.
- Ja też. Powiedział mi, że się ze mną ożeni.
Czy ona chce, żebym ją znienawidziła?
Błagam przestań mówić o Jayu, bo umrę! pomyślałam sobie i przygryzłam wargi, żeby czasem nie wypowiedzieć tego na głos.
- Przepraszam cię, ale naprawdę muszę już iść - powiedziałam, wymuszając uśmiech i ruszyłam w stronę wyjścia.
Kiedy siedziałam już w samochodzie, nie wytrzymałam i zalałam się łzami jak małe dziecko. Nie mogłam znieść myśli, że będzie teraz z nią i to wszystko przeze mnie. Gdybym wtedy zostawiła te papiery w kuchni, on by ich nie zobaczył i może wszystko potoczyłoby się inaczej.
Uderzyłam głową w kierownicę i leżałam w takiej pozycji, dopóki nie usłyszałam swojego telefonu.
Boże, błagam, żeby to był Jared, powiedziałam w myślach, po czym z wielką nadzieją spojrzałam na ekranik LG. Niestety, zamiast numeru zastrzeżonego, wyświetliło się na nim imię George.
Otarłam łzy i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Słucham?
- Marion, tu George, co powiedziałabyś na wspólną kolację? Oczywiście, jeśli odmówisz, nie będę miał do ciebie żalu, w końcu znamy się dopiero jeden dzień.
- Czemu nie - odpowiedziałam.
- To gdzie i o której? - zapytał.
- O ósmej u mnie. Pamiętasz, jak trafić, czy podać ci adres?
- Nie trzeba, pamiętam. W takim razie do zobaczenia.
Sama nie wiedziałam, dlaczego się zgodziłam na to spotkanie, przecież tak naprawdę nie miałam na nie ochoty, ale musiałam zacząć się z kimś spotykać, żeby w końcu zapomnieć o Jaredzie.
***
Harry, jak w każdy piątek, wybrał się na imprezę, a Alice poszła na randkę z Dannym, więc będę sam na sam z Georgem.
Właśnie wyjmowałam kurczaka z piekarnika, gdy usłyszałam dzwonek. Otworzyłam drzwi i pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, był duży bukiet kwiatów.
- Skąd wiedziałeś, że lubię róże? - zapytałam, gdy byliśmy już w środku.
- Strzelałem - odpowiedział, a ja w tym czasie wstawiłam kwiaty do wazonu. - Podobają ci się?
- Są piękne - powiedziałam i zaprosiłam go do stołu.
Kolację zjedliśmy w bardzo wesołej atmosferze.
- A ty masz rodzeństwo? - zapytałam, gdy skończyłam opowiadać mu o tym, jak moja siostra przykuła się kajdankami do kaloryfera.
- Mam dwóch starszych braci.
- Najmłodszy. Pewnie byłeś pupilkiem rodziców.
- W sumie tak, bo gdy się urodziłem, mój najstarszy brat skończył dwadzieścia lat i wyjechał na studia, a średni, który miał szesnaście, często jeździł na różne zawody, więc rodzice rozpieszczali mnie do granic możliwości.
- Masz dobry kontakt z swoimi braćmi?
- Sam mieszka w Chicago, ale praktycznie codziennie do siebie dzwonimy, a z Timem nie odzywam się od roku, po tym, jak zbyt dużo połączyło mnie z jego byłą już żoną, ale wolałbym o tym nie mówić.
- Okey, nie nalegam.
Uśmiechnął się i spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami.
- Masz bardzo ładne usta - powiedział po chwili.
- Dzięki, twoje też są niczego sobie.
W tym momencie jego dłoń dotknęła mojego policzka i poczułam, jak jego twarz zbliża się do mojej. Po sekundzie jego usta dotknęły moich. Były typowo męskie, nie to co delikatne wargi Jareda.
Cholera, znowu o nim pomyślałam!
George wyczuł, że coś jest nie tak i przerwał pocałunek.
- Czyżbym był zbyt nachalny? - zapytał.
- Nie - odpowiedziałam, po czym postanowiłam kontynuować to, co zaczęliśmy.
Po krótkim czasie jego wargi z moich ust przeniosły się na szyję, a następnie na dekolt. Już miał mi rozpinać bluzkę, gdy zadzwonił mój telefon. Niezdarnie wyjęłam go z kieszeni i odsunęłam od siebie głowę swojego towarzysza.
- Dzwonię, żeby jeszcze raz podziękować ci za umożliwienie mi spotkania z Mary. Nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie znaczyło.
- Domyślam się - powiedziałam, rozkoszując się brzmieniem jego cudownego głosu.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
- Nie, no coś ty.
- Chciałem jeszcze zapytać, kiedy mógłbym się zrewanżować.
- Jutro jest sobota, więc mam wolne, ale nie wiem jak ty.
- Ja teraz praktycznie codziennie mam wolne. To przyjedź jutro do mnie tak koło trzeciej, robię naprawdę świetną kawę.
- Nie wątpię - odpowiedziałam, śmiejąc się,
- To będę czekał.
- I pamiętaj o koncercie. Mam nadzieję, że tym razem nie zapomnisz setlisty.
- Postaram się, a, nie podałem ci adresu.
- Wezmę go od Alice.
- W takim razie do zobaczenia jutro.
- Pa - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
- To ja już będę się zbierał - powiedział George. - Mam nadzieję, że któregoś razu to powtórzymy.
- Ja też.
- Może wybierzemy się do kina w niedzielę? - zaproponował.
- Pewnie, ale ja wybieram film - powiedziałam i odprowadziłam go do drzwi.
- Do niedzieli - powiedział, składając pocałunek na moich ustach, jednak ja byłam zbyt podekscytowana myślą o jutrzejszym spotkaniu z Jaredem, by go odwzajemnić.
Gdy tylko zamknęłam drzwi, wydobyłam z siebie okrzyk radości. Wiedziałam, że owe spotkanie nie skończy się tak jak poprzednie, ale mimo to i tak cieszyłam się z tego, że będę mogła z nim spędzić trochę czasu i to jeszcze u niego w domu. No właśnie, muszę zadzwonić do Alice.
- Al, wybacz, że przeszkadzam, ale mogłabyś mi podać adres Jareda?
- A co, zaprosił cię do siebie?
- Tak.
- Tylko pamiętaj, nie pozwól mu się puknąć bez gumki, w końcu nie wiadomo, co mógł złapać od tych wszystkich groupies.
- Alice! - skarciłam ją.
- No co, taka prawda. Nie wiesz, z kim Leto zabawia się po koncertach.
Gdyby przez telefon można było zabić, moja przyjaciółka właśnie byłaby martwa.
- To podasz mi ten adres? - pospieszyłam ją
- Jasne.
Zanotowałam wszystko i dziękując, rozłączyłam się.
Ciekawe, ile fanek może pochwalić się tym, że Jay zaprosił je do siebie?
Pewnie dużo, usłyszałam w swojej głowie.
Czasami mózg płatał mi tego typu figle i starał się mnie zdołować, gdy byłam ogromnie szczęśliwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz