środa, 18 listopada 2020

017. Gdyby nie jej troska, nie byłbyś teraz tym, kim jesteś

Jared:

    Weszła do gabinetu z uśmiechem na ustach, który zamienił się w osłupienie, gdy tylko mnie zobaczyła. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła wydobyć z siebie słowa, zresztą tak samo jak ja. 
    Staliśmy tak i patrzyliśmy na siebie, aż w końcu Mary podeszła do mnie i wtuliła się w moje ramiona.
    Gdyby moje życie  dobiegło teraz końca, umarłbym jako najszczęśliwszy człowiek na świecie. 
    - Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę - wydusiłem i przytuliłem ją jeszcze mocnej, ale w tym momencie ona się odsunęła. Wtedy mogłem się jej dokładnie przyjrzeć. Nie licząc tego, że na jej twarzy było kilka pojedynczych wgłębień,  wyglądała zupełnie tak jak wtedy, kiedy widziałem ją po raz ostatni, tyle tylko, że teraz jest zdecydowanie chudsza i bledsza. Patrzyła na mnie wzrokiem pełnym żalu.
    - Dlaczego wtedy nie przyjechałeś do szpitala? Czekałam na ciebie - odezwała się po raz pierwszy od wejścia. 
    - Nie wiedziałem, że tam jesteś. Mama... - W tym momencie ogarnęła mnie wściekłość, nad którą jednak zapanowałem. - Mama powiedziała mi, że nie żyjesz.
    - Co?! Myślałeś, że umarłam? - zapytała zszokowana.
    - Tak - odpowiedziałem, patrząc jej w oczy. - Dobrze wiesz, że gdybym znał prawdę, od razu rzuciłbym wszystko i do ciebie pojechał. Nawet nie wiesz, jak... - Nie dokończyłem, bo właśnie poczułem jej język w swoich ustach. Objąłem ją i odwzajemniłem pocałunek. 
    Kiedy jej usta oddaliły się od moich, zdałem sobie sprawę, że to właśnie ich brakowało mi przez te wszystkie lata. Brakowało mi jej smaku, zapachu i dotyku. Nie myślałem, że jeszcze kiedykolwiek będzie mi dane znów to poczuć. 
    Mary podeszła do uchylonego okna i zapaliła papierosa. Jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w jej zapadające się z każdym zaciągnięciem policzki.
    - Twoja mama chyba naprawdę bardzo cię kocha.
    - Kocha? Po tym, jak mnie oszukała, szczerze w to wątpię - odpowiedziałem, przenosząc wzrok na jej oczy, które patrzyły za okno.
    - Nie mów tak. Zrobiła to dla twojego dobra.
    - Nie no, czy wy wszyscy się zmówiliście? Najpierw ona, potem Shannon, a teraz ty - powiedziałem podnosząc głos.
    - Taka jest prawda, Jared. Gdyby nie jej troska, nie byłbyś teraz tym, kim jesteś.
    - Ale byłbym z tobą -  odpowiedziałem już zdecydowanie spokojniej.
    - A co za życie miałbyś ze mną? Pewnie tak samo jak ja, byłbyś teraz skończonym ćpunem bez żadnych perspektyw i zmarnowałbyś swój talent, a tego bym sobie nie wybaczyła.
    - Ale miałbym ciebie. - Podszedłem do niej, kładąc dłoń na jej ramieniu. 
    - Czy posiadanie mnie u swojego boku byłoby warte rezygnacji ze spełnionego marzenia? Przecież właśnie o tym marzyłeś, o scenie, fanach, płytach.
    - Niby tak, ale nie spodziewałem się, że to wszystko tak naprawdę jest nic nie warte, gdy nie ma się tym z kim dzielić.
    - Przecież masz narzeczoną - odpowiedziała. 
    Tak, na śmierć zapomniałem, że Marion zapewne wcześniej powiedziała jej o tym, co napisałem na naszej stronie.
    - Nie mam. To był tylko taki zabieg medialny.
    - Ale jakąś dziewczynę na pewno masz. 
    Nie wiedziałem, czy mówić jej o Lucy, przecież i tak teraz jest na mnie obrażona, więc po co mam smucić Mary.
    - Nie mam.
    - Nie wierzę, że żyjesz w celibacie. 
    - Od czego są groupies?
    - Powiedział to ten, który zarzekał się, że nigdy nie mógłby przespać się z fanką.
    Od razu przypomniała mi się nasza pierwsza, długa rozmowa. Faktycznie, mówiłem coś takiego.
    - Wtedy byłem zakompleksionym dzieciakiem, a teraz...
    - Teraz jesteś Jared pieprzony Leto, bóg seksu - powiedziała, gasząc papierosa i usiadła na parapecie.
    - Oglądałaś Autostradę.
    - Jak mogłabym nie obejrzeć ciebie paradującego z nagim torsem, pukającego żonę szefa. - Po raz kolejny się zaśmiała, a w mojej głowie zaczęły pojawiać się obrazki z przeszłości. 
    Nagle zmieniłem ton i zadałem jej pytanie, które nurtowało mnie od osiemnastu lat.
    - Dlaczego wtedy ze mną zerwałaś? 
    Na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie.
    - Musimy teraz o tym rozmawiać?
    - Chyba tyle mi możesz powiedzieć.
    - Chciałabym, ale to nie jest dobry moment. - Znów odwróciła wzrok w stronę podwórza. Położyłem dłonie na jej twarzy, odwróciłem w swoją stronę i spojrzałem jej głęboko w oczy.
    - Proszę cię, powiedź dlaczego, bo z tego, co widzę, wcale nie zrobiłaś tego dlatego, że przestałaś mnie kochać. 
    Jej oczy napełniły się łzami.
    - Twoja mama mnie o to poprosiła - niemalże wyszeptała.
    - Mogłem się domyślić, że maczała w tym palce - powiedziałem, odsuwając się do okna. - Ale dlaczego jej posłuchałaś?
    - Nie wiem. Powiedziała mi, że jeśli się stamtąd wyniesiesz, będziesz kimś, ale nie stanie się to, dopóki będziesz ze mną. Za bardzo cię kochałam, by móc pozwolić na to, byś przeze mnie zmarnował sobie życie. - Mówiąc to, złapała mnie za rękę. - Wiedziałam, że ma rację, więc zrobiłam to, o co mnie poprosiła, rozstałam się z tobą.
    - A gdyby poprosiła cię o to, żebyś skoczyła z mostu, skoczyłabyś?
    - Jeśli to pomogłoby ci wyrwać się z nałogu i ocaliło życie, tak, skoczyłabym. - Po jej policzku spłynęła łza. To była najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszałem. Znów się do niej zbliżyłem i otarłem jej łzy.  
    - Nie płacz. Wylałaś wystarczająco dużo łez. Już nigdy więcej nie chcę cię widzieć smutnej - mówiłem, delikatnie gładząc jej twarz. Była taka piękna. - Obiecaj, że dzisiaj płaczesz po raz ostatni.
    - Nie mogę ci tego obiecać.
    - Możesz.
    - Nie mam dla kogo być szczęśliwa - odpowiedziała, wtulając twarz w moje dłonie.
    - Masz.
    - Dla kogo?
    - Dla mnie. Chcę, żebyś uśmiechała się dla mnie.
    - Przecież jutro i tak wrócisz do swojego życia, a ja do swojego.
    - Nie, Mary, nie ma mojego i twojego, jest nasze życie.
    - Co mam przez to rozumieć? - zapytała.
    - To, że chcę, żebyś po terapii ze mną zamieszkała.
    - Mówisz poważnie?
    - Jak najbardziej. Nawet nie myśl, że po raz kolejny pozwolę ci odejść. Zobaczysz, że dotrzymam swojej dawnej obietnicy.
    - Jakiej obietnicy?
    - Podczas pierwszej nocy w naszym wspólnym mieszkaniu powiedziałem ci, że kiedyś się z tobą ożenię i zamierzam dotrzymać słowa. Któregoś dnia wymienimy się obrączkami, przysięgam ci to.
    - A ja przysięgam, że już nigdy więcej nie zobaczysz mnie na haju. - Mówiąc to, przytuliła się do mnie tak mocno, jak na samym początku naszej rozmowy. 
    - Kocham cię, Mary, zawsze cię kochałem i zawszę będę.
    - Do samego końca - dodała, delikatnie dotykając mojej wargi. 



***


    - Przepraszam, że przeszkadzam, ale za chwilę mam kolejnego pacjenta, więc proponuję, abyście przeszli do pokoju Mary - powiedział doktor Smith, wchodząc do swojego gabinetu. - Wszystko jest załatwione i nikt wam nie będzie przeszkadzał.
    - Już idziemy - powiedziałem i złapałem dłoń Mary.
    Sala, w której tymczasowo pomieszkiwała, nie była zbyt duża. Mieściło się w niej jedynie łóżko, niewielki stolik, dwa krzesła i jeszcze jeden stoliczek, na którym stał odtwarzacz CD.
    - Jak chcesz, mogę pożyczyć ci kilka płyt.
    - Przydałoby się, bo słuchanie cały czas tych samych jest nieco nudne. Poza tym i tak nie mam ich za dużo. 
    W jej skromnej kolekcji zauważyłem wszystkie płyty mojego zespołu, In Utero Nirvany, dwa krążki AC/DC i jedną składankę, która akurat była w odtwarzaczu. Nacisnąłem play i usłyszałem znajomy utwór: The Best Years of Our Lives.
    - Słyszałem to kilka lat temu i miałem wrażenie, że ktoś użył moich uczuć do napisania tej piosenki. Dokładnie tak się czułem parę lat po naszym rozstaniu.
    - Ja też. - Znów poczułem ją w swoich ramionach. - Zatańczymy?
    - Wiesz, że nie umiem.
    - Nauczę cię - powiedziała i po chwili poruszaliśmy się w rytm piosenki, której słowa doskonale rozumiałem. 
    Nawet nie wiem kiedy, znaleźliśmy na łóżku. Zdjąłem jej bluzkę i przesunąłem dłoń wzdłuż jej pleców. Pod palcami wyczułem kilka blizn, których pochodzenie było mi dobrze znane. 
Tę największą zostawił metalowy pręt, tuż pod nią znajdowała się ta, której przyczyną była klamra skórzanego paska. Znałem jej ciało na pamięć, każdy jego milimetr, nowością były jedynie niektóre tatuaże.  
    Jej kości były nieco bardziej wyczuwalne niż kiedyś, ale nie przeszkadzało mi to. Całowałem każdy fragment jej skóry, wyczuwając przeszywające ją dreszcze. Zwykle nie oszczędzaliśmy się w łóżku, ale dziś chciałem być dla niej delikatny i czuły, bo wiedziałem, że właśnie tego jej teraz potrzeba. 
    Kiedy poczułem, że jest już gotowa, rozchyliłem jej uda i wszedłem w nią najdelikatniej jak tylko potrafiłem.  Wykonywałem wolne, ale pewne ruchy, cały czas obserwując jej twarz. 
    Jej palce wędrowały po moich plecach, a gdy tylko nadszedł punkt kulminacyjny, paznokcie zatopiły się w mojej skórze. Nie czułem bólu tylko nieopisaną rozkosz, której nie potrafiła dać mi żadna inna. 
    Usłyszałem jej cichy jęk, który zawsze sprawiał, że ogarniały mnie dreszcze. Położyłem się obok niej, dotykając jej ust palcami.
    - Kocham to, jak tańczysz - powiedziała, uśmiechając się - To jedyny haj, na którym od dzisiaj chcę być. - Położyła głowę na moim ramieniu. 
    - Nie mogę uwierzyć, że przez jedno głupie kłamstwo zmarnowaliśmy tyle lat swojego życia.
    - Ty nie masz czego żałować. Spotkało cię w tym czasie wiele dobrego. Gdyby nie to, zamiast leżeć tu teraz razem, leżelibyśmy trzy metry pod ziemią zasypani kopcem piachu, w który wbity byłby krzyż z tablicą głoszącą: Jared i Mary Leto. Zaćpali się na śmierć na swoim własnym weselu.  
    Jej poczucie humoru w ogóle się nie zmieniło przez te lata. Mimowolnie zacząłem się śmiać. 
    - Mam do ciebie małą prośbę.
    - Jaką? - zapytałem.
    - Obiecaj mi, że nie będziesz już dłużej zły na swoją mamę.
    - Tego nie mogę ci obiecać.
    - Proszę cię, to jest twoja mama. Ona robiła to wszystko z miłości. Nie chciała cię zranić.
    - Ale to zrobiła. Przez nią straciłem ciebie.
    - Ale mnie odzyskałeś, więc chyba możesz jej wybaczyć. 
    - Sam nie wiem.
    - Zrób to, bo później do końca życia będziesz żałował, że zamiast cieszyć się z tego, że ją przy sobie miałeś, marnowałeś czas na głupie fochy. Uwierz mi, wiem coś o tym. Do dziś żałuję, że tak często nie odzywałam się do swojej mamy. Teraz zrobiłabym wiele, żeby móc z nią jeszcze raz porozmawiać i posłuchać, jak mi śpiewa.
    - Nie zastąpię ci mamy, ale wiedz, że ze mną możesz porozmawiać o wszystkim i mogę ci śpiewać, kiedy tylko będziesz tego chciała.
    - Teraz chcę - powiedziała i po raz kolejny uraczyła mnie swoim cudownym uśmiechem, a ja zaśpiewałem jej pierwszą miłosną piosenkę, jaka przyszła mi do głowy, a mianowicie You Belong To Me Boba Dylana. 
    Kiedy skończyłem, zapytała czy porozmawiam z mamą, powiedziałem, że tak i przytuliłem ją do siebie.




***



    - Cholera, za dziesięć minut mam terapię grupową - powiedziała i zerwała się z łóżka, szukając ciuchów, zrobiłem więc to samo. 
    Kiedy byliśmy już ubrani, spojrzała na mnie niezwykle poważnym wzrokiem.
    - Nie użyłeś gumki. Jak będę w ciąży, to każę zrobić przeszczep płodu i ty będziesz rodził.  
    Faktycznie z tego wszystkiego zapomniałem o zabezpieczeniu, ale nawet jeśli zaliczyliśmy wpadkę, nie będę z tego powodu zły. Wręcz przeciwnie, zawsze chciałem, żeby Mary urodziła mi małe Jaredki. 
    - Boisz się porodu? - zapytałem roześmiany.
    - Wiesz, jak to cholerstwo boli? Przy tym pas ojca to łaskotanie.
    - Wiesz, nigdy nie miałem okazji rodzić, więc nie bardzo się orientuję.
    - Ja miałem i nie wiem, czy jestem w stanie jeszcze raz przez to przechodzić.
    - Masz dziecko? - zapytałem zaskoczony.
    - Córkę - odpowiedziała.
    - Ile ma lat?
    - Siedem.
    - Gdzie teraz jest?
    - U swojego ojca. Po rozwodzie otrzymał całkowite prawo do opieki.
    - A więc miałaś męża.
    - Taki mąż to wiesz... Wyszłam za niego z wdzięczności. Nawet go nie kochałam, ale gdyby nie on, mieszkałabym na ulicy. Przygarnął mnie, zapłacił za odwyk, dał pracę i biedaczek się we mnie zakochał. Któregoś dnia przyniósł mi pierścionek i zapytał, czy zostanę jego żoną. Bałam się, że gdy odmówię, stracę dach nad głową i pracę, więc zgodziłam się. 
    - Chyba nie byłaś z nim szczęśliwa.
    - Wiesz, był dla mnie naprawdę dobry, nigdy nie podniósł na mnie ręki i mimo tego, że przygarnął mnie z ulicy, szanował mnie. Jednak za każdym razem, gdy byłam z nim w łóżku, czułam wstręt do samej siebie. Seks z nim był jedynie przykrym obowiązkiem, z którego nie czerpałam żadnej przyjemności, dlatego też zaczęłam sypiać z innymi i dwa lata po urodzeniu Emily znów zaczęłam brać. Doszło do tego, że żeby móc na niego patrzeć bez obrzydzenia, musiałam być totalnie naćpana. Dobrze wiedział o dragach i zdradach, ale miał jeszcze nadzieję, że się opamiętam. Miarka się przebrała, gdy przyłapał mnie w łóżku ze swoim dwudziestoletnim bratem. Złożył papiery rozwodowe, bo dobrze wiedział, że bez większych starań otrzyma prawa do naszego dziecka. Sędziemu do odebrania mi praw rodzicielskich wystarczyło to, że byłam narkomanką. Przy okazji Tim wygadał, że trzymam w mieszkaniu narkotyki, więc sąd zdecydował, że albo pójdę dobrowolnie na odwyk, albo wsadzą mnie do więzienia. No i jestem. 
    W tym momencie weszła pielęgniarka, by zabrać ją na terapię.
    - Doktor Smith musiał już wyjść, ale kazał panu przekazać, że jeśli jest pan zainteresowany, to najbliższa pora odwiedzin pacjentów wypada za tydzień - zwróciła się do mnie.
    - W takim razie do zobaczenia za tydzień - powiedziałem i pocałowałem Mary na pożegnanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz