Marion:
Całą noc nie spałam i czekałam na jego telefon, niestety nie zadzwonił. Powiedział 'później', co równie dobrze może oznaczać, że zadzwoni za kilka dni. A może po prostu zapomniał, w końcu był nieźle zdenerwowany, kiedy powiedziałam mu o Mary.
No właśnie, Mary, muszę jej o wszystkim powiedzieć, żeby nie myślała, że nie przyjechał do niej wtedy, bo był na nią zły.
O siódmej rano wpadła do mnie Alice z telefonem:
- Jared dzwoni - powiedziała i usiadła na moim łóżku, żeby przysłuchiwać się naszej rozmowie.
- Cześć, nie miałem twojego numeru, więc zadzwoniłem do Alice. Chciałbym cię o coś prosić.
- O co? - zapytałam zaskoczona, w końcu, o co mógłby prosić mnie Jared Leto?
- Nie mów nic Mary.
- Dlaczego? Ona myśli, że jej nienawidzisz. Chcesz ją nadal utrzymywać w tym przekonaniu?
- Nie, nie o to mi chodzi, po prostu chcę jej zrobić niespodziankę. Wiem, że nie mogę tam sobie wejść od tak, dlatego chcę, żebyś porozmawiała ze Smithem, żeby dał mi pozwolenie na odwiedziny.
- On nie rozdaje tak tych pozwoleń na prawo i lewo.
- Wiem, ale mnie zna, więc gdy powiesz, że to dla mnie, nie będzie problemu.
- Jest twoim fanem? - zapytałam.
- Nie, byłem jego pacjentem.
Zaskoczył mnie tą odpowiedzią.
- Więc jak?
- Spróbuję, ale niczego nie obiecuję.
- A tak przy okazji, mógłbym odzyskać swoją koszulę? - zapytał nieśmiało.
- Jasne, oddam ci ją przy najbliższej okazji.
Pożegnaliśmy się i oddałam telefon przyjaciółce.
- I co, powiesz jej? - zapytała.
- Nie. Niech Jay sam jej wszystko wyjaśni.
***
Kiedy dotarłam do ośrodka, postanowiłam spełnić prośbę Jareda i od razu po wizycie Mary porozmawiać z doktorem.
Dzisiaj była nieco przygaszona. Smith powiedział, że to akurat ten moment, kiedy umysł najsilniej odczuwa brak narkotyków, stąd to przygnębienie.
- Jutro będzie lepiej - powiedział, poklepując ją po ramieniu.
- Oby, bo przy takim nastroju potnę się mydłem.
- Jak widać, poczucie humoru cię nie opuściło, więc nie jest z tobą tak źle. - Posłał jej uśmiech i oddał w ręce pielęgniarza, który odprowadził ją do siebie.
- Panie doktorze, chciałabym z panem porozmawiać.
- O czym? - zapytał.
- O Mary.
- Mów - powiedział i usiadł w swoim fotelu.
- Czy Mary opowiadała panu o swoim związku sprzed osiemnastu lat?
- Coś wspominała, ale nigdy nie mówiła, o kogo dokładnie chodzi.
- O pana dawnego pacjenta.
- Którego? - Spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Jareda Leto. Pamięta go pan?
- Oczywiście, że pamiętam. Mało co się chłopak nie załamał po tym, jak dowiedział się, że jego była dziewczyna przedawkowała, ale wyszedł z tego.
- Właśnie tą dziewczyną była Mary.
- Słucham?
- Mama Jareda nie chciała, żeby się z nią spotykał, więc zamiast powiedzieć mu, że Mary tylko próbowała się zabić i że ją odratowano, powiedziała mu, że nie żyje.
W oczach doktora zauważyłam niemałe zdziwienie.
- Właśnie wczoraj dowiedział się, że Mary jest tutaj i poprosił mnie, żebym załatwiła mu przepustkę. Jak pan wie, tylko pan może mi ją dać. Wydaję mi się, że takie spotkanie wyszłoby na dobre im obojgu.
- Nie wiem czy Mary... - Tu mu przerwałam.
- Niech mi pan doktor uwierzy, spotkanie z nim będzie dla niej najlepszą terapią.
- Skoro tak uważasz, to zaryzykuję, w końcu jakby nie patrzeć, jest też twoją pacjentką - powiedział i wyjął z szuflady papier, którego używano jako przepustek. Wypisał go i podał mi do ręki. - Mam nadzieję, że dobrze robię.
Cieszyłam się, że udało mi się zdobyć przepustkę dla Jareda, w końcu tyle to dla niego znaczyło, no i przy okazji pomagałam swojej pierwszej pacjentce wyjść z nałogu.
***
Wróciłam do domu i po raz kolejny zniecierpliwiona czekałam na telefon Jaya. Zadzwonił o szóstej, tym razem na moją komórkę. Wygląda na to, że Alice musiała dać mu mój numer.
- I co, masz to? - zapytał, gdy tylko odebrałam.
- Tak, mam.
- Kochana jesteś. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę.
- Wystarczy kawa i prywatny koncert - rzuciłam.
- Masz to jak w banku. O której jutro idziesz do tego ośrodka?
- O ósmej rano muszę tam być.
- To przed ósmą będę na ciebie czekał.
- Okey.
- Nie zapomnij koszuli - rzucił, zanim zdążyłam się rozłączyć.
- Nie zapomnę. - W sumie szkoda mi było ją oddawać, ale skoro chce ją z powrotem, nie mogę mu odmówić.
***
Na drugi dzień przed bramą czekał na mnie Jared. Oddałam mu koszulę, którą szybkim ruchem nałożył na białą koszulkę i podałam mu przepustkę.
- Zdenerwowany? - zapytałam, gdy przestąpiliśmy bramę.
- Jak cholera.
- Wszystko będzie dobrze. Trzymam za ciebie kciuki - powiedziałam i oddałam go w ręce doktora Smitha, który zaprowadził go do gabinetu, a sama poszłam po Mary.
- I jak się dzisiaj czujesz? - zapytałam, wchodząc do jej sali.
- Jak zwykle na odwyku. Cholernie mnie nosi, ale przynajmniej przeszły mi mdłości.
- To dobrze, bo mamy dla ciebie niespodziankę.
- Przywieźli mi tonę kokainy? - rzuciła, a ja spojrzałam na nią zszokowanym wzrokiem. - Spokojnie, tylko żartowałam. Co to za niespodzianka?
- Nie mogę ci powiedzieć, bo wtedy nie byłaby to niespodzianka.
Mary przeczesała włosy i wyszłyśmy na korytarz. Doktor czekał przed gabinetem.
- A co to, komitet powitalny? - zapytała, śmiejąc się.
- Wejdź do gabinetu - powiedział.
- A wy?
- My zostajemy tutaj.
- Aaaa, rozumiem, tą niespodzianką jest to, że przeprowadzę terapię sama ze sobą.
- Nie gadaj tylko wchodź. - Smith nacisnął klamkę. Mary weszła do środka i zamknęła drzwi.
Jared:
Rano, gdy tylko wstałem, postanowiłem zadzwonić do Marion. Jako że nie miałem jej numeru, skontaktowałem się z Alice.
- No hej, jest z tobą Marion? - zapytałem.
- Jest w swoim pokoju.
- A mogłabyś ją poprosić?
- Jasne. Poczekaj chwilkę. - Gdy tylko przekazała jej słuchawkę, przedstawiłem swoją prośbę, która dotyczyła zdobycia przepustki do ośrodka. Doskonale wiedziałem, że bez niej się tam nie dostanę, a Marion ma kontakt ze Smithem, więc ten, jeśli mnie pamięta, na pewno da jej ten świstek. Nie omieszkałem również poprosić o zwrot koszuli.
Gdy skończyliśmy rozmowę, położyłem się wygodnie na kanapie i zacząłem tworzyć scenariusz mojego spotkania z Mary. Z rozmyślań wyrwał mnie telefon.
- Gdzie ty, do cholery, jesteś?! - usłyszałem po drugiej stronie słuchawki wściekłą Emmę.
- Jak to gdzie? W domu - odpowiedziałem.
- A nie zapomniałeś o czymś?
- O czym? - spytałem zdziwiony.
- Jak to o czym? Od pół godziny powinieneś być na wywiadzie, a za godzinę masz casting.
- O kurwa! - Zerwałem się z miejsca jak oparzony. - Na śmierć zapomniałem. Zaraz tam będę. - Szybko wybiegłem z domu i po dwudziestu minutach byłem na umówionym miejscu.
- To jest to twoje zaraz? - zapytała zdenerwowana Em.
- Przepraszam, były korki.
- Ty mnie tu nie przepraszaj tylko śmigaj, bo wszyscy na ciebie czekają.
- No nareszcie królewicz raczył się zjawić - rzucił złośliwym tonem Shannon.
- Wybaczcie, korki - powiedziałem, ignorując zaczepkę brata i usiadłem na wolnym miejscu. - Jeszcze zanim zaczniemy: żadnych pytań na temat mojego związku z Emmą i żadnych pytań o Suzie Brown.
- Ten znowu marudzi - usłyszałem z ust Shannona. Po raz kolejny go zignorowałem i dałem znak, że możemy zaczynać.
- Jak wrażenia po trasie?
- Niesamowite - zacząłem. - To była zdecydowanie nasza najlepsza trasa.
- Podczas koncertów często pojawiałeś się na scenie bez koszulki, co miałeś na celu?
Jezu, jeszcze jedno takie pytanie i przysięgam, że wyśmieję tę dziewczynę. Trzeba jednak zachować profesjonalizm.
- No wiesz, to grzech ukrywać takie ciało. Planowałem pozbyć się wszystkich ciuchów, ale bałem się, że męska część widowni mogłaby popaść w kompleksy.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, nawet mój brat, który od mojego przybycia siedział naburmuszony.
- Shannon, tydzień temu na Twitterze napisałeś coś o męskim wypadzie. Jak się udał? Co się tam działo?
- Uwierz mi, nie chcesz wiedzieć - odpowiedział.
- Sex, drugs i rock'n'roll - wtrącił się Tomo, a ja dodałem:
- Co się stało w domku nad jeziorem, pozostanie w domku nad jeziorem i tyle w tym temacie.
- Ostatnimi czasy odpoczywacie, ale czy planujecie już kolejne spotkania z fanami na wzór tego ostatniego?
- Póki co nie, ale wszystko się może zdarzyć - odpowiedziałem, posyłając tajemniczy uśmiech w stronę kamery.
- A czy myślicie już o kolejnej płycie? - padło następne pytanie
- Na razie jesteśmy tak zmęczeni promocją ostatniej, że w ogóle nie myślimy - odezwał się Shann.
- Tak się przyglądam i widzę, że masz spuchnięty nos. Coś ci się stało? - zapytała.
- Nic takiego. Mały wypadek przy pracy.
Już się bałem, że z tego wszystkiego się wygada, ale w końcu tak samo jak ja chronił swoje życie prywatne.
- Ostatnie pytanie, tym razem do ciebie, Jared. Czy teraz, kiedy jako zespół odpoczywacie, masz zamiar wystąpić w jakimś filmie?
- Tak się składa, że za kilka minut mam casting.
- Do jakiego filmu?
- Wolę nie mówić, bo to jeszcze nic pewnego.
- Dziękujemy wam za rozmowę i oczywiście trzymamy kciuki i życzymy powodzenia na castingu - powiedziała i podała mi rękę. Pożegnaliśmy się z całą ekipą i podszedłem do Emmy.
- Gdzie dokładnie to przesłuchanie?
- Tu masz adres, pamiętaj, że mój znajomy za ciebie ręczył i czekają tam specjalnie na ciebie, więc nie nawal.
- Tak jest, przyszła pani Leto - rzuciłem w żartach, by poprawić jej humor. - Tak w ogóle rozmawiałaś z Lucy?
- Tak.
- I co?
- Później ci powiem, leć już, bo się spóźnisz! - powiedziała, popychając mnie w stronę drzwi.
***
Przesłuchanie poszło całkiem nieźle i na szczęście się nie spóźniłem. Jest duże prawdopodobieństwo, że dostanę te rolę, o ile nie sprzątnie mi jej sprzed nosa jakiś gwiazdor jednego sezonu.
Kiedy wychodziłem, zadzwoniłem do Alice, by wziąć od niej numer Marion. Przedzwonię do niej nieco później, najpierw pogadam z Emmą.
- No mów, jak zareagowała Lucy.
- Nie za dobrze. Nazwała cię psycholem.
- Przejdzie jej, a...
- Przepraszam cię, szefuńciu, ale muszę kończyć, bo za chwilę mam ważne spotkanie - wtrąciła mi się w połowę zdania.
- To pa - powiedziałem i rozłączyłem się.
Kiedy dojechałem na swoją ulicę, przed moim domem stał samochód z logiem jakiejś firmy. Domyśliłem się, że to ludzie od basenu. Przywitałem ich i zaprowadziłem za dom, gdzie znajdował się zbiornik wodny.
- Ile to panom zajmie? - spytałem.
- Godzinkę, może półtorej - odpowiedział jeden.
- Jak coś, będę w środku. - Wskazałem na dom i zniknąłem za przeszklonymi drzwiami.
Chwyciłem z kuchni paczkę słonych paluszków i postanowiłem zadzwonić do Marion z pytaniem, czy udało jej się zdobyć "wejściówkę", odpowiedź była twierdząca, na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Zakończyłem połączenie i po raz kolejny zacząłem się zastanawiać, co jej powiem. Byłem ciekaw, jak teraz wygląda, co robi na co dzień. Na samą myśl, że znów ją zobaczę, czułem ciepło w okolicy serca.
Kolesie od basenu skończyli robotę, wzięli pieniądze i wyszli. Nawet wpuścili świeżą wodę, więc mogłem oddać się jednemu z moich ulubionych zajęć.
Zdjąłem ciuchy i wskoczyłem do wody. Taka zimna kąpiel dobrze mi zrobi.
***
Rano obudziłem się, czując ucisk w żołądku. Takiej tremy nie miałem nawet przed największymi koncertami.
Mary nie lubiła, kiedy chodziłem zarośnięty, więc byłem zmuszony zgolić to, co zdążyło mi urosnąć przez te dwa tygodnie.
Przed ośrodkiem byłem za piętnaście ósma i czekałem na Marion. Patrzyłem na mury, nic się tu nie zmieniło...
Gdy w końcu przyjechała, oddała mi koszulę i dała przepustkę.
Kiedy byliśmy już w środku, doktor Smith zabrał mnie do swojego gabinetu. Dobrze znałem to miejsce. Usiadłem na jednym z krzeseł i rozejrzałem się po ścianach.
- Miło jest spotkać po latach pacjenta, który wyszedł z nałogu i dodatkowo odniósł taki sukces.
- Głównie zawdzięczam to panu. Gdyby nie pan, zaćpałbym się na śmierć.
- Było w tym też wiele twojej zasługi - powiedział, poklepując mnie po ramieniu. - Mary nie miała takiego szczęścia. Nie zdziw się, jeśli będzie nieco inna. Narkotyki po tylu latach robią swoje.
Przyznam, że trochę mnie tym wystraszył, ale i tak chciałem ją zobaczyć.
Doktor wyszedł, a ja czekałem na Mary w gabinecie. Siedziałem w fotelu i z nerwów pukałem palcami w poręcz.
Po chwili usłyszałem znajomy śmiech i serce zaczęło mi bić szybciej. Kiedy klamka się poruszyła, wstałem z miejsca i wbiłem wzrok w drzwi, które właśnie się otworzyły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz