Marion:
Jared wszedł do mojego pokoju i zaczął się rozglądać za miejscem, w którym mógłby usiąść. Kiedy mój chwilowy paraliż ustąpił, wskazałam mu pufę.
- Pewnie się mnie tu nie spodziewałaś - zaczął.
- Tak samo jak ty mnie wtedy w klubie - odpowiedziałam, przypominając sobie tę jego obojętność w oczach, kiedy udawał, że mnie nie zna.
- No tak, przyznaję, że zaskoczyła mnie twoja obecność. Spanikowałem, nie wiedziałem, co mam robić.
- Nie musisz się tłumaczyć, w końcu byłam tylko kolejną dziewczyną na jedną noc. Nic nie znaczącą groupie. - Czułam, że do oczu napływają mi łzy.
- Wcale nie myślałem o tobie jak o groupie. Wiedziałem, że byłaś tam po to, żeby ze mną porozmawiać, że twoim celem nie było przespanie się z gwiazdą, chciałaś mnie poznać. Jako jedna z niewielu nie próbowałaś dobrać mi się do rozporka po pięciu minutach rozmowy. To ja chciałem cię wykorzystać. - Tym razem jego spojrzenie było zupełnie inne. Widać w nim było szczerość, ale wolałam być ostrożna, w końcu mogła to być jedynie kolejna gierka z jego strony.
- A ja się dałam, jak jakaś niedojrzała smarkula.
- Nie możesz się za to winić. Wiem, jak działam na kobiety. Wcześniej czy później każda ulegnie.
I znów ten jego zasrany egoizm.
- Czy ty zawsze musisz to robić?
- Co robić? - zapytał zdziwiony.
- Jesteś najmilszym facetem na świecie tylko po to, by za chwilę zamienić się w samolubnego drania. Sprawia ci to przyjemność? Jestem Jared pieprzony Leto i żadna mi się nie oprze!
- Nie o to mi chodziło. Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że fakt, że poszłaś ze mną do łóżka, nie robi z ciebie... - Tu zamilkł.
- Dziwki? - dokończyłam za niego. - Ale tak właśnie się czuję, szczególnie po tym, jak dowiedziałam się, że jesteś z Emmą.
- Nie jestem - powiedział.
- Słucham? - spytałam z niedowierzaniem.
- Ja i Emma nie jesteśmy parą, to tylko takie drobne kłamstewko, żeby ludzie nie myśleli, że jestem z Suzanną.
- A jesteś z nią?
- To ona ma obsesję na moim punkcie. Zawsze łączyła nas jedynie przyjaźń, ale jak widać, jej to nie wystarczało. - Spojrzał w podłogę i nerwowo bawił się palcami. - Kiedy spędziliśmy razem noc, nie miałem nikogo.
W tym momencie poczułam się nieco lepiej. Przynajmniej wiem, że nie spałam z czyimś narzeczonym.
Zapadła dosyć niezręczna ciszą, którą przerwał Jared.
- Jesteś w stanie mi wybaczyć?
Spojrzałam na jego twarz, na której widać było żal i cała złość na niego mi przeszła.
- Chyba tak - odpowiedziałam, bawiąc się bransoletką. - Na pewno tak.
- Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy - powiedział, wstając z pufy i przysunął się w stronę biurka. Rzucił okiem na kartki, na których zaczęłam pisać swoje spostrzeżenia na temat Mary i zamarł.
- Co to jest? - zapytał, podnosząc papiery.
- Notatki do portretu psychologicznego pacjentki doktora, u którego jestem na praktykach.
- Mary King - przeczytał łamiącym się głosem.
- Tak, to ta Mary - powiedziałam, uprzedzając jego pytanie.
- Przecież ona... - Był w takim szoku, że nie mógł dokończyć zdania.
- Co ona?
- Przecież ona nie żyje. Osiemnaście lat temu przedawkowała heroinę.
- Tak, ale ją uratowali. Nie wiedziałeś?
- Powiedzieli mi, że nie mogli jej uratować. - W jego oczach zaświeciły się łzy.
- Przecież sąsiadka Mary przekazała twojej mamie, że jest w szpitalu po próbie samobójczej i chce się z tobą zobaczyć.
- Niemożliwe - powiedział, po czym zerwał się z miejsca. - Później do ciebie zadzwonię. - Wybiegł tak szybko, że nie zdarzyłam go o nic zapytać.
- A jemu co, że wyleciał jak oparzony? - zapytała Alice, gdy zeszłam na dół.
- Nie wiem. Zobaczył moje notatki z ośrodka na temat Mary, zapytał co to jest i kiedy powiedziałam mu, że Mary jest pacjentką Smitha, mało nie zemdlał. Wiesz, że on był pewien, że ona nie żyje?
- No coś ty?
- Ktoś mu tak powiedział. Kiedy wyprowadziłam go z błędu, wybiegł.
- Nie powiedział dokąd idzie?
- Nie. Powiedział tylko, że później zadzwoni. A tak w ogóle to skąd on się tu wziął?
- To on do mnie dzwonił.
- Z tego zastrzeżonego?
- Tak. Powiedział, że chce się ze mną spotkać, żeby porozmawiać. Na początku nie chciałam się zgodzić, ale w końcu mnie przekonał. Umówiliśmy się w kawiarni i rozmawialiśmy o tym, co się stało sześć lat temu. Chciał, żebym mu wybaczyła.
- I co, wybaczyłaś? - zapytałam.
- Zdecydowanie mówił szczerze, ale nie mogłam mu tak łatwo odpuścić, zwłaszcza po tym, jak potraktował ciebie, więc powiedziałam, że wybaczę mu dopiero wtedy, gdy cię przeprosi. Zgodził się na to i przyjechaliśmy.
A więc ta skrucha to tylko po to, by Alice mu wybaczyła.
- Więc jego przeprosiny nie były szczere - rzuciłam.
- Dlaczego tak uważasz?
- Bo zrobił to po to, by otrzymać twoje wybaczenie.
- Nie wydaje mi się. Powiedział, że chce naprawić wszystkie krzywdy, które wyrządził innym, więc ciebie też przeprosił ze szczerego serca, ja mu to tylko umożliwiłam - Al upewniła mnie co do szczerości Leto.
- Wiesz, że on tak naprawdę nie jest zaręczony z Emmą? - zmieniłam temat.
- Więc dlaczego tak napisał?
- Żeby udowodnić, że nie ma romansu z tą całą Brown.
- To były takie plotki? - spytała zdziwiona.
- No były, ona sama napisała, że są parą.
Alice wybuchnęła śmiechem.
- Czemu się śmiejesz?
- Nie no, Sue zawsze miała bujną wyobraźnie, ale teraz przeszła samą siebie. Za czasów, kiedy się kumplowałyśmy, mówiła, że Jared na nią leci, a on powiedział mi, że nie jest nią zainteresowany nawet w najmniejszym stopniu. Ona miała lekkiego świra na jego punkcie. Miała zeszyt, do którego wklejała jego zdjęcia. Było też kilka stron, na których przyklejała pozamazywane fotografie Scarlett Johansson i wypisywała wyzwiska pod jej adresem, bo akurat kilka miesięcy przed tym, jak go poznałam, spotykał się z nią.
- Faktycznie jakaś walnięta.
- To jeszcze nic, jej siostra Cloe mówiła mi, że wszystkim koleżankom opowiada, że z nim sypia.
- Może sypiała - wtrąciłam się.
- Nie, mówiła mi, że nigdy nawet jej nie pocałował, mimo że wielokrotnie miał ku temu okazję.
- Musiałyście być blisko, skoro tak ci się zwierzały.
- Byłyśmy tylko koleżankami. Z Sue rozmawiałam praktycznie tylko o Jaredzie, a Cloe do zbyt bystrych nie należy, więc można od niej wyciągnąć dosłownie wszystko i to bez większego wysiłku.
- A co, piękny już poszedł? - zapytał Harry, wychodząc z łazienki.
- Tak - odpowiedziałyśmy z Alice w tym samym czasie.
- Wybaczyłaś mu? - zwrócił się do mnie, a ja przytaknęłam. - To super, bo bardzo go lubię i nie miałbym nic przeciwko, gdybyście coś tego no.
- Przestań.
- No co, przecież na niego lecisz.
- Ale on nie leci na mnie.
- Przecież z tobą spał - Harry nie dawał za wygraną.
- Tak jak z wieloma innymi, więc to jeszcze o niczym nie świadczy.
- On nie idzie do łóżka z pierwszą lepszą - kontynuował.
- A ty niby skąd to wiesz?
- Spotkaliśmy się nad jeziorem. Był tam ze swoim zespołem, a my urządziliśmy im imprezę pożegnalną i na drugi dzień Lauren prawie płakała, bo Jared ją olał. To znaczy byli już w sypialni, a on powiedział jej, że nie może. Dziwię się mu, bo ja, gdybym mógł, to obracałbym ją przez całą noc.
- Zboczeniec. - Alice rzuciła w niego kawałkiem ciasta.
- Dziewczyno, co ty wyprawiasz, oszalałaś?! Ja tak możesz jedzeniem rzucać?
- To podnieś je i zjedź.
- A żebyś wiedziała, że zjem. - Schylił się i włożył do ust kawałek sernika, który leżał na podłodze.
- Obrzydliwy jesteś. - Skrzywiła się Al.
- Też cię kocham - odpowiedział, po czym poszedł na górę.
Jared:
Kiedy byłem już w środku, wzrokiem zacząłem szukać jakiegoś krzesła, dopiero po chwili Marion wskazała mi pufę. Usiadłem i kompletnie nie widziałem, od czego zacząć, rzuciłem więc, że pewnie dziwi ją moja obecność w jej domu. To jakoś pomogło nawiązać rozmowę. Powiedziałem jej, że nie powinna winić siebie za to, co się między nami wydarzyło i nie może nazywać się z tego powodu dziwką. Szczerze powiedziawszy ani razu tak o niej nie pomyślałem. Wręcz przeciwnie, wydała mi się kobietą trudną do zdobycia, jednak dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych i kobiet, których nie można zdobyć. I gdy o tym wspomniałem, nagle zmieniła ton. Zarzuciła mi czerpanie przyjemności z ranienia innych swoim egoizmem. Muszę przyznać, że trafiła w czuły punkt. Dobrze wiem, że bywam draniem i to cholernie samolubnym, ale to nie znaczy, że sprawia mi to przyjemność. Nie sprawia, co najwyżej tylko przez chwilę, ale jest to chwila nie warta tych tygodni, kiedy to nie mogę na siebie patrzeć.
Widać było, że po tamtej nocy ona też nie jest w stanie patrzeć w lustro bez wyrzutów. Widziałem, że ma poczucie winy, ale udało mi się je zmniejszyć, wyznając jej prawdę co do mojego związku z Emmą, o Lucy wolałem jednak nie wspominać.
W końcu odważyłem się poprosić o wybaczenie i byłem niezwykle zadowolony, kiedy je otrzymałem.
Wstałem i zbliżyłem się nieco do biurka, na którym leżały jakieś kartki. Jako że z natury jestem bardzo ciekawski, rzuciłem na nie okiem. Gdy tylko przeczytałem nagłówek, zamarłem. Starannie napisane litery wyraźnie układały się w dwa wyrazy: Mary King. Zszokowany zapytałem, co to jest, a Marion wyjaśniła mi pochodzenie owych zapisków. Myślałem, że moje oczy robią sobie ze mnie żarty, więc jeszcze raz przeczytałem imię i nazwisko pacjentki, tym razem na głos.
- Mary King - doszło do moich uszu i już miałem zapytać o tę kobietę, w końcu mogła to być jedynie zbieżność nazwisk, ale Marion rozwiała wszelkie moje wątpliwości, mówiąc mi, że to ta Mary.
W głowie kłębiło mi się pełno myśli, czyli ona wie o tym, co nas łączyło, no ale przecież moja Mary nie żyła, więc jak to możliwe? Usłyszałem, że wcale wtedy nie zmarła, że udało się ją uratować, że przekazano to mojej mamie, więc dlaczego powiedziała mi wtedy coś zupełnie innego? Musiałem się dowiedzieć, więc szybko zbiegłem na dół i wsiadłem do samochodu. Nie mogłem uwierzyć w to, że moja własna matka tak mnie oszukała!
Gdy tylko dotarłem na miejsce, wpadłem do jej mieszkania, nie zwracając uwagi na siedzących tam Shannona i Cassie.
- Jak mogłaś mi to zrobić?! - Swoim krzykiem wystraszyłem wszystkich tam obecnych.
- Kochanie, proszę cię uspokój się i powiedź, co się stało. - Mama jak zwykle nie dawała ponieść się emocjom.
- Chcesz, żebym się uspokoił? Jak ja mam się, do cholery, uspokoić?! - W tym momencie strąciłem z szafki porcelanowe figurki.
- Synku, błagam cię powiedz, co się stało. - Na jej twarz wkradło się przerażenie.
- Dlaczego powiedziałaś, że ona nie żyje? Dlaczego mnie okłamałaś?! - Teraz zamiast złości ogarnął mnie okropny smutek. Widząc to Shannon, wyprowadził Cassie na zewnątrz.
- Ty też pewnie wiedziałeś, że Mary żyje! - rzuciłem w stronę wystraszonego brata.
- Nie, kochanie, on nie wiedział. Proszę cię, usiądź, to wszystko ci wyjaśnię - powiedziała i zwróciła się do Shannona - A ty wyjdź.
Posłusznie wykonał polecenie mamy i po chwili byliśmy już sami. Usiadłem w fotelu i po raz kolejny zapytałem dlaczego.
- Gdybym powiedziała ci prawdę, przerwałbyś odwyk i od razu do niej pojechał. Pomyśl tylko, gdybym nie skłamała, nie miałbyś teraz tego wszystkiego.
- Czego wszystkiego?
- Kariery, fanów... - Tu jej przerwałem.
- Bez wahania zrezygnowałbym z tego dla niej. Gdybym miał wybierać, wybrałbym spokojne życie z Mary.
- Z nią nie miałbyś spokojnego życia.
- Ale byłbym szczęśliwy!
- A teraz nie jesteś?
- Jestem, ale tylko wtedy, kiedy stoję na scenie, a przez resztę dnia czuję pieprzoną pustkę, bo odebrałaś mi jedyną osobę, która była w stanie ją wypełnić.
- Zrobiłam to dla ciebie, dla twojego dobra - usłyszałem.
- Nie, mamo, zrobiłaś to dla siebie. Zrozum, że nie mogę do końca życia być twoim małym syneczkiem. Nie możesz ochronić mnie przed całym światem.
- Ale mogę ochronić cię przed tą...
- Obraź ją, a przysięgam, że już nigdy więcej mnie nie zobaczysz!
- Powiedz, dlaczego ze wszystkich kobiet na świecie wybrałeś akurat ją? Co ona w sobie takiego ma?
- Kocham ją, czy ty tego nie rozumiesz?!
- Jak możesz ją kochać, skoro nie widziałeś jej od osiemnastu lat? Nie wiesz, jaka teraz jest.
- Ale się dowiem - odpowiedziałem.
- Jak?
- Wiem, gdzie teraz jest i zamierzam się z nią zobaczyć.
- Chyba żartujesz. Ona zniszczy ci życie! - Pierwszy raz widziałem mamę w takim stanie, ale zasłużyła sobie na to po tym, jak mnie oszukała.
- Nikt nie zniszczy mi życia bardziej niż ty to zrobiłaś, mówiąc mi, że Mary nie żyje - powiedziałem i wyszedłem. Na schodach wpadłem na Shannona.
- Co się dzieje? - zapytał, a ja opowiedziałem mu o swoim odkryciu. - Naprawdę o tym nie wiedziałem. Tak samo jak ty, byłem świecie przekonany, że się zaćpała. Ale rozumiem to, że mama chciała cię chronić.
- Nie broń jej. Nie miała prawa mnie przez tyle lat oszukiwać .
- Ale wyszło ci to na dobre.
- No następny! Czy wy myślicie, że kariera to dla mnie wszystko? Uwierz mi, że wolałbym nadal grać po klubach na zadupiu i być z nią, niż występować na tych wszystkich wielkich scenach i żyć bez niej.
Czegoś takiego Shannon się nie spodziewał. Spojrzał na mnie jak na idiotę i zapytał, co zamierzam teraz zrobić.
- A jak myślisz? Muszę się z nią zobaczyć.
- A co z Lucy?
Z tego wszystkiego zapomniałem o Lucy.
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz?
- I tak się do mnie nie odzywa, więc...
- Jasne, po raz kolejny zrób z niej idiotkę.
- Odezwał się ten, który traktuje kobiety z szacunkiem - odpowiedziałem z ironicznym uśmieszkiem.
- Kawał skurwysyna z ciebie.
- Uczyłem się od mistrza.
To chyba bardzo go zdenerwowało, bo rzucił się na mnie z pięściami. Ja nie byłem gorszy i też zacząłem go okładać. Rozdzieliła nas dopiero Cassie.
- Proszę bardzo, leć sobie do tej swojej ćpunki, tylko nie wracaj z płaczem, gdy znów kopnie cię w dupę! - krzyknął Shannon, wycierając strużkę krwi wypływającą z nosa.
Miałem dosyć ich obojgu, miałem dosyć wszystkiego. Jedynym czego teraz pragnąłem, było zobaczenie Mary.
Gdy tylko wróciłem do domu, wyjąłem nasze zdjęcie i zacząłem się w nie wpatrywać. Dokładnie pamiętałem dzień, w którym je zrobiono.
1990:
- Nie podglądaj.
- Dokąd mnie prowadzisz?
- Poczekaj jeszcze chwilę i zobaczysz - wyszeptałem jej do ucha. - Dobra, już możesz patrzeć. - Zdjąłem dłonie z oczu Mary. - I jak, podoba ci się?
- Co to jest? Gdzie my jesteśmy? - zapytała zaskoczona.
- To jest nasze nowe mieszkanie.
- Wystarczy podpis i jest wasze - powiedział mężczyzna w garniturze stojący na środku pomieszczenia, które już niedługo miało być naszym salonem. Mary zaniemówiła.
- Ale skąd wziąłeś na to kasę? - wydusiła z siebie po chwili.
- Mam swoje sposoby - odpowiedziałem i objąłem ją. - Mieszkanie należało do znajomego mojego kumpla, który jak najszybciej chciał się go pozbyć, więc nie chciał za nie zbyt dużo. Poza tym rozłożył mi sumę na raty, więc nie masz się czym martwić.
Uśmiechnęła się a ja podpisałem umowę.
- Może pan nam zrobić zdjęcie? - zapytałem, podając facetowi aparat.
- Jasne. - Gdy tylko wyszedł, Mary skoczyła mi w ramiona.
- Nie mogę uwierzyć, że jest nasze!
- To uwierz. Co prawda jest tu dużo do zrobienia, ale damy radę - powiedziałem i pocałowałem ją.
- Muszę zobaczyć całe! - Pobiegła w stronę drzwi prowadzących do łazienki. - Nawet nie trzeba tu nic robić. Chociaż przydałaby się większa wanna.
Po obejrzeniu łazienki poszła do kuchni. Ściana wyglądała jak szachownica: kafelka, brak kafelki, kafelka, brak kafelki...
- Już załatwiłem od kumpla nowe. Jutro powinny być.
- A gdzie sypialnia? - zapytała.
- Tam. - Wskazałem jej palcem białe drzwi, a ona złapała mnie za rękę i pociągnęła w ich stronę. Ściany owego pomieszczenia były szarawe, co zdecydowanie nie spodobało się mojej dziewczynie.
- Kupimy farbę i jakoś ozdobimy tę szarą przestrzeń, a tym czasem musimy uczcić nowy nabytek - mówiąc to, pchnęła mnie na leżący na podłodze materac, który dzisiaj wtaszczyłem tu razem z Danielem.
Dokładnie wiedziała, co lubię, więc od razu rozpięła mi rozporek. Ta dziewczyna potrafiła doprowadzić mnie do szaleństwa używając jedynie ust.
Kiedy zdjęła bluzkę, moje dłonie rozpoczęły podróż po jej nagim biuście, a usta nie odrywały się od jej seksownej szyi. Blond włosy ocierały się o moją twarz, jak zwykle czuć było na nich wanilię i papierosy. Jej rozchylone uda czekały na ruch z mojej strony. Oboje byliśmy gotowi.
Nasze ruchy były zsynchronizowane, w końcu po dwóch latach erotycznych eksperymentów doskonale znaliśmy swoje upodobania i potrafiliśmy się do siebie dostosować.
Kiedy zbliżaliśmy się do finału, Mary przyłożyła moją dłoń do swoich ust i wydobyła z siebie jeden z moich ulubionych dźwięków. Po wszystkim położyła się obok mnie i odpaliła papierosa.
- Uwielbiam twoją żyłkę - mówiąc to, dotknęła mojej dolnej powieki.
- Ja uwielbiam wszystkie twoje żyłki - odpowiedziałem i złożyłem pocałunek na jej czole. - Kiedyś się z tobą ożenię.
- Kłamiesz, ale ja ci wierzę. Wierzę w twoje kłamstwa.
Po dłuższej chwili Mary sięgnęła do spodni i wyjęła z nich małą torebeczkę. Połowę jej zawartości wysypała na moją klatkę piersiową, ułożyła z niej kreskę i wciągnęła, używając do tego zwiniętego w rulon dolara. Drugą połowę wysypałem na jej pierś i powtórzyłem to, co przed chwilą zrobiła. Po takim dopalaczu kochaliśmy się przez całą noc.
Na drugi dzień, tuż po przebudzeniu, Mary przedstawiła mi swój plan.
- Chodźmy po tę farbę, bo te ściany mnie dołują.
Wyszliśmy z mieszkania i poszliśmy w stronę najbliższego sklepu, w którym mogliśmy dostać to, co chcieliśmy. Po gorącej dyskusji zdecydowaliśmy się na pomarańcz i przy okazji wzięliśmy jeszcze dwa wiaderka białej.
Kiedy wszystkie cztery ściany były już pomarańczowe, zaczęliśmy sprzątać. Nie obyło się oczywiście bez wygłupów i resztki farby wylądowały na Mary. Widok jej ociekającej emulsją bardzo mnie rozbawił, jednak jej nie było do śmiechu.
- I z czego się śmiejesz, kretynie? - powiedziała groźnym tonem, rzucając we mnie brudnym pędzlem, po czym poszła do łazienki i przekręciła kluczyk tak, że nie mogłem tam wejść.
Moje błagania, żeby mnie wypuściła, zagłuszyła odkręcając wodę. Usiadłem więc na podłodze i czekałem, aż wyjdzie.
Po piętnastu minutach usiadła na materacu w samym ręczniku. Spojrzałem na nią i doznałem olśnienia.
- Nie ruszaj się - powiedziałem i rzuciłem się w stronę salonu, gdzie stała biała farba. Przyniosłem ze sobą oba wiaderka i chwyciłem najcieńszy pędzel.
- Chcesz przemalowywać cały pokój? - zapytała.
- Nie. Chcę namalować twój portret!
- Na ścianie? - spytała ze zdziwieniem.
- Tak, na ścianie - odpowiedziałem i zacząłem tworzyć swoje dzieło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz