środa, 18 listopada 2020

012. Spadająca gwiazda

 Marion:

    - Był jedynym człowiekiem na świecie, który nie patrzył na mnie przez pryzmat narkotyków.
    - Bardzo go kochałaś?
    - Czy bardzo go kochałam? Kocham to chyba za małe słowo, by określić to, co do niego czułam.
    - W takim razie dlaczego się rozstaliście?
    - Jego mama, delikatnie mówiąc, za mną nie przepadała, zresztą tak samo jak Shannon. W sumie jej się nie dziwiłam, ale niechęci ze strony Shanna jakoś nie mogłam pojąć. Nie wiem, może wynikało to z zazdrości, że zamiast niego wybrałam jego młodszego brata, wiesz jacy są faceci. Łatwo urazić tę ich męską dumę. W każdym razie któregoś dnia Constance przyszła do mnie i powiedziała, że jeśli naprawdę kocham jej syna, muszę pozwolić mu odejść. Powiedziała mi wtedy, że on ma jeszcze szansę coś osiągnąć, zostać kimś, a ja tylko hamuję jego rozwój. W głębi serca wiedziałam, że ma rację, więc kiedy tylko Jared wrócił do domu, powiedziałam mu, że między nami wszystko skończone, że już go nie potrzebuję. Nawet nie wiesz, jak ogromny ból odczuwałam, patrząc mu wtedy w oczy i mówiąc, że już go nie kocham, kiedy tak naprawdę nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Wtedy też widziałam go po raz ostatni. Po naszej rozmowie przeniósł się do Los Angeles, tam poszedł na odwyk, a dalszą  historię już pewnie znasz.
    - Tak. A co działo się z tobą?
    - Rzuciłam się w wir imprez i romansów, ale z żadnym nie było mi tak dobrze jak z Jayem. - Ucichła na moment. - Wiesz co uwielbiałam? Kiedy się kochaliśmy, pod lewym okiem zawsze wychodziła mu żyła.... - Po chwili znów zmieniła ton. - Nie mogłam się pogodzić z jego stratą i wtedy po raz pierwszy próbowałam się zabić. Jak na narkomankę przystało, wybrałam złoty strzał, ale i tak mnie odratowali. Kiedy leżałam w szpitalu, liczyłam, że Jared do mnie przyjedzie, bo pani Robinson powiedziała jego mamie o tej całej sytuacji, ale nie przyjechał. Potem wysłali mnie na przymusowy odwyk, a następnie, dzięki trosce tatusia, zamknęli mnie na pół roku za czynną napaść na policjanta. Kiedy miałam dwadzieścia jeden lat, razem z Lily i z babcią przeprowadziłam się do Paryża. - W tym momencie przerwała nam pielęgniarka.
    - Mary, czas na terapię grupową. 
    Pożegnałam się z nią i wsiadłam do samochodu. Z powrotem zaczynałam wierzyć w to, że Leto jest dobrym człowiekiem tylko po prostu bał się po raz kolejny odrzucenia. Zrobiło mi się go szkoda, bo z tego co mówiła Mary, naprawdę ją kochał. 
    No ale czy to upoważniało go do takiego traktowania kobiet? Miałam mętlik w głowie...


***


    Dom był pusty. Alice była jeszcze w pracy, a Harry wyjechał ze znajomymi. Weszłam do pokoju i wyjęłam koszulę Jareda, nałożyłam ją, a z Ipoda popłynęła Buddha For Mary. 
    Kto by pomyślał, że Jared był kiedyś, aż tak bardzo zakochany... Ile ja bym dała, by pokochał mnie tak samo jak kochał Mary. 
    Wtuliłam się w materiał, na którym jeszcze można było wyczuć ten cudowny zapach. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. 
    Obudziłam się, gdy za oknem panowała całkowita ciemność. Spojrzałam na zegarek, była pierwsza w nocy, a ja byłam już wyspana. Zeszłam więc do kuchni, by się czegoś napić. 
Na stole leżała jakaś gazeta, z braku zajęcia zaczęłam ją przeglądać. 
    Na ósmej stronie zobaczyłam zdjęcia Jareda zataczającego się po sobotniej imprezie. Wszystko okraszone artykułem, którego nawet nie miałam ochoty czytać, bo zniechęcił mnie sam nagłówek, który głosił : Spadająca gwiazda; czy Jaredowi Leto uda się jeszcze odbudować sypiącą się karierę? 
    Sypiącą? Przecież dopiero co wrócił z udanej trasy koncertowej, jego ostatnia płyta odniosła ogromny sukces, a oni wypisują takie głupoty. Niekompetencja tych pismaków doprowadzała mnie do białej gorączki. Czego to ludzie nie wymyślą, byle tylko kogoś poniżyć...




Jared:

    Droga powrotna upłynęła nam w milczeniu. Tomo cierpiał z powodu kaca, a Shannon zdawał się być obrażony na cały świat. Spojrzałem w lusterko, w którym dokładnie widziałem siedzącego z tyłu brata.
    - Nie martw się, to zostanie między nami - próbowałem go pocieszyć
    - Wiem, ale gdy tylko sobie pomyślę, że ja z nią... O Boże, musiałem być cholernie pijany.
    - Mogło być gorzej. Zawsze mogłeś obudzić się obok ślicznego blondyna imieniem Manfred.
    - Nawet tak nie mów - odpowiedział wyraźnie zniesmaczony Shann.
    - Jared, zatrzymaj się chyba będę rzygał - rzucił Tomo.
    - Znowu?!  - powiedzieliśmy równocześnie. To był już trzeci raz. Biedaczek naprawdę się nieźle struł. Dobrze, że ja nie piłem tak dużo i nie puknąłem tamtej panny. Uniknąłem tym samym dwóch kaców: alkoholowego i moralnego. 




 



***



    W Los Angeles byliśmy o ósmej. Podrzuciliśmy Shannona do jego mieszkania, a następnie pojechaliśmy do Tomo. Oddałem mu kluczyki i zamówiłem taksówkę, którą udałem się do Lucy. Otworzyła mi ubrana w rozciągnięte dresy, ale nawet w nich wyglądała niesamowicie seksownie. 
    Gdy tylko mnie zobaczyła, rzuciła mi się w ramiona, prawie mnie przewracając.
    - Tak bardzo za tobą tęskniłam - powiedziała i zaczęła obsypywać mnie pocałunkami. - Właśnie kończę robić kolację. Wchodź.
    Dobrze się składało, bo byłem niesamowicie głodny. Po przekroczeniu progu wszedłem do salonu i usiadłem w fotelu.
    - Jeszcze pięć minut - usłyszałem. - Chcesz coś do picia?
    - Wodę. 
    Kiedy przyniosła to, o co prosiłem, usiadła mi na kolanach, mocno się do mnie przytulając. Pogładziłem ją po włosach i pocałowałem. Była tak niesamowicie urocza, że będąc przy niej nie potrafiłem utrzymać rąk przy sobie. Drobniutka blondyneczka, którą ma się ochotę cały czas przytulać...




 ***


    - Wygląda na to, że możemy już jeść - rzuciła z kuchni. Po chwili na stole stanął zapiekany makaron i czerwone wino. - Pójdę się przebrać. 
    Już miała pójść do swojego pokoju, ale ją zatrzymałem.
    - Nie musisz się przebierać, tak jest dobrze.
    - Ale przecież mam na sobie stare dresy.
    - I co z tego, dla mnie nawet w nich wyglądasz bosko. 
    Lucy zrezygnowała ze zmiany stroju i usiadła przy stole. Pytała mnie o wrażenia z podróży i miała niezły ubaw, gdy opowiedziałem jej o spotkaniu z fanem My So-Called Life. Wpadkę Shannona solidarnie przemilczałem. 
    Po zjedzeniu kolacji zajęliśmy się sobą. Jako że dosyć długo nie mieliśmy okazji do zbliżenia, przez kolejne dwie godziny nie wychodziliśmy z łóżka. 
    Kiedy oboje poczuliśmy, że nasze potrzeby zostały zaspokojone, Lucy włączyła radio. Lucky Man. Idealne podsumowanie chwili, bo w tym momencie czułem się cholernym szczęściarzem. Ostatnia płyta i trasa okazały się sukcesem, a ja leżałem w łóżku z piękną kobietą, która kochała mnie za to, jaki jestem, a nie za to kim jestem.
    Wtuliła się we mnie i oboje zasnęliśmy.
    Rano obudził mnie jej budzik. Szybki numerek pod prysznicem wystarczył, by ten ranek nazwać udanym początkiem dnia. 
    Wyjechaliśmy od niej o w pół do dziesiątej. Podrzuciła mnie do domu, a sama pojechała do pracy. Wszedłem do siebie i przywitał mnie dzwoniący telefon.
    - Hej, to ja, Suzie, właśnie jestem na sesji. O dwunastej  mam przerwę, więc chciałabym się z tobą spotkać, żeby wyjaśnić tę całą sytuację.
    - Nie wiem, czy to dobry pomysł  - odpowiedziałem.
    - Obiecuję, że tym razem nie będę zachowywać się jak histeryczka.
    W końcu uległem i zgodziłem się na spotkanie w jednej z kawiarni na Sunset Boulevard. Miałem jeszcze trochę czasu, więc zadzwoniłem po kogoś do czyszczenia basenu. W odpowiedzi usłyszałem, że zajmą się tym za trzy dni, bo mają teraz dużo zleceń. 
    Rozejrzałem się po mieszkaniu i uśmiechnąłem sam do siebie. Kto by pomyślał, że kiedyś dorobię się czegoś takiego. Nauczyciele zawsze powtarzali, że na pewno skończę jako ćpun w więzieniu. Ciekawe, co mówią teraz, o ile w ogóle jeszcze żyją. 
    Była jedenasta czterdzieści, jeśli nie chciałem się spóźnić, musiałem już wyjechać. 
Przed umówionym miejscem zauważyłem gromadkę paparazzi, ale nie dziwiłem się temu, w końcu był to jeden z najmodniejszych lokali w LA, w którym bywali najsławniejsi celebryci. Oczywiście, od razu mnie zauważyli i zaczęli wypytywać o imprezę sprzed tygodnia. Nie odezwałem się ani słowem, tylko wszedłem do środka. Sue już tam była i jak na pecha, wybrała stolik przy samym oknie, ułatwiając tym pracę fotografom. 
    Przywitała mnie pocałunkiem w policzek.
    - Tydzień temu zachowałam się jak totalna idiotka. Miałam po prostu gorszy dzień. Coś we mnie pękło i nie byłam w stanie nad sobą zapanować.
    - Rozumiem. Umówmy się, że oboje zapomnimy o tamtej sytuacji i więcej nie będziemy do tego wracać - zaproponowałem.
    - Jesteś taki wyrozumiały. - Pochyliła się nad stołem, by mnie objąć, więc zrobiłem to samo. - Znów jesteśmy przyjaciółmi?
    - A czy kiedykolwiek przestaliśmy nimi być? - Uśmiechnąłem się i napiłem kawy, którą dla mnie zamówiła. 
    Rozmawialiśmy około dwudziestu minut, po czym powiedziała, że musi wracać do pracy. Oboje wstaliśmy od stolika i gdy tylko wyszliśmy, poczuliśmy na sobie atak fleszy. 
Padło pytanie czy jesteśmy parą, odpowiedziałem, że nie i poszliśmy w stronę zaparkowanego samochodu.
    - To do zobaczenia - powiedziała Sue i pocałowała mnie w policzek, po czym poszła w stronę studia, a ja wsiadłem do auta.

 

***



    Na drugi dzień z samego rana przyszła do mnie Lucy, trzymając w ręku gazetę.
    - Kto to, do cholery, jest? - Pokazała mi stronę, na której znalazły się moje zdjęcia z wczorajszego spotkania z Sue i z sobotniej nocy.
    - Spokojnie, skarbie. To jest Suzie, moja sąsiadka, z którą łączy mnie jedynie przyjaźń.
    - To dlaczego piszą, że to twoja nowa dziewczyna?!
    - Bo szukają taniej sensacji. Myślisz, że gdybym miał dziewczynę, to umawiałbym się z nią w miejscu, gdzie jest najwięcej paparazzi?
    - No raczej nie - powiedziała po chwili namysłu.
    - No właśnie. Poza tym to ty jesteś moją dziewczyną. 
    Widać było, że właśnie na te słowa czekała, przytuliła się do mnie i powiedziała:
    - Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam, ale sam wiesz, jak reaguję, gdy widzę cię z innymi.
    - Wiem, kotku, wiem. - Objąłem ją ramieniem i staliśmy tak, dopóki nie powiedziała, że musi już iść. - Zadzwonię do ciebie wieczorem - powiedziałem i zamknąłem drzwi. 
Wiedziałem, że te szmatławce zrobią z tego aferę. 
    Wszedłem na Twittera, gdzie właśnie trwała gorąca dyskusja na temat mojego rzekomego romansu. Normalnie miałbym to gdzieś, ale wiedziałem, że te plotki ranią Lucy, więc napisałem, że Suzie i ja jesteśmy jedynie przyjaciółmi i krążące plotki nie są prawdziwe. Po chwili zadzwoniła do mnie Emma.
    - Wchodziłeś na oficjalną stronę sióstr Brown?
    - Nie, a po co miałbym tam wchodzić? - odpowiedziałem.
    - To lepiej wejdź - powiedziała, po czym się rozłączyła. Zrobiłem to, co kazała i dosłownie zamarłem. Na stronie pojawiło się oficjalne oświadczenie, w którym Sue utrzymywała, że jesteśmy parą:

Tak, to wszystko prawda. Ja i Jared spotykamy się już od jakiegoś czasu, ale woleliśmy trzymać to w tajemnicy z oczywistych względów.

    Na potwierdzenie swoich słów umieściła zdjęcie, na którym całuję ją w policzek i obejmuję. Nie mogłem w to uwierzyć, przecież to zdjęcie zrobiono na jej ostatniej imprezie urodzinowej, gdy składałem jej życzenia.
    Wybiegłem z domu i bez pukania wszedłem do Brownów. Jak to zwykle bywało, wpadłem na Cloe.
    - Gdzie jest twoja siostra?
    - U siebie, ale ma gości.
    - Mam to w dupie - powiedziałem i wpadłem do jej pokoju. - Czy tobie już całkowicie odwaliło?! Co ci strzeliło do tego pustego łba, żeby wypisywać takie głupoty?!
    - Skarbie, uspokój się - powiedziała, chcąc utrzymać przy siedzących w jej pokoju trzech dziewczynach, że jesteśmy parą.
    - Nie mów do mnie skarbie! Naprawdę powinnaś się leczyć. Nigdy z tobą nie będę, rozumiesz?! Kiedy pojmiesz fakt, że między nami nic nie ma i nigdy nie będzie?! Jesteś aż tak tępa?! Masz to wszystko odkręcić, albo będziemy rozmawiać inaczej. - Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz