wtorek, 17 listopada 2020

011. Do samego końca

 Jared:

    Sześć dni zleciało nie wiadomo kiedy. W trakcie pobytu tu przemyślałem sobie co nieco i postanowiłem zamknąć kilka spraw z przeszłości. Pierwsze, co zrobię, to spróbuję skontaktować się z Alice, w końcu jakby nie patrzeć, skrzywdziłem ją. Ufała mi, a ja obszedłem się z nią jak napalony zwierzak. Przeze mnie może mieć teraz uraz do mężczyzn. Od razu po powrocie zajrzę do Brownów i poproszę o jej numer. 
    Myślałem także o Lucy i postanowiłem dać nam szansę. Może przy niej zapomnę o Mary... Nie, raczej nigdy o niej nie zapomnę, ale może zapomnę o tym, jak bardzo ją kochałem i szczerzę mówiąc, nadal kocham. Za każdym razem, gdy piszę jakąś piosenkę, widzę jej twarz, najpiękniejszą na świecie. Te niebieskie oczy, w których kryło się tyle bólu i cierpienia, ale też pełno miłości. Była najnieszczęśliwszą osobą na świecie, a mimo to sprawiła, że byłem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Gdybym tak tylko mógł przeżyć z nią jeszcze jeden dzień...
    Zawsze interesowała się kosmosem i powtarzała, że kiedyś wyjdzie za astronautę. Tak naprawdę to Mary zainspirowała mnie do nazwania swojego zespołu 30 Seconds to Mars. Któregoś dnia powiedziała do mnie coś w stylu: Jak się nie zamkniesz, to tak cię kopnę, że dolecisz w trzydzieści sekund na Marsa. 
    To niesamowite, jak całe moje życie kręci się wokół jednej osoby, osoby, której niestety już nigdy nie przytulę, której już nigdy nie spojrzę w oczy. Muszę się przynajmniej dowiedzieć, gdzie ją pochowano. 
    Dokładnie pamiętam dzień, w którym mama powiedziała mi o tym, co spotkało moją biedną Mary: Nie wiadomo czy to wypadek, czy po prostu postanowiła się zabić. Wiadomo jest, że miała we krwi śmiertelną dawkę heroiny. Nie mogli jej uratować. Te słowo zrujnowały cały mój dotychczasowy świat, sam byłem wtedy na odwyku i pytałem siebie, dlaczego ona nie zrobiła tego samego. Dlaczego nie poszła ze mną na ten pieprzony detoks? Wybrała złoty strzał, nie, jakoś w to nie wierzyłem. Mary była najsilniejszą osobą, jaką znałem i samobójstwo byłoby ostatnią rzeczą, na jaką by się zdecydowała. Mimo wszystko chciała żyć. Nie pozwoliłaby na to, żeby Lily została sama z tym ich psychopatycznym tatuśkiem. To musiał być wypadek, świadomie nie wzięłaby takiej ilości heroiny. Gdyby nie to, że byłem wtedy pod stałym nadzorem, to nie jestem pewien czy nadal bym tu był. Pewnie sam bym celowo przedawkował, ale bardzo pomógł mi wtedy doktor Smith. Uratował mnie przed gryzieniem piachu, pomógł odkryć w sobie siłę do dalszego życia.
    

***


    - Chłopaki, mamy zaproszenie na imprezę do tych dzieciaków. 
Piątego dnia do domu obok przyjechała grupa młodych ludzi i właśnie dziś postanowili zrobić nam imprezę pożegnalną.
    - No to idziemy - powiedziałem i ruszyliśmy w stronę sąsiedniego domku, zabierając ze sobą alkohol, który nam jeszcze został. W drzwiach przywitało nas dwóch kolesi.
    - Wchodźcie, to dla nas naprawdę ogromny zaszczyt - powiedział niższy i wpuścił nas do środka.
    - Nie mogę, pierdolony bóg seksu! - usłyszałem i podszedł do mnie wysoki blondyn, po chwili zorientowałem się, że był to towarzysz Megan, Harry, którego poznałem w Black Cloud.
    - Cześć, stary! - przywitałem się z nim, klepiąc go po plecach. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy rozmawiać.
    - Meg jest z tobą? - zapytałem.
    - Nie. Od tamtej pory jej nie widziałem. Taka akcja na jedną noc, sam wiesz, jak to jest - odpowiedział.
    - Tak, wiem - powiedziałem, ale bez większego entuzjazmu.
    - Nie dziwię ci się, że tak wyrywasz laski, na twoim miejscu robiłbym dokładnie to samo.
    - Uwierz mi, jeśli masz choć trochę rozumu, nie robiłbyś - odpowiedziałem i rzuciłem okiem na jego telefon, który właśnie zaczął dzwonić. Na wyświetlaczu pojawiła się znajoma twarz i podpis Alice.
    - Sorry, ale muszę odebrać. No co jest, słońce? 
    Nie byłem pewien, ale prawdopodobnie była to właśnie ta Alice. Kiedy skończył rozmowę, zacząłem go o nią podpytywać.
    - Dziewczyna?
    - Nie, współlokatorka i przyjaciółka.
    - A mógłbyś powiedzieć, jak się nazywa, bo nie jestem pewien czy czasem jej nie znam. 
    - Alice Maxwell, nie wiem, czy znasz ją, ale na pewno znasz naszą przyjaciółkę Marion. Z tego, co wiem, spałeś z nią.
    Zamurowało mnie. Marion okazała się być przyjaciółką Al, więc po tym, jak się z nią obszedłem, wątpię, by Alice tak łatwo mi wybaczyła. Jak pech to pech. 
    Z tego wszystkiego musiałem się napić. Podszedłem do blatu kuchennego i wziąłem butelkę piwa. Gdy wróciłem na miejsce, zamiast Harry'ego przy stole siedziała jakaś dziewczyna. 
    - Wow - usłyszałem. - Z bliska jesteś jeszcze przystojniejszy.
    - Dzięki.
    - Byłam na waszym koncercie w Los Angeles. Byliście naprawdę świetni.
    - Cieszę się, że się podobało. 
    Dziewczyna wydawała się miła i była całkiem niezła. Rozmawialiśmy już dłuższy czas, gdy poczułem jej dłoń w okolicy swojego krocza. Rozum powoli zaczynał odmawiać mi posłuszeństwa, a usta Lauren nie odrywały się od mojej szyi. Pięć minut później byliśmy już w jednej z sypialń. Już miałem zdejmować z niej ciuchy, gdy usłyszałem sygnał wiadomości na swoim Blackberry, spojrzałem na ekran, na nim wiadomość od Lucy: 

Bardzo za Tobą tęsknię. Nie mogę się doczekać jutra, wtedy znów Cię zobaczę. Kocham Cię. 

    W tym momencie wizja szybkiego numerka przestała mi się wydawać atrakcyjna.
    - Wybacz, ale nie mogę - powiedziałem, wstając z łóżka. - Właśnie uświadomiłem sobie, że chyba kogoś kocham i nie chcę po raz kolejny zawieść jej zaufania. 
    Lauren zdecydowanie nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy. Wstała i wyszła, trzaskając drzwiami, a ja postanowiłem zadzwonić do Lucy.
    - Tak? - usłyszałem po drugiej stronie.
    - Cześć, skarbie.
    - Cześć. Stało się coś, że dzwonisz? - zapytała.
    - Nie, po prostu chciałem usłyszeć twój głos.
    - Kochany jesteś. Jak tylko wrócisz, daj mi znać, to przyjadę do ciebie.
    - Nie, to ja od razu po powrocie przyjdę do ciebie. - Po chwili milczenia dodałem: - Kocham cię. - I nie czekając na odpowiedź, przerwałem połączenie. 
    Wyszedłem z pokoju i postanowiłem poszukać Harry'ego w celu pozyskania od niego numeru Alice, w końcu zawsze warto spróbować. 
    Przechodząc przez salon, zauważyłem, jak moja niedoszła kochanka na całego flirtuje z moim bratem, Tomo pokazywał jakiemuś łepkowi kilka gitarowych chwytów, a ja nadal szukałem Jackobsona. W końcu znalazłem go leżącego przed toaletą,  ledwo co kontaktującego. Bez wahania wyjąłem jego telefon i spisałem numer dawnej znajomej. Mam zamiar skontaktować się z nią, jak tylko nacieszy się mną Lucy. 
    Odłożyłem telefon z powrotem do kieszeni Harry'ego i poprosiłem jakiegoś chłopaka, żeby pomógł mi przenieść go do sypialni. 
    Kiedy wróciłem do centrum zabawy, usłyszałem, jak wszyscy skandują moje imię, chcieli, żebym coś zaśpiewał. 
    Tomo zajął się akompaniamentem. Ku mojemu zaskoczeniu nasza mała publiczność poprosiła o Valhallę. Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś zagramy to na czyjeś życzenie. 
    Podczas gdy ja i Tomo zabawialiśmy towarzyszy, Shannon zabawiał się z Lauren. Co jak co, ale w tej chwili wolałem śpiewać, niż zaliczać kolejną pannę. 
    Kiedy wszyscy śpiewali razem ze mną słowa You're the reason I can't control myself,  poczułem przyjemne uczucie, którego nie można porównać nawet do najlepszego orgazmu.
    Po udanym występie poczułem ogromne zmęczenie, więc postanowiłem opuścić towarzystwo i iść spać. Rano obudziły mnie odgłosy wymiotującego Tomo, wypił zdecydowanie za dużo. Zajrzałem do pokoju, który zajmował mój brat i już miałem się na niego rzucić, gdy zauważyłem, że nie był w łóżku sam, więc po cichu poszedłem do kuchni.
    - Nigdy więcej alkoholu. - Tomo brzmiał, jakby przez całą noc go torturowano.
    - Zawsze tak mówisz.
    - Tym razem to pewne. Nie wiem, czy dam radę dojechać do LA.
    - Nie martw się, ja poprowadzę. 
    Nienawidził, gdy jego ukochane auto prowadził ktoś inny, ale dziś nie miał wyboru.
    - A gdzie twój brat?
    - Wypoczywa w miłym towarzystwie - rzuciłem i w tym momencie drzwi sypialni się otworzyły.
    - Chłopaki, kto to jest? -zapytał, wskazując na pomieszczenie, z którego dopiero wyszedł.
    - Ty nam powiedź - odpowiedziałem, poklepując go po plecach, na których widniały ślady paznokci. - Nie wiem, kto to jest, ale wiem jedno, laska lubi na ostro.
    - Skąd wiesz? Słyszałeś coś?
    - Nie, ale wnioskuję to po śladach na twoich plecach. Wyglądają, jakby ktoś ci urządził na nich Jesień Średniowiecza.
    - Cholera, a na jutro umówiłem się z Cassie! - powiedział wystraszony nie na żarty.
    - Oj tam się przejmujesz. Powiesz jej, że odwaliłeś stage diving i fanki cię tak urządziły.
    - Twoje rady, Jaredku, jak zwykle bezcenne. Nie wiem, co bym zrobił bez tej twojej genialnej główki. - Mówiąc to, pocałował mnie w czoło.
    - Ty mnie nie całuj, tylko lepiej się dowiedz, kto to jest.
    - Boję się, może lepiej ty pójdziesz?
    - A co, to ja się z nią bzykałem?
    - No nie...
    - O wilku mowa - rzucił po cichu Tomo i naszym oczom ukazała się niezbyt zgrabna, najbrzydsza dziewczyna, jaką w życiu widziałem. Spojrzałem na brata i zobaczywszy przerażenie w jego oczach i to jak nagle pobladł, zrobiłem się cały czerwony.
    - Przepraszam, ale muszę na chwilę wyjść. - Wybiegłem z domku i wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem. Zaraz za mną wybiegł Tomo i widząc mnie pokładającego się, sam zaczął się śmiać.
    - Widziałeś to? - pytałem, zalewając się łzami. - Spodziewałem się wszystkiego po moim bracie, ale to przeszło moje najśmielsze oczekiwania!
    - A widziałeś jego minę? Jak tylko wyszedłeś, podeszła i przytuliła się do niego, mówię ci, mało co nie zemdlał. Zapytała, co ci się stało, że tak poczerwieniałeś, więc powiedziałem jej, że masz atak astmy.
    - Cholera, to się braciszek wkopał. Mam tylko nadzieję, że się zabezpieczył, bo nie chciałbym, aby mój bratanek miał taką matkę - powiedziałem, cały czas się śmiejąc, przestałem dopiero, gdy Tomo mnie szturchnął, sygnalizując tym, że "piękna" właśnie wychodzi. Histeryczny śmiech zamienił się w udawany atak duszności.
    - Na pewno nic mu nie jest? - zapytała.
    - Nie, nie, zaraz mu przejdzie - odpowiedział jej Tomo, klepiąc mnie po plecach. Kiedy zniknęła nam z pola widzenia, wbiegliśmy do domku.
    - Shannon, jesteś moim idolem - rzuciłem prześmiewczo.
    - Zamknij się, kretynie - usłyszałem w odpowiedzi, najwyraźniej nie było mu do śmiechu.




Mary ('89):

    Weszłam do domu, na szczęście ojca jeszcze nie było. Zostawiłam bluzę i poszłam do sąsiadki po Lily.
    - Tylko niech pani nie mówi ojcu, że wróciłam rano. - Zabrałam siostrę i wróciłam do mieszkania.
    - Idź się pobaw do pokoju, ja tylko się przebiorę i do ciebie przyjdę. - Co prawda byłam zmęczona, ale przecież nie mogłam spać przy pięcioletnim dziecku. Przebrałam się i pomogłam siostrze urządzać domek dla lalek.
    - Mary, a czy mamusia nas widzi?
    - Tak, na pewno tak.
    - Patrzy na nas z aniołkami?
    - Bardzo możliwe.
    - A czy jest szczęśliwa? - padło kolejne pytanie. Posadziłam siostrę na kolanach i kontynuowałam.
    - Mama jest w takim miejscu, gdzie wszyscy są szczęśliwi. - Sama nie wierzyłam w to, co mówiłam, ale w końcu co innego miałam jej powiedzieć, że mamę, a raczej jej ciało żrą teraz robale?
    - Ale na pewno jest jej smutno, kiedy patrzy, jak płaczesz.
    - Przecież ja nie płaczę.
    - Płaczesz, Mary, widziałam. Za każdym razem, gdy tatuś zamyka pokój. Nie chcę, żebyś płakała. 
    W tym momencie nie wiedziałam, co powiedzieć. Była zbyt mała, żeby wprost powiedzieć jej, że mężczyzna, którego nazywa tatusiem jest pieprzonym tyranem. Szybko zmieniłam temat.
    - A może chciałabyś pójść na spacer? 
    Zgodziła się, więc założyłam jej buty i wyszłyśmy na zewnątrz. Akurat ojciec wrócił z pracy.
    - Gdzie idziesz? - zapytał
    - Zabieram Lily na spacer.
    - Tylko nie ciągaj mojej ślicznej córeczki po tych swoich melinach. 
    Za kogo ten palant mnie uważa? W życiu nie pozwoliłabym, by Lily znalazła się w pobliżu moich znajomych.
    - Tylko wróć do czwartej, bo na szóstą chcę mieć obiad.
    - Jasne - burknęłam pod nosem.
    - Coś ci się nie podoba?
    - A czy ja coś mówię? 
    Za każdym razem, gdy był w pracy, miałam nadzieję, że brał udział w jakiejś akcji i ktoś go zastrzelił. Niestety, zawsze wracał cały i zdrowy. Pierdolony strażnik moralności, gdyby tak ludzie znali jego prawdziwą twarz...
    Spacerowałyśmy po mieście i Lily zabawiała mnie piosenkami i wierszykami, których nauczyła się w przedszkolu. Miała piękny głosik, brzmiał zupełnie jak głos mamy tyle tylko, że był dziecinny. Mama świetnie śpiewała, jednak bardziej skupiała się na skrzypcach. Miała szansę zrobić oszołamiającą karierę, bo po skończeniu szkoły muzycznej  zaproponowano jej miejsce w jednej z najlepszych orkiestr, ale zamiast tego wybrała życie u boku mojego ojca, początkującego policjanta.
    Kiedy zegar kościelny wskazał trzecią czterdzieści pięć, ruszyłyśmy w drogę powrotną. W domu byłyśmy w pół do piątej. Przygotowałam jedzenie dla ojca i zamknęłam się w pokoju. O siódmej wracał do pracy, więc miałam nadzieję, że dzisiaj już go nie zobaczę.
    O szóstej trzydzieści usłyszałam, jak odjeżdża sprzed domu i odetchnęłam z ulgą. Zeszłam na dół by coś zjeść. Gdy tylko stanęłam przy lodówce, usłyszałam dzwonek i otworzyłam drzwi, za którymi stała nasza sąsiadka.
    - Lenny chciał się pobawić z Lily, nie miałabyś nic przeciwko, gdybym ją do nas zabrała?
    - Nie ma sprawy, zaraz ją przyprowadzę. 
    Kiedy Mała wychodziła, zapytałam czy mogłaby u nich pobyć, dopóki nie wrócę, gdyż nagle nabrałam ochoty na kolejny spacer. 
    Dokończyłam posiłek, zamknęłam drzwi na klucz, wyszłam i od razu skierowałam się w stronę domu Shannona. Nie zależało mi na spotkaniu z nim, bardziej liczyłam na to, że zobaczę jego brata. Po prostu nie mogłam pozbyć się z myśli tych niebieskich oczu. 
    Kiedy byłam już na miejscu, zobaczyłam Jareda siedzącego z gitarą na schodach. Bez wahania podeszłam i zapytałam, co gra.
    - Nic konkretnego, tak tylko sobie brzdąkam.
    - Długo grasz?
    - Od kiedy pamiętam.
    - To musisz być naprawdę dobry.
    - Ciężko stwierdzić, bo nigdy nie chodziłem na żadne lekcje, gram dla własnej przyjemności.
    - To zagraj coś.
    - Lepiej nie. - W jego głosie było słychać lekkie zdenerwowanie. Po jego postawie wywnioskowałam, że kochał to robić, ale nie był wystarczająco pewien swoich umiejętności, by się nimi chwalić.
    - Skoro nie chcesz, to może kiedy indziej.
    - Przyszłaś do Shannona? - zapytał, odkładając gitarę.
    - Nie, tak tylko przechodziłam, a że akurat tu siedziałeś, postanowiłam się przywitać.
    - Długo tu mieszkasz? - zadał kolejne pytanie.
    - Od urodzenia.
    Dalej rozmowa poszła jak z płatka. Rozmawialiśmy o muzyce, opowiedział mi o swoim nieźle pokręconym dzieciństwie i o tym, że pewnego dnia chciałby stanąć przed lustrem i móc powiedzieć o sobie, że jest człowiekiem, któremu udało się spełnić marzenia. Jak się okazało, jego największym marzeniem było zostać gwiazdą rocka, ale nie liczył na to, że się spełni.
    - Jeśli kochasz to robić i poświęcasz temu cały swój czas, na pewno ci się uda. Nie ma innej opcji. Poza tym ja wierzę, że kiedyś zostaniesz wielką gwiazdą i dziewczyny na całym świecie będą do ciebie wzdychać.
    - Raczej nie czułbym się swobodnie, jako bożyszcze kobiet, poza tym nie jestem wystarczająco przystojny.
    - Żartujesz sobie, tak?
    - Nie, mówię całkiem serio.
    - Przecież masz najpiękniejsze oczy na świecie! Mówię ci, za kilka lat wszystkie kobiety będą za nimi szalały. Będą rzucać ci staniki na scenę i pchać ci się do łóżka.
    - Nie po to chcę być muzykiem - przerwał mi. - Nie zależy mi na sławie, pieniądzach czy groupies, chcę po prostu grać. Tworzyć muzykę i przekazywać ją ludziom. Osobiście nie rozumiem, jak ci wszyscy gwiazdorzy mogą tak spać co noc z inną dziewczyną. Ja bym tak nie mógł.
    - Bo ty jesteś mądry.
    Po dwóch godzinach rozmowy udało mi się namówić go do zagrania i zaśpiewania. Chwycił gitarę i usłyszałam najpiękniejsza wersję Strangelove. Już wtedy wiedziałam, że ten piekielnie zdolny chłopak jest miłością mojego życia.
    Tydzień później byliśmy już nierozłączni. Chodziliśmy razem na imprezy, słuchaliśmy muzyki i robiliśmy to, co zwykle robią zakochani. Któregoś dnia zabawialiśmy się w jego kabriolecie i nakrył nas wtedy mój sąsiad.
    - Wstydzilibyście się w takim wieku, szczególnie ty, Mary. Jak się twój ojciec dowie, co ty wyprawiasz po nocach w cudzych samochodach, to ci pokaże! Mała grzesznica! Lepiej pomódl się do Jezusa.
    - Nie wierzę w Boga - odpowiedziałam mu. Oboje z Jaredem mieliśmy ze staruszka niezły ubaw.
    - Twoja matka się pewnie teraz w grobie przewraca! 
    To była przesada. Jakim prawem ten stary cap wspominał o mojej matce?!
    - Nie warz się o niej mówić! - krzyknęłam w stronę sąsiada, co zaskoczyło zarówno go, jak i Jerry'ego.
    Gdy tylko staruszek poszedł, Jay starał się mnie uspokoić.
    - Po prostu nie lubię, kiedy ktoś mówi o mojej mamie. Wiem, że jeśli mnie teraz widzi, to na pewno nie jest ze mnie dumna, ale to nie znaczy, że taki byle kto może mi to wypominać.
    - Tak w ogóle to jak zginęła, jeśli mogę spytać?
    - Ty możesz pytać o wszystko. Jak w każdy piątek zabierała mnie z lekcji gimnastyki, właśnie wyjeżdżałyśmy z parkingu, kiedy drogę zajechał nam tir. Mama próbowała go jakoś wyminąć i potem usłyszałam ogromny huk, i to ostatnie, co pamiętam z wypadku. Dalej był tylko szpital i lekarze, którzy twierdzili, że robili, co mogli, ale obrażenia wewnętrzne były zbyt rozległe. - Poczułam, jak po twarzy płyną mi łzy. Na samo wspomnienie tamtego dnia robiło mi się niedobrze. Tamten dzień był ostatnim dniem mojego szczęśliwego dzieciństwa.  
    Jared otarł spływające krople i przytulił mnie tak mocno, jak tylko potrafił. 
    Kiedy odjechał, weszłam do domu i na przywitanie dostałam silny cios w twarz.
    - Tak cię urządzę, że odechce ci się puszczać, ty mała dziwko! 
    Jedyne, co słyszałam, to dźwięk skórzanego paska odbijającego się od mojej skóry, wrzask wściekłego ojca i histeryczny płacz Lily.
    - Nie dość, że dziwka to jeszcze narkomanka. Zobacz, co znalazłem u ciebie pod łóżkiem. - Zamachał mi przed krwawiącym nosem torebeczką z amfetaminą. - I patrz, co z tym zrobię. - Ciągnął mnie za włosy w stronę łazienki i spuścił w toalecie cały towar. - To ty powinnaś była zginąć w tym wypadku, a nie moja Emily. Zabiłaś ją, ty pieprzona szmato! Gdyby nie twoje zasrane kaprysy, ona nadal by żyła! 
    Nie miałam siły nic powiedzieć, tylko słuchałam tego, co mówił i w myślach błagałam o to, żeby w końcu wyciągnął broń, przyłożył mi ją do głowy i pociągnął za spust. Zamiast tego chwycił stojącą na zlewie szklankę i rozbił ją na mojej twarzy. W tym momencie straciłam przytomność. 
    Obudziłam się na drugi dzień w szpitalu, gdzie opatrzono wszystkie moje obrażenia. Tatuś się wycwanił i powiedział, że ktoś mnie pobił po imprezie. Nie zaprzeczyłam, bo i tak nikt by mi nie uwierzył. Przecież pan King to powszechnie szanowany szef policji...
    Kiedy po dwóch dniach wróciłam do domu, bałam się spojrzeć w lustro, bo nie wiedziałam, co mogę w nim zobaczyć, więc unikałam tego jak ognia. 
    Nałożyłam bluzę z kapturem, który naciągnęłam na głowę i siedziałam na łóżku, paląc papierosa. 
    Ten cholerny gnój był w pracy, a Lily zajmowała się pani Robinson, więc kiedy usłyszałam pukanie, byłam pewna, że to ona. Zeszłam i otworzyłam drzwi, jednak zamiast sąsiadki, zobaczyłam Jareda.
    - Cześć, co się dzieje, nie odzywasz się od kilku dni? 
    Nie chciałam, żeby oglądał mnie w takim stanie.
    - Wybacz, ale nie mam nastroju na rozmowy. - Próbowałam zamknąć mu drzwi przed nosem, ale w tym momencie złapał mnie za rękę, a ja wydałam z siebie okrzyk bólu; złapał akurat w miejscu, w którym znajdował się ogromny siniak. To najwyraźniej go zaniepokoiło, bo wszedł do środka i zdjął mi z głowy kaptur. W ciągu sekundy zrobił się blady jak ściana, w jego oczach malowało się przerażenie i szkliły się łzy.
    - Boże, kto ci to zrobił? - zapytał łamiącym się głosem, a ja powiedziałam mu cała prawdę. - Zabiję go, przysięgam, że go zabiję! 
    Próbowałam go uspokoić, ale sama byłam roztrzęsiona. 
    - Jak on mógł zrobić coś takiego własnej córce? Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?
    - Wstydziłam się - powiedziałam przez łzy i przytuliłam się do niego. - Tak bardzo cię kocham.
    - Obiecuję, że już nigdy nikt cię nie skrzywdzi. Dopóki będę przy tobie, nie spotka cię nic złego.
    - A jak długo będziesz?
    - Do samego końca...




Od autorki: ta retrospekcja to również okrojone fragmenty rozdziałów z Mary Was A Different Girl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz