wtorek, 17 listopada 2020

007. Jesteś moim najpiękniejszym uzależnieniem

 Marion:

    Chciałam zostać sam na sam ze swoim wstydem. Nie mogłam uwierzyć w to, jak głupia i naiwna byłam, wierząc w jego szczere intencje. Jak zwykle w takich momentach potrzebowałam muzyki. Podniosłam leżącego na podłodze Ipoda i włączyłam go. 
Jak na złość, usłyszałam pięknie zagrany na pianinie wstęp do Alibi. Zwykle słysząc ten utwór, czułam ogromne wzruszenie, teraz zastąpiło je obrzydzenie. Sama nie wiem, kogo brzydziłam się bardziej; siebie czy jego.  
For truth, for love, and my desire... 
Ten potwór zdecydowanie nie wie, czym są  prawda i miłość, widzi jedynie siebie i swoje pieprzone pragnienia, które zaspokaja, nie zważając na innych. Powoli zaczynałam wątpić w to, że on sam napisał ten kawałek, przecież on nie jest zdolny do ludzkich uczuć. Jedyne, co kocha, to własne odbicie. Jakim cudem udało mu się tak oszukać te miliony na całym świecie? Wyglądało na to, że był lepszym aktorem niż mogłoby się wydawać. 
    Właśnie ocierałam z twarzy łzy, gdy usłyszałam pukanie. 
    - Mogę wejść?
    - Tak, wchodź - powiedziałam, posuwając się, by zrobić miejsce dla swojej przyjaciółki.
    - Chciałam ci coś wyznać - zaczęła Alice. - Chcę ci wytłumaczyć, dlaczego tak zareagowałam, gdy powiedziałaś mi, z kim spędziłaś noc.
    - Wiem, po prostu znałaś jego reputację - przerwałam jej.
    - Nie tylko dlatego. Wiesz, nigdy nikomu o tym nie mówiłam, bo to było zbyt upokarzające, chciałam o tym zapomnieć i udało mi się, ale teraz to znowu wróciło. 
    Z przerażeniem patrzyłam na przyjaciółkę. Rzadko kiedy była tak niespokojna. Jej oczy miały zupełnie inny wyraz niż zwykle, ale pozwoliłam jej mówić.



Alice:

- Kiedy miałam siedemnaście lat, mój tata został zatrudniony przez dosyć bogatego faceta, pana Browna. Miał za zadanie ochraniać jego córki, które właśnie rozpoczynały karierę w modelingu. Wczoraj miałaś okazję widzieć je w towarzystwie Jareda. 
Któregoś dnia dostaliśmy od nich zaproszenie na kolację i właśnie wtedy je poznałam. W sumie były całkiem w porządku, co prawda cholernie rozpieszczone, ale nawet mnie to nie dziwiło. Praktycznie cały czas rozmawiałyśmy o modzie, na której temat wiedziały naprawdę wiele. Dorośli bawili się w najlepsze, a dziewczyny postanowiły pokazać mi okolicę. Szłyśmy około pięciu minut, gdy nagle zatrzymały się przed całkiem ładnym domem.
    - A tu mieszka Jordan Catalano - rzuciła młodsza z sióstr.
    - Jared Leto, idiotko - poprawiła ją starsza i zwróciła się do mnie. - Kojarzysz go?  
Odpowiedziałam jej, że nie bardzo.
    - Widziałaś Requiem dla snu?
Przecząco pokręciłam głową. 
    - A Autostradę
Ten tytuł od razu skojarzyłam i skojarzyłam również nazwisko z twarzą.
    - O cholera, to ten, który grał Jacka? 
Sue potwierdziła, a ja poczułam, jak robi mi się gorąco. Sama wiesz, jak reagowałam na jego nagi, opalony tors w Autostradzie.
    - Właśnie wrócił z Afryki, więc chcemy go przywitać. Idziesz z nami? - kontynuowała moja nowa znajoma, a ja bez wahania się zgodziłam. Nie mogłam przegapić okazji oglądania boga seksu na żywo. 
    Cloe zapukała do drzwi i po chwili otworzył nam je facet w dłuższych włosach i z trzydniowym zarostem.
    - Cześć, Jared! 
    - No witam, moje panie - padło w odpowiedzi, a ja zmierzyłam go wzrokiem. Wyglądał zupełnie inaczej niż Hayes, ale nadal był piekielnie przystojny.
    -  A to jest Alice, córka naszego ochroniarza.
    - Miło mi. - Podał mi dłoń i uśmiechnął się. Wtedy też wydawał mi się najbardziej uroczym facetem na świecie. Zaprosił nas do środka i zaproponował coś do picia. Widać było, że siostry Brown często tam bywały, bo zachowywały się tak swobodnie, jakby były u siebie. 
    - I jak przygotowania do płyty? - przerwała ciszę Suzie.
    - Teraz wybieramy piosenki, które wydamy. Wiecie, mamy około czterdziestu kawałków, z czego musimy wybrać około dwunastu, więc musimy być w stu procentach pewni.
    - To płyta w przyszłym roku?
    - Jak dobrze pójdzie - odpowiedział, posyłając mi serdeczny uśmiech, odwzajemniłam się tym samym.
    - Lepiej mów, jak było w Afryce - wyrwała się Cloe.
    - Nie licząc tego, że praktycznie całymi dniami  pracowałem, było okey. Napisałem tam nawet piosenkę.
    - Więc na co czekasz, zagraj! - powiedziała Sue i wskazała palcem na stojącą w rogu gitarę.
    - Nie wiem, czy powinienem. 
    - No dalej, Jared, prosimy! - odezwały się chórkiem.
    - No dobra, ale niech żadna z was się tym później nie chwali - powiedział, wymuszając groźny ton. Oczywiście, zanim zaczął grać, zapowiedział utwór, którego tytuł brzmiał Was It a Dream. Nie wiedziałam, że Leto jest również muzykiem i to tak dobrym. Wszystkie trzy byłyśmy skupione na jego nietuzinkowym głosie.
    Od tamtej pory odwiedzałam go z dziewczynami niemalże codziennie. Nie chwaliłam się tym nikomu, bo wiedziałam, że i tak mi nikt nie uwierzy, poza tym był to rok dwutysięczny czwarty, więc jeszcze w sumie mało kto kojarzył Jareda Leto, a tym bardziej 30 Seconds to Mars. 
    Któregoś dnia wyszło tak, że zostałam z nim sam na sam. Imponował mi fakt, iż mimo tego, że miałam siedemnaście lat, on traktował mnie jak kobietę, a nie jak dziecko. Rozmawialiśmy o wszystkim. Tego dnia zapytał mnie, czy kogoś mam, odpowiedziałam, że spotykam się z jednym kolesiem. Padło pytanie, czy to coś poważnego. Nie bardzo orientowałam się, o co może mu chodzić, w końcu w wieku siedemnastu lat raczej nie zakłada się poważnych związków. Chyba zauważył, że nie bardzo zrozumiałam jego wywód, więc zadał precyzyjniejsze pytanie.
    - Sypiasz z nim?
    Zaskoczył mnie tym, ale byłam z nim szczera, w końcu znałam go już dobre trzy miesiące i wydał mi się godny zaufania.
    -  Nie. Wiesz, jakoś nie bardzo jeszcze interesuję się tymi sprawami.
    - Nawet nie wiesz, co tracisz - powiedział i spojrzał mi głęboko w oczy. Sama wiesz, jak na płeć piękną działają te niebieskie ślepia. W tym momencie odgarnął mi włosy z twarzy.
    - Nie powinnaś zasłaniać tak pięknej twarzy. 
    Bardzo schlebiało mi to, że dorosły facet i do tego tak cholernie przystojny uważał mnie za piękną. Nawet nie wiem, jak to się stało, ale po chwili wymienialiśmy namiętne pocałunki. Nie czułam, że robię coś złego, więc nawet się przed tym nie broniłam. Było miło, dopóki nie poczułam jego dłoni pod spódniczką
    - Przestań - powiedziałam, odpychając go od siebie.
    - Przecież wiem, że tego chcesz. - Przycisnął się do mnie nieco mocniej. - Obiecuję, że będę delikatny.
    W sumie, czemu nie - pomyślałam - w końcu kiedyś muszę to zrobić. Co prawda wyobrażałam sobie to nieco inaczej , ale co tam! Więc mu uległam.
    - Będzie miło - szepnął mi do ucha.
    Wcale nie był tak delikatny jak obiecywał i nie muszę chyba dodawać, że dla mnie to wcale nie było nic przyjemnego. Po wszystkim do oczu napłynęły mi łzy.
    - Pierwszy raz zawsze boli, później będzie dużo lepiej - rzucił, po czym wyciągnął w moją stronę papierosa. Odepchnęłam jego dłoń i zalana łzami szybko stamtąd wybiegłam. Czułam wstyd, ból i gniew, ale mimo wszystko sama się na to zgodziłam, wierząc, że obejdzie się ze mną delikatnie. Nie było mowy o żadnym gwałcie, bo dostał moje przyzwolenie. Nie wyrywałam się, a mogłam,  bo w końcu nie był, aż tak silny, więc wymknięcie się z jego uścisku nie byłoby zbyt trudne. Szczerze powiedziawszy, chciałam się z nim kochać, ale nie w taki sposób. Liczyłam na miękkie łóżko i czułość. Zamiast tego dostałam twardą kanapę i egoizm, który nakazywał szybkie i intensywne zaspokojenie męskiej potrzeby.





Jared:

    Wróciłem do reszty towarzystwa i jak gdyby nigdy nic, dołączyłem się do rozmowy. Zaraz po mnie wszedł Tomo. Podszedł do Victorii i szepnął jej coś do ucha, po czym oboje wstali.
    - A co, wy już idziecie? - zapytał Shannon.
    - Jakoś minęła mi ochota na imprezowanie.
    - Wyluzuj się, stary - rzuciłem przyjacielskim tonem.
    - Wystarczy, że ty jesteś wyluzowany. - Znów rzucił mi to samo spojrzenie co wczoraj.
    - Znowu zaczynacie? - wtrącił się poirytowany Shannon. 
    - Jak widzisz, to on ma znów jakiś problem.
    - Wiesz co? Mam dosyć tego, jak traktujesz te biedne dziewczyny i nie chodzi mi tu akurat o Lucy, ale o nasze fanki, które uważasz za swoje prywatne dziwki! Weźmy przykład tej dziewczyny przy barze. Sam wczoraj widziałem, jak się z nią obściskiwałeś na korytarzu  i dobrze wiem, że spędziłeś z nią noc, a dzisiaj co? Udałeś, że jej nie znasz! Tak postępuje jedynie pieprzony tchórz! Tylko nie zdziw się, kiedy te twoje "aniołki" się na ciebie wypną i znajdą sobie nowego idola. 
    - Ulżyło ci?  
Byłem w szoku. Po raz pierwszy ktoś prosto w twarz wygarnął mi to, co o mnie naprawdę myśli. Byłem na niego zły za to, że wpieprza się w moje życie, ale jakby nie patrzeć, miał rację. Nie wiem czemu taki byłem, przecież mama uczyła mnie czegoś zupełnie innego. Zawsze powtarzała: zadowolić cię może wiele kobiet, ale prawdziwe szczęście da ci tylko jedna. Wierzyłem w to aż do momentu, gdy ta jedna, która była w stanie mi to szczęście dać, stwierdziła, że lepiej jej będzie beze mnie. A przecież byłem w stanie zrezygnować dla niej z własnego domu, rodziny i przyszłości, ale ona to wszystko odrzuciła. Więc nie pozostało mi nic innego, jak pozwalać zadowalać się wielu kobietom. 
    Tomo wyszedł, a wszyscy zgromadzeni przy stole patrzyli na mnie. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał Shannon.
    - Za udaną trasę! 
    Wszyscy stuknęliśmy się kieliszkami i już nikt nie wracał do tamtego tematu. 


  

***




    Lokal opuściłem około trzeciej, kompletnie zalany, prowadzony przez Suzie i Cloe. Kiedy znalazłem się w domu, pierwsze, co zrobiłem, to rozbiłem stojący przy drzwiach wazon.
    - Wiesz co, Cloe? Idź do domu, ja go przypilnuję - usłyszałem głos Sue i poczułem, jak prowadzi mnie do sypialni.
    - Nie chcę spać. Chcę śpiewać!  - wrzasnąłem i na cały głos zacząłem wykrzykiwać tekst swojej piosenki. -  You're killing me, killing me!  
    - Jeśli się nie zamkniesz, ktoś naprawdę cię zabije.
    Faktycznie istniało takie prawdopodobieństwo, gdyż było w pół do czwartej rano, a okno mojej sypialni szeroko otwarte, więc moje niezbyt udane popisy wokalne za pewne słyszała cała okolica. 
    - Już się zamykam - wybełkotałem i poczułem, że Suzie ściąga mi koszulkę. - Bo jeszcze pomyślę, że chcesz mnie zgwałcić. 
    - Ciebie nie da się zgwałcić, ty zawsze jesteś chętny - odpowiedziała. Wyglądało na to, że zdjęła mi koszulkę tylko dlatego, że śmierdziała, po tym, jak wylałem na nią pół butelki wódki, ale moja gadka chyba zachęciła ją do czegoś innego, bo poczułem jej język na swoim torsie. 
    - Wybacz, ale nie mam na to ochoty - powiedziałem zupełnie szczerze, bo jedyne czego teraz chciałem, to w końcu się porządnie wyspać, bo wiedziałem, że czeka mnie jutro mega kac. Suzie jednak zdawała się mnie nie słuchać, bo właśnie zaczęła rozpinać mi pasek od spodni. 
    - Głucha jesteś?! - wrzasnąłem, po czym zepchnąłem ją z siebie tak, że z hukiem wylądowała na podłodze. Gdy tylko się podniosła, rzuciła w moją stronę:
    - Faktycznie jesteś popierdolony. -  I z jeszcze większym hukiem zatrzasnęła drzwi.
    - I nie trzaskaj drzwiami! - krzyknąłem za nią, po czym obróciłem się na lewy bok i zasnąłem.



 ***


    Z głębokiego snu wyrwał mnie nikt inny, jak mój kochany braciszek dobijający się do moich drzwi. Zszedłem z łóżka i ruszyłem w stronę wejścia. Dopiero słysząc jego głos, poczułem, jak bardzo boli mnie głowa.
    - Braciszku mój najukochańszy, ratuj!
    - Co znowu?
    - Pożycz pięć stów.
    - Skąd ja ci teraz wytrzasnę pięćset dolców?
     Była niedziela, wszystkie banki pozamykane, więc nawet gdybym chciał mu pożyczyć, nie miałbym jak.
    - Przecież masz odłożony tysiąc w szafce.
    - Tak, ale to kasa na rachunki.
    - Kasę na rachunki możesz wziąć jutro z banku, a ja potrzebuję tych pieniędzy teraz. 
    Nie miałem serca odmówić bratu, zwłaszcza, że było widać, że jest w nagłej potrzebie. Wyjąłem pieniądze, ale zanim mu je dałem, zapytałem, na co mu potrzebne tyle kasy.
    - Głupia sprawa. Jak tylko wyszliśmy z klubu, coś nam odbiło i wzięliśmy samochód kumpla i kompletnie zalani jechaliśmy pusta szosą.  Wszystko ładnie, pięknie, dopóki nie przywaliłem w czarne BMW. Rozpieprzyłem mu cały zderzak i z tego całego szoku wytrzeźwiałem w sekundę. Z samochodu wyszedł koleś w garniturku. Mówię ci, wyglądał jak pierdolony facet w czerni, brakowało mu tylko gadającego psa. Wyszedł i powiedział, że jeśli damy mu pięć stów, zapomni o całej sprawie, a jeśli nie, to zadzwoni po gliny. Wyobrażasz sobie, co by było, gdyby pojawiła się tam policja? Wszyscy dostalibyśmy po dupie za jazdę po pijanemu.
    - Należałoby by ci się, bo kto mądry jeździ po pijaku?!  - powiedziałem zdenerwowany, bo co jak co, ale takiego durnego zachowania nigdy nie byłem w stanie pojąć, ale dałem mu tę kasę. Głupi bo głupi, ale to zawsze mój brat. Dołożyłem mu jeszcze pięć dolarów, żeby kupił mi tabletki przeciwbólowe.  




***



    Shannon wrócił po godzinie, a ja leżałem z mokrym ręcznikiem ułożonym na obolałej głowie. Brat podał mi butelkę wody i upragnione tabletki  i jeszcze raz podziękował za pożyczkę. 
    - Dobre dziecko z ciebie - usłyszałem po piętnastu minutach głuchej ciszy, podczas której opuścił mnie ból. - Wiesz, tak sobie myślałem o tym, co powiedział wczoraj Tomo i faktycznie miał trochę racji, naprawdę traktujesz kobiety cholernie przedmiotowo, zresztą ja też nie jestem lepszy tyle tylko, że w tej kwestii wdałem się w naszego tatusia, więc już genetycznie mam wszczepiony pociąg do poligamii, ale ty? Ty przypominasz mamę, jesteś tak samo wrażliwy i uczuciowy i nie wiem dlaczego starasz się za wszelką cenę pokazać, że jest inaczej.
    - Może po prostu nie chcę znów cierpieć - odpowiedziałem, głęboko poruszony tym, co powiedział mój brat. Nie spodziewałem się, że stać go na taką szczerość.
    - Słuchaj, nie wszystkie kobiety są takie jak Cameron.
    - A co ma Cameron do mojego cierpienia? - zapytałem naprawdę zaskoczony tym, że Shann o niej teraz wspomniał.
    - Jared, mnie nie musisz oszukiwać. Przecież byliście zaręczeni, mieliście się pobrać, to normalne, że po tym, jak to wszystko się rozpadło, cierpisz. 
    - Stary, co ty wygadujesz? Tak, Cameron była dla mnie ważna, na swój sposób ją kochałem, ale z naszym rozstaniem uporałem się już dawno temu. Oboje byliśmy skłonni do zdrady, więc koniec końców nawet lepiej, że nam nie wyszło.
    - To kogo ty masz na myśli? - zapytał zdziwiony Shannon i nagle jakby go olśniło. - Tylko mi nie mów, że chodzi o Mary. 
    Nic nie odpowiedziałem, tylko wstałem z kanapy i zacząłem chodzić w kółko. 
    - Przez tę ćpunkę omal nie zmarnowałeś sobie życia! 
    - Nawet tak o niej nie mów! - wrzasnąłem. - Dla was zawsze była tylko pierdoloną ćpunką, ale żadne z was nigdy nie próbowało jej zrozumieć.
    - A co tu było do rozumienia? Jedyne co potrafiła, to wciągać kilogramy koki i bzykać się z kim popadło. Tak, muszę przyznać, że w tym drugim była na prawdę dobra.
    - Wyjdź stąd!
    - Co?
    - Wypierdalaj! - nie wytrzymałem i rzuciłem w stronę Shanna.
    - Jak sobie chcesz - odpowiedział i podszedł do drzwi, za którymi stał Tomo.
    - Przyjechałem po swoją gitarę.
    - Tylko uważaj, Jay jest nie w humorze.
    Tomo podszedł do mnie i widząc łzy w moich oczach, zapytał, o co poszło.
    - O kobietę, za którą byłem gotowy umrzeć. - Podszedłem do szafki i z barku wyjąłem stary album ze zdjęciami, wyciągnąłem to, o które mi chodziło i podałem przyjacielowi.
    - Co to za dziewczyna obok ciebie? - zapytał.
    - Obróć zdjęcie.
    Tomo odczytał na głos znajdującą się na nim notkę:
    - Jesteś moim najpiękniejszym uzależnieniem. Kocham cię i zawsze będę - Mary.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz