Marion:
Alice kilkakrotnie próbowała ze mną rozmawiać, ale ja nie miałam na to najmniejszej ochoty. Założyłam słuchawki, z których płynęło The Fantasy. Od razu przypomniał mi się długi korytarz, jego ramiona wokół mnie i ten głos. Zdecydowanie najromantyczniejsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała.
Jak dziecko tęskniące za matką, wtuliłam się w materiał koszuli. Myśl, że on ją nosił, przyprawiała mnie o szybsze bicie serca.
Jedyne czego potrzebowałam to prysznic, ale bałam się, że zmyję tym jego zapach ze swojej skóry.
- Marion, słońce ty moje, chodź tu na chwilę! - usłyszałam głos Harry'ego. Zdjęłam słuchawki, związałam włosy i zeszłam do kuchni, skąd dobiegało wołanie.
- Co jest? - zapytałam. Zaraz po mnie do kuchni weszła Alice. Uraczyłam ją chłodnym spojrzeniem i usiadłam przy końcu stołu.
- Moje drogie panie, teraz róbcie się na bóstwo, bo wieczorem idziemy na imprezę do zajebistego klubu.
- Nie mów, że do Black Cloud. - Ożywiła się Al.
- A właśnie, że powiem. - Zamachał jej przed oczami wejściówkami. Szybko złapała jedną z nich.
- Skąd je masz? - zapytała z wyraźnym podekscytowaniem w głosie.
- Aaaa, tajemnica!
- Pewnie ukradł - rzuciłam złośliwie. Harry spojrzał na mnie z oburzeniem.
- Dostałem od kumpla, który pracuje tam jako bramkarz
- Normalnie cię kocham! - Alice zawiesiła się mu na szyi i pocałowała w policzek.
- Bo się zarumienię. A ty co, nie cieszysz się? - zwrócił się do mnie.
- A czym się tu ekscytować? To tylko głupia impreza dla bogatych dzieciaków.
- Oj, jaka drażliwa. Chyba Leto niezbyt dobrze się spisał. No, ale czego można się spodziewać po frajerze, który farbował sobie włosy na różowo.
- Powiedziałaś mu?! - wrzasnęłam do Alice.
- Nie wiedziałam, że to taki sekret - usłyszałam w odpowiedzi.
- Wielkie dzięki, naprawdę. - Poirytowana wstałam i weszłam do łazienki.
- I po cholerę się odzywałeś? - usłyszałam jeszcze za plecami głos przyjaciółki.
Szybko zrzuciłam z siebie ciuchy i weszłam pod prysznic. Czułam, jak z każdą kroplą wody spływa ze mnie gniew. Przekręciłam kurek, dokładnie wysuszyłam ciało ręcznikiem i nałożyłam bieliznę. Wczorajsze spodnie były zbyt przesiąknięte dymem, więc założyłam jedynie miękki, różowy szlafrok w dalmatyńczyki. Taki uroczy prezent od mamy na dwudzieste urodziny.
Wyszłam z łazienki i weszłam do salonu, gdzie na kanapie siedzieli moi współlokatorzy.
- Słuchajcie, chciałam was przeprosić za swoje dzisiejsze zachowanie - zaczęłam.
- Nie, to my nie powinniśmy byli się tak zachować. Zamiast cieszyć się z twojego szczęścia... - mówiła Alice, lecz przerwałam jej, obejmując ją.
- Ej, a ja? - usłyszałam i po chwili do naszego uścisku dołączył Harry.
- Wiem, jaką macie opinię na temat Jareda, ale to naprawdę miły i czuły facet. Uwierzcie mi.
- Dobra, nie wracajmy już do tego - usłyszałam i poczułam, jak Harry przewraca nas obie na kanapę.
- To, o której zaczyna się ta impreza? - zapytałam.
- O dziesiątej.
- Tak więc, Alice, zbieramy się i idziemy na zakupy.
Musiałam jakoś wynagrodzić jej tą przedpołudniową sprzeczkę.
- Tylko się ubiorę i możemy iść.
Zanim jednak poszłam na górę, weszłam jeszcze na chwilę do łazienki. Spodnie wrzuciłam do pralki, a koszulę Jareda starannie złożyłam i zabrałam ze sobą do pokoju.
***
Stałam przed lustrem i poprawiałam makijaż, Alice upinała włosy, a Harry niecierpliwie wypatrywał taksówki
- No gdzie ona, do cholery, jest?! - warczał pod nosem.
- Spokojnie, zaraz będzie. - Poklepałam go po ramieniu.
- Wow! - usłyszałam z jego ust, gdy się odwrócił. - Wyglądasz bosko!
- Tak uważasz? Dzięki. - W ramach wdzięczności pocałowałam przyjaciela w policzek i wytarłam zostawiony na nim ślad czerwonej szminki.
- Jest już taksówka! - zawołała Alice, po czym wszyscy wyszliśmy z domu.
Pod klubem stała masa ludzi. Bramkarze skrupulatnie sprawdzali wejściówki, dowody i ich autentyczność. Znalazło się kilku, którzy próbowali wejść na tzw. krzywy ryj, lecz bez większego sukcesu. Co jakiś czas kolejka była zatrzymywana, a do środka wchodziła jakaś gwiazda, stąd też spory tłum paparazzi.
Chłopak przed nami nie został wpuszczony mimo tego, że miał wejściówkę. Powód był prosty - był nieletni.
Cholera, a co jeśli mnie też nie wpuszczą? Jednak, ku mojemu zdziwieniu, bramkarze nie prosili nas o ukazanie dowodów, w końcu byli to kumple Harry'ego.
- Jak dobrze jest mieć znajomości. A teraz, drogie panie, opuszczam was w celu zapoznania jakiejś laseczki - powiedział Harry i tanecznym krokiem ruszył w stronę parkietu. My z Alice postanowiłyśmy poszukać wolnego stolika. Gdy już takowy znalazłyśmy, zamówiłyśmy sobie po drinku i zaczęłyśmy się rozglądać.
- Może poznamy jakichś przystojniaczków - rzuciła Alice.
- Może - odpowiedziałam z uśmiechem. Szczerze mówiąc, wcale mi nie zależało na poznawaniu nowych kolesi, w końcu tego, na którego poznaniu najbardziej mi zależało, już poznałam. Przeżyłam z nim najcudowniejszą noc swojego dotychczasowego życia.
Kiedy akurat skończyłyśmy swoje drinki, podeszło do nas dwóch mężczyzn.
- Można prosić?
Zgodziłyśmy się. Jak się bawić, to się bawić! W głośnikach Wild Thing w wykonaniu Joan Jett, a my szalejemy na parkiecie w towarzystwie całkiem przystojnych panów.
Po skończonej piosence Alice pociągnęła mnie w stronę baru.
- Dwie cole - rzuciła w stronę barmana - I jak się bawisz?
- Świetnie - odpowiedziałam, biorąc do ręki właśnie podaną szklankę z chłodnym napojem. Nagle poczułam klepnięcie.
- Patrz, kto tam idzie.
Odwróciłam się i zobaczyłam Jareda w towarzystwie Tomo, Vicki, Shannona i jakichś dwóch blondynek. Dosłownie mnie zamurowało. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Jared miał na sobie fioletową koszulkę na ramiączkach z logiem Black Sabbath i czarne jeansy. Wyglądał znakomicie.
- No co tak siedzisz? Przywitaj się z nim.
- No coś ty, jest ze znajomymi, nie będę mu przeszkadzać.
Alice tylko pokręciła głową i przyłożyła do ust szklankę, a ja nie spuszczałam wzroku z Leto, dopóki ten nie zniknął w sali przeznaczonej dla VIP-ów. Nawet mnie nie zauważył. Szkoda, bo rano tak szybko zniknął, że nawet nie zdążyłam się z nim pożegnać.
Siedziałam, obserwując drzwi, za którymi zniknął z nadzieją, że zaraz się w nich pojawi.
- Oni tam mają sto razy lepszą zabawę niż my tutaj, więc nawet nie licz na to, że wyjdzie. Lepiej chodź potańczyć.
W sumie Al miała rację, więc poszłam za jej radą i ruszyłam na parkiet.
Po dziesięciu minutach tańca znów poczułam, że zaschło mi w ustach. Ruszyłam więc w stronę baru i osłupiałam. Właśnie przy nim stał z jedną z tych blondynek i z Tomo. Gdy tylko opanowałam drżenie rąk, stanęłam przy barze i zamówiłam kolejną colę. Wzięłam głęboki oddech i zdecydowałam się odezwać.
- Cześć, Jared.
Odwrócił się w moją stronę i wyraźnie zakłopotany odpowiedział mi tym samym.
- Kto to jest? - zapytała jego towarzyszka. - Znasz ją?
Co za bezczelna małpa. Gdyby mnie nie znał, to chyba by się ze mną nie witał.
Nie usłyszałam, co jej odpowiedział, bo jego słowa zagłuszyła muzyka, ale ucichła, gdy tylko z powrotem na mnie spojrzał.
- Pewnie chcesz autograf. Wybacz, ale jestem tu prywatnie - powiedział i ruszył w stronę części VIP-owskiej. Nie, wprost nie mogłam w to uwierzyć! Udał, że mnie nie zna!
- Przykro mi - usłyszałam i poczułam dłoń na swoim ramieniu, która, jak po sekundzie się okazało, należała do Tomo.
- Mi też - odpowiedziałam ze łzami w oczach, ale go już tu nie było.
Szybko pobiegłam w stronę toalety i zatrzasnęłam drzwi. Alice musiała to zauważyć, bo wpadła tam zaraz po mnie
- Mary, co się stało? - zapytała, ale nie byłam w stanie jej odpowiedzieć, wtuliłam się w nią cała zalana łzami.
- Wiesz, co zrobił? Udał, że mnie nie zna i jeszcze chamsko stwierdził, że jest tu prywatnie i nie rozdaje autografów. Jak on tak mógł, zwłaszcza po naszej wspólnej nocy?
- Wiedziałam, że tak będzie, mówiłam ci...
- Proszę, nie! Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Chodźmy do domu.
- Gdybym tak tylko mogła, skopałabym mu to kościste dupsko!
- Alice, proszę cię, po prostu stąd wyjdźmy.
Rozejrzałyśmy się w poszukiwaniu Harry'ego, ale nigdzie go nie było. Alice spojrzała w stronę gwiazdorskiego pomieszczenia i rzuciła pogardliwe pieprzona świnia.
Jared:
- No i wtedy pod dom podjechał jej narzeczony. Byłem kompletnie skołowany, nie wiedziałem, co robić. Szybko wskazała mi tylne wyjście. Mało brakowało, a by nas przyłapał - Shannon dokończył opis swojej nocy z gorącą Molly, a ja zacząłem podśpiewywać: Kiss, kiss Molly's lips...
Spojrzałem na zegarek, była dwunasta. Gadał tak już dobre dwie godziny.
- No, teraz ty.
- Co ja?
- No opowiadaj, jak było z Mirandą.
- Z Marion - poprawiłem go.
- Oj tam, Marion, Miranda, jeden grzyb. No mów.
- Sorry, stary, ale jestem zmęczony. Muszę się przespać.
- Oj to chyba było ostro! Dobra, to się kładź, ja sobie posiedzę.
Poszedłem do sypialni, zwaliłem ciuchy z łóżka i położyłem się. Wcale nie byłem zmęczony, po prostu nie miałem ochoty wracać do tego, co stało się w nocy. Nie dlatego, że było mi źle, bo wcale tak nie było, ale dlatego... cholera nawet sam nie wiem dlaczego! Po prostu chcę o tym zapomnieć.
Nałożyłem leżące na szafce nocnej słuchawki, a w nich Audioslave I Am The Highway. Zacząłem wybijać rytm palcami. Jeden z najlepszych kawałków, jakie powstały. Nie wiem dlaczego, ale brzmienie gitary w tej piosence zawsze mnie uspokaja.
Z każdą sekundą trwania utworu pozbywałem się wewnętrznej melancholii. Przecież to była tylko fanka, robiłem to z takimi jak ona już setki razy, tak przypominała mi ją, co nie zmienia faktu, że to tylko jednonocna przygoda. Przygoda, po której straciłem swoją ulubioną koszulę i już raczej jej nie odzyskam.
Leżałem tak jeszcze przez dziesięć minut, po czym wstałem i wyszedłem z pokoju.
- Już się wyspałeś?
- Nie mogłem zasnąć.
- Przecież byłeś zmęczony.
- No i co z tego? Czasami nawet mimo zmęczenia nie udaje się usnąć.
- Dobra, to teraz opowiadaj.
- Jezu, co ty tak się interesujesz moim życiem seksualnym?
- Shannon wystarczy. Ja ci opowiedziałem.
- Ja cię nie prosiłem.
- No stary.
- Dobra, już dobra. - Wiedziałem, że z nim nie wygram. Tak, mój brat czasami bywa cholernie upierdliwy. Już miałem zaczynać swoją opowieść, ale przerwał mi dzwonek do drzwi. Nacisnąłem klamkę, przed progiem stały Suzie i jej młodsza siostra Cloe.
- Cześć, dziewczyny - przywitałem je.
- Jared, to ty?! - zapytała Suzie.
- A któż by inny?
- Obciąłeś włosy. Ładnie ci.
- Dziękuję - odpowiedziałem, głaszcząc głowę. - Wchodźcie.
- Nie, my tylko na chwilę. Wczoraj nie odbierałeś telefonu, więc przyszłam osobiście. Dostałyśmy zaproszenie na dzisiejszą imprezę do Black Cloud, może chcielibyście się wybrać z nami?
Obie, zarówno Suzie jak i Cloe, były jednymi z najpopularniejszych modelek w okolicy, więc często zapraszano je na różne otwarcia i eventy.
- Jasne, czemu nie. Weźmiemy też Tomo i Vicki. Muszą się w końcu rozerwać.
- Dobra, to wpadniemy tu o w pół do dziesiątej.
Klub był niedaleko, więc nie potrzebowaliśmy kierowcy, dlatego każde z nas będzie mogło pozwolić sobie na niekontrolowaną zabawę.
Wyjąłem z lodówki kupioną dwa dni wcześniej sałatkę, a w tym czasie Shannon zadzwonił do naszego gitarzysty.
- Może dzisiaj sobie pogadacie i przestaniecie się na siebie gniewać - powiedział do mnie brat, gdy zakończył rozmowę.
- Ale ja się na niego nie gniewam, to on gniewa się na mnie.
Podobnie jak Shannon liczyłem na pogodzenie się z kumplem. Nie lubiłem, kiedy między nami pojawiały się spięcia. To psuło twórczą atmosferę w zespole.
Usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor. Przerzuciłem na pierwszy lepszy kanał, którym okazał się MTV, a tam kawałek Timberlake'a What goes around.
- Facet chyba lubi zbierać po tobie resztki. Najpierw Cameron, potem Scarlett.
- Skończ, stary.
Nienawidziłem, kiedy ktoś wspominał o moich byłych, ale faktycznie wygląda na to, że ja i ten cały Justin mamy podobny gust, jeśli chodzi o kobiety.
***
O dziewiątej piętnaście pod dom podjechali Tomo i Vicki. Gdy tylko przestąpili mój próg, rzuciłem się przyjacielowi na szyję.
- Jeszcze się na mnie gniewasz?
- Stary, złaź ze mnie!
- Ale powiedź, czy jeszcze się na mnie złościsz.
- Nie, już się nie złoszczę - odpowiedział Tomo. Ułożyłem usta w dzióbek, by złożyć pocałunek na jego poliku.
- Tylko mnie nie całuj! - Tomo osłaniał się rękoma.
- Nawet nie chciałem. - I zamiast na jego twarzy, mój całus wylądował na policzku jego narzeczonej. Są naprawdę świetną parą. Podziwiam go za to, że mimo tego, że jest otaczany przez tyle kobiet, potrafi dochować wierności.
Piętnaście minut później, pojawiły się modowe siostrzyczki, jak zwykłem je nazywać i mogliśmy ruszać.
Droga do klubu okazała się nieco dłuższa niż się spodziewaliśmy, gdyż Cloe złamała obcas i musieliśmy się wrócić. Pod Black Cloud byliśmy dziesięć minut przed jedenastą. Weszliśmy do środka i od razu udaliśmy się do sekcji VIP-ów, tam zauważyłem kilka znajomych twarzy. Po chwili w obieg poszła tacka z koką. Wyciągnąłem dłoń w jej stronę, po czym poczułem na sobie spojrzenie brata.
- Ani mi się waż - rzucił groźnie.
- Spokojnie, tylko żartowałem.
Wielki Brat czuwa.
Siedzieliśmy tam około dziesięciu minut, gdy Tomo i Suzie wstali, pytając czy, ktoś chce coś z baru.
- To ja pójdę z wami. - Wstałem i we trójkę weszliśmy na drugą część sali. Stanęliśmy przy barze i zamówiliśmy drinki, nagle usłyszałem znajomy głos.
- Cześć, Jared.
Spojrzałem w lewo i moim oczom ukazała się Marion.
Cholera, co ona tutaj robi?!
Zakłopotany rzuciłem jej zwykłe cześć. Suzie zapytała mnie, kto to jest i czy ją znam. Bez wahania odpowiedziałem, że widzę ją po raz pierwszy w życiu i że to na pewno fanka. By utrzymać wrażenie, że jej nie znam, powiedziałem, że teraz jestem tu prywatnie i nie ma co liczyć na autograf. W jej oczach zobaczyłem smutek, ale nie miałem innego wyjścia. Dla mnie była tylko jedną z wielu i nie miałem zamiaru utrzymywać z nią jakichkolwiek kontaktów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz