Marion:
Winda zatrzymała się na trzecim piętrze. To tam znajdował się apartament Jaya. Gdy tylko metalowe drzwi się zasunęły, a fan Jareda zniknął nam z oczu, poczułam objęcie w talii, a w lewym uchu usłyszałam śpiew:
- Maybe tonight we can forget about it all It could be just like heaven*.
Ten jego seksowny głos! W tym momencie wyłączyłam rozum i jego funkcje przejęło pobudzone ciało. Stanęliśmy przed drzwiami z numerem trzydzieści, Leto wsunął kartę i wciągnął mnie do środka. Nawet nie wiem kiedy, znalazłam się na sofie. Mimo wszelkich znaków, Jay wcale nie okazał się napalonym ogierem, który szybko musi zaspokoić potrzeby. Poczułam jego wargi na swoich, były niesamowicie delikatne, nigdy wcześniej nie całowałam faceta z takimi ustami. Gdy tylko jego język dotknął mojego wiedziałam, że facet całuje najlepiej na świecie!
Nie przerywając pocałunku, dotknął mojej twarzy, a potem szyi. Jego palce były skupione na dotyku, lecz tylko przez chwilę, bo moment później czułam jego dłonie na swoich pośladkach. Sprawnym ruchem posadził mnie na swoich kolanach, nie odrywając ode mnie ust.
Jeszcze chwila i odlecę!
Jego ręce zawędrowały pod moją bluzkę i znów przeszedł mnie ten sam dreszcz, co podczas tańca. Jakby tego było mało, jego usta znalazły się na mojej szyi. Chwilę później moja koszulka wylądowała na stoliku obok, a ja zajęłam się guzikami jego koszuli. Przejechałam dłonią po jego torsie. Jak na kogoś tak szczupłego, miał bardzo wyraźnie zarysowane mięśnie brzucha. Takie coś niesamowicie na mnie działało, więc bez żadnego wahania dotknęłam ich językiem. Spojrzałam na jego twarz, z jej wyrazu odczytałam, że podobało mu się to, co robię, więc kontynuowałam. Po chwili poczułam, jak jego dłonie odsuwają moją głowę.
Czyżbym coś robiła nie tak? przeszło mi przez myśl, ale gdy tylko wziął mnie na ręce, wiedziałam, że nie mam się czym martwić. Niósł mnie w stronę sypialni.
Tak, teraz się spełni jedno z moich marzeń.
Zanim się zorientowałam, leżałam już na łóżku z rozpiętym rozporkiem.
- Specjalnie zakładacie spodnie, żeby nam utrudniać? - odezwał się po raz pierwszy od dziesięciu minut Jared, z wyraźną nutką humoru w głosie.
- Gdybym wiedziała, założyłabym spódniczkę - odpowiedziałam mu w równie żartobliwy sposób. W końcu zdjął ze mnie spodnie, ich los podzieliły czarne figi.
- Przywitaj mojego małego przyjaciela - powiedział Jay, po czym delikatnie we mnie wszedł.
- Wcale nie takiego małego.
Faktycznie jego członek okazał się mieć imponujące rozmiary.
Jego ruchy były płynne i rytmiczne. Zdecydowanie wiedział, jak obchodzić się z kobietami. Jego dłonie i wargi wędrowały po moim nagim ciele. Kiedy czułam, że zaraz ogarnie mnie ogromna błogość, przyłożył mi usta do ucha i wyszeptał:
- Chcę, żebyś wykrzyczała moje imię. - Po czym wykonał ostatni ruch. W tym momencie straciłam kontakt z rzeczywistością.
***
Kiedy się obudziłam, pierwszym, co poczułam, było puste miejsce obok, gdzie jeszcze kilka godzin temu leżał Jared. Zamiast niego, na poduszce zobaczyłam niedużą kartkę:
Kartę oddaj do recepcji.
Bardzo powoli wygrzebałam się z łóżka i przyłożyłam rękaw czerwono-czarnej koszuli do nosa. Pachniała tak jak on, przynajmniej tyle.
Zabrałam z podłogi dolną część garderoby i wyszłam z sypialni w poszukiwaniu góry. Swoją bluzkę znalazłam w misce z sosem czekoladowym.
Ma facet cela, pomyślałam, wyjmując ją. Niestety, nie nadawała się do założenia, więc postanowiłam pożyczyć sobie koszulę Jareda. Istnieje nadzieja, że będzie chciał ją odzyskać.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, by upewnić się, czy wszystko zabrałam i zwróciłam się w stronę drzwi. Zamknęłam je i wsiadłam do windy, cały czas myśląc o ostatniej nocy. Normalnie nigdy nie poszłabym do łóżka z dopiero co poznanym facetem, ale cholera no, to był Jared Leto!
Kiedy oddawałam kartę, widziałam, jak recepcjonistka mierzy mnie pełnym pogardy wzrokiem. Kompletnie nie rozumiałam, o co jej chodzi, ale miałam to gdzieś, bo nikt ani nic nie było mi w stanie zepsuć humoru .
Z każdym krokiem czułam unoszącą się z koszuli woń jego perfum. Już nigdy jej nie zdejmę, no chyba, że będzie chciał ją z powrotem.
Szłam i uśmiechałam się sama do siebie, a przechodnie patrzyli na mnie jak na idiotkę, ale byłam tak szczęśliwa, że nie potrafiłam tego ukryć. Kiedy doszłam do parkingu, otworzyłam samochód i bezwładnie opadłam na siedzenie. Jedynym, co byłam w stanie zrobić, okazało się zamknięcie drzwiczek. Wszystko wokół mnie wirowało.
- Kocham cię, Jared! - wyrwało mi się z ust i usłyszałam klakson.
- Ruszasz czy nie, bo nie mogę wyjechać?! - wrzasnął gruby facet około pięćdziesiątki. Czy ludzie muszą być tacy niemili, przecież życie jest piękne!
- Już ruszam! - krzyknęłam przez uchyloną szybę.
Droga powrotna minęła mi nie wiadomo kiedy. Podjechałam pod dom i weszłam do środka jak najciszej mogłam, jednak na nic to się zdało, bo przy stole siedziała Alice i z wystraszonym wzrokiem krzyknęła:
- Gdzieś ty była?! Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłam!
- Spokojnie, nic mi nie jest, zostałam na imprezie.
- Coś długa była ta impreza.
Spojrzałam na wiszący na ścianie zegarek. Dochodziła dwunasta. Byłam święcie przekonana, że jest najpóźniej dziewiąta.
- No trochę się przeciągnęło... - zaczęłam.
- Nie kłam mnie tutaj, ty mała zdziro, tylko opowiadaj, z kim się przespałaś. Ze szczegółami! - rzuciła Al już zupełnie innym tonem i szybko popchnęła mnie w stronę kanapy, szczerząc zęby.
- I tak mi nie uwierzysz.
Gdyby któraś ze znajomych powiedziała mi, że spała z gwiazdą rocka, nie uwierzyłabym jej, więc nie spodziewałam się, że z Alice będzie inaczej.
- Oj tam nie uwierzę. Mów!
- No więc uważaj... z Jaredem!
- Jakim Jaredem? - zapytała zdziwiona.
- Jak to jakim? Leto! Tym, na którego widok śliniłaś się, oglądając Autostradę.
- A, z tym Jaredem. To w to akurat jestem w stanie uwierzyć. - Jej twarz przybrała niecodzienny wyraz. Spojrzałam na nią zdziwionym wzrokiem. Takiej reakcji się nie spodziewałam. Byłam pewna, że od razu zacznie wypytywać o szczegóły, a tu nic.
- Ej no, co tak pobladłaś? - zapytałam przyjaciółkę
- Nic, po prostu nie mogę pojąć tego, że przespałaś się akurat z nim - odpowiedziała, rzucając mi wymowne spojrzenie.
- O co ci, do cholery, chodzi? Przecież sama mówiłaś, że gdybyś mogła, to nie wypuszczałabyś go z łóżka, a teraz masz do mnie pretensje o to, że się z nim przespałam? A może po prostu mi zazdrościsz, bo wiesz, że na ciebie by nawet nie spojrzał! - Nie wiem dlaczego to powiedziałam. Tak naprawdę wcale tak nie myślałam, bo Alice to naprawdę piękna dziewczyna i wiem, że gdyby tylko Jay miał wybrać którąś z nas, byłaby to właśnie ona, ale w tym momencie emocje wzięły górę nad rozsądkiem.
Wstałam z kanapy i pobiegłam na górę. Rzuciłam się na łóżko i wtuliłam w koszulę Jareda. Gdybyś tylko tu teraz był...
Jared:
Wyszedłem z niej i całkowicie opadnięty z sił położyłem głowę na poduszce. Muszę przyznać, że dawno nie miałem takiej kochanki. Była niezwykle zmysłowa, oddana chwili, zupełnie jak ona...
Nie, Jared! Nie zaczynaj. Po co ci to? Ona i tak już nigdy nie wróci!
Szybko zwróciłem wzrok na Marion i kiedy zobaczyłem jej wyraz twarzy, wiedziałem, że mały Jared stanął na wysokości zadania.
- Jesteś piękna - powiedziałem i przesunąłem dłoń po jej twarzy.
Cholera, co ty, stary, wygadujesz?! Tak, sam się sobie dziwiłem, bo zwykle w tym momencie wychodzę lub odwracam się plecami, a teraz? Może to dlatego, że leżąc tak, aż za bardzo przypominała ją? I jeszcze to imię...
- Ty też - usłyszałem. - Wiesz co? Naprawdę jesteś jedynym facetem, którego jestem w stanie nazwać pięknym. Inni są tylko przystojni, ty jesteś piękny.
Te słowa mnie zaskoczyły, ale nie mogłem popadać w romantyczne humorki, przecież Marion to tylko kolejny aniołek dbający o to, by wujek Jay nie czuł się samotny.
Jeszcze raz spojrzałem na jej ramiona, miała gęsią skórkę. W pokoju było nieco chłodno, a kołdra była zbyt cienka, by ogrzać nagie ciało. Wstałem więc i podałem jej swoją leżącą na ziemi koszulę. Nałożyła ją, po czym oboje zasnęliśmy.
***
Kiedy się przebudziłem, była siódma rano. Spojrzałem na lewą stronę łóżka - Marion spała jak zabita. Dobrze się złożyło, bo nie miałem ochoty na rozmowy, więc teraz była idealna okazja, by wymknąć się z hotelu. Szybko pozbierałem ciuchy z podłogi i napisałem jej na kartce, żeby oddała kartę, jak będzie wychodzić.
Rzuciłem ostatnie spojrzenie na śpiącą dziewczynę i wyszedłem.
Winda zdawała poruszać się zdecydowanie szybciej niż wczoraj. Kiedy metal się rozsunął, podszedłem do recepcji, posyłając siedzącej tam młodej dziewczynie serdeczny uśmiech.
- Kartę później odda moja znajoma. Miłego dnia - rzuciłem i wyszedłem na zewnątrz. Powietrze było wilgotne, więc zapewne niedawno padało.
Już miałem dzwonić po taksówkę, gdy naszła mnie ochota na długi spacer. Zdecydowanie przyda mi się teraz dawka świeżego powietrza.
Kiedy miałem skręcić, za rogiem zauważyłem paparazzi. Ostatnie, na co miałem ochotę, to niezapowiedziana, poranna sesja zdjęciowa. Nałożyłem czarne okulary, które miałem w kieszeni i naciągnąłem na głowę kaptur z nadzieją, że może mnie nie rozpoznają. Jednak gdy tylko przeszedłem trzy kroki, usłyszałem:
- Jared, co tu robisz tak wcześnie? Jak czujesz się po trasie? Czy teraz będziecie nagrywać nową płytę?
Nie miałem ochoty gadać, poza tym flesze strzelające prosto w twarz po siódmej rano to zdecydowanie nic przyjemnego.
- Jared, co myślisz na temat aresztowania Lindsay Lohan?
A co mnie obchodzi Lindsay Lohan? I tak jest przeorana, więc pewnie wszystko jej jedno czy ją ktoś tam posunie, czy nie.
- Trzymam za nią kciuki - rzuciłem na odczepnego i przyspieszyłem kroku, modląc się o to, żeby na ulicy pojawił się teraz ktoś sławniejszy ode mnie. Niestety, nikt taki się nie zjawił, więc te pieprzone hieny nadal za mną szły. Na szczęście w zasięgu wzroku pojawiła się taksówka. - No to nici ze spaceru - powiedziałem sam do siebie i wszedłem do pojazdu. Podałem adres i rozłożyłem się na tylnym siedzeniu. Po chwili poczułem wibracje w kieszeni.
- Tak?
- Słuchaj, braciszku, gdzie jesteś?
- Właśnie jadę do domu. A ty?
- Siedzę na schodach i na ciebie czekam.
- Gdzie na schodach?
- No przed twoim domem.
- Nie masz swojego?
- Wiesz co, miły jesteś. Ja tu oferuję ci swoje cenne towarzystwo, a ty się tak odwdzięczasz?
- Sorry, ale ledwo co uciekłem stadu paparazzi, więc sam rozumiesz. To wiesz co? Czekaj tam na mnie. Będę za jakieś dziesięć minut.
- Zaliczyłeś? - zapytał Shannon.
- Tak
- Moja krew! - W słuchawce usłyszałem śmiech brata, po czym się rozłączyłem.
Samochód sprawnie mijał wszystkie korki, a ja patrzyłem, jak zmieniają się widoki za szybą i zatęskniłem za małym domkiem cioci Amy za miastem. Tam wszystko było zupełnie inne: ludzie, widoki, powietrze... Człowiek mógł się tam wyciszyć i zastanowić nad swoim dotychczasowym życiem.
Auto zatrzymało się niedaleko mojego domu, włożyłem rękę do kieszeni, by wyciągnąć z niej portfel i zapłacić za kurs, ale okazało się, że nie miałem go przy sobie. No tak, przecież na takie spotkania nie zabieram portfela.
- Na koszt firmy - usłyszałem głos taksówkarza, który pokazał mi swój nieśmiertelnik z wygrawerowanymi symbolami 30 Seconds to Mars
- Dzięki, stary. - Poklepałem go po ramieniu i wyszedłem z samochodu. Kiedy otworzyłem furtkę, zobaczyłem brata leżącego na betonowych schodkach.
- No, nareszcie jesteś - powiedział i szybko zmienił swoją pozycję na stojącą. - Stary, jak ci opowiem, co się działo w nocy, to padniesz.
Oj tak, mój brat był bestią nie tylko za bębnami.
Przekręciłem klucz i obaj weszliśmy do środka.
- Słuchaj, najpierw poszliśmy... - W tym momencie mu przerwałem.
- Dobra, opowiesz mi później. Najpierw muszę wziąć prysznic.
*Może dziś zapomnimy o wszystkim, mogłoby być jak w niebie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz