Jared szybko wymknął się z obcego mu pokoju i delikatnie zamknął drzwi, by nie zbudzić śpiącej dziewczyny. Musiał wyjść, zanim jego towarzyszka się obudzi.
Była szósta nad ranem. Prawdopodobieństwo przyłapania przez paparazzi niewielkie, więc i tym razem obejdzie się bez skandalu. Wielokrotnie brukowce rozpisywały się na temat jego podbojów, ale i tak nie wiedziały o większości z nich, więc nie było tak źle.
Jared włączył radio, gdzie właśnie puszczano piosenkę Into the great wide open. Wokalista zaczął podśpiewywać pod nosem z nieodpartym wrażeniem, jakoby śpiewał o samym sobie. Samochód ruszył.
***
- Gdzie ty, do cholery, byłeś?! - usłyszał, gdy tylko przestąpił próg domu. - Czekałam na ciebie całą noc! Pewnie znowu zabawiałeś się z jakąś pieprzoną groupie!
Jay nienawidził, kiedy ktoś określał jego wielbicielki, które nie miały oporów przed pójściem z nim do łóżka jako 'groupies', on nazywał je swoimi aniołkami, które dotrzymują mu towarzystwa, kiedy czuje się samotny.
- Kotku, uspokój się - próbował opanować sytuację i wyciągnął dłoń w stronę zapłakanej kobiety.
- Nie dotykaj mnie! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. To koniec. Rozumiesz? Koniec! - usłyszał w odpowiedzi
- Koniec? Jaki, kurwa, koniec? Jak można zakończyć coś, co się nawet nie zaczęło? Wyjaśnijmy sobie coś: to, że ze sobą czasem sypiamy, nie oznacza, że jesteśmy parą.
Kobieta nie mogła uwierzyć własnym uszom.
- Przecież jeszcze przedwczoraj mówiłeś, że jestem najwspanialszą osobą, z jaką kiedykolwiek byłeś.
- Oj, mówiłem, mówiłem, dużo rzeczy mówię, co nie oznacza, że.... - W tym momencie przerwał mu silny cios wymierzony prosto w jego twarz. Jedyne, co potem usłyszał, to dźwięk zatrzaskiwanych drzwi
Kobiety. Jutro będzie błagać o spotkanie, pomyślał i podszedł do lodówki, by przyłożyć coś zimnego do bolącego policzka. Przy okazji napił się soku pomarańczowego i opuścił kuchnię. Wszedł do salonu i włączył telewizor; skakał po kanałach w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Kiedy nic takiego nie znalazł, postanowił się trochę przespać. Uchylił drzwi od sypialni, w której panował niesamowity bałagan. Sterta brudnych ciuchów leżących na łóżku skutecznie zniechęciła go do spania. Chwycił leżący w rogu futerał i wyjął z niego gitarę, która leżała tam od powrotu z trasy.
Muzyk ułożył akord Am i uderzył w struny. Od razu usłyszał, że instrument wymaga nastrojenia. Zajęło mu to niecałą minutę, po czym pokój wypełnił się dźwiękami Was It a Dream. Przy wersie Yeah I'm a selfish bastard poczuł wstyd po tym, jak potraktował Lucy. No, ale to nie moja wina, że pomyliła zwykły seks z miłością, pocieszył się Leto i kontynuował swój 'występ'.
Po skończonym utworze rozbrzmiał kolejny - Attack i wtedy dopadł go grobowy nastrój. Przy słowach Your honesty, like a back that hides a knife w jego oczach pojawiły się łzy. Znów przypomniał sobie o jedynej, którą tak naprawdę kochał, z którą gotowy był spędzić resztę swojego życia, tej, po której odejściu stał się tym, czym jest teraz - zimnym draniem. Łzy spływały po jego policzkach, a gdy usłyszał głos swojego starszego brata, szybko je otarł i przebiegł palcami po gryfie.
- Stary, nie uwierzysz! - Shannon wbiegł do sypialni jak poparzony
- Ale w co? -zapytał, nie odrywając palców od strun
- Cassie przylatuje jutro do LA.
Cassie; pierwsza wielka miłość starszego Leto.
- Uwierzysz? Moja Cassie!
- Jaka twoja, przecież ma męża - rzucił obojętnie Jay.
- Właśnie o to chodzi, że nie. Rozwiedli się dwa miesiące temu. - Shann zatarł dłonie i wyszczerzył zęby - Zrobiłeś setlistę?
- Właśnie nad nią pracuję - powiedział na odczepnego
- Jest coś do jedzenia? - zapytał go brat, lekceważąc jego wyraźnie podły nastrój
- Zobacz w lodówce.
Perkusista opuścił pokój, ale po chwili cofnął się i przez na wpół otwarte drzwi rzucił do brata:
- Minęło już tyle lat. Nie możesz wiecznie rozdrapywać starych ran. - Shann dokładnie wiedział, co trapiło jego młodszego brata. Wiedział, że płakał tylko wtedy, gdy myślał o swojej niedoszłej żonie.
- Tak, minęło tyle lat - powiedział sam do siebie i złapał za kartkę.
***
(Tu miał rozpocząć się trzeci rozdział, lecz po naniesieniu poprawek i wycięciu co poniektórych fragmentów, drugi rozdział zrobił się za krótki, więc połączyłam je w jeden, dlatego też teraz piszę w pierwszej osobie).
Właśnie szykowałem się do wyjścia, gdy usłyszałem telefon. Spojrzałem na wyświetlacz - Suzie.
- O nie, dosyć kobiet na dziś - powiedziałem do siebie i odrzuciłem połączenie. Spojrzałem w lustro. Fryzura była idealna. - To będzie twój łabędzi śpiew, przyjacielu. - Uśmiechnąłem się i sprawdziłem sztywność swojego złotego kompana.
- Jared, rusz dupsko, piękniejszy już nie będziesz! - usłyszałem krzyk z zewnątrz
- Już idę - odkrzyknąłem i przekręciłem klucz.
W aucie siedzieli Tomo i Shannon, obaj w doskonałych nastrojach. Całą drogę żartowaliśmy i nabijaliśmy się z przechodniów. Po drobnej porannej depresji nie było już śladu. Znów byłem sobą.
Proszę państwa, przed państwem pan Jared pieprzony Leto!
Po dwudziestu minutach jazdy auto się zatrzymało. Na zewnątrz panowała niesamowita wrzawa.
Słyszę, jak ludzie skandują me imię. Kocham takie momenty. Moje ego przeżywa wtedy nieziemski orgazm.
- Chłopaki, wysiadka.
Pierwszy wyszedł Shannon, tuż za nim Tomo i na końcu ja.
Tak dziewczynki, tatuś przyszedł.
Ich spojrzenia mówiły wszystko. Każda tu obecna dziewczyna chciała mnie mieć, a każdy chłopak chciał być mną.
W tłumie zauważyłem osobnika z różowym irokezem i naszła mnie myśl: po co on się tak tym oszpeca? Różowy irokez? Gdyby nie to, że jakoś trzeba było zszokować fanów i przyciągnąć uwagę mediów, nawet nie pomyślałbym o tak brutalnym potraktowaniu swoich włosów. Ja musiałem to zrobić ze względów zawodowych, a on? Chyba tylko po to, by się do mnie upodobnić. Sorry, stary , ale Jared Leto jest tylko jeden.
Z mojego wewnętrznego monologu wyrwał mnie kobiecy głos:
- Mógłbyś? - Brunetka podsunęła mi notes i czarny marker. Tak, ludzie są naprawdę bezmyślni. Przecież przyszliśmy do tego hotelu właśnie po to, by podpisywać płyty. Nie chciałem jednak wyjść na totalnego dupka, więc walnąłem jej ekstremalnie milutką gadkę i poszedłem dalej.
Przy drzwiach czekali Shann, Tomo i Emma. Przywitałem ją przyjacielskim uściskiem. Ta dziewczyna tyle dla mnie robi. Gdyby nie ona, Tiger Woods miałby w mediach poważną konkurencję. Na szczęście Em zawsze trzyma rękę na pulsie i pomaga co nieco zatuszować.
- Widziałem kilka niezłych lasek. - Szturchnął mnie Shannon, gdy tylko frontowe drzwi się zamknęły.
- A co z Cassie? - zapytałem złośliwie.
- Jej tu jeszcze nie ma - odpowiedział mi z zuchwałym uśmieszkiem brat. W kwestii kobiet mieliśmy takie same poglądy: po co nam jedna, skoro możemy mieć setki?
- Jest z czego wybierać - przyznałem. Zauważyłem kila dziewczyn, które chętnie zabrałbym ze sobą do apartamentu.
- Nareszcie jesteście - przywitał nas Victor. - Jared, pokaż twarz. - Chwycił mnie i dokładnie obejrzał mój prawy polik. - Dobra, nic nie widać.
- A co miałoby widać? - zapytał zaskoczony Tomo.
- Co, nie pochwalił się wam, jak dostał w twarz od Lucy? - Vic głośno zachichotał.
- Co? Za co, stary? Czemu mi nic nie powiedziałeś? - zapytał mnie Shann.
- Tak jakoś wyszło. Zapomniałem, że wczoraj zostawiłem jej klucz, żeby czekała na mnie u mnie w domu... - W telegraficznym skrócie opowiedziałem bratu całą historię
- Dobrze, że nie dostałeś w co innego. - Shannon się roześmiał, a ja wyobraziłem sobie, jak otrzymuję silny cios w krocze.
- Nie chcę mieć dzieci, ale sprzęt wolę mieć sprawny.
- Wiesz co? Jebana świnia z ciebie - zwrócił się do mnie Tomo.
- Stary, o co ci chodzi?
- O gówno - usłyszałem w odpowiedzi. W sumie Lucy to dobra przyjaciółka naszego gitarzysty, sam nas sobie przedstawił, więc miał prawo być na mnie zły, ale ja nie zamierzałem przepraszać.
- Panowie, możecie wchodzić. - Facet z obsługi otworzył nam drzwi do sali konferencyjnej. Na środku pomieszczenia ustawione były dwa krzesła, przy których stały gitary akustyczne i niezbyt duża perkusja idealnie nadająca się do takich koncertów.
- Jaka setlista? - zapytał Shann. Włożyłem dłoń do kieszeni, by wydobyć z niej kartkę z listą utworów, które dziś zagramy, ale jej nie wyczułem. Sprawdziłem drugą kieszeń i w niej też nic, pustka.
- Nie mów, że nie wziąłeś.
- Byłem pewien, że ją włożyłem.
- No tak, przecież jesteś mistrzem we wkładaniu - powiedział złośliwym tonem Tomo.
- Zejdź ze mnie, dobra? - rzuciłem poirytowany
- Prawda boli, co?
- Ej, chłopaki, uspokójcie się - wtrąciła się Emma. - To nie miejsce i czas na takie rozmowy.
Tomo odwrócił się i złapał za gitarę. Byłem pewien, że zaraz mi nią przyłoży, ale tak się nie stało. Usiadł na krześle i sprawdzał jej brzmienie.
- Powiedz, żeby zaczęli wpuszczać - zwróciłem się do Victora
- Jak to? A co z setlistą?
- Zostaw to mnie...
Marion:
Stałam w tej kolejce dopiero dziesięć minut, ale już miałam serdecznie dosyć grupki dziewczyn, które stały tuż za mną. Najstarsza z nich miała szesnaście lat, najmłodsza czternaście, lecz nawet ten fakt nie powstrzymywał ich przed fantazjowaniem na temat zawartości spodni młodszego Leto.
- Wiecie co? - zaczęła blondynka. - Ja to bym się mogła z nim dzisiaj przespać, bo od znajomej słyszałam, że po niemalże każdym takim spotkaniu jedna ma szansę na noc z Jaredem. I co z tego, że na drugi dzień nie będzie mnie pamiętał, ważne, że ja będę się mogła do końca życia chwalić faktem, że przeleciał mnie sam Jared Leto.
Słuchałam i nie mogłam uwierzyć własnym uszom! Takie z słowa z ust tej dziewczynki? Przecież to ledwo od ziemi odrosło i nawet biustu nie ma, a chce sypiać z dorosłym mężczyzną? Ja w jej wieku nawet o tym nie myślałam. Moje najśmielsze fantazje ograniczały się jedynie do skradzionego pocałunku przy świetle księżyca. Poza tym nawet teraz nie zniżyłabym się do poziomu bycia panienką na jedną noc Boskiego. Osobiście głęboko w środku wierzę, że Jared nie jest takim kobieciarzem, za jakiego uchodzi w Hollywood; że przygody na jedną noc to nie jego bajka.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie głośny pisk nastolatek stojących obok mnie.
- O mój Boże, już są, już są!
Jared, kocham cię!
Shannon, ożeń się ze mną!
Tomo, jesteś sensem mojego życia!
Takimi właśnie okrzykami powitano członków 30 Seconds to Mars, gdy ci wychodzili z czarnego vana.
Pierwszy wyszedł Shann.
Na żywo jest dużo przystojniejszy niż na zdjęciach czy klipach.
Tuż za nim wyszedł Tomo i od razu rozbroił wszystkich szczerym uśmiechem. I wreszcie on, obiekt moich najskrytszych marzeń, ten, dla którego zdecydowałam się na przeprowadzkę do LA. Jared Leto we własnej osobie!
Jak zahipnotyzowana patrzyłam na jego ruchy, gdy ten opuszczał samochód. Pierwszy raz widziałam faceta, który porusza się z taką gracją. Nagle, nie wiem dlaczego, w głowie pojawiła mi się piosenka Bjork Venus as a boy.
Tak, Jared to zdecydowanie męska postać Wenus. Idealna twarz, ogromny talent, wrażliwość na piękno i sztukę i to wszystko w tak niepozornym ciałku. Na żywo okazał się nieco niższy i chudszy niż mogłoby się wydawać.
Z mojej hipnozy wyrwał mnie dźwięk zatrzaskiwanych drzwiczek samochodowych. Jared zbliżał się w moją stronę. Przechodził i cały czas się uśmiechał. Dzielił nas tylko czerwony sznur. Był tak blisko, że mogłam go dotknąć, ale nie chciałam tego robić, by nie wyjść na niezrównoważoną fanatyczkę.
Kiedy mnie minął, poczułam zapach jego perfum, zdecydowanie tę woń chcę pamiętać do końca życia.
Półtora metra dalej zatrzymała go jakaś dziewczyna, wyciągając w jego stronę notes i czarny marker.
- Kochanie, autografy będziemy rozdawać w środku. Po to tu jesteśmy - powiedział do dziewczyny i posłał jej najserdeczniejszy uśmiech, jaki w życiu widziałam.
Po chwili doszedł do reszty zespołu. Przy drzwiach czekała już na nich Emma. Jared przywitał ją przyjacielskim uściskiem, po czym wszyscy czworo zniknęli w środku budynku. Po kilku minutach wyszedł ochroniarz i powiedział, że jak tylko zespół się przygotuje, zaczną nas wpuszczać. Owa wiadomość ożywiła ludzi stojących za mną i dopiero teraz odczułam, jak duża jest to grupa. Wszyscy zaczęli się pchać, a ja czułam, że będą musieli mnie zeskrobywać z chodnika. Stratowanie przez dziki tłum to nie byłaby wymarzona śmierć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz