Jared:
- Cholera – wydukał Shannon po obejrzeniu nagrania, na którym moja narzeczona pieprzyła się z jakimś gnojkiem.
- I masz to swoje „będzie śmiesznie” – rzucił groźnym tonem w stronę mojego brata Tomo, a mnie ogarnęło totalne skołowanie. To, co zobaczyłem, dosłownie odjęło mi mowę.
- Wracajmy do domu. – Shann złapał mnie za ramię, podczas gdy jak jakiś kretyn wlepiałem wzrok w ekran. Z pomocą brata wstałem z sofy i opuściłem studio, nie odzywając się przy tym ani słowem, zresztą żaden z nas nic nie mówił. – Dasz radę prowadzić?
Ruszyłem przecząco głową i dałem bratu kluczyki. Byłem w takim stanie, że nie przejechałbym nawet stu metrów. Otępiały usiadłem na tylnym siedzeniu, zadając sobie w myślach pytanie: Jak ona mogła?!
Shannon zatrzymał się pod domem Tomo, a następnie pojechał w stronę mojego.
- Dzięki za podwózkę – wydukałem, gdy tylko brat oddał mi kluczyki.
- Przepraszam.
- Przecież to nie ty ją posuwałeś.
- Ale gdybym cię nie namówił, nie obejrzałbyś tego – odpowiedział wyraźnie skruszony.
- I tak najpóźniej wieczorem bym to zobaczył.
- Naprawdę mi przykro, stary, Kelly wydawała się taka porządna. – Shann mnie przytulił, po czym opuścił moje podwórko. Dobrze się składało, bo nie miałem ochoty na towarzystwo.
Wszedłem do domu, przeszedłem przez salon, rozsunąłem szklane drzwi i nawet nie zdejmując ubrania, rzuciłem się do basenu. Miałem nadzieję, że to był tylko zły sen i że skok do zimnej wody mnie z niego obudzi, jednak tak się nie stało. To wszystko działo się naprawdę.
- Kurwa mać! – wrzasnąłem i poczułem. jak z oczu zaczynają wypływać mi łzy. – Kochałem cię, ty pieprzona dziwko! – krzyknąłem nie wiadomo po co i na co. – Kochałem cię – dodałem nieco ciszej i zamykając oczy, zanurzyłem się pod wodę.
Po raz kolejny poczułem, co to znaczy być zdradzonym i po raz kolejny towarzyszył temu okropny ból. Nie wiedzieć czemu ludzie określają ten stan terminem „złamane serce”. Dla mnie to nie tylko złamane serce, to złamanie i ból każdej części mojego ciała, każdej pojedynczej kości, każdego pieprzonego milimetra skóry i mięśni. Wszechogarniające cierpienie, które czułem nie raz i którego nie raz byłem przyczyną. Teraz miałem przed sobą twarze Lucy, Mary, gdy dowiedziała się o ciąży Marion i wszystkich kobiet, którym zadałem ten ból.
***
- Cześć, skarbie. Wiem, że byliśmy umówieni na wieczór, ale nie mogłam już dłużej czekać. – Kelly, jak gdyby nigdy nic, weszła do mojego domu i próbowała mnie pocałować.
- Nie dotykaj mnie – rzuciłem, odsuwając się od niej.
- Co jest? – zapytała z miną niewiniątka.
- Ty jeszcze masz czelność mnie o to pytać?!
- Boże, Jared, znowu ci coś odbiło?
- Mi? Cholera jasna, Kelly, nie udawaj głupiej! – wrzasnąłem i uderzyłem pięścią w ścianę.
- Przerażasz mnie. – Jej głos drżał, ale na mnie nie robiło to wrażenia.
- Jesteś świetną aktorką, naprawdę. Tęsknie za tobą, brakuję mi ciebie, bla, bla, bla...
- Kochanie, proszę, powiedź mi, o co chodzi.
- Mówiłaś, że mnie kochasz, a zaraz po tym pieprzyłaś się z tym zasrańcem!
Pobladła, zachwiała się i spuściła wzrok.
- Co, nie spytasz, skąd o tym wiem?
- Nie muszę – odpowiedziała.
- No proszę, nawet wiesz, że was nakręcili. Nie lepiej było poprosić operatora, żeby zrobił to profesjonalnym sprzętem? Miałabyś wtedy zajebistą pamiątkę, na której mogłabyś nieźle zarobić. Wyszłoby z tego pierwszorzędne porno.
- Proszę cię, przestań – przerwała mi, jednak ją zignorowałem.
- Chociaż teraz też nie jest źle. Trochę ciemnawo, ale to da się skorygować. Chcesz to obejrzeć?
- Nie – odpowiedziała, ocierając łzy z twarzy.
- Naprawdę nie masz co płakać, miałaś zajebisty orgazm, wypadłaś bosko. No chodź, popatrz. – Podsunąłem jej pod nos laptopa, na którym włączyłem owe nagranie.
- Błagam cię, wyłącz to.
- Co wyłącz, przecież to jest świetne! Zaraz będzie mój ulubiony moment, jak koleś zaczyna pieścić ci sutki językiem, twoja ekspresja wprost cudowna. Mogłaś tylko trochę głośniej jęczeć, efekt byłby wtedy o wiele lepszy.
- Przestań! – wrzasnęła i wytrąciła mi komputer z rąk. – Nie chciałam tego.
- Wiem, kotku, przecież widzę, jak mu się wyrywasz – rzuciłem z udawanym współczuciem w głosie.
- Jared, błagam cię, pozwól mi się wytłumaczyć.
- Tu nie ma co tłumaczyć. Puściłaś się z kolegą z pracy!
- Przepraszam. Bardzo, bardzo, ale to bardzo przepraszam. Błagam cię, wybacz mi.
- To ja cię błagam, przestań się ośmieszać. Wyjdź z mojego domu i już nigdy więcej się tu nie pokazuj.
- Jared...
- Wynocha! – krzyknąłem. Tucker cała zapłakana wyszła. Gdy tylko drzwi się zamknęły, osunąłem się na kanapę i sam znów zacząłem płakać. – Karma, Leto, karma – rzuciłem sam do siebie i zakryłem twarz poduszką.
Po godzinie użalania się nad sobą, nie wiedzieć czemu, wziąłem do ręki telefon i wybrałem numer Mary. Nie wiedziałem, co jej powiem, ale musiałem z nią porozmawiać. Po usłyszeniu jej głosu zdałem sobie sprawę z tego, że potrzebuję jej towarzystwa.
- Mógłbym na jakiś czas do ciebie przyjechać? – Po zadaniu tego pytania powiedziałem King o moim rozstaniu z Kelly. W sumie wycieczka do Paryża była pomysłem spontanicznym, ale bardzo mi się przyda.
***
- Długo tam będziesz? – spytał Shannon, gdy rozmawialiśmy rano przez telefon.
- Nie mam pojęcia – odpowiedziałem. – Muszę się jakoś ogarnąć.
Po skończonej rozmowie z bratem usłyszałem dzwonek do drzwi. Otworzyłem je i zobaczyłem Lucy.
- I jak się trzymasz? – zapytała, wchodząc do mojego mieszkania.
- A jak ci się wydaje?
- Nie no, głupie pytanie. Szczerze mówiąc, byłam w szoku, gdy przeczytałam o tym, co zrobiła Kelly. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że ona i Evan mieli romans. Nikt na planie o tym nie wiedział.
- Nie chcę cię wyganiać czy coś, ale za półtorej godziny mam samolot.
- Samolot? Dokąd się wybierasz?
- Do Paryża. Muszę się teraz od tego wszystkiego odciąć.
Na jej twarzy wyraźnie było widać rozczarowanie, ale nie zaprzątałem sobie tym głowy.
- A co po powrocie?
- Nie mam pojęcia. Pewnie będę żył dalej, tak jak gdyby nigdy nic.
- Gdybyś potrzebował rozmowy, to możesz na mnie liczyć.
- Dobra z ciebie dziewczyna – powiedziałem i pocałowałem ją w policzek. Lucy wyszła, a ja czekałem, aż przyjedzie po mnie mój brat. Kiedy w końcu się zjawił, wrzuciłem walizkę do bagażnika i wsiadłem do jego auta.
- Które lotnisko? – zapytał.
- LAX – odpowiedziałem, zakładając okulary przeciwsłoneczne.
- Czyli mogę jechać na skrót.
- Nie. Jedź przez centrum.
- Przecież przez centrum będzie dłużej.
- Ale musimy zajechać do Kelly.
- Po co?
- Muszę odzyskać swoją własność.
Shannon bez słowa skierował się w stronę mieszkania Tucker.
– Zaczekaj tu na mnie. – Wyszedłem z samochodu i po wzięciu trzech głębokich oddechów wszedłem do budynku. Drzwi mieszkania otworzyły się i moim oczom ukazała się moja już była narzeczona. Jej twarz była cała spuchnięta od płaczu, a oczy czerwone.
- Cieszę się, że jesteś, naprawdę chcę ci to wszystko wyjaśnić.
- Nie przyjechałem tu słuchać twoich wyjaśnień – odpowiedziałem chłodnym tonem.
- Więc po co?
- Oddaj mi pierścionek – rzuciłem, siląc się na obojętność, co nie przyszło mi łatwo.
- Czyli ze mną zrywasz?
- Już chyba wczoraj dałem ci to jasno do zrozumienia.
- Jared, błagam...
- Nie błagaj tylko oddaj ten pierścionek, bo mi się spieszy.
Spuściła wzrok, zsunęła ozdobę z palca i podała mi ją w drżącej dłoni.
- Przepraszam – wydukała, a ja opuściłem jej mieszkanie.
Dobrze, że miałem okulary, przynajmniej nie widziała łez w moich oczach.
Wsadziłem biżuterię do kieszeni jeansów i z powrotem wsiadłem do czerwonego Audi.
Marion:
- Nawet nie wiesz, jak się boję tej jutrzejszej rozmowy.
- A ja się boję, bo właśnie wchodzę ze Scottym do sklepu.
- To współczuję.
- Wiesz co, Al, jutro do ciebie wpadnę i opowiesz mi, jak poszło.
- To w takim razie czekam na ciebie o czwartej.
- To pa. – Rozłączyłam się i wzięłam koszyk. Sama myśl o tym, że miałam znaleźć się w sklepie z moim małym diabełkiem, przyprawiała mnie o ból głowy. – Chcesz wejść do wózka, kochanie?
- Nie chcę – odpowiedział i weszliśmy do środka. Przysięgam, że zabiję tego, kto zdecydował się postawić półki ze słodyczami przy samym wejściu. – Chcę to, to, to, to, ooo i to, i to, i jeszcze to! – Scotty niczym nakręcony wrzucał do koszyka słodycze, których i tak nie będzie jadł. Zawsze tak robił. Brał rzeczy, patrząc jedynie na to, czy podoba mu się ich opakowanie.
- Kochanie, nie zagalopowałeś się czasem? – zapytałam, gdy złapał za czekoladki, które kosztowały dziesięć dolarów.
- Tata mi kupuje wszystko, co chcę.
- Bo tatę na to stać – odpowiedziałam i odłożyłam opakowanie z powrotem na półkę, na co mój syn zareagował głośnym płaczem. W kategorii spełniania zachcianek, Jared rozpieścił go do granic możliwości. – Uspokój się.
- Nie! Ja chcę czekoladki!
- Wziąłeś już dużo czekoladek, wystarczy ci.
- Ale ja chcę! – krzyknął i rozpłakał się na dobre.
- Patrz, Scotty, jak się z ciebie dziewczynka śmieje – powiedziałam i wskazałam na małą blondyneczkę, która obok nas przechodziła. – Myśli sobie: taki duży chłopczyk, a płacze.
- Nie płaczę – odpowiedział, nieco się uspokajając.
- Bo to taki wstyd płakać w sklepie. Jak tata się o tym dowie, to będzie się z ciebie śmiał.
- Nie! Nie mów tatusiowi, że płakałem! Ja już nie będę.
Szantaż to okrutna rzecz, ale tylko on działał na tego urwisa.
Już zupełnie spokojnie szedł koło mnie i przyglądał się półce z napojami.
- Stój, Scotty, mama musi wziąć kawę. – Zatrzymałam się i zaczęłam szukać dużego opakowania Nescafe. To był mój błąd, bo kilka metrów dalej znajdowała się alejka z zabawkami. Mały, gdy tylko ją zobaczył, niczym zahipnotyzowany udał się w jej stronę. Już po chwili w jego rękach znalazły się jakieś plastikowe figurki i pluszowy miś. – Pięknie – rzuciłam sama do siebie i ruszyłam w stronę syna, by odłożyć wszystko, co wziął. Niestety, nie zdążyłam. Zawartość jego rączek spadła na podłogę, a Scotty podbiegł do stoiska z gazetami. – Bardzo przepraszam, zaraz to pozbieram – zwróciłam się do pracownicy sklepu, która właśnie stanęła obok mnie. Ta tylko spojrzała na mój brzuch i powiedziała, że zrobi to sama.
- Wiem, jak to jest. Sama mam dwuletniego synka, który w sklepie dostaje wariacji. – Uśmiechnęła się do mnie, a ja podeszłam do swojego dziecka.
- Tata! – rzucił podekscytowany i wskazał na gazetę, na której okładce znajdowało się zdjęcie Jareda.
- Ano tata.
- Kup mi to!
- Kupię, ale pod warunkiem, że już o nic więcej dziś nie poprosisz i grzecznie usiądziesz w wózku.
- Dobrze.
Słysząc to, wzięłam magazyn, który od razu ode mnie przechwycił i posadziłam go na miejscu dla dzieci. Był tak wpatrzony w zdjęcie ojca, że mogłam w spokoju dokończyć zakupy.
- To wszystko? – zapytała kasjerka, gdy byliśmy już przy kasie.
- Tak.
- A to mój tatuś – powiedział Scotty, pokazując młodej dziewczynie gazetę. Chyba mu nie uwierzyła, bo na jej twarzy pojawił się uśmiech w stylu „wmawiaj sobie, kochanie, wmawiaj.”
Gdy byliśmy już w domu, pierwszym, co zrobił mały, było pochwalenie się Harry’emu gazetą.
- Zobacz, Harry, tatuś.
- No widzę, widzę. Piękne zdjęcie.
- No bo tatuś jest piękny, tak samo jak Scotty, co nie, mamo?
- Tak, kochanie.
- Charakterek to ma po ojcu – zaśmiał się mój mąż. – Ta skromność jest wprost urzekająca...
Po zrobieniu herbaty usiedliśmy razem na kanapie i zaczęliśmy oglądać kolejny odcinek House’a. Po jakichś dziesięciu minutach dołączył do nas Scotty, oczywiście z gazetą w ręku.
- W środku są jeszcze wujek Shannon i wujek Tomo.
- Super – powiedziałam i przepuściłam go na środek. Kiedy na ekranie pojawiło się niemowlę, mojemu synowi włączył się tryb starszego brata.
- Kiedy będzie nasz dzidziuś? – zapytał, patrząc na mnie.
- Za pięć miesięcy.
- A ile to jest na paluszkach?
- Tyle – powiedziałam i pokazałam cała dłoń.
- Wszystkie paluszki? O nie, to długo!
- Szybko zleci. – Uśmiechnęłam się, a on przytulił się do mojego brzucha.
- Scotty kocha maluszka, bardzo kocha...
Shannon:
- Już z nim lepiej? – zapytała mama, gdy tylko wszedłem do jej mieszkania po tym, jak odwiozłem brata na lotnisko.
- Trochę tak, ale minie sporo czasu, zanim mu się całkiem polepszy.
- Ciekawe, czemu poleciał akurat do Paryża.
- Nie wiem, mamo – odpowiedziałem, mimo iż dokładnie znałem powód, dla którego wybrał to miasto. Była nim oczywiście Mary, jednak nie chciałem denerwować naszej rodzicielki jeszcze bardziej.
- A wydawała się taka porządna. Byłam pewna, że Jared się z nią ożeni.
- No widzisz, pozory mylą, a tak gadał na Oksanę.
- Na kogo? – spytała zaskoczona. Cholera jasna, na śmierć zapomniałem, że mama nic nie wiedziała! Ale chyba czas, by się dowiedziała. Skoro powiedziało się A, trzeba powiedzieć i B.
- Na Oksanę, siostrę Kelly, moją dziewczynę.
- Co?! Dopiero się rozwiodłeś i już masz kogoś nowego?!
- No jakby ci to powiedzieć… Ja i Oksana spotykaliśmy się już wcześniej.
- Chcesz mi powiedzieć, że umawiałeś się z nią, gdy jeszcze Cassie była twoją żoną?
- No tak.
- Czyli rozwiedliście się przez tą Tucker, a nie przez brak czasu?
- No – odpowiedziałem nieco niepewnie, bo już słyszałem po jej głosie, że była wściekła.
- Ty baranie! Myślałam, że się zmieniłeś, ale widzę, że ty dalej twardo idziesz w ślady ojca!
Byłem pewien, że teraz o nim wspomni.
- Mamo, ale ja ją kocham. To nie jest przelotny romans, to prawdziwe uczucie.
- Nie ośmieszaj się, Shannon, nie ośmieszaj. Wstyd mi za ciebie.
- Nic nowego – burknąłem pod nosem.
- Co powiedziałeś?
- Całe życie powtarzałaś, że ci za mnie wstyd, ale na Jareda nigdy nie powiedziałaś złego słowa. Zawsze podkreślałaś, jaka to jesteś z niego dumna i jaki to on wspaniały. Ciągle tylko Jaredek to, Jaredek tamto, a Shannon? Shannon to pieprzony drań, który nie ma szacunku do kobiet i ciągle je wykorzystuje. A wiesz, co jest w tym wszystkim najzabawniejsze? To, że twój Jaredek w tej kwestii wcale nie był i nie jest lepszy ode mnie. To on zalicza większość fanek, które na dobrą sprawę mogłyby być jego córkami.
- Skończ – przerwała mi.
- Skończyłem – odpowiedziałem i ruszyłem w stronę wyjścia.
- Shannon, gdzie idziesz?
- Nieważne. – Trzasnąłem drzwiami i wsiadłem do samochodu. Mama była cholernie niesprawiedliwa. Nawet nie poznała Oksany, a już stwierdziła, że wcale się nie kochamy. Boże, widzisz, a nie grzmisz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz