poniedziałek, 22 marca 2021

076. Karma, Leto, karma

 Jared:

    - Cholera – wydukał Shannon po obejrzeniu nagrania, na którym moja narzeczona pieprzyła się z jakimś gnojkiem.
    - I masz to swoje „będzie śmiesznie” – rzucił groźnym tonem w stronę mojego brata Tomo, a mnie ogarnęło totalne skołowanie. To, co zobaczyłem, dosłownie odjęło mi mowę.
    - Wracajmy do domu. – Shann złapał mnie za ramię, podczas gdy jak jakiś kretyn wlepiałem wzrok w ekran. Z pomocą brata wstałem z sofy i opuściłem studio, nie odzywając się przy tym ani słowem, zresztą żaden z nas nic nie mówił. – Dasz radę prowadzić?
    Ruszyłem przecząco głową i dałem bratu kluczyki. Byłem w takim stanie, że nie przejechałbym nawet stu metrów. Otępiały usiadłem na tylnym siedzeniu, zadając sobie w myślach pytanie: Jak ona mogła?!
    Shannon zatrzymał się pod domem Tomo, a następnie pojechał w stronę mojego.
    - Dzięki za podwózkę – wydukałem, gdy tylko brat oddał mi kluczyki.
    - Przepraszam.
    - Przecież to nie ty ją posuwałeś.
    - Ale gdybym cię nie namówił, nie obejrzałbyś tego – odpowiedział wyraźnie skruszony.
    - I tak najpóźniej wieczorem bym to zobaczył.
    - Naprawdę mi przykro, stary, Kelly wydawała się taka porządna. – Shann mnie przytulił, po czym opuścił moje podwórko. Dobrze się składało, bo nie miałem ochoty na towarzystwo. 
    Wszedłem do domu, przeszedłem przez salon, rozsunąłem szklane drzwi i nawet nie zdejmując ubrania, rzuciłem się do basenu. Miałem nadzieję, że to był tylko zły sen i że skok do zimnej wody mnie z niego obudzi, jednak tak się nie stało. To wszystko działo się naprawdę.
    - Kurwa mać! – wrzasnąłem i poczułem. jak z oczu zaczynają wypływać mi łzy. – Kochałem cię, ty pieprzona dziwko! – krzyknąłem nie wiadomo po co i na co. – Kochałem cię – dodałem nieco ciszej i zamykając oczy, zanurzyłem się pod wodę. 
    Po raz kolejny poczułem, co to znaczy być zdradzonym i po raz kolejny towarzyszył temu okropny ból. Nie wiedzieć czemu ludzie określają ten stan terminem „złamane serce”. Dla mnie to nie tylko złamane serce, to złamanie i ból każdej części mojego ciała, każdej pojedynczej kości, każdego pieprzonego milimetra skóry i mięśni. Wszechogarniające cierpienie, które czułem nie raz  i którego nie raz byłem przyczyną. Teraz miałem przed sobą twarze Lucy, Mary, gdy dowiedziała się o ciąży Marion i wszystkich kobiet, którym zadałem ten ból.





***




    - Cześć, skarbie. Wiem, że byliśmy umówieni na wieczór, ale nie mogłam już dłużej czekać. – Kelly, jak gdyby nigdy nic, weszła do mojego domu i próbowała mnie pocałować.
    - Nie dotykaj mnie – rzuciłem, odsuwając się od niej.
    - Co jest? – zapytała z miną niewiniątka.
    - Ty jeszcze masz czelność mnie o to pytać?!
    - Boże, Jared, znowu ci coś odbiło?
    - Mi? Cholera jasna, Kelly, nie udawaj głupiej! – wrzasnąłem i uderzyłem pięścią w ścianę.
    - Przerażasz mnie. – Jej głos drżał, ale na mnie nie robiło to wrażenia.
    - Jesteś świetną aktorką, naprawdę. Tęsknie za tobą, brakuję mi ciebie, bla, bla, bla...
    - Kochanie, proszę, powiedź mi, o co chodzi.
    - Mówiłaś, że mnie kochasz, a zaraz po tym pieprzyłaś się z tym zasrańcem!  
    Pobladła, zachwiała się i spuściła wzrok. 
    - Co, nie spytasz, skąd o tym wiem?
    - Nie muszę – odpowiedziała.
    - No proszę, nawet wiesz, że was nakręcili. Nie lepiej było poprosić operatora, żeby zrobił to profesjonalnym sprzętem? Miałabyś wtedy zajebistą pamiątkę, na której mogłabyś nieźle zarobić. Wyszłoby z tego pierwszorzędne porno.
    - Proszę cię, przestań – przerwała mi, jednak ją zignorowałem.
    - Chociaż teraz też nie jest źle. Trochę ciemnawo, ale to da się skorygować. Chcesz to obejrzeć?
    - Nie – odpowiedziała, ocierając łzy z twarzy.
    - Naprawdę nie masz co płakać, miałaś zajebisty orgazm, wypadłaś bosko. No chodź, popatrz. – Podsunąłem jej pod nos laptopa, na którym włączyłem owe nagranie.
    - Błagam cię, wyłącz to.
    - Co wyłącz, przecież to jest świetne! Zaraz będzie mój ulubiony moment, jak koleś zaczyna pieścić ci sutki językiem, twoja ekspresja wprost cudowna. Mogłaś tylko trochę głośniej jęczeć, efekt byłby wtedy o wiele lepszy.
    - Przestań! – wrzasnęła i wytrąciła mi komputer z rąk. – Nie chciałam tego.
    - Wiem, kotku, przecież widzę, jak mu się wyrywasz – rzuciłem z udawanym współczuciem w głosie.
    - Jared, błagam cię, pozwól mi się wytłumaczyć.
    - Tu nie ma co tłumaczyć. Puściłaś się z kolegą z pracy!
    - Przepraszam. Bardzo, bardzo, ale to bardzo przepraszam. Błagam cię, wybacz mi.
    - To ja cię błagam, przestań się ośmieszać. Wyjdź z mojego domu i już nigdy więcej się tu nie pokazuj.
    - Jared...
    - Wynocha! – krzyknąłem. Tucker cała zapłakana wyszła. Gdy tylko drzwi się zamknęły, osunąłem się na kanapę i sam znów zacząłem płakać. – Karma, Leto, karma – rzuciłem sam do siebie i zakryłem twarz poduszką.
    Po godzinie użalania się nad sobą, nie wiedzieć czemu, wziąłem do ręki telefon i wybrałem numer Mary. Nie wiedziałem, co jej powiem, ale musiałem z nią porozmawiać. Po usłyszeniu jej głosu zdałem sobie sprawę z tego, że potrzebuję jej towarzystwa.
    - Mógłbym na jakiś czas do ciebie przyjechać? – Po zadaniu tego pytania powiedziałem King o moim rozstaniu z Kelly. W sumie wycieczka do Paryża była pomysłem spontanicznym, ale bardzo mi się przyda.





***





    - Długo tam będziesz? – spytał Shannon, gdy rozmawialiśmy rano przez telefon.
    - Nie mam pojęcia – odpowiedziałem. – Muszę się jakoś ogarnąć.
    Po skończonej rozmowie z bratem usłyszałem dzwonek do drzwi. Otworzyłem je i zobaczyłem Lucy.
    - I jak się trzymasz? – zapytała, wchodząc do mojego mieszkania.
    - A jak ci się wydaje?
    - Nie no, głupie pytanie. Szczerze mówiąc, byłam w szoku, gdy przeczytałam o tym, co zrobiła Kelly. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że ona i Evan mieli romans. Nikt na planie o tym nie wiedział.
    - Nie chcę cię wyganiać czy coś, ale za półtorej godziny mam samolot.
    - Samolot? Dokąd się wybierasz?
    - Do Paryża. Muszę się teraz od tego wszystkiego odciąć. 
     Na jej twarzy wyraźnie było widać rozczarowanie, ale nie zaprzątałem sobie tym głowy.
    - A co po powrocie?
    - Nie mam pojęcia. Pewnie będę żył dalej, tak jak gdyby nigdy nic.
    - Gdybyś potrzebował rozmowy, to możesz na mnie liczyć.
    - Dobra z ciebie dziewczyna – powiedziałem i pocałowałem ją w policzek. Lucy wyszła, a ja czekałem, aż przyjedzie po mnie mój brat. Kiedy w końcu się zjawił, wrzuciłem walizkę do bagażnika i wsiadłem do jego auta.
    - Które lotnisko? – zapytał.
    - LAX – odpowiedziałem, zakładając okulary przeciwsłoneczne.
    - Czyli mogę jechać na skrót.
    - Nie. Jedź przez centrum.
    - Przecież przez centrum będzie dłużej.
    - Ale musimy zajechać do Kelly.
    - Po co?
    - Muszę odzyskać swoją własność. 
    Shannon bez słowa skierował się w stronę mieszkania Tucker. 
    – Zaczekaj tu na mnie. – Wyszedłem z samochodu i po wzięciu trzech głębokich oddechów wszedłem do budynku. Drzwi mieszkania otworzyły się i moim oczom ukazała się moja już była narzeczona. Jej twarz była cała spuchnięta od płaczu, a oczy czerwone.
    - Cieszę się, że jesteś, naprawdę chcę ci to wszystko wyjaśnić.
    - Nie przyjechałem tu słuchać twoich wyjaśnień – odpowiedziałem chłodnym tonem.
    - Więc po co?
    - Oddaj mi pierścionek – rzuciłem, siląc się na obojętność, co nie przyszło mi łatwo.
    - Czyli ze mną zrywasz?
    - Już chyba wczoraj dałem ci to jasno do zrozumienia.
    - Jared, błagam...
    - Nie błagaj tylko oddaj ten pierścionek, bo mi się spieszy. 
    Spuściła wzrok, zsunęła ozdobę z palca i podała mi ją w drżącej dłoni.
    - Przepraszam – wydukała, a ja opuściłem jej mieszkanie. 
    Dobrze, że miałem okulary, przynajmniej nie widziała łez w moich oczach. 
    Wsadziłem biżuterię do kieszeni jeansów i z powrotem wsiadłem do czerwonego Audi. 








Marion:

    - Nawet nie wiesz, jak się boję tej jutrzejszej rozmowy.
    - A ja się boję, bo właśnie wchodzę ze Scottym do sklepu.
    - To współczuję.
    - Wiesz co, Al, jutro do ciebie wpadnę i opowiesz mi, jak poszło.
    - To w takim razie czekam na ciebie o czwartej.
    - To pa. – Rozłączyłam się i wzięłam koszyk. Sama myśl o tym, że miałam znaleźć się w sklepie z moim małym diabełkiem, przyprawiała mnie o ból głowy. – Chcesz wejść do wózka, kochanie?
    - Nie chcę – odpowiedział i weszliśmy do środka. Przysięgam, że zabiję tego, kto zdecydował się postawić półki ze słodyczami przy samym wejściu. – Chcę to, to, to, to, ooo i to, i to, i jeszcze to! – Scotty niczym nakręcony wrzucał do koszyka słodycze, których i tak nie będzie jadł. Zawsze tak robił. Brał rzeczy, patrząc jedynie na to, czy podoba mu się ich opakowanie.
    - Kochanie, nie zagalopowałeś się czasem? – zapytałam, gdy złapał za czekoladki, które kosztowały dziesięć dolarów.
    - Tata mi kupuje wszystko, co chcę.
    - Bo tatę na to stać – odpowiedziałam i odłożyłam opakowanie z powrotem na półkę, na co mój syn zareagował głośnym płaczem. W kategorii spełniania zachcianek, Jared rozpieścił go do granic możliwości. – Uspokój się.
    - Nie! Ja chcę czekoladki!
    - Wziąłeś już dużo czekoladek, wystarczy ci.
    - Ale ja chcę! – krzyknął i rozpłakał się na dobre.
    - Patrz, Scotty, jak się z ciebie dziewczynka śmieje – powiedziałam i wskazałam na małą blondyneczkę, która obok nas przechodziła. – Myśli sobie: taki duży chłopczyk, a płacze.
    - Nie płaczę – odpowiedział, nieco się uspokajając.
    - Bo to taki wstyd płakać w sklepie. Jak tata się o tym dowie, to będzie się z ciebie śmiał.
    - Nie! Nie mów tatusiowi, że płakałem! Ja już nie będę. 
    Szantaż to okrutna rzecz, ale tylko on działał na tego urwisa. 
    Już zupełnie spokojnie szedł koło mnie i przyglądał się półce z napojami.
    - Stój, Scotty, mama musi wziąć kawę. – Zatrzymałam się i zaczęłam szukać dużego opakowania Nescafe. To był mój błąd, bo kilka metrów dalej znajdowała się alejka z zabawkami. Mały, gdy tylko ją zobaczył, niczym zahipnotyzowany udał się w jej stronę. Już po chwili w jego rękach znalazły się jakieś plastikowe figurki i pluszowy miś. – Pięknie – rzuciłam sama do siebie i ruszyłam w stronę syna, by odłożyć wszystko, co wziął. Niestety, nie zdążyłam. Zawartość jego rączek spadła na podłogę, a Scotty podbiegł do stoiska z gazetami. – Bardzo przepraszam, zaraz to pozbieram – zwróciłam się do pracownicy sklepu, która właśnie stanęła obok mnie. Ta tylko spojrzała na mój brzuch i powiedziała, że zrobi to sama.
    - Wiem, jak to jest. Sama mam dwuletniego synka, który w sklepie dostaje wariacji. – Uśmiechnęła się do mnie, a ja podeszłam do swojego dziecka.
    - Tata! – rzucił podekscytowany i wskazał na gazetę, na której okładce znajdowało się zdjęcie Jareda.
    - Ano tata.
    - Kup mi to!
    - Kupię, ale pod warunkiem, że już o nic więcej dziś nie poprosisz i grzecznie usiądziesz w wózku.
    - Dobrze. 
    Słysząc to, wzięłam magazyn, który od razu ode mnie przechwycił i posadziłam go na miejscu dla dzieci. Był tak wpatrzony w zdjęcie ojca, że mogłam w spokoju dokończyć zakupy.
    - To wszystko? – zapytała kasjerka, gdy byliśmy już przy kasie.
    - Tak.
    - A to mój tatuś – powiedział Scotty, pokazując młodej dziewczynie gazetę. Chyba mu nie uwierzyła, bo na jej twarzy pojawił się uśmiech w stylu „wmawiaj sobie, kochanie, wmawiaj.”
    Gdy byliśmy już w domu, pierwszym, co zrobił mały, było pochwalenie się Harry’emu gazetą.
    - Zobacz, Harry, tatuś.
    - No widzę, widzę. Piękne zdjęcie.
    - No bo tatuś jest piękny, tak samo jak Scotty, co nie, mamo?
    - Tak, kochanie.
    - Charakterek to ma po ojcu – zaśmiał się mój mąż. – Ta skromność jest wprost urzekająca...
    Po zrobieniu herbaty usiedliśmy razem na kanapie i zaczęliśmy oglądać kolejny odcinek House’a. Po jakichś dziesięciu minutach dołączył do nas Scotty, oczywiście z gazetą w ręku.
    - W środku są jeszcze wujek Shannon i wujek Tomo.
    - Super – powiedziałam i przepuściłam go na środek. Kiedy na ekranie pojawiło się niemowlę, mojemu synowi włączył się tryb starszego brata.
    - Kiedy będzie nasz dzidziuś? – zapytał, patrząc na mnie.
    - Za pięć miesięcy.
    - A ile to jest na paluszkach?
    - Tyle – powiedziałam i pokazałam cała dłoń.
    - Wszystkie paluszki? O nie, to długo!
    - Szybko zleci. – Uśmiechnęłam się, a on przytulił się do mojego brzucha.
    - Scotty kocha maluszka, bardzo kocha...






Shannon:

    
    - Już z nim lepiej? – zapytała mama, gdy tylko wszedłem do jej mieszkania po tym, jak odwiozłem brata na lotnisko.
    - Trochę tak, ale minie sporo czasu, zanim mu się całkiem polepszy.
    - Ciekawe, czemu poleciał akurat do Paryża.
    - Nie wiem, mamo – odpowiedziałem, mimo iż dokładnie znałem powód, dla którego wybrał to miasto. Była nim oczywiście Mary, jednak nie chciałem denerwować naszej rodzicielki jeszcze bardziej.
    - A wydawała się taka porządna. Byłam pewna, że Jared się z nią ożeni.
    - No widzisz, pozory mylą, a tak gadał na Oksanę.
    - Na kogo? – spytała zaskoczona. Cholera jasna, na śmierć zapomniałem, że mama nic nie wiedziała! Ale chyba czas, by się dowiedziała. Skoro powiedziało się A, trzeba powiedzieć i B.
    - Na Oksanę, siostrę Kelly, moją dziewczynę.
    - Co?! Dopiero się rozwiodłeś i już masz kogoś nowego?!
    - No jakby ci to powiedzieć… Ja i Oksana spotykaliśmy się już wcześniej.
    - Chcesz mi powiedzieć, że umawiałeś się z nią, gdy jeszcze Cassie była twoją żoną?
    - No tak.
    - Czyli rozwiedliście się przez tą Tucker, a nie przez brak czasu?
    - No – odpowiedziałem nieco niepewnie, bo już słyszałem po jej głosie, że była wściekła.
    - Ty baranie! Myślałam, że się zmieniłeś, ale widzę, że ty dalej twardo idziesz w ślady ojca!
    Byłem pewien, że teraz o nim wspomni.
    -  Mamo, ale ja ją kocham. To nie jest przelotny romans, to prawdziwe uczucie.
    - Nie ośmieszaj się, Shannon, nie ośmieszaj. Wstyd mi za ciebie.
    - Nic nowego – burknąłem pod nosem.
    - Co powiedziałeś?
    - Całe życie powtarzałaś, że ci za mnie wstyd, ale na Jareda nigdy nie powiedziałaś złego słowa. Zawsze podkreślałaś, jaka to jesteś z niego dumna i jaki to on wspaniały. Ciągle tylko Jaredek to, Jaredek tamto, a Shannon? Shannon to pieprzony drań, który nie ma szacunku do kobiet i ciągle je wykorzystuje. A wiesz, co jest w tym wszystkim najzabawniejsze? To, że twój Jaredek w tej kwestii wcale nie był i nie jest lepszy ode mnie. To on zalicza większość fanek, które na dobrą sprawę mogłyby być jego córkami.
    - Skończ – przerwała mi.
    - Skończyłem – odpowiedziałem i ruszyłem w stronę wyjścia.
    - Shannon, gdzie idziesz?
    - Nieważne. – Trzasnąłem drzwiami i wsiadłem do samochodu. Mama była cholernie niesprawiedliwa. Nawet nie poznała Oksany, a już stwierdziła, że wcale się nie kochamy. Boże, widzisz, a nie grzmisz...